Logo Thing main logo

Tag: protesty

Nota

Białoruś: manifestacje wciąż trwają. Zaostrzenie kar dla protestujących

05.11.2020

Protesty na Białorusi trwają od wyborów prezydenckich, które odbyły się 9 sierpnia, po dzień dzisiejszy. Biało-czerwono-biała „rewolucja” zrzesza w swoich szeregach młodzież uczącą się i studiującą, nauczycieli, naukowców, lekarzy, przedsiębiorców, sportowców, artystów, robotników, emerytów, dziennikarzy oraz przedstawicieli innych zawodów. Zasięg demonstracji, w porównaniu z wcześniejszymi próbami np. z 2010 roku, obejmuje całą Białoruś, gromadzi protestujących w dużych miastach, a także miasteczkach. Najliczniejsze akcje protestacyjne odbywają się w dni wolne od pracy, zrzeszając, szczególnie w Mińsku, wiele tysięcy zwolenników Swiatłany Cichanouskiej. Warto podkreślić, że najbardziej masowe manifestacje odbyły się 16 sierpnia, wówczas w centrum Mińska zgromadziło się, według różnych źródeł, od 400 tys. do 500 tys. osób (natomiast według statystyki MSW RB ok. 40 tys.). Kolejna masowa akcja protestu odbyła się 23 sierpnia, podczas której, według doniesień prasowych, wzięło udział od 300 tys. do 500 tys. osób w samej stolicy, nie licząc pozostałych miast (według wersji MSW RB ok. 20 tys.). Pomimo licznych represji, aresztowań, brutalnych pobić, zastraszania, zaginięcia osób, ograniczania internetu akcje protestu, strajki odbywają się codziennie.Postulaty protestujących pozostają bez zmian: Łukaszenko ma ogłosić swoją dymisję, doprowadzić do całkowitego zaprzestania przemocy na ulicach i do zwolnienia wszystkich więźniów politycznych. Wobec braku spełnienia przez Łukaszenkę powyższych żądań, braku dialogu oraz brutalności służb mundurowych, S. Cichanouska 13 października ogłosiła „Narodowe Ultimatum”. Wyznaczyła władzom termin wywiązania się z postulatów do 25 października, w innym wypadku miało dojść do strajku generalnego oraz blokady dróg. W niedzielę 25 października na ulice miast wyszło wiele tysięcy uczestników. Wystąpienie Cichanouskiej przyczyniło się do udziału w demonstracji większej liczby osób w porównaniu do poprzednich akcji protestacyjnych (od września można było zauważyć tendencję spadkową w liczbie uczestników). W stolicy zgromadziło się ponad 100 tys. w innych miastach do kilku tysięcy (w Grodnie i Brześciu ok. 2 tys.). Szczególnie brutalne zatrzymania odnotowano w Lidzie (wobec protestujących użyto gazu łzawiącego), Grodnie, Borysowie, Brześciu i Nowopołocku. Według danych Centrum Praw Człowieka „Wiasna” w całym kraju zatrzymano 314 osób, natomiast według danych MSW RB – 523, w tym w Mińsku 160 osób. Siły porządkowe użyły wobec protestujących granaty hukowe i kule gumowe.Ze względu na brak odpowiedzi na ultimatum, w dniu 26 października doszło do ogólnopaństwowego strajku, który jednak, nie przyniósł spodziewanego rezultatu. Do strajku przyłączyło się kilka zakładów m.in. mińskie zakłady traktorowe MTZ, MAZ (samochodowy), MZKT (zbrojeniowy), grodzieński kombinat azotowy Grodno Azot, zakłady elektrotechniczne, miński zakład „Atlant”, przedsiębiorstwo „Bielaruskalij” w Soligorsku. Pomimo, iż udział w strajku wzięło ponad 1000 przedsiębiorstw (według opinii opozycji), jednak nie doszło do całkowitego paraliżu ich funkcjonowania. Także niektórzy przedstawiciele sektora prywatnego z branży IT, telekomunikacyjnej, sektora usług oraz gastronomicznej dołączyli do grona protestujących. Na ulice miast wyszli studenci oraz emeryci (najliczniej w Mińsku), lekarze z Republikańskiego Naukowo-Technicznego Centrum utworzyli łańcuch solidarności. Nie doszło do całkowitego paraliżu dróg przez kierowców i pieszych – milicja drogowa skutecznie temu zapobiegła. Zatrzymano pracowników strajkujących w przedsiębiorstwach (w zakładzie Grodno Azot zatrzymano ok. 100 osób), poza tym brutalne zatrzymania odnotowano w całej Białorusi. CPC „Wiasna” podała, że zatrzymano 380, natomiast MSW RB – 581 osób, w tym 486 w Mińsku. W różnych miastach udział w manifestacjach wzięło ok. 3,6 tys. osób.27 i 28 października protesty i strajki wciąż trwały, natomiast ich zasięg był o wiele mniejszy niż w poniedziałek – w kraju nadal ludzie tworzyli łańcuchy solidarności, w tym także lekarze w Mińsku, którzy podkreślali swoją solidarność z więźniami politycznymi, studentami, emerytami oraz robotnikami przedsiębiorstw. Do strajku dołączyło kilkadziesiąt wykładowców i pracowników Uniwersytetu Lingwistycznego w Mińsku, a także protestowali studenci różnych uczelni. Za udział w protestach wiele studentów utraciło możliwość dalszej nauki, a robotnicy zostali zwolnieni z pracy. Widząc skalę problemu, Swiatłana Cichanuska doszła do porozumienia z władzami Polski, Danii, Estonii, Słowacji i Słowenii w sprawie udzielenia ponad 1000 stypendium dla białoruskich studentów oraz wykładowców.Dnia 28 października Minister Spraw Wewnętrznych Białorusi Jurij Karajew złożył oświadczenie w sprawie użycia broni przez służby porządkowe, zaznaczając, że tylko w przypadku przemocy skierowanej na funkcjonariusza może on użyć siły fizycznej lub broni. Protesty nazwał „ukrytą wojną hybrydową”, w której obywatele są traktowani jako „moneta przetargowa”. Biorąc pod uwagę skalę przemocy ze strony służb porządkowych, słowa Karajewa można odczytać jako przyzwolenie na większą bezkarność oraz nieuzasadnione użycie broni wobec protestujących. Z kolei generalny prokurator Białorusi Andrej Szwed zaznaczył, że niektóre działania protestujących zostaną zakwalifikowane jako terroryzm ze wszystkimi wynikającymi z tego faktu konsekwencjami (według art. 289 KK RB za akt terrorystyczny grozi pozbawienie wolności od 8 do 15 lat). Szwed, podobnie jak Karajew, uważa, że na Białorusi trwa wojna, która przybiera „skrajnie radykalne formy”. W celu „poskromienia” protestujących również w tym przypadku mogą nastąpić nadużycia obowiązującego prawa (większość wykroczeń może być uznana za akt terrorystyczny).W dniu 29 października A. Łukaszenka podjął decyzję o wzmocnieniu bezpieczeństwa w regionach (zwłaszcza w Mińsku, Grodnie i Brześciu, gdzie w protestach uczestniczyło 10% mieszkańców). Urzędników w województwach grodzieńskim, brzeskim oraz w Mińsku mają wspierać i kontrolować ich działania wyznaczeni przez Łukaszenkę inspektorzy: w Mińsku generał Aleksandr Barsukow, na grodzieńszczyźnie generał Jurij Karajew, w województwie brzeskim generał Walery Wakulczyk. W rzeczywistości Łukaszenko nie do końca ufa urzędnikom i chce wzmocnić kontrolę nad nimi dzięki lojalnym generałom. Po godzinie 15:00 czasu białoruskiego strona białoruska czasowo ograniczyła wjazd do kraju osób z Polski, Litwy, Łotwy i Ukrainy w celu, jak podają państwowe źródła, zapobieżenia rozprzestrzenianiu się koronawirusa. Przy czym można korzystać z lotów. Nie było informacji na temat ograniczeń w przekroczeniu granicy z Rosji. Jest to duże zaskoczenie dla osób podróżujących, ponieważ nie było żadnego wcześniejszego komunikatu. Biorąc pod uwagę wypowiedź Łukaszenki o tym, że „powinniśmy zamknąć granicę”, ponieważ nam „rzucili wyzwanie” można przypuszczać, że nie było to powiedziane w kontekście koronowirusa. Warto zaznaczyć, że Aleksander Łukaszenko odwielu tygodni atakuje Polskę iLitwę, oskarżając władze tych państw opodsycanie konfliktu naBiałorusi.W dniach 30 października - 4 listopada protesty wciąż trwały. Szczególnie aktywni byli i nadal są studenci, którzy wyrażają swój sprzeciw m.in. wobec skreślenia z listy studentów aktywnych uczestników demonstracji oraz zwolnień wykładowców, którzy popierają protest i są przeciwni usunięciu studentów z uczelni. Do protestów dołączyli m. in. emeryci, osoby niepełnosprawne, lekarze, prywatni przedsiębiorcy oraz robotnicy z poszczególnych państwowych zakładów. Kobiety tradycyjnie organizowały swój marsz.Podsumowując, należy stwierdzić, że na Białorusi widoczna jest tendencja spadkowa co do liczby uczestników kolejnych protestów i braku zdecydowanych działań (masowych strajków) w środowiskach robotniczych. Liczba protestujących wzrasta przy aktywizacji narodu przez lidera opozycji Swiatłany Cichanouskiej. Brak natomiast liderów na miejscu, którzy mogliby podjąć się trudnego zadania organizowania masowych protestów i strajków. Białorusini zatem przyjmują strategię „partyzancką” – w grupach organizują różne akcje, rozpraszając się po miastach. Z jednej strony nie przynosi to pożądanych rezultatów, lecz z drugiej podtrzymuje ducha i motywuje do dalszych działań. Ważne także pod tym względem są komunikaty i nawoływania pojawiające się codziennie w internetowym komunikatorze „Telegram” (dotyczące organizacji protestów, strajków, także możliwości uzyskania pomocy i in.).Postać Swiatłany Cichanouskiej jest odzwierciedleniem nadziei i pragnienia zmian białoruskiego społeczeństwa oraz świadczy o kryzysie istniejącego modelu władzy. Wzbudza u Białorusinów zaufanie swoją postawą, szczerością, wyważonymi wypowiedziami na temat przyszłości państwa, ponadto nie udaje, że jest politykiem. Pomimo braku doświadczenia w polityce, Cichaniuska zjednoczyła wokół siebie osoby niezadowolone z obecnej władzy, stagnacją autorytarnego reżimu, o czym świadczyły wielotysięczne mityngi przedwyborcze (ponad 63 tys. osób uczestniczyło w mitingu poparcia Cichanouskiej jako kandydata na prezydenta Białorusi, najwięcej w historii kraju). Należy zaznaczyć, że niewątpliwie mobilizującym czynnikiem udziału w powyborczych protestach była obecność Cichanouskiej w kraju. Po opuszczeniu Białorusi nadal jest symbolem upragnionych zmian, przy czym jej wpływ na protesty nie jest znaczny, działa jedynie mobilizująco. Można stwierdzić, iż na dzień dzisiejszy nie jest zdecydowanym liderem Białorusinów.Warto podkreślić, że reżim zaczyna zaostrzać swoje działania wobec protestujących, dając siłom porządkowym przyzwolenie na bezkarne i nieuzasadnione w wielu przypadkach stosowanie przemocy wobec demonstrantów, w tym możliwość użycia broni palnej. W przypadku jej użycia może dojść do eskalacji konfliktu z winy struktur siłowych, a nie, jak uważa reżim, protestujących. Wówczas obawy Łukaszenki o wybuch rewolucji na miarę ukraińskiego majdanu mogą się ziścić.Wobec protestujących studentów stosuje się kary w postaci skreślenia z listy studentów, co będzie się przyczyniało do masowych wyjazdów poza granice kraju. Jeśli studenci zdecydują się na wyjazd w celu dalszego kształcenia się, może ich spotkać w przyszłości przykra niespodzianka w postaci nieuznania dyplomu zagranicznej uczelni, co już zapowiedział Łukaszenka. Można przypuszczać, że jego działania są skierowane na poskromienie niepokornych studentów, lecz może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego, czyli doprowadzi do ucieczki zasobów intelektualnych kraju.Zamiast dialogu z opozycją władze wybrały drogę zaostrzenia kar, wzmocnienia kontroli i oddania większych kompetencji strukturom siłowym.

Nota

Tureckie zmagania z konwencją stambulską

16.10.2020

W ostatnich miesiącach przez miasta tureckie, w tym największe – Stambuł, Ankarę, Izmir czy Eskişehir, przetoczyła się fala protestów przeciw zapowiedziom wycofania się Turcji z tzw. konwencji stambulskiej. Do mainstreamowych polityków tureckich, którzy mówili o takiej możliwości, należy m.in. prominentny polityk rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (Adalet ve Kalkımna Partisi – AKP) Numam Kurtulmuş. W jednym z wywiadów stwierdził on, że dokument jest złem i jego podpisanie było błędem oraz, że tak jak można było, z zastosowaniem odpowiednich procedur, konwencję przyjąć, tak można, zgodnie z procedurami, ją wypowiedzieć. Tymczasem w tle ożywionej debaty na temat opuszczenia konwencji przez Turcję widoczny jest wzrost liczby aktów przemocy wobec kobiet, w tym morderstw. Do najgłośniejszych należy w ostatnim czasie brutalne zabójstwo Pinar Gültekin, której imię przywoływane jest podczas protestów zwolenników pozostania Turcji w konwencji, jak przykład przemocy wobec kobiet w tym kraju.Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, zwana także antyprzemocową lub też właśnie konwencją stambulską, została otwarta do podpisu w Stambule 11 maja 2011 roku. Podpisało ją wówczas 13 krajów, w tym Turcja. Do dziś liczba ta uległa znacznemu zwiększeniu, gdyż dokument podpisało ponad 40 państw, choć ratyfikowało już nieco mniej, bo ponad 30. Warto jednak pamiętać, iż wciąż jest grupa państw, które choć ów dokument Rady Europy podpisały to go nie ratyfikowały (np. Bułgaria, Republika Czeska, Słowacja, Litwa), a także takie, które się zastanawiają nad jej wypowiedzeniem, w tym Polska i Turcja. Wypowiedzenie konwencji nie jest jednak procesem łatwym i szybkim, wymaga bowiem przejścia, zarówno na arenie wewnętrznej, jak i międzynarodowej przez kolejne etapy. Warto także nadmienić, iż we wniosku składanym na ręce sekretarza generalnego Rady Europy konieczne jest dokładne uzasadnienie wypowiedzenia konwencji. Przykład Polski pokazuje również, że taka decyzja, czy też już sama jej zapowiedź, skutkuje falą krytyki danego państwa na arenie międzynarodowej.Przeciwników omawianego dokumentu można znaleźć jednak nie tylko w przywołanych już Polsce czy Turcji, czego dowodem jest choćby wspomniany brak ratyfikacji konwencji w części państw europejskich. Ich argumenty są w różnych krajach podobne. Wskazują oni m.in. na zapis dotyczący płci społeczno-kulturowej i polityki, która będzie uwzględniała perspektywę owej płci, co stanowić ma element promowania ideologii gender, zagrożenie dla tradycyjnych wartości, jakie ma nieść ów dokument czy promowanie w nim ideologii LGBT. Warto jednak przypomnieć, że przedmiotem zainteresowania w konwencji stambulskiej są przede wszystkim działania mające na celu zwalczanie i zapobieganie przemocy wobec kobiet, w tym przemocy o charakterze seksualnym. Strony zobowiązują się m.in. do współpracy z organizacjami pozarządowymi działającymi na tym obszarze, wprowadzania stosownych programów edukacyjnych oraz różnych form pomocy i wsparcia dla ofiar przemocy (fizycznej, psychicznej, seksualnej), do wprowadzenia zmian ustawodawczych, w tym w kierunku zdefiniowania przemocy seksualnej (gwałtu) w oparciu o brak zgody ofiary, przy czym do odpowiedzialności za taki czyn może być pociągnięty także obecny lub były partner/współmałżonek ofiary (art. 36) i do penalizacji procederu wymuszanych małżeństw (art. 37). Ponadto przemoc popełniana wobec kobiet i dziewcząt nie może być usprawiedliwiana względami kulturowymi, religijnymi czy tzw. honorem. Strony zobowiązują się także do wprowadzenia możliwość karania podżegania do przemocy.Komentarz1) Jak już wspomniano Turcja była w pierwszej grupie państw, które podpisały konwencję antyprzemocową i bardzo szybko, bo już w marcu 2012 roku ją ratyfikowała. Miało to miejsce w czasie, kiedy władzę sprawowała obecnie rządząca AKP a prezydent Recep Tayyip Erdoğan pełnił funkcję premiera. Jednak dokument, którego pierwszym sygnatariuszem był rząd w Ankarze i którego potoczna nazwa związana jest z największą turecką metropolią, obecnie stał się obiektem ataków ze strony części tureckich elit politycznych, co stało się asumptem dla wzmożonej debaty nad celowością obowiązywania konwencji antyprzemocowej w Turcji. Głosy krytyczne wobec dokumentu pojawiają się przede wszystkim w wypowiedziach polityków konserwatywnych, także z szeregów rządzącej AKP, którzy zarzucają m.in., iż dokument „przemyca” ideologię gender, stanowi zagrożenie dla tradycyjnych wartości i dla rodziny oraz promuje homoseksualizm. Do najważniejszych kwestii, które są poruszane należy także problem definiowania płci w konwencji antyprzemocowej. Jednocześnie podkreśla się, że AKP jest ugrupowaniem, które podjęło pionierskie działania na rzecz poprawy sytuacji kobiet w Turcji, czego wynikiem są widoczne pozytywne zmiany, zwłaszcza w przestrzeni publicznej (np. skokowy wzrost liczby kobiet objętych edukacją na wszystkich poziomach). Zdaniem przeciwników konwencji stambulskiej nie stanowi ona instrumentu przydatnego w walce z przemocą wobec kobiet. Pojawił się także pomysł stworzenia „odpowiednich kulturowo” rozwiązań prawnych, które mogłyby zastąpić konwencję stambulską. Niektórzy z polityków AKP, którzy głosowali przed laty za ratyfikacją konwencji przyznają, że dziś tego żałują. Ówczesną decyzję uzasadniają przede wszystkim brakiem dostatecznej znajomości dokumentu i świadomości jego skutków. Z kolei dla zwolenników pozostania Turcji w konwencji wypowiedzenie dokumentu oznacza (kolejny) krok wstecz w rozwoju rządów prawa w tym kraju. Mimo bowiem, że proces implementacji jego zapisów pozostawiał według nich wiele do życzenia, to jednak wycofanie się z tego dokumentu oznaczać może m.in. nasilenie takich negatywnych i zauważalnych we współczesnej Turcji zjawisk jak przemoc w rodzinie, dyskryminacja kobiet czy tzw. zbrodnie honorowe (o których poniżej).2) Przyjęcie konwencji nastąpiło w czasie, kiedy u steru władzy była rządząca do dzisiaj AKP a Erdoğan pełnił funkcję premiera. Osoby zaangażowane wówczas w działania na rzecz przyjęcia omawianego dokumentu wskazują, że właśnie obecny prezydent walnie przyczynił się do podpisania i ratyfikowania przez Ankarę konwencji antyprzemocowej i wspierał ich działania. Stawia go to w specyficznej sytuacji, zwłaszcza, że w samej AKP nie ma zgodności co do zasadności wypowiedzenia konwencji. Wciąż są tam architekci konwencji stambulskiej a część polityków tego ugrupowania opowiada się za pozostaniem w konwencji. Jedna z czołowych postaci w partii, przewodniczący parlamentu Mustafa Sentop, podkreślał w swoich wypowiedziach, że dokument jest skutecznym instrumentem w walce z przemocą wobec kobiet. Sprawa obecności Turcji w konwencji stambulskiej stanowi więc dziś przyczynę podziałów w rządzącym ugrupowaniu. Ponadto jak wskazują eksperci, jest pewna grupa umów międzynarodowych, których nie wypada wypowiadać, gdyż odbija się to na wizerunku kraju w świecie. Do takich należy konwencja stambulska. Co ciekawe, zachęcając przed laty tureckich deputowanych do głosowania za przyjęciem konwencji Erdoğan przekonywał, ze krok ten pozytywnie wpłynie na postrzeganie Turcji na arenie międzynarodowej.3) W debacie pojawia się także argument zwolenników wycofania się z konwencji, iż społeczeństwo tureckie właśnie tego oczekuje, a politycy powinni się w ów głos ludu wsłuchać. Sprawa nie jest jednak taka prosta. Badania opinii publicznej nie potwierdzają takich nastrojów społecznych. Przeciwnie – zaledwie kilka procent Turków jest za wycofaniem się z konwencji. Wynika z tego, iż nawet elektorat Partii Sprawiedliwości i Rozwoju nie podziela w pełni argumenty przeciwników dokumentu. Przeciw wypowiedzeniu konwencji opowiadają się także organizacje pozarządowe zajmujących się problemem sytuacji kobiet w Turcji. Takie stanowisko zajmuje także jedna z najbardziej znanych i proreżimowych organizacji kobiecych w tym kraju – konserwatywny Kadem, którego wiceprzewodniczącą jest córka Erdoğana – Sümeyye. Mimo, że członkinie związku prezentują tradycyjną optykę w spojrzeniu na zagadnienie równości płci i daleko im do feminizmu to jednak związek należy do orędowników pozostania w konwencji.4) Akcentowanie podczas demonstracji przeciwników wycofania się Turcji z konwencji problemu tzw. zbrodni honorowych nie budzi zdziwienia. Morderstwa te stanowią jeden z największych i najtrudniejszych problemów sytuacji kobiet w tym kraju. Są one usprawiedliwiane względami kulturowymi lub tzw. honorem, częstokroć decyzja o zbrodni jest podejmowana podczas rodzinnych narad, a sprawca jest do niej namawiany czy też podżegany przez członków rodziny. Niejednokrotnie zdarza się, że przyszłą ofiarę mogłaby uratować wcześniejsza szybka reakcja i wsparcie odpowiednich służb lub instytucji. Warto także dodać, że pewien procent ofiar tego typu zbrodni stanowią osoby homoseksualne. W konwencji stambulskiej znalazły się postulaty i rozwiązania użyteczne w walce ze zjawiskiem tzw. zbrodni honorowych. Jej wypowiedzenie w realnym stopniu może ograniczyć możliwość zapobiegania i przeciwdziałania tego typu czynom przestępczym skierowanym wobec kobiet.5) Podjęcie tematu wycofania się z konwencji wpisuje się w ogólne trendy, jakie można obserwować nad Bosforem już od dłuższego czasu. Chodzi z jednej strony o proces „islamizacji” zauważalny w życiu publicznym, zwłaszcza zaś politycznym, przy jednoczesnym akcentowaniu „autonomii” wobec Zachodu i prezentowaniu „asertywnej” polityki wobec organizacji międzynarodowych (np. NATO, RE), do których Turcja należy bądź ma aspiracje należeć (Unia Europejska). Są to zjawiska widoczne tak w działaniach podejmowanych na arenie międzynarodowej, jak i na arenie wewnętrznej. W tym ostatnim przypadku celem jest m.in. pozyskanie przez Recepa Tayyipa Erdoğana i AKP bardziej konserwatywnego elektoratu. Z drugiej zaś strony chodzi o próbę odwrócenia uwagi od innych problemów, np. gospodarczych, rosnącego bezrobocia, problemu imigrantów napływających do Turcji, problemów Ankary w relacjach z Unią Europejską i partnerami z Sojuszu Północnoatlantyckiego czy związanych z pandemią koronawirusa, które negatywnie wpływają na ocenę rządów AKP i tureckiego prezydenta. Partia Sprawiedliwości i Rozwoju już odczuła negatywne skutki braku sukcesów na polu walki z nowymi zagrożeniami, np. przegrywając w ubiegłym roku wybory na burmistrza Stambułu. Przyczyn porażki upatrywano wówczas w dużym stopniu w nierozwiązanym problemie syryjskich uchodźców żyjących w mieście i tworzących społeczeństwo równoległe. Przykładem działań wpisujących się we wspomniane wyżej trendy należało w ostatnim czasie choćby przekształcenie muzeum Hagia Sophia w meczet w lipcu bieżącego roku. Warto przy tym przypomnieć o coraz gorszych wynikach AKP w sondażach. Należy jednocześnie pamiętać, że w kolejnych wyborach udział weźmie kilka milionów młodych ludzi, którzy w najbliższych latach osiągną pełnoletność. Również ich zdanie, a nie są to na ogół osoby konserwatywne, musi brać pod uwagę w swoich działaniach turecki prezydent.

Nota

Argentyna: sierpniowe protesty opozycji

20.09.2020

Sierpień 2020 r. przebiegł w Argentynie pod znakiem protestów środowisk opozycyjnych wobec lewicowego rządu prezydenta Alberto Fernándeza. Mimo zagrożenia epidemicznego, w Buenos Aires i innych miastach odbywały się masowe wystąpienia przeciwników polityki prowadzonej przez rząd. Demonstrujący Argentyńczycy sprzeciwiają się dwóm zasadniczym kwestiom: kontynuowaniu ograniczeń wprowadzonych w walce z pandemią COVID-19 oraz zapowiedzianej przez rząd reformie wymiaru sprawiedliwości. Największa demonstracja w stolicy państwa miała miejsce 17 sierpnia i stanowiła bezpośrednią reakcję na zapowiedź rządu o przedłużeniu lockdownu w najbardziej dotkniętym przez pandemię obszarze metropolitalnym Buenos Aires (miasto i prowincja o tej samej nazwie) do 30 sierpnia. Manifestanci zwracali uwagę, że trwające od marca ograniczenia rujnują argentyńską gospodarkę. Obecni oskarżali również rząd o ograniczanie wolności i forsowanie swojej agendy politycznej w warunkach kryzysu. W tym kontekście bardzo źle odebrana została zapowiedź rządu o skierowaniu do Kongresu projektu ustawy reformującej argentyńską judykatywę. Zmiany w systemie sądownictwa zapowiadane były przez prezydenta Fernándeza jeszcze w trakcie kampanii wyborczej. Zwracał on uwagę na dysfunkcyjność argentyńskiego wymiaru sprawiedliwości – niewystarczającą ilość funkcjonujących sądów federalnych i procedury postępowania ułatwiające upolitycznianie się sędziów. Reforma zakłada utworzenie nowych sądów federalnych oraz zmianę modelu postępowania sądowego z mieszanego na skargowy, w którym sędzia nie pełni funkcji śledczych, a jedynie bezstronnie orzeka o winie. Przeciwna reformie jest opozycja, oskarżająca lewicowy rząd o chęć odwrócenia uwagi opinii publicznej od realnych problemów gospodarczych. Nierzadko pojawiają się również zarzuty o partykularne interesy obozu władzy. Zdaniem opozycji, wprowadzenie reform miałoby ułatwić oddalenie zarzutów wytoczonych wobec polityków koalicji rządzącej jeszcze w okresie, gdy prezydentem był Mauricio Macri (2015-2019). Jedną z oskarżonych w procesie o korupcję jest była argentyńska prezydentka i obecna wiceprezydentka – Cristina Fernández de Kirchner.Komentarz:Argentyna, podobnie jak cała Ameryka Łacińska, bardzo mocno odczuwa skutki pandemii koronawirusa, w tym długotrwałych ograniczeń i rozpoczętego 20 marca twardego modelu izolacji społecznej. Argentyńska gospodarka w ponad 50% oparta jest na usługach, które najbardziej ucierpiały na skutek wprowadzonych restrykcji. Wielu Argentyńczyków, szczególnie mieszkańców stołecznego Buenos Aires, jest już zmęczonych izolacją, a rosnąca ilość zakażeń COVID-19 w sierpniu, (dzienna liczba zakażeń nie spadała poniżej 5 tys. przypadków) pogłębia społeczną frustrację. Warto podkreślić, że poparcie dla protestujących w warunkach pandemii wyraził przebywający w Europie były prezydent Mauricio Macri. Został on mocno skrytykowany przez obecny rząd, wysuwający trudne do polemiki argumenty o zagrożeniu epidemicznym w trakcie spontanicznie organizowanych protestów.Argentyna jest jedynym państwem Ameryki Łacińskiej, w którym na poziomie federalnym nie obowiązuje skargowy model postępowania sądowego. Konieczność zmiany obowiązującego modelu, w którym to sędziowie wszczynają sprawy i prowadzą dochodzenia, sygnalizowana jest w Argentynie od lat. Nie ulega wątpliwości, że państwo to potrzebuje reformy w kierunku zagwarantowania większej transparentności, bezstronności i apolityczności wymiaru sprawiedliwości. Pod znakiem zapytania pozostaje jednak okres, w którym zdecydowano się wprowadzić projekt do Kongresu. Pojawiające się zarzuty o interesowności rządu stawiają prezydenta Alberta Fernándeza przed dużym wyzwaniem. Musi on przekonać społeczeństwo, że proponowana ustawa nie jest projektem politycznym, a konieczną do przeprowadzenia zmianą. Kluczem do sukcesu będzie absolutna transparentność działania i odpowiednio poprowadzona kampania informacyjna. W warunkach pandemii, gdy społeczeństwo skupione jest na innych wyzwaniach, będzie to podwójnie trudne zadanie.

Nota

Czarnogórski konflikt o Cerkiew – autokefalia, czyli problem tożsamości i państwowości

28.07.2020

W ostatnich miesiącach Czarnogórą wstrząsają demonstracje wielu dziesiątek tysięcy protestujących obywateli Czarnogóry, organizowane we wszystkich większych miastach tego małego europejskiego państwa.Bezpośrednim powodem protestów było uchwalenie przez czarnogórską Skupsztynę (parlament) 26 grudnia 2019 roku nowej "Ustawy o wolnościach religijnych", a dokładniej, jej części dotyczącej kwestii własności majątku kościelnego w Czarnogórze. Mamy tu jednak do czynienia z kilkoma poziomami sporu, z których spór o własność jest tylko pierwszym i inicjującym inne.Pierwszym zatem poziomem sporu jest spór prawny, w którym pojawia się pytanie o to, kto jest właścicielem obszernych dóbr i nieruchomości używanych przez Serbską Cerkiew Prawosławną (SCP) w Czarnogórze. Zwolennicy danej ustawy uważają, że wszystko to, co nie zostało udokumentowane jako własność Cerkwi przed 1918 rokiem, automatycznie staje się własnością państwa. Przeciwnicy ustawy zaś twierdzą, że są to dobra i nieruchomości, które były przekazywane Serbskiej Cerkwi Prawosławnej przez władców lub zamożną szlachtę jeszcze od czasów średniowiecza, więc domaganie się obecnie odpisów z ksiąg wieczystych tych majątków jest iluzoryczne.Kolejnym poziomem sporu jest poziom historyczny. Obecnie w Czarnogórze istnieją dwie cerkwie. Z jednej strony jest to Serbska Cerkiew Prawosławna z jej metropolią czarnogórsko-primorską uznająca patriarchę w Belgradzie. Posiada ona status Cerkwi kanonicznej, czyli cieszącej się uznaniem ze strony innych Cerkwi (instytucja zbliżona do uznania międzynarodowego). Z drugiej zaś strony, istnieje Czarnogórska Cerkiew Prawosławna (CCP) założona w 1993 roku. Z punktu widzenia prawa kanonicznego nie jest ona uznawana za autokefaliczną, czyli niezależną. Ma jednak poparcie obecnego państwa czarnogórskiego. Uzasadniając swoje dzisiejsze dążenie do niezależności, CCP powołuje się na faktyczną autokefalię Cerkwi czarnogórskiej ustanowionej za czasów okupacji przez Imperium Osmańskie w XVIII wieku, niemniej utraconej zjednoczeniem z Serbską Cerkwią Prawosławną po powstaniu Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców w 1918 roku. Dzisiaj, obie Cerkwie uważają się za spadkobierców średniowiecznej Czarnogórskiej Cerkwi Prawosławnej i jej dóbr w Czarnogórze. Faktem jest jednak, że CCP ma bardzo ograniczony obszar oddziaływania, słowem, pełni posługę jedynie w kilku kaplicach w Cetyniu i jednej cerkwi w Kotorze. Niemniej jednak domaga się prawa do wszystkich cerkwi i klasztorów na terytorium Czarnogóry, jakie są obecnie własnością SCP. CCP w swoim działaniu otrzymuje pełne poparcie obecnej władzy Czarnogóry z prezydentem Milo Djukanoviciem na czele.Ostatnim, ale nie mniej ważnym sporem, jest spór o tożsamość. Władze czarnogórskie uważają, że Serbska Cerkiew Prawosławna neguje istnienie, odrębnej od serbskiej, tożsamości czarnogórskiej oraz odrębność narodu czarnogórskiego. Tym samym SCP podważa prawo do istnienia niepodległej i niezależnej Czarnogóry. Traktuje to jako kontynuację tzw. wielkoserbskiej polityki wobec Czarnogórców i Czarnogóry prowadzonej przez Serbię przynajmniej od roku 1918. Kwestia ta podnoszona była również podczas referendum niepodległościowego w Czarnogórze 21 maja 2006 roku i według władz czarnogórskich została rozstrzygnięta poprzez ogłoszenie niepodległości w dniu 3 czerwca 2006 roku.Komentarz:Władze Czarnogóry próbują wzmocnić swoją legitymację oraz suwerenność i stabilność państwa, między innymi poprzez utworzenie autokefalicznej Cerkwi Czarnogórskiej, na której państwo mogłoby polegać. Słowem, mamy do czynienia z politycznie umotywowaną próbą ustanowienia autokefalii. Stronami sporu są obecny prezydent Czarnogóry Milo Djukanović, pozostający nieprzerwanie u władzy od 1988 roku były komunistyczny aparatczyk, wraz z koalicją partii skupioną wokół jego Demokratycznej Partii Socjalistów (DPS) jako dominującej siły politycznej [rozpoczęli oni proces tworzenia autokefalicznej CCP ("Ustawa o wolnościach religijnych" została przyjęta z ich inicjatywy)], oraz, z drugiej strony, Serbska Cerkiew Prawosławna walcząca o utrzymanie statusu quo. Mimo, że istnieją próby Djukanovicia i DPS oskarżania Serbii (i pośrednio nawet Rosji) o podżeganie sporu, wydają się one być pozbawione podstaw. Serbia nie jest stroną sporu, a jej umiarkowana, ale i oczekiwana przychylność wobec stanowiska SCP w sporze, nie powinna być uznawana jako zarzut. Po stronie SCP opowiadają się czarnogórskie proserbskie partie opozycyjne skupione wokół Frontu Demokratycznego (FD) Andriji Mandicia.CCP opiera swoją aspirację do autokefalii na, jak mówią, autokefalii Cerkwi Czarnogórskiej istniejącej do 1918 roku, kiedy to Czarnogóra przestała istnieć jako niezależne państwo i stała się częścią Królestwa SHS - później Królestwa Jugosławii. Pamiętać należy jednak o tym, że aby uzyskać status autokefalii, nie wystarczy, aby Cerkiew była niezależna w tym sensie, że nikt nie ingeruje w jej działalność, ale musi także być w stanie samodzielnie konsekrować swoich biskupów. CCP nigdy nie była w stanie tego zrobić i tym samym niejako odbudowywać się od wewnątrz. Uzasadnionym jest zatem główny argument Serbskiej Cerkwi Prawosławnej, że CCP nigdy de facto nie była autokefaliczna.Historycznie rzecz ujmując, ustanowienie autokefalii bardzo często ma wymiar polityczny. Z wielowiekowej tradycji prawosławia można wywnioskować, że ilekroć powstawało państwo narodowe, prędzej czy później kończyło się to ustanowieniem autokefalii. Ostatnio z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku Ukrainy lub Macedonii Północnej. Tamtejsze Cerkwie opowiadają się za autokefalią wbrew woli Cerkwi macierzystych (odpowiednio rosyjskiej i serbskiej). Podstawową kwestią jest podkreślenie, by nie mieć najmniejszych wątpliwości, że mamy do czynienia z naprawdę odrębnymi narodami. W przypadku Ukrainy i Macedonii Północnej wielu uważa, że ​​tak dokładnie jest. Kwestia istnienia odrębnego narodu czarnogórskiego rodzi wiele kontrowersji. Zarówno w Serbii, jak i w Czarnogórze jest wielu, którzy uważają, że tożsamość czarnogórska jest tożsamością regionalną, a nie narodową, a Czarnogórcy są częścią „korpusu etnicznego” narodu serbskiego.Jeżeli państwo Czarnogóry wspiera proces tworzenia tożsamości narodowej i państwowej poprzez udzielanie poparcia dla autokefalii, musi mieć świadomość, że ustanowienie tej tożsamości jest możliwe tylko przy jednoczesnym pogłębianiu już istniejących i niebezpiecznych podziałów w społeczeństwie. Kontynuacja takiej polityki będzie miała swoją cenę. Ewentualne zwycięstwo, wydaje się, byłoby zwycięstwem pyrrusowym. Zamiast wzmocnienia państwa zwiększyłoby tylko napięcia w społeczeństwie. Pamiętajmy, że 28% mieszkańców Czarnogóry określa się mianem etnicznych Serbów, a raptem 44% ogółu mieszkańców tego państwa to Czarnogórcy, którzy, z kolei, w ogromnej większości deklarują swoją przynależność do Serbskiej Cerkwi Prawosławnej, uważając za swój język macierzysty język serbski. (Nie pozostaje bez znaczenia fakt, że około 1/4 reszty obywateli to mniejszości: Albańczycy, Chorwaci, muzułmanie bośniaccy, Turcy i inni).Należy także odnotować ostatnie wydarzenia mające miejsce podczas pandemii Covid-19, podczas których władze Czarnogóry organizowały aresztowania wielkich przeciwników wspomnianej "Ustawy o wolnościach religijnych" - najpierw metropolity SCP Amfilohija, a następnie episkopa (biskupa) Janikija, także z SPC. W sposób oczywisty próbowano politycznie wykorzystać członkostwo Czarnogóry w NATO i po cichu, z naruszeniem krajowych i międzynarodowych norm prawnych, konfiskować własność SCP. Niestety, działania te mogą doprowadzić do ponownego skupienia uwagi na Bałkanach Zachodnich w kontekście nowej destabilizacji regionu i potencjalnego wybuchu nowych konfliktów.

`