Logo Thing main logo

Tag: Jordan

Nota

Jordania – Stany Zjednoczone – wielka przyjaźń?

09.11.2021

Wzajemne relacje między USA a Jordanią zostały nawiązane już w 1949 r. Od tego czasu Królestwo Haszymidzkie było uważane za jednego z najwierniejszych sprzymierzeńców Stanów w regionie. Amerykanie postrzegali Amman za wiarygodnego i pewnego partnera. Stabilna monarchia, konsekwentna polityka lojalności wobec świata Zachodu, gotowość do wspierania działań propokojowych na Bliskim Wschodzie, walka z rozprzestrzenianiem się terroryzmu powodowały, że Stany Zjednoczone z przychylnością patrzyły na władców Jordanii.Współpraca jordańsko-amerykańska przybierała realny wymiar. Stany Zjednoczone udzielały Ammanowi stałej pomocy gospodarczej i wojskowej oraz ściśle współpracowały w wymiarze politycznym.Wymiernym efektem amerykańskich starań był zawarty przez Jordanię w 1994 r. pokój z Izraelem. Po jego zawarciu Waszyngton uznał Amman za swojego najpoważniejszego nie-NATO-wskiego sojusznika. W ostatnim czasie ważnym elementem podkreślającym wzajemne relacje był udział Jordanii w firmowanej przez USA koalicji skierowanej przeciw tzw. Państwu Islamskiemu. Namacalnym efektem tej współpracy jest obecność na terytorium jordańskim ponad 3 tys. amerykańskich żołnierzy.Znaczenie wzajemnych relacji podkreśla wymiar pomocy, jaką USA udzielają Jordanii. Stany Zjednoczone wspierają finansowo modernizację i rozwój możliwości bojowych Ammanu, angażują się w pomoc gospodarczą (do roku 2018 szacowano ją na 22 miliardy dolarów), a w 2018 podpisano już trzecią umowę, która zobowiązuje USA do dostarczania blisko 2,3 miliarda dolarów rocznie w ramach dwustronnej pomocy zagranicznej przez okres pięciu lat. To wsparcie jest wyższe o 27% w porównaniu z uzgodnieniami z poprzedniego porozumienia. Amerykanie współfinansują również koszty utrzymania uchodźców z Syrii. Od rozpoczęcia konfliktu w tym państwie Waszyngton przekazał blisko dwa miliardy dolarów pomocy humanitarnej.Na ten sielankowy obraz wzajemnej kooperacji cieniem kładzie się podejście do sprawy palestyńskiej. Ta kwestia jest właściwie jedynym potencjalnym obszarem sporu między obydwoma państwami. W latach 90-tych XX wieku to właśnie Stany Zjednoczone promowały dwupaństwowe rozwiązanie konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Taki cel deklarował również rząd w Ammanie. Dla Jordanii reprezentowanie Palestyńczyków było naturalną konsekwencją dwóch okoliczności. Po pierwsze przed 1967 r. Zachodni Brzeg Jordanu był częścią Królestwa Haszymidów. Dopiero w 1988 r. Jordańczycy zrzekli się do niego praw. Po drugie ponad połowę obywateli Jordanii stanowią etniczni Palestyńczycy.Jeśli w latach 90-tych tamtego stulecia i pierwszej dekadzie XXI w. proces pokojowy był prowadzony formalnie, a czasami nawet faktycznie, tak od momentu przejęcia władzy w Izraelu przez Beniamina Netanjahu (2009), praktycznie przestał mieć miejsce. Amerykanie zawsze i na różne sposoby wspierali Tel Awiw, ale również konsekwentnie deklarowali gotowość uznania nowopowstałego państwa palestyńskiego (przy założeniu, że zostanie zawarty pokój między Izraelem i Palestyną) i stawiali się w roli mediatora w konflikcie izraelsko-palestyńskim. Sytuacja zmieniła się w momencie przejęcia władzy przez Donalda Trumpa. Miało się wrażenie, że za jego rządów bliskowschodnia polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych była przedłużeniem polityki Państwa Żydowskiego. Donald Trump wycofał się z porozumienia z Iranem i to nie budziło to kontrowersji w Ammanie, ale już kolejne posunięcia amerykańskiej administracji z całą pewnością nie były dla władz Jordanii obojętne. Amerykanie zdecydowali się bowiem przenieść swoją ambasadę do Jerozolimy. Społeczność międzynarodowa zinterpretowała to jako uznanie praw Izraela do władania całym miastem. Było to podważenie międzynarodowego rozwiązania stanowiącego, że wschodnia część Jerozolimy będzie w przyszłości stolicą niepodległego państwa palestyńskiego. Zapowiedziana decyzja spotkała się ze zdecydowanym protestem króla Abdullaha II, który ostrzegał, że może ona wywołać „groźne reperkusje dla stabilności i bezpieczeństwa regionu”. Rzeczywiście w grudniu 2018 r. doszło do masowych protestów w samej Jordanii. Tysiące ludzi zdecydowało się wyjść na ulicę.Jeszcze bardziej problematyczne były kolejne posunięcia administracji Trumpa. Zaproponowany przez nią w styczniu 2020 r. plan pokojowy dla Bliskiego Wschodu był zdecydowanie proizraelski i tym samym antypalestyński. Jego najbardziej kontrowersyjnym punktem był zapis mówiący, że Izrael rozciągnie swoją suwerenność nad częścią Zachodniego Brzegu (około 30%). Ten postulat był faktycznie legalizacją nielegalnego z punktu widzenia prawa międzynarodowego, żydowskiego osadnictwa. Jego realizacja w praktyce wysadzała również w powietrze projekt istnienia dwóch państw: żydowskiego i palestyńskiego. Niepodległa Palestyna byłaby kilkoma wyspami w morzu Państwa Żydowskiego. Przewidziane w planie finansowe wsparcie dla Palestyńczyków i projekt przekazania im fragmentów izraelskiej pustyni Negew w zasadzie jeszcze bardziej ich rozdrażnił.W tej sytuacji jordański monarcha Abdullah II nie mógł milczeć. Kiedy to w połowie 2020 r. pojawiły się propozycje realizacji projektu aneksji, Amman zaprotestował. W wywiadzie do niemieckiego Spiegla król Jordanii powiedział, że „gdyby Izrael dokonał aneksji Zachodniego Brzegu doprowadziłoby to do wielkiego konfliktu z Haszymidzkim Królestwem Jordanii". Mówiono o ograniczeniu skali kooperacji w dziedzinie bezpieczeństwa, możliwości zerwania umowy gazowej z Izraelem, a nawet nie wykluczano możliwości wypowiedzenia układu pokojowego z Izraelem.Oburzenie jordańskich władz wywołały również wydarzenia, do których dochodziło w kwietniu i maju 2021. Projekt wysiedlenia 13 palestyńskich rodzin z jerozolimskiej dzielnicy Sheikh Jarrah, ograniczenia wstępu na Wzgórze Świątynne wprowadzone dla muzułmanów, a później bombardowanie przez Tel Awiw Strefy Gazy wywołały reakcję władz w Ammanie. Do ministerstwa wezwano izraelskiego chargé d’affaires w Ammanie i zażądano od niego, by potępił izraelskie „ataki na wiernych” wokół kompleksu meczetu Al-Aksa. Sam król Abdullah II domagał się poszanowania przez Izrael prawa międzynarodowego chroniącego wolność wyznawania religii, a rząd jordański wydał oficjalne oświadczenie, w którym m. in. pisano: „to co robią izraelska policja i siły specjalne jest barbarzyńskie i musi być odrzucane i potępiane”.Także walki pomiędzy Hamasem a Izraelem mocno zaniepokoiły jordańskie władze. Wzywały one do natychmiastowego przerwania ognia i starały się prowadzić działania dyplomatyczne, których efektem byłaby deeskalacja konfliktu.Pozycję Ammanu eksponowała również administracja amerykańska. Amerykańscy i jordańscy urzędnicy wspólnie deklarowali „pilność deeskalacji i znaczenie zachowania historycznego status quo w świętych miejscach w Jerozolimie”. Amerykanie podkreślali również rolę Jordanii w tym regionie, a sekretarz stanu Antony Blinken tuż po ustaniu działań wojennych w Gazie spotkał się z królem Abdullahem II i zaznaczył, że działania władcy Jordanii „były niezbędne w osiągnięciu zawieszenia broni”.Wszystkie te posunięcia mogą sugerować, że Amman ma wpływ na wydarzenia za swoją zachodnią granicą. Jednak w praktyce rola Jordanii ograniczała się do podkreślania, że jest ona rzecznikiem sprawy palestyńskiej, zwolennikiem rozwiązania dwupaństwowego oraz obrońcą muzułmańskich świętych miejsc w Jerozolimie. Realne posunięcia rządu w Ammanie sprowadzały się do dyplomatycznych protestów i to o umiarkowanym wymiarze. Można także z dużą pewnością założyć, że mgliste zapowiedzi jordańskich władz niewyrażające zgody na potencjalną aneksję przez Izrael części Zachodniego Brzegu, nie byłby ostatecznie wprowadzone w życie.Kluczowa jest odpowiedź na pytanie: jaki wpływ na relacje amerykańsko-jordańskie ma tzw. sprawa palestyńska. Wydaje się, że niewielki. Oba państwa widzą wiele płaszczyzn do wzajemnej kooperacji. Amerykanie mają na Bliskim Wschodzie stabilnego i stałego sojusznika, a Jordania ma realne wsparcie od najpotężniejszego państwa na świecie.Stany Zjednoczone zdają sobie jednak również sprawę, że władze w Ammanie są w jakimś stopniu zakładnikiem kwestii palestyńskiej. Arabskie państwa i jordańska ulica wymaga od nich jasnych propalestyńskich deklaracji. Panuje jednak konsensus, że na nich właściwie może się kończyć zaangażowanie Jordańczyków. Poza tym Amerykanie starają się przy każdej okazji wspierać Jordanię podkreślając jej znaczenie jako rzecznika budowania pokojowych relacji izraelsko-palestyńskich oraz eksponując (często na wyrost) jej rolę jako mediatora w konflikcie.Pozytywne efekty mogą przynieść zmiany we władzach, do jakich doszło w USA i Izraelu. Proizraelskie działania poprzedniej administracji amerykańskiej stawiały władze jordańskie w bardzo niekomfortowej sytuacji. Przejęcie władzy przez Joe Bidena zdaniem części komentatorów daje nadzieję na bardziej wyważone stanowisko USA wobec konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Odsunięcie od władzy Beniamina Netanjahu może mieć również pozytywne konsekwencje. Ówczesny premier Izraela przyczyniał się do wzrostu napięć na linii Tel Awiw-Amman. Wszystko to daje nadzieję, że sprawa palestyńska przestanie być zarzewiem potencjalnych problemów w relacjach amerykańsko-jordańskich, a wtedy obie strony znów będą mogły o niej zapomnieć.

`