Logo Thing main logo

Ostatnie wpisy

Nota

Zmiany w Sądzie Najwyższym USA

26.04.2021

mgr Michał SkóraInstytut Nauk PrawnychUniwersytetu RzeszowskiegoDnia 26 października 2020 r. Senat USA stosunkiem głosów 52 do 48 zatwierdził nominacje Amy Coney Barrett na sędziego Sądu Najwyższego USA. Kandydatkę mianował Prezydent Donald Trump. Następnie w obecności głowy państwa, sędzia Clarence Thomas przyjął przysięgę złożoną przez nowego sędziego. Zakończyło to procedurę obsadzanie wakatu po śmierci liberalnej sędzi Ruth Ginsbur, która zmarła 18 września 2020 r. w wieku 87 lat po długiej walce z chorobą nowotworową. Sędzia Ginsburg była szczególnie znana ze swojego zaangażowania w przeciwdziałanie dyskryminacji ze względu na płeć, kolor skóry i orientację seksualną, a także była ikoną ruchów proaborcyjnych.Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych (ang, Supreme Court of the United States) jest najwyższym sądem w federalnym sądownictwie USA, który składa się z prezesa Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych oraz ośmiu sędziów (od roku 1869 r.). Ponadto jednym z jego głównych uprawnień jest kontrola zgodności działania legislatywy i egzekutywy zustawą zasadniczą. Kadencja sędziego ma dożywotni charakter, co ma zapewnić pełną niezawisłość oraz apolityczność. Sędzia może orzekać do czasu swojej rezygnacji, przejścia na emeryturę, śmierci lub usunięcia z urzędu. Wybór sędziego Sądu Najwyższego stanowi jedno z najistotniejszych prerogatyw prezydenta. Zwyczajowo głowa państwa nominując kandydata kieruje się jego światopoglądem. Następnie kandydatura musi zostać zatwierdzona przez Senat. Procedurę wyboru kończy przyjęcie przysięgi przez sędziego-nominata.Sędzia Amy Coney Barrett jest najmłodszym z obecnych sędziów Sądu Najwyższego, urodziła się 28 stycznia 1972 r. w Nowym Orleanie, w stanie Luizjana. W 1997 r ukończyła prawo w Notre Dame Law School. Po studiach w latach 1997-1998 pracowała jako urzędnik sądowy w Sądzie Apelacyjnym Stanów Zjednoczonych dla Okręgu Stanu Waszyngton. Następnie w 1998 roku współpracowała z legendarnym sędzią Antonim Scalii w Sądzie Najwyższym Stanów Zjednoczonych Ameryki, który uważany jest do dziś za ikonę konserwatywnego podejścia do prawa. Amy Coney Barrett pracowała też jako adwokat w Waszyngtonie. Następnie została zatrudniona jako profesor prawa w Notre Same Law School. W 2017 roku została mianowana sędzią Sądu Apelacyjnego Stanów Zjednoczonych dla Okręgu Siódmego (United States Court of Appeals for the Seventh Circul), gdzie orzekała do chwili nominacji, do Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych. Prywatnie żona Jesse M. Berretta, który jest prokuratorem federalnym, a także matka siedmiorga dzieci[1]. Sędzia Berrett jako gorliwa katoliczka znana jest ze swoich konserwatywnych poglądów. Jest zdecydowaną przeciwniczką aborcji oraz społeczności LGBTQ+, czym znaczącą różni się od swojej poprzedniczki, która walczyła z dyskryminacją homoseksualistów, o równouprawnienie płci, a także była zwolennikiem nieograniczonego dostępu do aborcji. Dodatkowo Amy Coney Barrett popierała politykę antyemigracyjną prowadzoną przez Prezydenta Donalda Trumpa.Wybór Amy Coney Barrett na sędziego Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych umocnił przewagę konserwatystów w dziewięcioosobowym trybunale, co niewątpliwie może wpłynąć w przyszłości na linię orzeczniczą w sprawach dotyczących m. in. dostępu do broni, prawa do aborcji czy praw osób homoseksualnych. Sprawa jest o tyle ważna, że obecny prezydent Joe Biden, w wielu powyższych kwestiach ma odmienne zdanie od swojego poprzednika i zapowiedział już zmiany w prawie. Wymowne, jest również pierwsze orzeczenie w którym uczestniczyła nowo wybrana sędzia, które udaremniło starania organizacji ekologicznej w zakresie dostępu do dokumentów w sprawie wpływu elektrowni na środowisko naturalne. Nadmienić warto ten fakt, ze względu na ofensywną politykę prezydenta Bidena w zakresie ekologii.Tab. Aktualny skład Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych (na dzień 06.04.2021 r.)Imię i Nazwisko SędziegoNominacja WiekData zaprzysiężeniaJohn Roberts (Prezes Sądu Najwyższego)George W. Bush6629.09.2005 rClarence ThomasGeorge H. W. Bush7323.10.1991 r.Stephen BreyerBill Clinton8303.08.2006 r.Samuel AlitoGeorge W. Bush7131.01.2006 r.Sonia SotomayorBarack Obama6708.08.2009 r.Elena KaganBarack Obama6107.08.2010 r.Neil GorsuchDonald Trump5410.04.2017 r.Berett KavanaughDonald Trump5606.10.2018 r.Amy Coney BarrettDonald Trump4927.10.2020 r.[1] Na podstawie: https://www.supremecourt.gov/about/biographies.aspx (dostęp z dnia 05.04.2021 r.)

Nota

Deficyt demokracji, a wybory prezydenckie w Beninie

21.04.2021

Republika Beninu to kraj w Afryce Zachodniej określany ówcześnie jako Republika Dahomey, która istniała w latach 1958– 1975. Graniczy z Togo na zachodzie, Nigerią na wschodzie, Burkina Faso na północnym zachodzie i Nigrem na północnym wschodzie. Większość populacji żyje na południowym wybrzeżu Zatoki Beninu, w części Zatoki Gwinejskiej, wysuniętej w kierunku Oceanu Atlantyckiego. Stolicą Beninu jest Porto-Novo, ale siedziba rządu znajduje się w Kotonu, największym mieście i stolicy gospodarczej. Państwo jest uzależnione od rolnictwa oraz eksportuje przede wszystkim bawełnę i olej palmowy.Obecny ustrój polityczny państwa ma swoje podstawy w Konstytucji Beninu z 1990 r., która doprowadziła do przekształcenia państwa na system demokratyczny w 1991 roku. Ustawa zasadnicza ugruntowała wolne i uczciwe wybory. Choć administracja wyborcza jest niezależna, wciąż pozostaje zdezorganizowaną. Autonomiczna Państwowa Komisja Wyborcza (fr. Commission Électorale Nationale Autonome - CENA), początkowo mianowana tymczasowo, została przekształcona w stały organ w 2014 roku, w którym to zorganizowała wybory parlamentarne i prezydenckie.W republice Beninu panuje system prezydencki, a na jego czele stoi Prezydent Patrice Talon, który zastąpił na tym stanowisku Thomasa Boni Yayi w 2016 roku. T. Yayi rządził nieprzerwanie przez dwie kadencje od 2006 roku i zgodnie z konstytucją był zobowiązany do ustąpienia. Mimo, że miał już protegowanego następcę ze swojego kręgu politycznego, premiera Lionela Zinsou, został on niespodziewanie pokonany przez P. Talonu. Od czasu tamtej elekcji, B. Yayi zawsze występował w opozycji do urzędującego prezydenta i ostatecznie w 2019 roku opuścił Benin, po tym jak jego rezydencję przez dwa miesiące oblężało wojsko i policja.Thomas Boni Yayi ma za sobą bardzo bogatą przeszłość polityczną, zarówno na szczeblu krajowym, jak i międzynarodowym. Był on m.in. prezesem Zachodnioafrykańskiego Banku Rozwoju, prezydentem Unii Afrykańskiej, członkiem rady zarządzającej Instytutu UNESCO ds. Kształcenia Ustawicznego, szefem kilku misji obserwacyjnych ECOWAS, a także założycielem partii politycznej Forces Cauris pour un Bénin émergent, która w latach 2006-2016 dominowała na scenie politycznej w Beninie. Wydaje się, że jego ucieczka z kraju była spowodowana porażką w wyborach prezydenckich w 2016 roku i brakiem realnego wpływu opozycji na sytuacje wewnętrzną od kilkunastu lat.Obecny prezydent wygrał wybory dość niespodziewanie, a jego postulaty znacznie różniły się od tych, które są regularnie prezentowane w państwach afrykańskich. Podczas kampanii obiecywał ograniczenie kadencji prezydenckiej do pojedynczego 6-letniego okresu, zamiast dotychczasowych, maksymalnie dwóch 5-letnich elekcji. Zapowiadał także ograniczenie władzy wykonawczej głowy państwa oraz zmniejszenie liczby osób zasiadających w rządzie, ale póki co, do proklamowanych zmian, wciąż nie doszło.Warto zwrócić również uwagę na reformę wyborczą w Beninie z 2018 roku. Wymaga ona, aby kandydaci do urzędów politycznych uzyskali minimum 10% poparcia od parlamentarzystów lub burmistrzów oraz posiadali znaczny zasób finansowy (380000 EUR w przypadku udziału w wyborach prezydenckich – najwięcej na kontynencie). Odsetek poparcia wydaje się niewielki, ale partia rządząca Union Progressiste dominuje w Zgromadzeniu Narodowym oraz radach lokalnych, po kontrowersyjnych wyborach parlamentarnych z 2019 roku. Wówczas w elekcji do Zgromadzenia Narodowego (83 miejsca) wzięły udział tylko 2 partie: Bloc Républicain oraz właśnie Union Progressiste. Oba ugrupowania były związane z urzędującym prezydentem, P. Talonem. Partie opozycyjne, wspierane przez T. Yayi, nie były w stanie utworzyć koalicji i nie zostały w ogóle zarejestrowane do wyborów. Wywołało to szereg protestów, podczas których policja użyła gazu łzawiącego, aresztowano działaczy opozycji i dziennikarzy politycznych, zablokowano platformy mediów społecznościowych oraz odłączono praktycznie całą łączność internetową w państwie. Frekwencja wyniosła zaledwie 23%. Bardzo ucierpiała na tym pozycja P. Talona, a wielu polityków i działaczy zarzuciło prezydentowi autorytaryzm oraz wezwało do organizacji nowych wyborów. Co więcej, Amnesty International wydało oświadczenie potępiające falę aresztowań działaczy politycznych i dziennikarzy oraz tłumienie pokojowych protestów. Obecnie w więzieniach przebywa około 100 więźniów politycznych, w tym kilkunastu z partii opozycyjnych, którzy mogliby stanowić poważne zagrożenie dla urzędującego prezydenta w walce o kolejną kadencję.Należy podkreślić, iż kolejne wybory prezydenckie odbędą się w Beninie 11 kwietnia 2021 roku, a obecny prezydent, Patrice Talon ubiega się o reelekcje. Prawdopodobnie wygra z łatwością wybory, z powodu braku równego przeciwnika (Patrice Talon rzeczywiście wygrał wybory z wynikiem 86,37% głosów - przyp. redakcji). Wprowadzona w 2019 roku ordynacja wyborcza, brak zjednoczonej opozycji, kryzys spowodowany koronawirusem, który P. Talon wykorzystał do promocji swojej kampanii poprzez organizację masowych testów i szczepień, zapewne pozwolą mu na utrzymanie przewagi i kolejne 5 lat rządów.Politykę P. Talona bardzo trudno podsumować. Nie dokonał on przełomowych zmian w Beninie, ale też nie zaszkodził obywatelom. Podjął próbę wprowadzenia zmian w systemie wyborczym oraz zacieśnił relację z Republiką Francuską. Ograniczył też rolę armii, przy jednoczesnym skutecznym zwalczaniu zagrożeń terrorystycznych. Wydaje się, że P. Talon jest w dużej mierze nieszkodliwym prezydentem, jednym z lepszych na kontynencie – jeśli brać pod uwagę większość autorytarnych rządów w Afryce, regularne zamachy stanu, zmiany konstytucji i wojny wewnętrzne. Ostatecznie Benin pozostaje słabą, ale jednak wciąż demokracją.

Nota

Dylematy szwajcarskiej soft power: Singapur czy UE?  

20.04.2021

Monika Maria BrzezińskaORCID: 0000-0001-9278-9931Szwajcaria zaczyna rewidować swoją politykę soft power, która w skomplikowanym świecie współzależności, stopniowo traci na znaczeniu. Jak powiedział w jednym z wywiadów dla NZZ am Sonntag były już prezes Banku Narodowego (Schweizerische Nationalbank) Philipp Hildebrand, stosowane do tej pory metody wywierania wpływu, zdezaktualizowały się. Coraz pilniejsze zatem wydaje się pytanie o to, w jaki sposób kraj ten chce chronić swoje interesy w ciągu najbliższych lat? Jaką powinien podążyć drogą, by nie zaprzepaścić dorobku wcześniejszych pokoleń? Jako najprostsze jawią się tu dwa scenariusze: albo członkostwo w UE, albo podążanie za singapurskim modelem. Oba rozwiązania nie wydają się idealne i budzą, zwłaszcza w debacie społecznej, szereg kontrowersji.KomentarzSzwajcaria zaliczana jest do jednego z najbogatszych państw świata (zajmuje drugie po Luksemburgu miejsce, z PKB wynoszącym 82 483 USD na osobę według danych za rok 2019). Jednak jak podkreśla Hildebrand, jej metody wywierania miękkiego wpływu tracą na znaczeniu. To czego Szwajcarii najbardziej brakuje oraz, co zdaniem byłego prezesa Schweizerische Nationalbank wymaga rewizji i nowej koncepcji, to dyplomacja finansowa. „Potrzebujemy długoterminowego planu strategicznego, podobnego do planu Singapuru”. Powinien on obejmować przede wszystkim państwowy fundusz inwestycyjny – uważa bankier.Obawy Hildebranda nie znajdują jednak, a przynajmniej na razie, potwierdzenia w opublikowanym ostatnio przez Brand Finance raporcie dotyczącym soft power. W 2021 r. Szwajcaria zajęła w nim bowiem 5 miejsce na 100 poddanych analizie gospodarek. Jest to oczywiście wypadkowa kilku uwzględnionych w badaniu czynników do których zaliczyć m.in. należy: wpływy (w tym stabilność polityczną, wysokie standardy etyczne, poszanowanie praw człowieka), wymianę biznesową, zarządzanie czy też „odporność” rynku na sytuację pandemiczną w kraju i na świecie. Globalny zatem wynik Szwajcaria, mimo trudnej sytuacji związanej z korona kryzysem, poprawiła w stosunku do ubiegłego roku, przesuwając się aż o trzy lokaty do góry.W aspekcie gospodarczym udało się Szwajcarii wzmocnić takie współczynniki jak: wpływy (awans o 2 pkt. na 11 miejsce) oraz stosunki międzynarodowe (6 pozycja i awans o 2 miejsca) w których to brano pod uwagę dyplomację, umiejętność rozwiazywania konfliktów, pomoc i wsparcie międzynarodowe oraz politykę klimatyczną.Osłabieniu jednak w porównaniu do 2020 r. uległy pozostałe kategorie determinujące globalny wynik soft power. W zakresie business & trade, w których brano pod uwagę łatwość prowadzenia biznesu, siłę oraz stabilność gospodarczą państwa, a także ulubione przez świat szwajcarskie marki, kraj ten odnotował spadek z 3 na 5 miejsce, dając się wyprzedzić USA oraz Chinom.Co interesujące Singapur w przedstawionym rankingu business & trade wcale nie wypadł najlepiej, gdyż uplasował się dopiero na 11 pozycji, choć przyznać należy, że również zdołał poprawić swoje wyniki aż o 4 pozycje. Jednak jego ogólna miękka moc nadal pozostaje na stałym poziomie (20 lokata). Skąd zatem szczególne zainteresowanie Hildebranda Singapurem? Być może dlatego, że kraj ten choć zaliczany jest do małych państw, doskonale radzi sobie zwłaszcza w takich dziedzinach jak cyfryzacja, wykwalifikowana kadra oraz budowa silnych zagranicznych mediów społecznościowych, które łączą kraj ze światowymi aktorami politycznymi. Wszystko to sprawia, iż niewielki Singapur staje się globalnym centrum finansów, biznesu, logistyki i innowacji, a jego perspektywy rozwoju w porównaniu do innych, nieustannie wzrastają.Pewną jawiącą się alternatywą dla poszukującej rozwiązań Szwajcarii wydaje się być UE, choć głosy samych jej obywateli zdają się tu być mocno podzielone. Unia bowiem nie wykazała się, zwłaszcza w okresie korona-kryzysu, ani silnym przywództwem ani zdolnościami radzenia sobie z problemami gospodarczymi swoich członków, którzy to raczej zostali skazani na poszukiwania samodzielnych rozwiązań w tej materii. Co więcej, dla samych Szwajcarów decydujący jednak pozostaje czynnik przywiązania do własnej neutralności, z której niechętnie rezygnują. Podążanie zatem za UE byłoby zwykłym lenistwem, wcale nie gwarantującym sukcesów. Szwajcarii zostaje zatem baczne przyglądanie się krajom azjatyckim, w tym być może Singapurowi właśnie.Źródła:Schweiz hat enorm an Einfluss verloren - sagt Ex-Nationalbankchef Hildebrand, Watson.ch 28 luty 2021, https://www.watson.ch/schweiz/international/537035445-ex-nationalbankchef-hildebrand-schweiz-hat-enorm-an-bedeutung-verloren?fbclid=IwAR1pDV5sylGzT0LEzqXued7ms3ygyIGDZ-9hg14eL0nW0Sn9A7KRWSVBMU4 (26.03.2021).Statista, Die 20 Länder mit dem größten Bruttoinlandsprodukt (BIP) pro Kopf im Jahr 2019, październik 2020, https://de.statista.com/statistik/daten/studie/166224/umfrage/ranking-der-20-laender-mit-dem-groessten-bruttoinlandsprodukt-pro-kopf/ (29.03.2021).Brand Finance, Switzerland, https://brandirectory.com/globalsoftpower/dashboard?page=Country+view&year=2021&metric=6&region=-1&country=52&xaxis=14&yaxis=1&size=15 (01.04.2021).The Soft Power 30, https://softpower30.com/country/singapore/ (01.04.2021).

Nota

Austria: nowy rząd, stare kryzysy

19.04.2021

Monika Maria BrzezińskaUniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawiee-mail: [email protected]: 0000-0001-9278-9931Zaledwie dwa miesiące po ukonstytuowaniu się nowego rządu w Austrii, turkusowo-zielona koalicja ÖVP i Grünen zaczyna mierzyć się z pierwszymi kryzysami. Jak się okazuje, powodów do wzajemnych nieporozumień jest coraz więcej. Na liście korupcyjnych polityków, powiązanych z podstawioną rosyjską agentką, pojawiają się coraz to nowe prominentne nazwiska. Co więcej, Austria nie przestaje żyć sprawą wydalonych z kraju do Gruzji i Armenii trzech urodzonych w Austrii muzułmańskich dziewcząt. Do tego dochodzą głosy krytykujące obecną politykę migracyjną i azylową, która to wprawdzie stała się przedmiotem umowy koalicyjnej, ale jak pokazuje doświadczenie, w praktyce stanowi płaszczyznę dalszych tarć politycznych. Napięcia dodaje reforma systemu finasowania partii politycznych w Austrii, co do której nie ma zgody w obrębie aktualnej koalicji rządowej.KomentarzVotum nieufności i upadek rządu ÖVP (Österreichische Volkspartei) i FPÖ (Freiheitlichen Partei Österreichs) w 2019 r. oraz przedterminowe wybory w Austrii z powodu tzw. afery z Ibizy, w tym wybór kolejnego już jego nowego składu (początek 2021 r.), miały nie tylko rozwiązać kryzys, ale i odbudować autorytet oraz zaufanie do austriackich polityków. Sebastianowi Kurzowi po raz kolejny udało się uzyskać legitymizację swojej władzy na stanowisku kanclerza, mimo iż przedstawiony przez niego gabinet, utworzony we współpracy z Grünen (Zieloni), jest - jak na austriackie warunki - politycznym ewenementem, nie mającym tam jak dotąd swojego precedensu. Ze względu jednak na nieustanne różnice poglądowe między wspomnianymi partiami, rodzą się obawy o to, czy koalicji uda się przetrwać obecną kadencję.Idealny w pierwotnych założeniach strategiczny plan austriackiej sceny politycznej w zakresie odzyskiwania wiarygodności z jednej strony (ÖVP) i dochodzenia do władzy z drugiej (Grünen), okazał się w praktyce politycznym wulkanem. Rozbieżności ideologiczne, zwłaszcza w zakresie polityki migracyjnej i azylowej, nieustannie budzą kontrowersje. Nadto sytuację ostatnio zaostrzyła deportacja trzech muzułmańskich dziewcząt, którym odmówiono prawa pobytu w Austrii. Wywołało to szeroki sprzeciw społeczny, włącznie z pokojowymi protestami młodzieży oraz wystąpieniem z partii rządzącej (ÖVP) jednego z burmistrzów ze wschodniej Styrii. Powstała sytuacja mimo podejmowanych prób jej rozwiązania, nie przyniosła jednak oczekiwanych rezultatów. Co więcej, wydalone z Austrii dzieci nie wróciły do kraju swoich narodzin, choć rozbudzona została szeroka dyskusja publiczna na temat prawa migracyjnego i praw dziecka. Powołana zaś do życia specjalna komisja parlamentarna ds. opieki nad dziećmi przy Ministerstwie Sprawiedliwości, oraz zobowiązanie rządu do rewizji aktualnych norm prawnych dotyczących procedur azylowych i prawa migracyjnego Austrii, zostały przyjęte bardzo sceptycznie. Zwłaszcza media oceniły je jako swoisty kamuflaż, mający na celu upozorowanie działań poprzez stworzenie kolejnej, nieskutecznej decyzyjnie komisji parlamentarnej.Co więcej, w połowie lutego wpłynął do Rady Narodowej (Nationalrat) wniosek opozycyjnej SPÖ o wotum nieufności wobec ministra finansów Gernota Blümela (ÖVP) podejrzanego o nielegalne finansowanie swojej partii i niezgodne z prawem powiązania ze spółką Novomatic zajmującej się branżą gier hazardowych. Padły także zarzuty o nadużycie urzędu, korupcję oraz przekupstwo. Tym razem jednak Zieloni zdecydowali się nie popierać wniosku przeciwko własnemu koalicjantowi, co sprawi, iż prawdopodobnie nie zyska on większości w Radzie Narodowej w stosunku do głosów płynących z opozycji (NEOS i SPÖ). Podejście to nasiliło zarzuty opinii publicznej wobec rządzącej koalicji o wzajemne tuszowanie afer i niepowodzeń.To nie koniec korupcyjnych oskarżeń. Również wobec byłego już ministra finansów Hartwiga Lögera (także z ÖVP) toczy się aktualnie sprawa przed Prokuraturą Gospodarczą i Korupcyjną (Wirtschafts- und Korruptionsstaatsanwaltschaft) o podejrzenie nielegalnych transferów finansowych na rzecz własnej partii. Löger pełnił funkcję przewodniczącego rady nadzorczej spółki Premiqamed, która to w latach 2017-18 miała przekazać na rzecz ÖVP 25000 euro. Sprawa jednak jest w toku, co dodatkowo podważa autorytet i negatywnie wpływa na medialny wizerunek rządzącej partii.Niejasności co do transferów finansowych na rzecz partii politycznych, wzmocnione dodatkowo kryzysem wywołanym przez Covid-19, rozpoczęły kolejną debatę nad zasadnością stawek państwowego dofinansowania partii z budżetu państwa. ÖVP wysunęła bowiem z propozycję, by ze względu na zaistniałą sytuację znacząco je obniżyć. Spotkało się to jednak z ogromnym niezadowoleniem Grünen, która z kolei nie chce pozostać przy redukcjach, ale proponuje całkowite wyeliminowanie corocznego wzrostu finansowania partii, uważając je za niezwykle wysokie. Zapowiada się zatem kolejna płaszczyzna sporów na linii turkusowo-zielonej kolacji, stawiająca jej stabilność pod dużym znakiem zapytania.

Nota

Totalitarny reżim w Erytrei, gdzie życie mieszkańców podporządkowane jest armii

16.04.2021

Erytrea to państwo w północno-zachodniej Afryce, ustanowione w 1952 r. przez Organizację Narodów Zjednoczonych jako autonomiczny region w ramach ówczesnej Federacji Etiopskiej. Wcześniej kraj ten podlegał włoskiemu zarządowi kolonialnemu do 1941 r., a następnie brytyjskiej kontroli administracyjnej. Etiopia nigdy nie pogodziła się z narzuconą zewnętrznie autonomią Erytrei, a przez to i brakiem dostępu do Morza Czerwonego. Aneksja Erytrei przez władze w Addis Abebie wywołała brutalną 30-letnią walkę o niepodległość, która zakończyła się w 1991 r., gdy erytrejscy rebelianci pokonali siły rządowe.Do dopełnienia procesów demokratycznych oraz państwa prawa, władze Erytrei mające swoją siedzibę w mieście Asmara, przeprowadziły referendum niepodległościowe w 1993 r. Podczas przemian ustrojowych został powołany na stanowisko prezydent Isaias Afwerki. Jest on jak dotąd jedynym zwierzchnikiem państwa, którzy sprawuje stanowisko nieprzerwanie od prawie 30 lat. Dodatkowo jest on prezesem jedynej legalnie funkcjonującej partii politycznej People’s Front for Democracy and Justice. Jego rządy oceniane są przez międzynarodowych komentatorów, a także organizacje takie jak Amnesty International[1] czy Reporters Without Borders[2] jako wysoce autokratyczne i represyjne.Rząd Atwerskiego stworzył wysoce zmilitaryzowane społeczeństwo, realizując program obowiązkowego poboru do służby wojskowej, w ramach służby mundurowej oraz cywilnej, na czas nieokreślony. Bohater walk o niepodległość Erytrei, obecny prezydent, eliminował swoich przeciwników stosując metody przemocy oraz wykorzystując skrajną lojalność względem swojej grupy władzy. Obywatele woleli jednak ufać takim działaniom, jakoby ich los w ramach suwerennego państwa miał się wreszcie odmienić. W 1997 r. uchwalono nową konstytucję. Jednakże przepisy ustawy zasadniczej funkcjonują jedynie na papierze, nie są ani respektowane, ani implementowane w aktach wykonawczych. Reżim jest bezwzględny, kontroluje, sabotuje i zamyka do więzienia wszystkich, którzy upominają się o poszanowanie zasad konstytucji. W ramach sceny politycznej funkcjonuje jedna partia, nawet poza obrębem parlamentu, gdyż ten został rozwiązany, podobnie jak wszystkie prywatne media oraz jedyny w kraju uniwersytet.Co nie powinno dziwić to fakt, iż jedyna instytucja, która pod rządami Isaiasa Afewerkiego się stale rozwija, to wojsko. Erytrejski dyktator nieustannie utrzymuje ją podtrzymując psychospołeczne wrażenie bycia w pełnej gotowości bojowej, w razie ponownej etiopskiej inwazji (wojny graniczne miały miejsce zasadniczo stale, z małymi przerwami na zawieszenie ognia, osiągane każdorazowo siłami pokojowymi organizacji międzynarodowych na czele z ONZ). Kiedy w 2013 r. grupa wojskowych decydentów domagała się reform, została szybko wtrącona do więzienia, dokonywano także aresztowań dziennikarzy, którzy próbowali nagłośnić działania dyktatora. Wielu z nich wciąż przebywa w więzieniu. Represje na przeciwnikach politycznych nadal trwają, podobnie jak przymusowy pobór do wojska i militaryzacja państwa[3].dr Joanna SiekieraFaculty of LawUniversity of Bergen, Norwayhttps://www.uib.no/en/persons/Joanna.Siekiera[1] Por. Amnesty International, Eritrea: https://www.amnesty.org/en/countries/africa/eritrea/ [dostęp 01.04.2021].[2] Reporters Without Borders, Eritrea: https://rsf.org/en/eritrea [dostęp 01.04.2021].[3] CIA, World Factbook, Eritrea:https://www.cia.gov/the-world-factbook/countries/eritrea/#people-and-society; O. Górznski, Erytrea, czyli państwo-więzienie. Stamtąd pochodzą uchodźcy, których przyjmie Polska “Wiadomości WP” (23.07.2015): https://wiadomosci.wp.pl/erytrea-czyli-panstwo-wiezienie-stamtad-pochodza-uchodzcy-ktorych-przyjmie-polska-6027734616581249a?nil=&src01=f1e45 [dostęp 01.04.2021].

Nota

Wybory w Izraelu – neverending story

16.04.2021

23 marca 2021 w Izraelu odbyły się wybory do Knesetu. Były to czwarte wybory parlamentarne w ciągu ostatnich dwóch lat. Marcowe głosowanie nie było przełomowe. Polityczny pat wciąż istnieje, a możliwość stworzenia rządu jest bardzo mało prawdopodobna. Ostatnie lata doskonale obrazują problemy, z jakimi borykają się izraelskie elity polityczne.Izrael charakteryzuje się poważnym rozdrobieniem sceny politycznej. W Państwie Żydowskim mamy do czynienia z niskim progiem wyborczym – dziś wynosi on 3,25%. Tak niska wartość utrwala rozdrobienie partyjne. W poprzednich wyborach do parlamentu dostało się 8 ugrupowań politycznych, a po marcowych wyborach w parlamencie znajdzie się 13 partii politycznych. Reprezentują one wszystkie prądy ideologiczne oraz, co charakterystyczne dla Izraela, w skład Knesetu wchodzą również partie arabskie i ugrupowania ultrareligijne.Największą partią pozostanie prawicowy Likud z premierem Beniaminem Netanjahu (30 madatów), 17 miejsc w Knesecie będzie miała liberalna Jesh Atid Jaira Lapida, 9 posłów reprezentować będzie ultraordodoksyjną partię sefardyjskich Żydów – Szas, 8 mandatów mają Biało-Niebiescy Benny’ego Ganza, po 7 przedstawicieli mają: prawicowa Jamina Naftalego Benneta, lewicowa Partia Pracy, aszkenadyjski ultarortodoksyjny Zjednoczony Judaizm Tory oraz rosyjskojęzyczna Israel Beitenu Awigdora Liebermana. Jedno miejsce mniej (6) zdobyli politycy czterech ugrupowań: arabskiej Zjednoczonej Listy, skrajnie prawicowi religijni-syjoniści, prawicowa Nowa Nadzieja Gideona Sa’ara, lewicowa Merec, a najmniejszą reprezentację (4 parlamentarzystów) będzie miała islamistyczna, arabska Ra’am Mansura Abbasa.Jednak nie tylko rozdrobnienie partyjne wpływa na kłopoty z tworzeniem rządu. Obecną sytuację polityczną trzeba wyjaśnić podkreślając kilka elementów.Należy pamiętać, że premier Beniamin Netanjahu ma wyjątkowo duży negatywny elektorat. Ciążą na nim zarzuty korupcyjne i nadużycia władzy. W ciągu ostatnich kilku lat Izraelczycy wychodzili na ulice domagając się rozliczenia premiera. Okolicznością, która chroni lidera Likudu przed pociągnięciem do odpowiedzialności karnej jest fakt, że wciąż pełni urząd premiera (chociaż i tak podejmowane są próby prowadzenia wobec niego postępowania procesowego). Dla Netanjahu stanie na czele izraelskiego rządu to nie tylko kwestia władzyi prestiżu; to także sprawa jego wolności. Nie byłby on pierwszym izraelskim, prominentnym politykiem, który trawiłby do więzienia.Nie tylko izraelskie społeczeństwo ma dość władzy Bibiego. Nie „trawi” go znaczna część izraelskiej sceny politycznej. Do jego najbardziej zadeklarowanych przeciwników należą jego byli koalicyjni partnerzy: Awigdor Liberman, Benny Ganz, Jair Lapid, Naftali Bennet oraz jego były partyjny kolega Gideon Sa’ar. Każdy z nich kiedyś ufał Netanjahu i każdy z nich przekonał się, że jest się jego współpracownikiem tylko do momentu, kiedy jest to wygodne i korzystne dla lidera Likudu. Netanjahu i tych polityków dzielą więc nie tylko różnice ideowe, ale również osobiste antypatie.Jednak mimo tak ogromnego negatywnego elektoratu Netanjahu wciąż cieszy się poparciem znacznej części izraelskich wyborców. Podczas ostatniej kampanii wyborczej jego sztab podkreślał dwa spektakularne sukcesy izraelskiego premiera. Pierwszy dotyczył polityki zagranicznej. Izrael dzięki wsparciu administracji prezydenta USA Donalda Trumpa doprowadził o uregulowania stosunków dyplomatycznych z czterema państwami arabskimi. Porozumienia Abrahamowe zostały podpisane kolejno ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Bahrajnem, Sudanem i Maroko. Było to niewątpliwe osiągnięcie. W kampanii wyborczej to Netanjahu był przedstawiany jako ojciec tego sukcesu.Może jeszcze bardziej spektakularne było jego dokonanie na scenie wewnątrzizraelskiej. To właśnie Izrael, za sprawą premiera, stał się światowym liderem w szybkości przeprowadzonej akcji szczepionkowej. Państwo Żydowskie zapewniło sobie wystarczającą liczbę dawek pozwalającą zaszczepić znaczną część społeczeństwa. By nie było wątpliwości, kto jest mężem opatrznościowym ratującym Izrael i jego gospodarkę, Netanjahu występował w reklamach propagujących kampanię szczepień.Polityczny pat w Izraelu spowodował jeszcze jedną, całkowicie wyjątkową sytuację. Okazało się, że na scenie politycznej pojawili się nowi kingmakerzy. Języczkiem uwagi stał się Naftali Bennet i Mansur Abbas. Formacje obu polityków nie zadeklarowały się jako stronnicy któregoś z obozów. O ich wsparcie zabiegał wiec i Likud i partie opozycyjne. O dziwo bliżej do Netanjahu było arabskiej partii islamistycznej niż prawicowemu ugrupowaniu Jamina. Bennet miał za sobą czas współpracy z premierem Netanjahu. Lider Jaminy, jak sądzę, nie miał z tego okresu dobrych wspomnień. Układ polityczny w Knesecie powodował jednak, że Bennet, który w Knesecie miał jedynie 7 mandatów, zaczął marzyć o stanowisku premiera.Ostatecznie prezydent Re’uwen Riwlin dał Beniaminowi Netanjahu możliwość stworzenia rządu. Jak można było się spodziewać, misja lidera Likudu zakończyła się fiaskiem. Prezydentowi nie pozostało nic innego jak wskazać Jaira Lapida, lidera Yesh Atid - drugiej co do wielkości partii w izraelskim parlamencie. Lapid zdawał sobie sprawę, że jedyną możliwością stworzenia rządu jest powstanie koalicji, w której skład wchodziłyby formacje prawicowe, centrowe i lewicowe, politycy religijni i zwolennicy świeckiego państwa, parlamentarzyści liberałowie oraz ci, którzy deklarują się jako socjaliści. Rząd, który miałby powstać, byłby wyjątkowo (nawet jak na warunki izraelskie) niespójny jeśli chodzi o ideologię i w zasadzie łączyłaby go jedynie chęć odsunięcia od władzy Beniamina Netanjahu.Niemniej jednak rozmowy między liderami opozycji mogły przynieść efekt w postaci utworzenia koalicyjnego gabinetu. Gdy wydawało się to prawdopodobne, najpierw doszło do zamieszek żydowsko-arabskich w samym Izraelu, a od 10 maja do otwartego konfliktu pomiędzy Izraelem a rządzącym w Strefie Gazy Hamasem. 14 maja Nafatali Bennet wycofał się z rozmów z Lairem Lapidem i zdecydował, że w tej sytuacji powinien powstać rząd jedności narodowej. Sam Lapid oświadczył, że nadal będzie próbował skonstruować nowy gabinet, ale szanse na jego stworzenie znacznie zmalały. Znów na horyzoncie majaczy wizja nowych wyborów.Jednak ich wynik może ponownie otworzyć drogę do kolejnego rządu z Beniaminem Netanjahu. Nieprzejednana postawa Bibiego w walce z Hamasem znów przysparza mu zwolenników. Dla dużej części Żydów to właśnie on był, jest i pewno będzie gwarantem ich bezpieczeństwa.Może się okazać, że w Izraelu są tylko dwie możliwości – niekończące się wybory lub rząd Beniamina Netanjahu. Dla dużej części Izraelczyków oba scenariusze są tak samo niedobre.

Nota

Pierwsze demokratyczne wybory prezydenckie w Nigrze na tle konfliktów wewnętrznych

06.04.2021

Republika Nigru to państwo śródlądowe w Afryce Zachodniej, nazwane na cześć rzeki Niger. Niepodległość od Republiki Francuskiej uzyskała w 1960 roku. Zajmuje powierzchnię prawie 1 270 000 km2, co czyni go największym krajem Afryki Zachodniej, ale ponad 80% znajduje się na Saharze. Przeważa w nim populacja wyznawców Islamu, stanowiąca około 22 z 24 milionów mieszkańców. Gospodarka opiera się na rolnictwie, w tym głównie zwierzętach hodowlanych. Co ważne, na terytorium państwa znajdują się także jedne z największych na świecie złóż uranu.System polityczny w Nigrze ma charakter półprezydenckiej republiki demokratycznej, w której prezydent jest głową państwa, a premier szefem rządu. Obowiązuje również system wielopartyjny. Władzę wykonawczą sprawuje rząd, który wraz ze Zgromadzeniem Narodowym (jednoizbowy parlament Nigru) współtworzy władzę ustawodawczą.27 grudnia 2020 roku przeprowadzono wybory parlamentarne celem wybrania członków Zgromadzenia Narodowego. Od 2013 roku w skład izby wchodzi 171 deputowanych (wcześniej 113). Jednakże z uwagi na to, że aż do teraz nie przeprowadzono wyborów za granicą, obecna liczba członków to 166. Najwięcej głosów do parlamentu uzyskała partia urzędującego prezydenta: Nigeryjska Partia Demokracji i Socjalizmu (fr. Parti nigérien pour la démocratie et le socialisme), zdobywając aż 79 miejsc.Jednocześnie w tym samym terminie odbyła się pierwsza tura wyborów prezydenckich, które wygrał Mohamed Bazoum. M. Bazoum uzyskał 39,30% głosów, a były Prezydent, Mahamane Ousmane (czwarty z kolei w latach 1993 – 1996) zajął drugie miejsce z wynikiem 16,99%. W związku z tym 21 lutego 2021 r., odbyła się między nimi druga runda, mająca na celu wyłonienie kolejnego prezydenta kraju. 23 lutego Niezależna Państwowa Komisja Wyborcza (Commission Electorale Nationale Indépendante - CÉNI) ogłosiła, że Mohamed Bazoum, były minister spraw wewnętrznych i kandydat partii rządzącej, wygrał drugą turę wyborów prezydenckich zdobywając 55,67% ważnych głosów. Frekwencja w pierwszej rundzie wyniosła 70% a w drugiej 63%.Po ogłoszeniu wyników prezydentury, które zostały zakwestionowane przez opozycję, doszło do masowych protestów. Już pierwszego dnia zginęły dwie osoby, a ponad 450 osób zostało aresztowanych. Należał do nich były szef sztabu sił zbrojnych Moumouni Boureima, oskarżony o bycie „przywódcą” demonstracji. Tylko od stycznia w ich skutek, życie straciło 250 osób. Po raz pierwszy w historii państwa doszło do przerwy w dostępie do Internetu, spowodowanych napięciami politycznymi. Wskazuje się, że Niger nie doświadczył kryzysu powyborczego na taką skalę od 1996 roku. Z drugiej strony, od czasu uzyskania niepodległości w 1960 r., nigdy nie doszło do płynnego przekazania władzy między dwoma demokratycznie wybranymi prezydentami. Wręcz przeciwnie, w państwie doszło już do czterech zamachów stanu. Ponadto 21 marca 2021 roku Trybunał Konstytucyjny w Nigrze potwierdził zwycięstwo Mohameda Bazouma w wyborach prezydenckich, co wywołało kolejną falę protestów, gdyż opozycja przedstawiła ponad 3000 wniosków wskazujących na uchybienia podczas drugiej tury wyborów. Oprócz tego, regularnie dochodzi do wykorzystywania służb bezpieczeństwa do kontroli i aresztowań opozycji, która podżega do protestów. Mimo powyższych okoliczności, 2 kwietnia 2021 r., M. Bazouma został zaprzysiężony na prezydenta Nigru.Warto zaznaczyć, że kraj stoi w obliczu kryzysu bezpieczeństwa wewnętrznego. Dodatkowych zagrożeń przysparza jego lokalizacja. W sąsiedzkim Mali trwają zmagania z terrorystami. Działające w Nigerii, Boko Haram regularnie przeprowadza ataki na terytorium Nigru, a Libia wciąż pochłonięta jest wojną. W ostatnich miesiącach Niger był celem kilkudziesięciu ataków terrorystycznych, chociażby podczas drugiej tury wyborów prezydenckich, gdy siedmiu członków komisji wyborczej zginęło w eksplozji ich pojazdu na zachodzie państwa.Mohamed Bazoum, nowy prezydent Republiki Nigru, obiecał uczynić bezpieczeństwo i edukację dwoma priorytetami swojego mandatu. Były minister spraw wewnętrznych będzie mógł polegać na 1200 żołnierzach z Czadu, którzy są rozmieszczeni na terytorium kraju, równolegle z 5100 żołnierzami Barkhane, przemierzającymi ten obszar w celu powstrzymania terroryzmu w regionie Sahelu.Obecnie Niger zmaga się z walkami wewnętrznymi pomiędzy opozycją, której liderem jest Mahamane Ousmane, a partią rządzącą z prezydentem na czele. Ponadto staje się on coraz częściej celem terrorystów, a dostępne środki bezpieczeństwa mogą okazać się niewystarczające, co czyni Niger jeszcze bardziej podatnym na wewnętrzną destabilizację.

Nota

Czy Porozumienie z Waszyngtonu oznacza nową rzeczywistość geopolityczną dla Serbii?

01.04.2021

Mimo, że "Porozumienie o normalizacji stosunków gospodarczych" między Serbią a Kosowem podpisane w Waszyngtonie 4 września 2020 roku wydaje się skupiać "tylko" na normalizacji więzi ekonomicznych przez ułatwienie dwustronnego handlu między Belgradem a Prištiną, może okazać się geopolitycznie przełomowe dla Serbii. Dlaczego?Serbia znajduje się pod silną presją dyplomatyczną mającą na celu zmianę strategiczną polityki zagranicznej opartej na jej neutralności wojskowej. Fakt, że od marca 2012 roku pozostaje kandydatem do członkostwa w Unii Europejskiej, a od stycznia 2014 roku prowadzi negocjacje akcesyjne również nie sprzyja realizacji tej strategii. Kolejną nie sprzyjającą okolicznością w kontekście bezpieczeństwa geopolitycznego jest otoczenie Serbii. Chorwacja, Węgry, Czarnogóra, Bułgaria, Rumunia, Macedonia Północna to członkowie NATO, a siły wojskowe tego sojuszu obecne są także w Kosowie (KFOR, baza Bondsteel). Z drugiej strony, Serbia jest zarówno członkiem Partnerstwa dla Pokoju (PFP) reformującym swój system wojskowy i bezpieczeństwa zgodnie ze standardami NATO, jednocześnie budując silne więzi z Euroazjatycką Unią Gospodarczą oraz Turcją. Mimo, że ostatnio udało się przyłączyć do Sojuszu Północnoatlantyckiego Czarnogórę (w 2017 roku) i Macedonię Północną (w 2020 roku), dla Stanów Zjednoczonych nowa architektura geopolityczna regionu nie zostanie zakończona bez wzięcia Serbii pod kontrolę. Dlatego w warunkach zauważalnego impasu w procesie rozszerzenia UE, proces integracji bezpieczeństwa (przystąpienia do NATO) zaczął nabierać tempa. Wydaje się, że władze Stanów Zjednoczonych zdają sobie sprawę, że nadszedł czas na geopolityczne ukształtowanie regionu zgodnie z zachodnimi interesami geoekonomicznymi i geopolitycznymi, co ostatecznie ma wyeliminować podobne rosyjskie (również chińskie) interesy w regionie. "Porozumienie o normalizacji stosunków gospodarczych" należy właśnie interpretować w ten sposób.Jednocześnie w Serbii Porozumienie znalazło się w centrum zainteresowania opinii publicznej, ze względu na charakter otwarcie kwestionujący dotychczasowe miejsce i pozycje Rosji i Chin w polityce wewnętrznej i zagranicznej Serbii. Porozumienie przewiduje m.in. dywersyfikację dostaw energii, co wyraźnie narusza strategiczne interesy Rosji w Serbii (i na Bałkanach Zachodnich). Słowem, Serbia jest zmuszona wyrzucić Rosję jako swojego strategicznego partnera z gry o dominację w regionie, ponieważ zobowiązała się do kupowania energii z Zachodu, mimo że jest ona droższa od rosyjskiej. Pod znakiem zapytania pozostaje uczestnictwo Serbii w projekcie gazociągu „Potok Turecki”, który obecnie prowadzi z Rosji tylko do Turcji i Bułgarii. Prezydent Aleksandar Vučić podczas uroczystego otwarcia projektu w Stambule na początku 2020 roku oświadczył, że Serbia dołączy do sieci w maju lub wrześniu bieżącego roku, co jeszcze nie nastąpiło, a po Porozumieniu z Waszyngtonu okaże się, czy to się ostatecznie wydarzy. Serbia zobowiązuje się również nie korzystać z chińskiej technologii 5G, chociaż prezydent Vučić zaledwie pół roku temu wysłał list do prezydenta Chin nazywając go "bratem Xi", któremu przysiągł "stuletnią i stalową przyjaźń". Z drugiej strony, najbardziej kontrowersyjnym w opinii publicznej zapisem z Porozumienia jest ten, zgodnie z którym Serbia zgadza się przenieść swoją ambasadę z Tel Awiwu do Jerozolimy. To stoi w sprzeczności z decyzjami i interesami UE, do której przynajmniej deklaratywnie Serbia dąży, ale jest także sprzeczne z interesami państw arabskich, Turcji, Rosji, która również nie uznaje Jerozolimy za stolicę Izraela.Niemniej jednak, otwartym pytaniem pozostaje, czy postanowienia Porozumienia nie są tylko kontynuacją już istniejącej tendencji zmiany kursu serbskiej polityki wobec najważniejszego dotychczasowego strategicznego partnera – Rosji? Na przykład, stopniowe napięcie w relacjach z Rosją można było zaobserwować wiosną roku 2020, po wybuchu pandemii COVID-19, kiedy w prorządowych mediach nadzwyczaj silnie podkreślano przybycie chińskich lekarzy i sprzętu do Serbii, podczas gdy podobna pomoc z Rosji w mediach była minimalizowana. Kolejna przykra informacja dla Moskwy pojawiła się na początku sierpnia 2020 roku, kiedy ogłoszono, że Serbia kupuje z Chin system rakietowy obrony powietrznej FK-3. Wówczas prorządowe media rosyjskie nie kryły rozczarowania, że ​​Serbia nie zamówiła rosyjskiej broni z systemu S-300. Uważa się, władze serbskie w ten sposób wysłały sygnał Moskwie, że Serbia nie jest skazana wyłącznie na dostawy rosyjskiej broni. Kolejnym sygnałem dla Moskwy była podpisana 27 sierpnia 2020 roku przez władze Serbii deklaracja UE (z 11 sierpnia 2020 roku) w sprawie wyborów prezydenckich na Białorusi, w której stwierdzono m.in., że "wybory nie były ani wolne, ani uczciwe". Wystarczy przypomnieć, że prezydent Rosji bezkompromisowo popiera prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenkę i publicznie udziela mu poparcia. We wrześniu 2020 roku, dzień przed rozpoczęciem ćwiczeń wojskowych "Bractwo Słowiańskie 2020" na Białorusi, Serbia zrezygnowała z uczestnictwa w nich. To tradycyjne trójstronne rosyjsko-białorusko-serbskie ćwiczenia wojskowe odbywające się regularnie od roku 2015 na przemian w państwach uczestniczących. Władze Serbii tłumaczyły swoją rezygnację naciskami z UE, która nie aprobuje współpracy z władzami białoruskimi w związku z kwestionowaną legalnością wyborów prezydenckich w tym państwie.Podsumowując. Porozumienie waszyngtońskie, zawarte za pośrednictwem strony trzeciej – Stanów Zjednoczonych, jest prawnie wiążącym dokumentem, na mocy którego Serbia pośrednio, ale de iure uznała niepodległość Kosowa (punkt 15: w ciągu roku od daty podpisania porozumienia Kosowo może zwrócić się do ONZ o możliwość przystąpienia do tej organizacji bez sprzeciwu Serbii). Nie ulega wątpliwości, że Porozumienie wpisywało się w rolę kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa, mającej na celu zapewnienie mu kolejnej kadencji. Niemniej, ten akt dyplomatyczny z pewnością zmienia sytuację geopolityczną na Bałkanach Zachodnich. Nowa matryca geopolityczna zaprojektowana przez administrację amerykańską zmniejsza wpływy UE w regionie, zwłaszcza Niemiec i Francji, które będą musiały polegać w dużej mierze na Stanach Zjednoczonych w swoich dalszych działaniach w regionie.A co z Serbią? Czy rzeczywiście jakościowo wzmocniła swoje położenie geopolityczne po podpisanym porozumieniu?Zantagonizowała Rosję godząc się na dywersyfikację energetyczną (punkt 8 Porozumienia), co może stanowić duże wyzwanie dla Serbii ze względu na fakt, że Rosja ma większościowy udział w serbskim monopoliście energetycznym NIS (Nafta Industrija Srbije)Zantagonizowała Chiny ze względu na zakaz korzystania z chińskiej technologii telekomunikacyjnej (punkt 9 Porozumienia)Zantagonizowała Iran godząc się na uznanie Hezbollahu za organizację terrorystyczną (punkt 14 Porozumienia)Zantagonizowała Unię Europejską godząc się na przeniesienie ambasady z Tel Awiwu do Jerozolimy (punkt 16 Porozumienia).Pozostaje więc pytanie na ile coraz bardziej otwarta polityka proamerykańska zdoła zrekompensować powyższe antagonizmy? Na ile możliwe będzie utrzymywanie polityki neutralności wojskowej po Porozumieniu waszyngtońskim? Czy w obliczu nowej wyłaniającej się rzeczywistości geopolitycznej na arenie globalnej (szczególnie w nowej po-Covidowej odsłonie) warto stawiać na Stany Zjednoczone? I w końcu, na ile obecna polityka zagraniczna Serbii jest rzeczywiście do końca przemyślana, a nie jest wyrazem ad hoc podejmowanych decyzji przez mniej lub bardziej dyletanckich polityków?Wydaje się, że Porozumienie z Waszyngtonu stawia więcej pytań niż udziela odpowiedzi dla Serbii i regionu.

Nota

Aneksja Zachodniego Brzegu przez Izrael – czy to w ogóle jest możliwe?

22.03.2021

1 lipca 2020 r. izraelski rząd miał ogłosić szczegóły planu aneksji części Zachodniego Brzegu. Nic takiego nie nastąpiło. Dlaczego?Zachodni Brzeg obok Jerozolimy Wschodniej, Strefy Gazy, półwyspu Synaj i Wzgórz Golan został zajęty przez wojska izraelskie w trakcie wojny sześciodniowej (1967). Społeczność międzynarodowa zareagowała na zmiany graniczne. Rezolucja nr 242 Rady Bezpieczeństwa przewidywała wycofanie izraelskich wojsk z terenów zajętych w wyniku wojny.Władze w Tel Awiwie nigdy nie spełniły tego żądania. Ostatecznie po podpisaniu porozumienia pokojowego z Egiptem Izrael zdecydował się oddać Kairowi zajęty w 1967 r. Półwysep Synaj. Mimo prowadzonych rokowań pokojowych z innymi państwami regionu nie doszło do innych zmian granicznych. Państwo Żydowskie twierdziło, że w zasadzie zrealizowało zapisy rezolucji Rady Bezpieczeństwa. W jej tekście nie znalazła się bowiem informacja, że Izrael ma wycofać się ze wszystkich zajętych obszarów, a przecież już zdecydował się opuścić Półwysep Synaj.Upadek dwubiegunowego świata dał również nadzieję na trwały pokój na Bliskim Wschodzie. W 1994 r. doszło do podpisania porozumienia pokojowego pomiędzy Izraelem a Jordanią, a negocjacje izraelsko-palestyńskie doprowadziły do powstania Autonomii Palestyńskiej. Tel Awiw zdecydował się przekazać nowo powstałej Autonomii władzę nad Strefą Gazy i częścią obszaru Zachodniego Brzegu. Do ostatecznego pokoju między dwoma skonfliktowanymi narodami miało dojść przed końcem stulecia. Niestety rozpoczęte w lipcu 2000 r. negocjacje w Camp David skończyły się fiaskiem. Od tamtego czasu spór izraelsko-palestyńskich cały czas się zaostrzał.Tuż po zajęciu Zachodniego Brzegu rozpoczął się proces osiedlania się Żydów na tym obszarze. Żydowskie osadnictwo rozwijało się bez względu na to, czy w Tel Awiwie rządy sprawowały gabinety lewicowe czy też prawicowe. Z każdym rokiem przybywało nowych osadników. Duża ich część traktowała swoją obecność na terenie Judei i Samarii (tak w nomenklaturze izraelskie nazywają się te tereny) jako misję, której wypełnienie polecił im sam Bóg.Żydowskie osiedla powstawały z reguły na obszarach strategicznych, tuż przy ujęciach wody. Władze w Tel Awiwie ze zrozumieniem przyjmowały decyzję swych obywateli często podejmując działania, które miały wspierać nowych żydowskich mieszkańców tych obszarów. System ulg, subwencji i dotacji miał skłaniać nowych osadników do decyzji o zamieszkaniu na terenie Zachodniego Brzegu.Najlepiej o rozwoju osadnictwa mówią liczby. W 1972 r. było około 1500 osadników, w 1982 r., już około 22 tys., dziesięć lat później 105,5 tys., a na początku tego wieku ich liczba się podwoiła. W 2010 r. na Zachodnim Brzegu mieszkało już 311 tys. Żydów, a w zeszłym roku (2019) ponad 441 tys. Status prawny osadników żydowskich nie różni się od pozycji prawnej mieszkańców Izraela. Wszyscy oni są obywatelami państwa i mają te same prawa co ich rodacy mieszkający w uznanych przez społeczność międzynarodową granicach państwa.Mimo dużej liczby Żydów na obszarze Zachodniego Brzegu izraelskie władze nie zdecydowały się na aneksję jakiejkolwiek jego części. Rząd w Tel Awiwie nie wahał się podjąć takiej decyzji w stosunku do Wschodniej Jerozolimy. W 1980 r. oficjalnie włączono tę część miasta w granice Państwa Żydowskiego. Wśród izraelskich polityków, przede wszystkim prawicowych, zdarzali się tacy, którzy gotowi byli anektować także obszar Zachodniego Brzegu (albo jego części). Jednak mainstream nie godził się na takie rozwiązanie. Sytuacja zaczęła się zmieniać, kiedy do władzy doszedł Beniamin Netanjahu.Lider Partii Likud poszukując potencjalnych wyborców starał się przekonać do siebie Izraelczyków o prawicowo-narodowych poglądach. W kilku ostatnich latach przekonywał ich deklarując gotowość włączenia części Zachodniego Brzegu w skład Państwa Żydowskiego.Sytuacja międzynarodowa, z punktu widzenia Izraela, była sprzyjająca. Państwa regionu miały swoje poważne problemy i koncentrowały się na innych kwestiach, a administracja amerykańska była wyjątkowo przychylna. To za rządów Donalda Trumpa Stany Zjednoczone zdecydowały się przenieść swoją ambasadę do Jerozolimy, a sekretarz stanu Mike Pompeo w listopadzie 2019 r. twierdził, że zajęcie części Zachodniego Brzegu przez Izrael nie byłoby niezgodne z prawem międzynarodowym.Plan aneksji został też przewidziany w przygotowanym w styczniu 2020 r. przez Amerykanów planie pokojowym dla Bliskiego Wschodu. Jednym z jego podstawowych zapisów była zgoda na zajęcie części Zachodniego Brzegu.Wydawało się, że nic nie stanie na przeszkodzie w realizacji tego posunięcia. Nawet podpisana w kwietniu 2020 r. umowa koalicyjna tworząca nowy rząd pod przywództwem Beniamina Netanjahu zakładała, że 1 lipca zapadnie decyzja o poszerzeniu granic Izraela.Rząd w Tel Awiwie nie zdecydował się jednak na taki ruch. Co stanęło na przeszkodzie? Złożyło się na to kilka powodów.Trzeba pamiętać, że lider Likudu Beniamin Netanjahu postulat aneksji podnosił przede wszystkim podczas kampanii wyborczej. Premier starał się pozyskać prawicowych wyborców, których znaczna część jest mieszkańcami osad. Netanjahu zdawał sobie sprawę, że trudno będzie zdobyć głosy centrowo i lewicowo zorientowanych Izraelczyków. Poza tym zwycięstwo w wyborach było dla niego czymś więcej niż możliwością kontynuacji swojej polityki. Dawało ono również nadzieję, że opóźni ono toczone przeciwko niemu postępowania sądowe. Za korupcje, nadużycia zaufania i defraudacje grozi mu bowiem do dziesięciu lat więzienia.Likud wygrał wybory. Stworzył koalicję jedności narodowej. Netanjahu został premierem. Podstawowe cele zostały osiągnięte. Presja na realizację projektu aneksji osłabła.Równie ważnym powodem odroczenia decyzji o aneksji było stanowisko Stanów Zjednoczonych. Wprawdzie pomysł aneksji pojawił się w planie pokojowym Donalda Trumpa (styczeń 2020), ale konkretna decyzja miała zależeć od „zapalenia zielonego światła” przez administrację prezydenta Trumpa. Minister obrony i przywódca koalicyjnej partii Biało-Niebiescy Benny Ganz uzasadniając decyzję o przesunięciu terminu aneksji powołał się na brak jednoznacznego wsparcia takiego posunięcia ze strony USA. Jednak nawet gdyby Amerykanie czytelnie poparli projekt, Netanjahu i tak mógłby się wstrzymać. Premier Izraela zdawał sobie sprawę, że wybory w Stanach Zjednoczonych mógł wygrać Joe Biden (co zresztą miało miejsce), a kandydat Demokratów wcale nie był takim zapalonym zwolennikiem aneksji. Netanjahu nie zamierzał zaczynać współpracy z nowym lokatorem Białego Domu od niepotrzebnego napięcia. Wsparcie USA jest Izraelowi potrzebne przede wszystkim w rywalizacji z Iranem. Podstawowym celem premiera Netanjahu jest przekonanie amerykańskiej administracji do twardego kursu wobec Teheranu.Tel Awiwowi nie zależało również na antagonizowaniu krajów arabskich. Nigdy wcześniej w historii Izrael nie miał tak dobrych relacji z krajami arabskimi. W 2020 r. zostały podpisane porozumienia „o normalizacji” ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Bahrajnem i Sudanem. Znaczenie ociepliły się również relacje z najważniejszym państwem regionu – Arabią Saudyjską. Tel Awiw i Rijad dzieli wiele, ale zbliża je wspólna niechęć do Iranu.Decyzja o aneksji mogłaby wpłynąć negatywnie na obraz Izraela w regionie. Tym bardziej, że Jordania i Egipt (dwa sąsiednie państwa, które podpisały porozumienie pokojowe z Izraelem) bardzo krytycznie oceniają potencjalne posunięcie rządu w Tel Awiwie. Król Jordanii Abdullah nie wahał się nawet zapowiedzieć, że gdyby Izrael dokonał aneksji Zachodniego Brzegu, doprowadziłoby to do wielkiego konfliktu z Haszymidzkim Królestwem Jordanii. Tel Awiw nie może lekceważyć słów jordańskiego monarchy. Pomoc sąsiada jest mu potrzebna przede wszystkim w zakresie zapewniania bezpieczeństwa. Możliwe byłoby również zawieszenie, a może nawet wypowiedzenie izraelsko-jordańskiej umowy gazowej.Na decyzję Netanjahu miała również wpływ opozycja państw Unii Europejskiej. Prawdopodobnie nie doszłoby jednak do jakiś wymiernych antyizraelskich działań podjętych przez organy Unii. Wprawdzie zapowiedziano wykluczenie Izraela z programów takich jak Horyzont 2020 i Erasmus+ czy restrykcje wobec produktów pochodzących z terytoriów okupowanych, ale, jak wiadomo, niełatwe jest przyjęcie tego rodzaju decyzji. Wymagają one jednomyślności państw. Część krajów uważanych za proizraelskie (np. Republika Czeska, Węgry) z całą pewnością by ich nie poparło.Nie jest jednak wykluczone, że niektóre państwa mogłyby zdecydować się na jakieś dyplomatyczne działania (np. Belgia, Hiszpania, Francja, Irlandia, Luksemburg, Szwecja). Izraelskie plany skrytykowały oficjalnie najważniejsze kraje Unii: Niemcy, Francja, a nawet Wielka Brytania. Premier Boris Johnson nie wahał się nawet stwierdzić, że aneksja ostatecznie zaszkodzi Izraelowi i uniemożliwi mu osiągnięcie „dalekosiężnych celów”. Negatywne były również reakcje niektórych społeczeństw państw unijnych. Z całą pewnością wzmocniłby się ruch BDS propagujący bojkot towarów izraelskich.Aneksja mogłoby też wpłynąć na postawę organizacji międzynarodowych. Zgromadzenie Ogólne przyjęłoby rezolucję potępiającą Tel Awiw i nie byłoby to zaskoczeniem. Organy ONZ niejednokrotnie wyrażały się krytycznie wobec postępowania Izraela. Możliwe byłoby też rozpoczęcie oficjalnego śledztwa przez Międzynarodowy Trybunał Karny. Nie miałoby ono wymiernego znaczenia, ale z pewnością nie wpłynęłoby pozytywnie na wizerunek Izraela w świecie.Nie do przewidzenia są również reakcje Palestyńczyków. Władze Autonomii groziły zawieszeniem współpracy w kwestiach bezpieczeństwa (co zresztą na pewien czas miało miejsce), a nawet rozwiązaniem struktur samej Autonomii. Z całą pewnością przysporzyłoby to poważnych problemów Tel Awiwowi. W jakimś zakresie (trudnym do przewidzenia) byłby on obciążony obowiązkiem zabezpieczenia usług komunalnych takich jak np. organizacja oświaty czy służby zdrowia.Poza tym doszłoby do eksplozji społecznego niezadowolenia. Nie należałoby się jednak spodziewać niczego więcej niż masowych demonstracji, podczas których palonoby izraelskie flagi. Pojawiają się jednak głosy, że nie można wykluczyć dużo poważniejszych reakcji palestyńskiego społeczeństwa. Mówi się nawet o wybuchu kolejnej intifady. Jest to mało prawdopodobne, ale nie da się do końca przewidzieć reakcji społecznych, tym bardziej tak sfrustrowanego narodu, jak palestyński. Niewykluczone są również protesty na terytorium samego Izraela. Mogłyby się zaktywizować środowiska lewicowe i propokojowe, a także arabscy obywatele Państwa Żydowskiego.Zasadne wydaje się też pytanie, czy aneksja części Zachodniego Brzegu jest Izraelowi do czegokolwiek potrzebna. Na tym obszarze Państwo Żydowskie realizuje swoje interesy. Rozwija się żydowskie osadnictwo, zagospodarowana jest pochodząca stamtąd woda, budowana jest potrzebna do życia osadników infrastruktura, która utrudnia zresztą funkcjonowanie mieszkającym tam Palestyńczykom. Izrael realizuje politykę faktów dokonanych. Po co więc drażnić społeczność międzynarodową takim spektakularnym działaniem, jakim jest formalna aneksja. Lepiej cicho i konsekwentnie kontynuować swoją politykę.Izrael prawdopodobnie nie zdecyduje się na rozciągnięcie swojego władztwa na część Zachodniego Brzegu, ale nawet brak takiego działania nic nie zmienia w kontaktach z Palestyńczykami. Pokój między dwoma zwaśnionymi narodami jest już w zasadzie niemożliwy. Umiera również koncepcja dwupaństwowa. Może świat w nią wciąż wierzy, ale tę wiarę podziela coraz mniej Izraelczyków i Palestyńczyków. Nie pierwszy raz zdarza się, że marzenia o lepszym świecie zastąpione są Realpolitik, w którym silniejszy ustala reguły gry.

Nota

Problem masowego uchodźstwa Wenezuelczyków w Ameryce Południowej

11.03.2021

Kryzys społeczno-ekonomiczny, do którego doszło w Wenezueli w ostatnich latach doprowadził do masowej migracji milionów obywateli tego kraju. Według raportu ONZ z 2019 r. z pogrążonego w chaosie państwa uciekło ponad 3,4 mln osób. Dane z2020 r. ukazują pogłębianie się problemu masowej migracji Wenezuelczyków, obecnie szacuje się, że około 5 mln osób zdecydowało się na opuszczenie tego kraju. Decyzja wielu osób jest podyktowana dramatyczną sytuacją gospodarczą, około 90% mieszkańców żyje na skraju ubóstwa. Problem masowej migracji stanowi wyzwanie nie tylko dla państw przyjmujących uchodźców ale i samej Wenezueli, która według danych na 2017 r. liczyła 31 mln obywateli. Kierunki migracji Wenezuelczyków są zróżnicowane, natomiast najwięcej osób przebywa w Kolumbii, Peru, Ekwadorze, Chile i Brazylii.Masowa migracja Wenezuelczyków jest przyczyną poważnego kryzysu wAmeryce Południowej, szczególnie w dobie światowej pandemii COVID-19. We wrześniu 2018 r. przedstawiciele rządów jedenastu państw Ameryki Łacińskiej iKaraibów odbyli spotkanie w stolicy Ekwadoru Quito w celu podjęcia skoordynowanych działań wobec kryzysu migracyjnego. Przedsięwzięcia zmierzające do koordynacji działań oraz pracy na rzecz pomocy uchodźcom określa się jako The Quito Process. Z czasem liczba państw aktywnie działających na rzecz wsparcia uchodźców wzrosła do trzynastu. Skala zjawiska migracji milionów Wenezuelczyków wykracza daleko poza granicę Wenezueli z tego powodu władze niektórych państw Ameryki Łacińskiej i Karaibów podjęły decyzję opodjęciu działań zmierzających do poprawy sytuacji humanitarnej uchodźców.Wypracowane w ramach szczytu rozwiązania pozwoliły na przyjęcie deklaracji wsprawie mobilności wenezuelskich obywateli w regionie. Dokument nazywano Quito I, natomiast przygotowane rozwiązania stworzyły podstawy do dalszych działań. Wlistopadzie 2018 r. odbyło się kolejne spotkanie, które zaowocowało przyjęciem regionalnego planu działania Quito 2. W ramach rozwiązań państwa będące sygnatariuszami planu zobowiązały się do ułatwienia integracji Wenezuelczyków wwymiarze gospodarczym i społecznym oraz usprawnienia procesu legalizacji pobytu wenezuelskich uchodźców. Obecnie w The Quito Process, w roli członków zaangażowanych jest 13 państw Ameryki Południowej oraz dwie organizacje międzynarodowe. W działania są również zaangażowane państwa i organizacje z innych kontynentów w roli obserwatorów. W ramach The Quito Process odbyło się jeszcze kilka spotkań, ostatnie z nich za pośrednictwem sieci wpaździerniku 2020 r.Realizacja wspólnych działań przez państwa Ameryki Południowej była konieczna ze względu na trudną sytuację uchodźców. Pomimo podjętych wysiłków wielu Wenezuelczyków, którzy zdecydowali się na opuszczenie ojczyzny spotyka się zproblemem dyskryminacji, przemocy oraz skrajnego ubóstwa. Niektóre państwa wdrożyły szczególne działania związane z integrowaniem wenezuelskich uchodźców. Wsąsiadującej z Wenezuelą Kolumbii wprowadzono możliwość uzyskania przez Wenezuelczyków dwuletniego pozwolenia na pobyt, który umożliwił im korzystanie zedukacji i opieki zdrowotnej. Problem stanowiły natomiast ograniczone zasoby placówek edukacyjnych oraz służby zdrowia, szczególnie w pobliżu granicy. Podobne rozwiązania zostały wdrożone w Argentynie, gdzie w 2019 r. uproszczono procedury wizowe.W wielu krajach problemem dla uchodźców są wymagania formalne, których nie mogą spełnić ze względu na chaos jaki panuje w Wenezueli oraz ich sytuację. Uchodźcy narażeni są na wiele zagrożeń m.in. zjawisko handlu ludźmi oraz wyzysk. Poważne zagrożenie stanowi również ich dyskryminacja, do której dochodzi w wielu państwach Ameryki Południowej. W 2020 r. na rzecz walki z tym zjawiskiem, w ramach obchodów Światowego Dnia Uchodźcy – Sekretariat Generalny Organizacji Państw Amerykańskich zrealizował kampanię skierowaną przeciwko ksenofobii i dyskryminacji wobec Wenezuelczyków, którzy opuścili swój kraj. Akcja promowała integrację oraz pozytywne przyjęcie wenezuelskich uchodźców, natomiast hasło kampanii brzmiało: ,,Jestem Wenezuelczykiem, jestem uchodźcą”.Pomimo podjętych wysiłków na rzecz poprawy sytuacji milionów Wenezuelczyków, niektóre państwa wprowadziły np. wymogi wizowe, które skomplikowały ich trudną sytuację. Światowa pandemia powoduje dodatkową trudność dla wenezuelskich uchodźców, podstawowy problem stanowiły zamknięte granice oraz pogłębiające się ubóstwo. Z powodu zamknięcia granic przybrało na sile zjawisko nielegalnej migracji. Trudności związane z poruszaniem się pomiędzy państwami wykorzystują przemytnicy, którzy zarabiają na nielegalnym przewożeniu uchodźców przez granice. Wielu Wenezuelczyków ze względu na niezalegalizowany pobyt, nie może korzystać ze wsparcia rządów przewidzianych dla osób, które ucierpiały przez pandemię.Rozwiązanie problemów wenezuelskich uchodźców wymaga przyjęcia szeregu rozwiązań wramach polityk publicznych na poziomie państw, które zapewniają im schronienie. Pomimo podjętych wysiłków sprostanie zaistniałym problemom jest niezwykle trudne, wiąże się to z uwarunkowaniami społecznymi, środkami finansowymi oraz sytuacją międzynarodową. Niektóre państwa Ameryki Południowej zmagają się zinnymi wewnętrznymi problemami, czego przykładem może być Kolumbia w której około 6 mln obywateli jest przesiedlonych na terytorium kraju z powodu nie dawno zakończonej wojny domowej. Warto wtym miejscu dodać, że Wenezuela w przeszłości okazała solidarność zKolumbijczykami, których około 200 tys. znalazło schronienie wWenezueli. Obecnie na terytorium Kolumbii przebywa około 2 mln uchodźców zsąsiadującej Wenezueli. Problem masowego uchodźctwa Wenezuelczyków stawał się jednym ztematów wkampaniach wyborczych w niektórych państwach Ameryki Południowej.Pomimo podjętych inicjatyw, których efektem było przyjęcie dwóch deklaracji oraz planu działania w ramach The Quito Process rozwiązanie problemów wenezuelskich uchodźców będzie bardzo trudnym zadaniem. Podstawowe trudności dotyczą wielu obszarów, natomiast kryzys do jakiego doszło w Wenezueli stanowi wyzwanie dla całego regionu Ameryki Południowej. Światowa pandemia skomplikowała sytuację na całym świecie i pogorszyła trudną sytuację uchodźców. Rozwiązanie narastających problemów często wymaga zmian systemowych, które dotyczą zapewnienia schronienia uchodźcom, pomocy w znalezieniu pracy, opieki medycznej i edukacji. W niektórych przypadkach pojawia się również problem bariery językowej, który utrudnia integrację lokalnej społeczności z Wenezuelczykami. Warunkiem ustabilizowania sytuacji w regionie jest zażegnanie kryzysu społeczno-ekonomicznego w Wenezueli. Nieustabilizowanie sytuacji w tym kraju doprowadzi do pogłębiania się kryzysu, którego skutki w dłuższej perspektywie nie sposób przewidzieć.

Nota

Botswana jako jedna z najbardziej stabilnych gospodarek Afryki- pomiędzy wydobyciem diamentów a pandemią HIV

02.03.2021

Botswana, w latach 1885–1966 brytyjski protektorat Bechuana (Bechuanaland Protectorate), przyjęła nową nazwę po uzyskaniu niepodległości w 1966r. Jako państwo śródlądowe Republika ta jest uzależniona od ścisłych kontaktów z jej sąsiadami, co wiąże się z prawie zerowym stopniem konfliktów zbrojnych, co jest ewenementem na cały kontynent afrykański. Walki plemienne toczone były do objęcia prawnym patronatem przez Brytyjczyków, czego symbolem i niejako gwarantem bezpieczeństwa pozostaje sprawowanie rządów w ramach Wspólnoty Narodów (Commonwealth of Nations).Przez ponad pięć dekad przywództwo stanowią cywilne rządy, co także jest precedensem w Afryce, w której niemalże stałą metodą rządów są militarne pucze. Dodatkowym atutem wynikającym ze zwartej współpracy z Wielką Brytanią oraz jej dominiami i Światem Zachodu jest wprowadzanie reform ustrojowych, a także postępowej polityki społecznej, w tym zmiany modelu rodziny (spadek dzietności do 2, co jest także nietypowe dla Afryki) oraz znaczących inwestycji kapitałowych. Dało to bez wątpienia jedną z najbardziej stabilnych gospodarek na kontynencie. Pomimo swoich znacznych złóż diamentów i innych minerałów[1], męska populacja migruje do Republiki Południowej Afryki za pracą w górnictwie oraz wydobyciu. Taka tendencja trwa nieprzerwanie od XIX w., poprzez okres kolonialny oraz czasy niezależne. Pomimo recesji 2007-2008r. Botswana pozostaje w światowej czołówce prężnie rozwijających się gospodarek, która bez trudu konkuruje we własnym regionie Afryki Subsaharyjskiej. Co istotne wzorowane na zachodnich wzorcach przepisy uczyniły z tego państwa najmniej skorumpowane miejsce do prowadzenia biznesu. Wydobycie diamentów stanowi aż 85% dochodów z eksportu oraz 1/3 przychodów budżetu[2].Niestety fundusze wykorzystywane z obrotu diamentami nijak nie mają przełożenia na największy problem społeczny Botswańczyków, jakim jest jeden z najwyższych na świecie wskaźników zakażeń HIV/AIDS. Aż 20,3% ludności w wieku produkcyjnym zakażonym jest wirusem, stąd władze nie odwołują stanu epidemii.[3] Także jeden z najbardziej postępowych i wszechstronnych programów zwalczania tej choroby w Afryce zgodnie z zaleceniami WHO, został powołany przez rząd, jednak przynosi znikome skutki[4]. Pomimo najwyższego na świecie poziomu wzrostu PKB na mieszkańca[5], demokratycznych reformom polepszających poziom życia oraz zapewniającym pokój wewnętrzny, nie można oprzeć się wrażeniu, iż zagraniczne firmy czerpiące krocie z obrotu diamentów zamykają pewne furtki dla Botswańczyków.dr Joanna SiekieraFaculty of LawUniversity of Bergen, Norwayhttps://www.uib.no/en/persons/Joanna.Siekiera[1] African Business, Botswana pushes for more from De Beers diamond deal (2020) https://africanbusinessmagazine.com/sectors/commodities/botswana-pushes-for-more-from-de-beers-diamond-deal/ [dostęp 29.07.2020][2] The Contribution of Diamonds to Botswana's Development (2015) https://www.debeersgroup.com/reports/socio-economic-impact/botswana/the-contribution-of-diamonds-to-botswana-development [dostęp 29.07.2020][3] Avert,org, Hiv and AIDS in Botswana (2018) https://www.avert.org/professionals/hiv-around-world/sub-saharan-africa/botswana [dostęp 29.07.2020][4] Botswana National Policy on HIV and AIDS, Revised Edition 2012 www.undp.org/content/dam/botswana/docs/HIVAIDS/Botswana%20HIV%20and%20AIDS%20Policy%202012.pdf [dostęp 29.07.2020][5] CIA World Factbook (2020) https://www.cia.gov/library/publications/the-world-factbook/geos/bc.html [dostęp 29.07.2020]

Nota

Wallis i Futuna – demokracja parlamentarna zależna od parlamentu w Paryżu. Co dalej?

01.03.2021

Francja posiada w regionie Pacyfiku Południowego trzy wspólnoty zamorskie (fr. collectivité d'outre-mer, COM). W subrejonie Melanezji jest to Nowa Kaledonia, natomiast na terenie Polinezji to Polinezja Francuska oraz Wallis i Futuna. Wallis-et-Futuna to najmniejsze z francuskich COM w Oceanii, o powierzchni 142 km². Grupa Wysp Futuna została odkryta przez Holendrów już w 1616r., podczas gdy Wallis przez Brytyjczyków wiek później (1767). Jednak to Francuzi w 1842r. zadeklarowali protektorat na zbiorem Wysp, które były wierne metropolii nawet podczas okresu Francji Vichy w czasie II wojny światowej. W 1959r. wyspiarze zagłosowali szumnie za przyłączeniem do francuskich terytoriów zamorskich, a dwa lata później rząd w Paryżu potwierdził prawnie tenże status.Jednakże Wallis i Futuna funkcjonuje bardzo autonomicznie w relacjach regionalnych, angażując się w kluczowe działania integracyjne. Kraj jest członkiem nowopowstałego IGO, odżegnującego się od ścisłej współpracy i pomocy od byłych państw kolonialnych, Pacific Island Development Forum (PIDF), a także cieszącego się wciąż estymą, a założonego przez metropolie Secretariat of the Pacific Community (SPC). Będąc członkiem stowarzyszonym trzeciej ważnej organizacji regionalnej Pacific Islands Forum (PIF), Wallis i Futuna posiada także realny i prawny wpływ na kształtowanie swojego regionu. Jako strona wielu ukonstytuowanych, ale także nieformalnych grup dialogu i rozwoju regionalnego, aktywnie uczestniczy w wielu istotnych dla rozwoju swojego narodu projektach.Ludność trudni się uprawą palmy kokosowej, głównie eksportem kopry (wysuszony miąższ, bielmo orzechów kokosowca), a także rybołówstwem. Dochody z rolnictwa nie są w stanie zapewnić podstawowych potrzeb mieszkańców, stąd rząd w Paryżu dotuje w 100% sektor publiczny, opiekę zdrowia oraz usługi edukacyjne. To także dzięki Francji odnawiana jest infrastruktura, powstają przedsiębiorstwa, które zajmują się głownie sprzedażą licencji połowowych okrętom z Japonii czy Korei Południowej. Młodzi wyspiarze opuszczają Wallis i Futunę, migrując przede wszystkim do Polinezji Francuskiej czy Francji heksagonalnej, toteż społeczeństwo Wysp starzeje się, a bezrobocie sięga aż 17.8%[1].Demokracja parlamentarna na Wallis i Futunie polega na prefekturze, jakże trącącą rozwiązaniami prawnymi z czasów kolonialnych, a także radą doradczą złożoną z trzech monarchów autochtonicznych królestw Uvea, Alo oraz Sigave. Będąc ustrojowo, legislacyjnie oraz gospodarczo zależnym w pełni od rządu w Paryżu kraj nie wysuwa separatystycznych dążeń, pokładając pełną nadzieję na poprawę egzystencji swoich mieszkańców we Francji.dr Joanna SiekieraFaculty of LawUniversity of Bergen, Norwayhttps://www.uib.no/en/persons/Joanna.Siekiera[1] Le chômage en hausse à Wallis et Futuna (2019): https://la1ere.francetvinfo.fr/wallisfutuna/chomage-hausse-wallis-futuna-735774.html [dostęp: 15.07.2020].

`