Logo Thing main logo

Tag: USA

Nota

Zjednoczone Emiraty Arabskie po nawiązaniu stosunków dyplomatycznych z Izraelem

29.11.2021

W sierpniu 2020 roku Zjednoczone Emiraty Arabskie (dalej, ZEA lub Emiraty) przy mediacji Stanów Zjednoczonych zawarły porozumienie z Izraelem. Na mocy tego układu obydwa państwa zobowiązały się do ustanowienia stosunków dyplomatycznych i wzajemnego ustanowienia ambasad. Zatem otwarcie ambasady Izraela w ZEA nastąpiło już w styczniu 2021 roku i pierwszym izraelskim szefem placówki dyplomatycznej został Eitan Naeh. Z kolei w maju 2021 roku zaczęła funkcjonować ambasada ZEA w Tel Awiwie, na czele której stanął ambasador Mohammed al-Chaja. W ten sposób ZEA dołączyły do wąskiego grona państw arabskich, które oficjalnie uznały Izrael. Wcześniej relacje z Izraelem nawiązał Egipt, Jordania i Autonomia Palestyńska. Wraz z ZEA krok taki uczynił Bahrajn, a w ślad za nimi decyzję o uznaniu Izraela podjęło Maroko i Sudan.Należy postawić pytanie – jakie zmiany polityczne zaszły w ZEA i jakie motywacje miał prezydent szejk Chalifa ibn Zaid an-Nahajan i premier rządu Muhammad ibn Raszid al-Maktum, aby zdecydować się na tak kontrowersyjny krok w świecie arabsko-muzułmańskim?Przede wszystkim na początku trzeba wskazać iż zbliżenie izraelsko-emirackie nie pojawiło się nagle i znikąd. Już wiele lat wcześniej Emiraty posiadały nieformalne kontakty z Izraelem o wymiarze handlowo-politycznym. Zatem wydarzenia z 2020 roku zwieńczyły dość długotrwały proces konwergencji dwóch państw w obliczu wspólnych interesów. W zakresie potencjalnych przestrzeni kooperacji czołowym elementem politycznym jest utrzymujące się zagrożenie ze strony Iranu, które stanowi realny dylemat polityczny zarówno dla Izraela, jak i Emiratów. Niewątpliwie był to kluczowy czynnik, który sprawił, że przywódcy Emiratów uświadomili sobie, że nadszedł najwyższy czas, aby Izrael mógł z politycznego wroga stać się ważnym partnerem.Ustanowienie stosunków dyplomatycznych pociągnęło za sobą oficjalne kontakty na najwyższym szczeblu. W czerwcu 2021 roku z pierwszą i zarazem historyczną wizytą do Dubaju udał się izraelski minister spraw zagranicznych Yair Lapid. W odpowiedzi minister spraw zagranicznych ZEA Szejk Abdullah ibn Zaid an-Nahajan zapowiedział w najbliższym czasie swoją wizytę w Izraelu.W ramach politycznego wymiaru współpracy z Izraelem, ZEA na drugim biegunie radyklanie osłabły relacje Emiratów z Autonomia Palestyńską. Stanowiło to naturalna konsekwencje rzeczy i doprowadziło, że Palestyńczycy wycofali swojego ambasadora z Emiratów. Z kolei rząd ZEA przestał praktycznie całkowicie finansować fundusze na rzecz Palestyńczyków, a co warto podkreślić, przez wiele lat pozostawał głównym ich donatorem. Jednak kalkulacje polityczne ze strony ZEA wzięły górę nad zasadnością wspierania Palestyńczyków, których władze ZEA nigdy nie traktowały po partnersku.Poza czynnikiem politycznym, który determinował zbliżenie ZEA z Izraelem, trzeba podkreślić gospodarczy wymiar nawiązania stosunków dyplomatycznych. Izrael na rynku Emiratów ma niezwykle dużo do zaoferowania, z kolei ZEA dysponują środkami, aby wzajemne stosunki gospodarcze dynamicznie się rozwijały. Na obecnym etapie wymiana handlowa pomiędzy obydwoma państwami jest szacowana na ok. 600 – 700 mln USD. Jednak perspektywy rozwoju bilateralnych stosunków gospodarczych są oszałamiające. Według zapowiedzi ministerstwa gospodarki Emiratów przez następną dekadę skala obrotów handlowych i wzajemnych inwestycji ma sięgnąć nawet 1 tryliona USD. Wszystko miałoby się zrealizować za sprawą miliardowych inwestycji, jakich Emiraty oczekują w związku z otwarciem przestrzeni gospodarczej Izraela dla inwestorów z ZEA oraz otwarcia swojego rynku na inwestycje izraelskie. Na rzecz tych działań Emiraty utworzyły specjalny fundusz inwestycyjny o wysokości 10 mln USD z wyłącznym przeznaczeniem do realizacji inwestycji w Izraelu.Płaszczyzny współpracy są różnorodne. Przede wszystkim jest to kooperacja w zakresie technologii wojskowych i uzbrojenia. W tym zawiera się również przyzwolenie Izraela na zakup przez ZEA najnowszego sprzętu wojskowego od USA takiego jak myśliwce F-35. Ponadto ZEA wiążą duże nadzieje w pozyskiwaniu izraelskich technologii i rozwiązań w dziedzinie biotechnologii i medycyny oraz w zakresie współpracy naukowo-badawczej.Zawarcie porozumienia ZEA z Izraelem wywołało oburzenie w świecie arabsko-muzułmańskim. Wskazywano, że prezydent i szef rządu ZEA podjęli w 2020 roku tę kontrowersyjna decyzję bez konsultacji na poziomie federalnym. Krok ten potępiali politycy i znani artyści z tego regionu. Podpisywano listy potępiające rząd Emiratów (oraz Bahrajnu, który też nawiązał stosunki dyplomatyczne z Izraelem) i sprzeniewierzenie się sprawie palestyńskiej. W Emiratach obywatele wyrażali się niejednoznacznie o zawarciu porozumienia z Izraelem. Według danych zaprezentowanych przez Washington Institute for Near East Policy aż 47% obywateli ZEA popierało, bądź umiarkowanie popierało decyzję rządu. Ponad połowa wyrażała swój sprzeciw i krytycyzm. Mimo wszystko ta nad wyraz pozytywna reakcja obywateli ZEA w tej kwestii mogła również wiązać się z niechęcią i obawą krytykowania własnego rządu i w konsekwencji zwykłym uznaniem, że skoro rząd podjął taką decyzję to musiało za tym stać racjonalne uzasadnienie.Zdjęcie: "Skyscrapers in Dubai, United Arab Emirates" by alekskai52 is licensed under CC BY-NC-ND 2.0

Nota

Jordania – Stany Zjednoczone – wielka przyjaźń?

09.11.2021

Wzajemne relacje między USA a Jordanią zostały nawiązane już w 1949 r. Od tego czasu Królestwo Haszymidzkie było uważane za jednego z najwierniejszych sprzymierzeńców Stanów w regionie. Amerykanie postrzegali Amman za wiarygodnego i pewnego partnera. Stabilna monarchia, konsekwentna polityka lojalności wobec świata Zachodu, gotowość do wspierania działań propokojowych na Bliskim Wschodzie, walka z rozprzestrzenianiem się terroryzmu powodowały, że Stany Zjednoczone z przychylnością patrzyły na władców Jordanii.Współpraca jordańsko-amerykańska przybierała realny wymiar. Stany Zjednoczone udzielały Ammanowi stałej pomocy gospodarczej i wojskowej oraz ściśle współpracowały w wymiarze politycznym.Wymiernym efektem amerykańskich starań był zawarty przez Jordanię w 1994 r. pokój z Izraelem. Po jego zawarciu Waszyngton uznał Amman za swojego najpoważniejszego nie-NATO-wskiego sojusznika. W ostatnim czasie ważnym elementem podkreślającym wzajemne relacje był udział Jordanii w firmowanej przez USA koalicji skierowanej przeciw tzw. Państwu Islamskiemu. Namacalnym efektem tej współpracy jest obecność na terytorium jordańskim ponad 3 tys. amerykańskich żołnierzy.Znaczenie wzajemnych relacji podkreśla wymiar pomocy, jaką USA udzielają Jordanii. Stany Zjednoczone wspierają finansowo modernizację i rozwój możliwości bojowych Ammanu, angażują się w pomoc gospodarczą (do roku 2018 szacowano ją na 22 miliardy dolarów), a w 2018 podpisano już trzecią umowę, która zobowiązuje USA do dostarczania blisko 2,3 miliarda dolarów rocznie w ramach dwustronnej pomocy zagranicznej przez okres pięciu lat. To wsparcie jest wyższe o 27% w porównaniu z uzgodnieniami z poprzedniego porozumienia. Amerykanie współfinansują również koszty utrzymania uchodźców z Syrii. Od rozpoczęcia konfliktu w tym państwie Waszyngton przekazał blisko dwa miliardy dolarów pomocy humanitarnej.Na ten sielankowy obraz wzajemnej kooperacji cieniem kładzie się podejście do sprawy palestyńskiej. Ta kwestia jest właściwie jedynym potencjalnym obszarem sporu między obydwoma państwami. W latach 90-tych XX wieku to właśnie Stany Zjednoczone promowały dwupaństwowe rozwiązanie konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Taki cel deklarował również rząd w Ammanie. Dla Jordanii reprezentowanie Palestyńczyków było naturalną konsekwencją dwóch okoliczności. Po pierwsze przed 1967 r. Zachodni Brzeg Jordanu był częścią Królestwa Haszymidów. Dopiero w 1988 r. Jordańczycy zrzekli się do niego praw. Po drugie ponad połowę obywateli Jordanii stanowią etniczni Palestyńczycy.Jeśli w latach 90-tych tamtego stulecia i pierwszej dekadzie XXI w. proces pokojowy był prowadzony formalnie, a czasami nawet faktycznie, tak od momentu przejęcia władzy w Izraelu przez Beniamina Netanjahu (2009), praktycznie przestał mieć miejsce. Amerykanie zawsze i na różne sposoby wspierali Tel Awiw, ale również konsekwentnie deklarowali gotowość uznania nowopowstałego państwa palestyńskiego (przy założeniu, że zostanie zawarty pokój między Izraelem i Palestyną) i stawiali się w roli mediatora w konflikcie izraelsko-palestyńskim. Sytuacja zmieniła się w momencie przejęcia władzy przez Donalda Trumpa. Miało się wrażenie, że za jego rządów bliskowschodnia polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych była przedłużeniem polityki Państwa Żydowskiego. Donald Trump wycofał się z porozumienia z Iranem i to nie budziło to kontrowersji w Ammanie, ale już kolejne posunięcia amerykańskiej administracji z całą pewnością nie były dla władz Jordanii obojętne. Amerykanie zdecydowali się bowiem przenieść swoją ambasadę do Jerozolimy. Społeczność międzynarodowa zinterpretowała to jako uznanie praw Izraela do władania całym miastem. Było to podważenie międzynarodowego rozwiązania stanowiącego, że wschodnia część Jerozolimy będzie w przyszłości stolicą niepodległego państwa palestyńskiego. Zapowiedziana decyzja spotkała się ze zdecydowanym protestem króla Abdullaha II, który ostrzegał, że może ona wywołać „groźne reperkusje dla stabilności i bezpieczeństwa regionu”. Rzeczywiście w grudniu 2018 r. doszło do masowych protestów w samej Jordanii. Tysiące ludzi zdecydowało się wyjść na ulicę.Jeszcze bardziej problematyczne były kolejne posunięcia administracji Trumpa. Zaproponowany przez nią w styczniu 2020 r. plan pokojowy dla Bliskiego Wschodu był zdecydowanie proizraelski i tym samym antypalestyński. Jego najbardziej kontrowersyjnym punktem był zapis mówiący, że Izrael rozciągnie swoją suwerenność nad częścią Zachodniego Brzegu (około 30%). Ten postulat był faktycznie legalizacją nielegalnego z punktu widzenia prawa międzynarodowego, żydowskiego osadnictwa. Jego realizacja w praktyce wysadzała również w powietrze projekt istnienia dwóch państw: żydowskiego i palestyńskiego. Niepodległa Palestyna byłaby kilkoma wyspami w morzu Państwa Żydowskiego. Przewidziane w planie finansowe wsparcie dla Palestyńczyków i projekt przekazania im fragmentów izraelskiej pustyni Negew w zasadzie jeszcze bardziej ich rozdrażnił.W tej sytuacji jordański monarcha Abdullah II nie mógł milczeć. Kiedy to w połowie 2020 r. pojawiły się propozycje realizacji projektu aneksji, Amman zaprotestował. W wywiadzie do niemieckiego Spiegla król Jordanii powiedział, że „gdyby Izrael dokonał aneksji Zachodniego Brzegu doprowadziłoby to do wielkiego konfliktu z Haszymidzkim Królestwem Jordanii". Mówiono o ograniczeniu skali kooperacji w dziedzinie bezpieczeństwa, możliwości zerwania umowy gazowej z Izraelem, a nawet nie wykluczano możliwości wypowiedzenia układu pokojowego z Izraelem.Oburzenie jordańskich władz wywołały również wydarzenia, do których dochodziło w kwietniu i maju 2021. Projekt wysiedlenia 13 palestyńskich rodzin z jerozolimskiej dzielnicy Sheikh Jarrah, ograniczenia wstępu na Wzgórze Świątynne wprowadzone dla muzułmanów, a później bombardowanie przez Tel Awiw Strefy Gazy wywołały reakcję władz w Ammanie. Do ministerstwa wezwano izraelskiego chargé d’affaires w Ammanie i zażądano od niego, by potępił izraelskie „ataki na wiernych” wokół kompleksu meczetu Al-Aksa. Sam król Abdullah II domagał się poszanowania przez Izrael prawa międzynarodowego chroniącego wolność wyznawania religii, a rząd jordański wydał oficjalne oświadczenie, w którym m. in. pisano: „to co robią izraelska policja i siły specjalne jest barbarzyńskie i musi być odrzucane i potępiane”.Także walki pomiędzy Hamasem a Izraelem mocno zaniepokoiły jordańskie władze. Wzywały one do natychmiastowego przerwania ognia i starały się prowadzić działania dyplomatyczne, których efektem byłaby deeskalacja konfliktu.Pozycję Ammanu eksponowała również administracja amerykańska. Amerykańscy i jordańscy urzędnicy wspólnie deklarowali „pilność deeskalacji i znaczenie zachowania historycznego status quo w świętych miejscach w Jerozolimie”. Amerykanie podkreślali również rolę Jordanii w tym regionie, a sekretarz stanu Antony Blinken tuż po ustaniu działań wojennych w Gazie spotkał się z królem Abdullahem II i zaznaczył, że działania władcy Jordanii „były niezbędne w osiągnięciu zawieszenia broni”.Wszystkie te posunięcia mogą sugerować, że Amman ma wpływ na wydarzenia za swoją zachodnią granicą. Jednak w praktyce rola Jordanii ograniczała się do podkreślania, że jest ona rzecznikiem sprawy palestyńskiej, zwolennikiem rozwiązania dwupaństwowego oraz obrońcą muzułmańskich świętych miejsc w Jerozolimie. Realne posunięcia rządu w Ammanie sprowadzały się do dyplomatycznych protestów i to o umiarkowanym wymiarze. Można także z dużą pewnością założyć, że mgliste zapowiedzi jordańskich władz niewyrażające zgody na potencjalną aneksję przez Izrael części Zachodniego Brzegu, nie byłby ostatecznie wprowadzone w życie.Kluczowa jest odpowiedź na pytanie: jaki wpływ na relacje amerykańsko-jordańskie ma tzw. sprawa palestyńska. Wydaje się, że niewielki. Oba państwa widzą wiele płaszczyzn do wzajemnej kooperacji. Amerykanie mają na Bliskim Wschodzie stabilnego i stałego sojusznika, a Jordania ma realne wsparcie od najpotężniejszego państwa na świecie.Stany Zjednoczone zdają sobie jednak również sprawę, że władze w Ammanie są w jakimś stopniu zakładnikiem kwestii palestyńskiej. Arabskie państwa i jordańska ulica wymaga od nich jasnych propalestyńskich deklaracji. Panuje jednak konsensus, że na nich właściwie może się kończyć zaangażowanie Jordańczyków. Poza tym Amerykanie starają się przy każdej okazji wspierać Jordanię podkreślając jej znaczenie jako rzecznika budowania pokojowych relacji izraelsko-palestyńskich oraz eksponując (często na wyrost) jej rolę jako mediatora w konflikcie.Pozytywne efekty mogą przynieść zmiany we władzach, do jakich doszło w USA i Izraelu. Proizraelskie działania poprzedniej administracji amerykańskiej stawiały władze jordańskie w bardzo niekomfortowej sytuacji. Przejęcie władzy przez Joe Bidena zdaniem części komentatorów daje nadzieję na bardziej wyważone stanowisko USA wobec konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Odsunięcie od władzy Beniamina Netanjahu może mieć również pozytywne konsekwencje. Ówczesny premier Izraela przyczyniał się do wzrostu napięć na linii Tel Awiw-Amman. Wszystko to daje nadzieję, że sprawa palestyńska przestanie być zarzewiem potencjalnych problemów w relacjach amerykańsko-jordańskich, a wtedy obie strony znów będą mogły o niej zapomnieć.

Nota

Zaprzysiężenie Prezydenta w systemie politycznym Stanów Zjednoczonych Ameryki

25.09.2021

Stany Zjednoczone Ameryki (USA) są klasycznym przykładem systemu prezydenckiego, ponieważ w tym ustroju na czele państwa stoi prezydent jako szef egzekutywy. System polityczny USA jest szczególny jeszcze z jednego powodu – urzędu wiceprezydenta, jednak warto podkreślić że taki urząd występuje nie tylko w USA, ale także w innych państwach np. Bułgarii, Paragwaju, Liberii, Brazylii czy Argentynie.Konstytucja USA stanowi „Władzę wykonawczą sprawuje prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki. Urząd swój pełni przez okres lat czterech, a wybierany jest wraz z obieranym na ten sam okres wiceprezydentem w następujący sposób”[1]. Konstytucja określa warunki konieczne do spełnienia, aby móc ubiegać się o najważniejszy urząd w USA i tym samym miano jednego z najważniejszych światowych przywódców. Prawo kandydowania mają obywatele USA, którzy skończyli 35 lat i co najmniej 14 lat zamieszkują na terenie USA, dysponują pełnią praw publicznych i nie są obywatelami naturalizowanymi.Kampania prezydencka w USA wzbudza zainteresowanie całego świata. Tak samo było w 2020 roku, kiedy to republikanin 45 prezydent USA Donald Trump ubiegał się o reelekcje wwyborach, w których przyszło mu się zmierzyć z byłym Wiceprezydentem USA ikandydatem partii demokratycznej Joe Bidenem. Amerykanie wybierają swojego prezydenta w wyborach, które składają się z trzech etapów: nominacji partyjnej, wyborów powszechnych oraz głosowania elektorów.W dniu 20 stycznia 2021 r. na Kapitolu będącym siedzibą Kongresu Stanów Zjednoczonych Ameryki, odbyło się kolejne w historii tego państwa niezwykle ważne wydarzenie polityczne. Otóż na 46 Prezydenta Stanów Zjednoczonych został zaprzysiężony Joe Biden, który pokonał w wyborach prezydenckich ubiegającego się o reelekcje Prezydenta Donalda Trumpa. Nowo wybrany prezydent złożył przysięgę na Biblię, którą przyjął Prezes Sądu Najwyższego. Jej treść brzmi: „Przysięgam (lub ślubuję) uroczyście urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych wiernie sprawować oraz konstytucji Stanów Zjednoczonych dochować, strzec i bronić ze wszystkich swych sił”[2]. Wydarzenie to było szczególne z kilku powodów. Po raz pierwszy urząd Wiceprezydenta USA objęła kobieta – Kamala Harris, po drugie odbywało się w okresie pandemii, a po trzecie w zaprzysiężeniu 46 Prezydenta USA Joe Bidena nie wziął udziału ustępujący Prezydent D. Trump - obecny był natomiast Wiceprezydent Mike Pence.Czy decyzję Prezydenta D. Trumpa można uznać za pewien precedens w historii politycznej USA? Media szeroko rozpisywały się o tej wyjątkowej sytuacji, jednak Prezydent D. Trump nie był pierwszym prezydentem, który nie uczestniczył w zaprzysiężeniu swojego następcy. W tym kontekście możemy mówić o trzech takich sytuacjach. W 1801 r.Prezydent USA John Adams nie wziął udziału w zaprzysiężeniu Thomasa Jeffersona. Kolejnym prezydentem, który nie pojawił się na inauguracji prezydentury swojego następcy był John Quincy Adams, który nie przybył na zaprzysiężenie Andrew Jacksona w 1829 roku. Natomiast ostatnim prezydentem przed D. Trumpem, który odmówił udziału w tej uroczystości był Andrew Johnson, który w 1869 roku nie przybył na zaprzysiężenie nowego Prezydenta USA Ulysses’a Granta.Od 1869 roku do 2021 roku minęło 152 lata, kiedy to ponownie Prezydent USA nie pojawił się na zaprzysiężeniu swojego następcy. W przytoczonych powyżej przykładach taka nieobecność była podyktowana różnymi sporami politycznymi. Podobnie było w 2020 roku, kiedy o urząd Prezydenta USA ubiegali się D.Trump i J. Biden.[1] Artykuł II §1 Konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki. Źródło: Konstytucja Stanów Zjednoczonych Ameryki. Tłum. Andrzej Pułło. Warszawa, Wydawnictwo Sejmowe, 2002.[2] Tamże.

Nota

Przejęcie władzy przez Joe Bidena

24.07.2021

Objęcie urzędu Prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki, po dwóch wcześniej podejmowanych, nieudanych próbach, z pewnością stanowi dla Joe Bidena spełnienie jego trwających wiele lat dążeń. Po zakończeniu okresu czteroletniej prezydentury Donalda Trumpa, Biden za główny cel postawił sobie przywrócenie "duszy Ameryki". Joe Biden, ma 78 lat i jest najstarszym prezydentem zasiadającym w Białym Domu. Po raz pierwszy pojawił się w Waszyngtonie jako młody człowiek. W 1972 roku, 29 - letni wówczas Biden został wybrany na senatora ze stanu Delaware. Pozostał w Senacie Stanów Zjednoczonych Ameryki przez 36 lat. Następnie podczas prezydentury pierwszego czarnoskórego prezydenta USA - Baracka Obamy (w latach 2009 - 2017) sprawował urząd wiceprezydenta. W wyniku wygranych wyborów, stając się 46 Prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki, Joe Biden przejął władzę w państwie borykającym się z głębokimi podziałami politycznymi. Największym jednak problemem z pewnością jest kryzys zdrowia publicznego, który stał się zagrożeniem dla największej gospodarki świata.Pięćdziesiąta dziewiąta inauguracja prezydencka odbyła się na West Front of the United States Capitol w Waszyngtonie. Niniejsze wydarzenie miało miejsce podczas wielu niesprzyjających okoliczności. Chodzi przede wszystkim o nadzwyczajne kryzysy o charakterze politycznym, a także kryzysy: zdrowia publicznego, gospodarcze i bezpieczeństwa narodowego w tym pandemii COVID - 19. Należy także wspomnieć o podejmowanych przez byłego prezydenta próbach unieważnienia wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych w 2020 roku (co wywołało szturm na Kapitol), czy też o zagrożeniu powszechnymi niepokojami społecznymi oraz drugim impeachmencie Donalda Trumpa.Z pewnością dzień inauguracji (20 stycznia 2021 roku) stanowił przełom dla obywateli Stanów Zjednoczonych, którzy obserwowali, jak Joe Biden stał się jednocześnie najstarszym prezydentem - elektem w historii, pierwszym prezydentem z Delaware, drugim katolikiem po Johnie Fitzgeraldzie Kennedym i piętnastym byłym wiceprezydentem, który pełni funkcję prezydenta. Natomiast Kamala Harris została pierwszą, czarnoskórą kobietą pochodzenia azjatyckiego, sprawującą urząd wiceprezydenta. Inauguracja stanowiła formalne zwieńczenie wyścigu w wyborach prezydenckich Joe Bidena, który został prezydentem - elektem po pokonaniu Donalda Trumpa 3 listopada 2020 roku. Zwycięstwo Joe Bidena i Kamali Harris sformalizowano w drodze głosowania wKolegium Elektorskim, które odbyło się 14 grudnia 2020 roku. Zgodnie z artykułem I, sekcja 6 Konstytucji Stanów Zjednoczonych, Harris zrzekła się mandatu w Senacie USA. W inauguracji wzięli udział byli prezydenci: Bill Clinton, George Walker Bush i Barack Obama, a także byłe Pierwsze Damy: Hillary Clinton, Laura Bush oraz Michelle Obama.Niewątpliwie, prezydent Joe Biden oraz wiceprezydent Kamala Harris na początku 2021 roku zapisali się na „kartach historii”, gdy w niespełna dwa tygodnie od ataku terrorystycznego na Kapitol Stanów Zjednoczonych zostali zaprzysiężeni na urząd. Podczas pierwszych "100 dni" pełnienia urzędu przez prezydenta, administracja Bidena zobowiązała się do wydania wielu rozporządzeń wykonawczych. Istotą tych rozporządzeń jest „odwrócenie” niektórych decyzji politycznych podjętych przez Donalda Trumpa. Niemniej jednak priorytetem jest rozwiązanie problemów spowodowanych pandemią COVID - 19.

Nota

Gabinet Prezydenta Joe Bidena

23.07.2021

Dnia 3 listopada 2020 r. odbyły się powszechne wybory prezydenckie w USA, w których został wybrany 46 prezydent Stanów Zjednoczonych. Ówcześnie urzędujący prezydent Donald Trump ubiegał się o reelekcję, natomiast jego kontrkandydatem był senator Joe Biden z Partii Demokratycznej. W wyborach oddano ponad 158 milionów głosów, co stanowi najwyższy wynik w historii USA. Senator z Deleware zdobył 81268924 głosów (51,31%), natomiast jego konkurent 74216154 głosów (46,86%). Kolegium elektorskie odbyło się 14 grudnia. Natomiast 6 stycznia 2021 r. Kongres Stanów Zjednoczonych zatwierdził głosy elektorskie (306 oddanych na Bidena i 232 oddane na Trumpa). 20 stycznia Joe Biden złożył ślubowanie i został zaprzysiężony na prezydenta Stanów Zjednoczonych.W 1932 roku utworzony został Urząd Wykonawczy Prezydenta, który stanowi zaplecze administracyjne Prezydenta. Jego najważniejsze ogniwo stanowi 15 departamentów wykonawczych. Są to organy przypominające europejskie ministerstwa. Tworzone są na podstawie ustaw. Do najważniejszych możemy zaliczyć Departament Stanu, który odpowiedzialny jest za sprawy zagraniczne, Departament Skarbu, który nadzoruje zarządzanie finansami państwa oraz Departament Obrony, który koordynuje politykę bezpieczeństwa państwa i siły zbrojne. Oprócz powyższych możemy wyróżnić:Departament Sprawiedliwości (nadzoruje prawidłowe funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości),Departament Zasobów Wewnętrznych (odpowiedzialny za ochronę przyrody i zarządzanie zasobami naturalnymi),Departament Rolnictwa (koordynuje politykę rolną),Departament Handlu (odpowiedzialny za rozwój i wzrost gospodarczy),Departament Pracy (koordynuje politykę zatrudnienia),Departament Zdrowia i Opieki Społecznej (nadzoruje służbę zdrowia i system opieki społecznej),Departament Urbanizacji (zajmuje się sprawami budownictwa),Departament Transportu (nadzoruje politykę związaną z transportem),Departament Energii (odpowiedzialny za politykę energetyczną),Departament Edukacji (nadzoruje edukacje),Departament Bezpieczeństwa Krajowego (odpowiedzialny za bezpieczeństwo wewnętrzne kraju),Departament Weteranów (koordynuje opiekę nad weteranami wojennymi i ich rodzinami).Kierownika departamentu powołuje Prezydent, za zgodą Senatu. Określani są oni tytułem „sekretarzy”, z wyjątkiem Departamentu Sprawiedliwości, na czele którego stoi Prokurator Generalny (Attorney General). Szefowie departamentów odpowiedzialni są przed Prezydentem. Zazwyczaj nie są politykami, ale ekspertami w swoich dziedzinach. Wspólnie tworzą tzw. gabinet Prezydenta, który jest organem opiniodawczym. Jest to ciało nieformalne (nie jest usankcjonowane w amerykańskiej konstytucji), więc nie podejmuje żadnych wiążących uchwał. Niewątpliwie nie jest to organ, który możemy porównać z radami ministrów, które są typowe dla większości ustrojów państw europejskich. Oprócz departamentów administrację Prezydenta tworzą: Urząd Zarządzania i Budżetu, który nadzoruje działalność personelu pod kątem finansowym oraz Rada Bezpieczeństwa Narodowego, na czele której stoi specjalny asystent do spraw bezpieczeństwa. Zadaniem rady jest opiniowanie kwestii związanych z polityką wewnętrzną, krajową oraz obronną. Ponadto strukturach administracji federalnej funkcjonują samodzielne agencje, które podlegają Prezydentowi, m. in. Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) czy Agencja Środowiska (EPA).Podsumowując warto zwrócić uwagę na działania Prezydenta Joe Bidena w zakresie ochrony środowiska. Powołał Johna Kerrego, byłego Sekretarza Stanu na specjalnego wysłannika do spraw klimatu, który będzie również członkiem Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Jest to pierwszy tego typu przypadek w historii USA.Gabinet Prezydenta Joe BidenaImię i Nazwisko Funkcja StanKamala HarrisWiceprezydent Stanów ZjednoczonychKaliforniaAntony BlinkenSekretarz stanu Stanów ZjednoczonychNowy JorkJanet YellenSekretarz skarbu Stanów ZjednoczonychKaliforniaLloyd AustinSekretarz obrony Stanów ZjednoczonychGeorgiaMerrick GarlandProkurator generalny Stanów ZjednoczonychMarylandDeb HaalandSekretarz zasobów wewnętrznych Stanów ZjednoczonychNowy MeksykTom VilsackSekretarz rolnictwa Stanów ZjednoczonychIowaGina RaimondoSekretarz handlu Stanów ZjednoczonychRhode IslandsMarty WalshSekretarz Departamentu Pracy Stanów ZjednoczonychMassachusettsXavier BecerraSekretarz zdrowia i opieki społecznej Stanów ZjednoczonychKaliforniaMarcia FudgeSekretarz urbanizacji Stanów ZjednoczonychOhioPete ButtigiegSekretarz transportu Stanów ZjednoczonychIndianaJennifer GranholmSekretarz energii Stanów ZjednoczonychMichiganMiguel CordonaSekretarz edukacji Stanów ZjednoczonychConnecticutDenis McDonoughSekretarz spraw weteranów Stanów ZjednoczonychMinnesotaAlejandro MayorkasSekretarz bezpieczeństwa krajowego Stanów ZjednoczonychKaliforniaMichael S. ReganKierownik Agencji Ochrony ŚrodowiskaPółnocna KarolinaSchalanda YoungDyrektor Biura Zarządzania i BudżetuLuizjanaAvril HainesDyrektor Wywiadu NarodowegoNowy JorkWilliam Joseph BurnsDyrektor Centralnej Agencji WywiadowczejKarolina PółnocnaKatherine TaiReprezentant Stanów Zjednoczonych do spraw handluWaszyngtonLinda Thomas-GreenfieldAmbasador Stanów Zjednoczonych przy ONZLuizjanaCecillia RousePrzewodniczący Rady Doradców EkonomicznychNew JerseyIzabel GuzmanKierownik Small Business AdministrationKaliforniaEric LanderDyrektor Biura ds. Polityki Naukowej i TechnologicznejMassachusettsRon KlainSzef Personelu Białego DomuIndiana

Nota

Drugi impeachment Donalda Trumpa

01.07.2021

Odnosząc się do procedury impeachment Konstytucja Stanów Zjednoczonych Ameryki w art. I sek. 2 klauzula 5 stanowi, że Izba Reprezentantów „…ma wyłączne prawo stawiania przed Senatem wyższych funkcjonariuszy w stan oskarżenia”. Natomiast zgodnie z art. I sek. 3 klauzula 6 Senat „…jest wyłącznie uprawniony do sądzenia w sprawach, w których nastąpiło postawienie w stan oskarżenia przez Izbę Reprezentantów”. Wkonstytucji jasno wskazany jest również krąg osób, które mogą zostać postawione w stan oskarżenia (art. II sek. 4). Są to: 1)prezydent, 2)wiceprezydent, a także 3) każdy funkcjonariusz cywilny Stanów Zjednoczonych. Oznacza to, że tryb impeachment nie może zostać zastosowany wstosunku do członków sił zbrojnych, gdyż podlegają oni prawu wojskowemu. Jeżeli chodzi o cywilnych funkcjonariuszy Unii są to: 1) sekretarze departamentów, 2) sędziowie, atakże 3)szefowie niezależnych organów regulujących. Z formalnego punktu widzenia, zgodnie zprzepisami konstytucji, procedura impeachment można zastosować względem każdego federalnego funkcjonariusza cywilnego.Przepisy konstytucji wsposób klarowny określają także organ kompetentny do postawienia w stan oskarżenia. Zgodnie z art. II sek. 2 wyłączne prawo w tym zakresie posiada Izba Reprezentantów. Natomiast Senat jest organem odpowiedzialnym za sądzenie osoby oskarżonej (art. I sek. 3). Do wydania orzeczenia skazującego niezbędna jest większość 2/3 głosów obecnych na posiedzeniu senatorów (art. I sek. 3). Wprzypadku, gdy oskarżenie dotyczy prezydenta, wówczas organowi skazującemu przewodniczy Prezes Sądu Najwyższego. Natomiast w innych przypadkach przewodnictwo sprawuje wiceprezydent USA. Drugi proces o impeachment 45. Prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki - Donalda Trumpa rozpoczął się 9 lutego 2021 roku. Były prezydent stanął w obliczu impeachmentu w Senacie, który stosunkowo szybko zakończył się jego uniewinnieniem. Izba Reprezentantów 13 stycznia 2021 roku postawiła Trumpa w stan oskarżenia - stawiając zarzutpodżegania do powstania. Miało to miejsce zaledwie tydzień po tym, jak 6 stycznia 2021 roku tłum wdarł się na Kapitol. Warto zaznaczyć, że Donald Trump jest pierwszym prezydentem w historii USA przeciwko któremu aż dwukrotnie toczył się senacki proces. Izba niższa 117 Kongresu Stanów Zjednoczonych Ameryki przyjęła jeden artykuł impeachmentu przeciwko Trumpowi - podżeganie do powstania. Dotyczył on jego działań, zmierzających do obalenia wyników wyborów prezydenckich w 2020 roku (w tym również twierdzeń o oszustwie wyborczym, a także prób, podejmowanych wcelu wywarcia presji na urzędników wyborczych w Georgii) stanowiąc, że oskarżony podżegał do szturmu na Kapitol wWaszyngtonie, podczas gdy Kongres został zwołany został celem obliczenia głosów elektorów oraz poświadczenia zwycięstwa prezydenta elekta - Joe Bidena i wiceprezydent - Kamali Harris. Artykuł impeachmentu oskarżający Trumpa o podżeganie do powstania oraz o bezprawną akcję na Kapitolu został wprowadzony do Izby Reprezentantów 11 stycznia 2021 roku, następnie przegłosowany w tej izbie 13 stycznia 2021 roku. Proces wSenacie rozpoczął się 9 lutego 2021 roku. W dniu 26 stycznia 2021 roku senator Patrick Joseph Leahy, demokrata z Vermont iprzewodniczący Senatu pro tempore, został zaprzysiężony, aby mógł przewodniczyć procesowi, a wszystkich stu senatorów złożyło przysięgę, że będą bezstronnie wymierzać sprawiedliwość. Z uwagi na decyzję sędziego Johna Robertsa, który nie zdecydował się przewodniczyć procesowi, funkcję tę objął przewodniczący pro tempore Senatu, senator z Vermontu - Patrick Leahy. W pierwszym tego rodzaju procesie dla odchodzącego prezydenta USA (Bill Clinton, Andrew Johnson oraz Donald Trump byli urzędującymi prezydentami wpoprzednich procesach oimpeachment), do skazania wymagana była większość dwóch trzecich głosów obecnych na posiedzeniu senatorów. Oznacza to, że, aby doszło do uznania oskarżonego winnym wgłosowaniu przy udziale wszystkich 100 senatorów - 67 z nich musiałobyzagłosować „za”. Ostatecznie wniosek poparło 57 senatorów, natomiast 43 senatorów zagłosowało za „niewinnością”. Głos za „winą” oddali wszyscy senatorowie Partii Demokratycznej iniezależni, a także 7 senatorów Partii Republikańskiej. Wkonsekwencji, 13 lutego 2021 roku Donald Trump został uniewinniony od postawionych mu zarzutów.Podejmując próbę porównania obu procesów Donalda Trumpa można zauważyć pewną różnicę w zakresie jego czasu trwania. Mianowicie, poprzedni proces senacki Trumpa trwał trzy tygodnie. Z kolei w 2021 roku harmonogram ustalony wuchwale wsprawie zasad procesu niejako „utorował” drogę do szybkiego postępowania, które finalnie trwało mniej niż tydzień. Niniejszą sytuację skomentował Frank O. Bowman III, badacz impeachmentu z University of Missouri School of Law stwierdzając, że „Różnica, oczywiście, polega tutaj na tym, że Senat zna większość faktów, ponieważ wrzeczywistości był bezpośrednio zaangażowany”.Donald Trump jest jedynym Prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki, azarazem i jedynym urzędnikiem federalnym, który został dwukrotnie poddany procedurze impeachment. Omawiany proces był czwartym impeachmentem Prezydenta Stanów Zjednoczonych i drugim dla Trumpa - po jego pierwszym impeachmencie wgrudniu 2019 roku.

Nota

Zmiany w Sądzie Najwyższym USA

26.04.2021

mgr Michał SkóraInstytut Nauk PrawnychUniwersytetu RzeszowskiegoDnia 26 października 2020 r. Senat USA stosunkiem głosów 52 do 48 zatwierdził nominacje Amy Coney Barrett na sędziego Sądu Najwyższego USA. Kandydatkę mianował Prezydent Donald Trump. Następnie w obecności głowy państwa, sędzia Clarence Thomas przyjął przysięgę złożoną przez nowego sędziego. Zakończyło to procedurę obsadzanie wakatu po śmierci liberalnej sędzi Ruth Ginsbur, która zmarła 18 września 2020 r. w wieku 87 lat po długiej walce z chorobą nowotworową. Sędzia Ginsburg była szczególnie znana ze swojego zaangażowania w przeciwdziałanie dyskryminacji ze względu na płeć, kolor skóry i orientację seksualną, a także była ikoną ruchów proaborcyjnych.Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych (ang, Supreme Court of the United States) jest najwyższym sądem w federalnym sądownictwie USA, który składa się z prezesa Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych oraz ośmiu sędziów (od roku 1869 r.). Ponadto jednym z jego głównych uprawnień jest kontrola zgodności działania legislatywy i egzekutywy zustawą zasadniczą. Kadencja sędziego ma dożywotni charakter, co ma zapewnić pełną niezawisłość oraz apolityczność. Sędzia może orzekać do czasu swojej rezygnacji, przejścia na emeryturę, śmierci lub usunięcia z urzędu. Wybór sędziego Sądu Najwyższego stanowi jedno z najistotniejszych prerogatyw prezydenta. Zwyczajowo głowa państwa nominując kandydata kieruje się jego światopoglądem. Następnie kandydatura musi zostać zatwierdzona przez Senat. Procedurę wyboru kończy przyjęcie przysięgi przez sędziego-nominata.Sędzia Amy Coney Barrett jest najmłodszym z obecnych sędziów Sądu Najwyższego, urodziła się 28 stycznia 1972 r. w Nowym Orleanie, w stanie Luizjana. W 1997 r ukończyła prawo w Notre Dame Law School. Po studiach w latach 1997-1998 pracowała jako urzędnik sądowy w Sądzie Apelacyjnym Stanów Zjednoczonych dla Okręgu Stanu Waszyngton. Następnie w 1998 roku współpracowała z legendarnym sędzią Antonim Scalii w Sądzie Najwyższym Stanów Zjednoczonych Ameryki, który uważany jest do dziś za ikonę konserwatywnego podejścia do prawa. Amy Coney Barrett pracowała też jako adwokat w Waszyngtonie. Następnie została zatrudniona jako profesor prawa w Notre Same Law School. W 2017 roku została mianowana sędzią Sądu Apelacyjnego Stanów Zjednoczonych dla Okręgu Siódmego (United States Court of Appeals for the Seventh Circul), gdzie orzekała do chwili nominacji, do Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych. Prywatnie żona Jesse M. Berretta, który jest prokuratorem federalnym, a także matka siedmiorga dzieci[1]. Sędzia Berrett jako gorliwa katoliczka znana jest ze swoich konserwatywnych poglądów. Jest zdecydowaną przeciwniczką aborcji oraz społeczności LGBTQ+, czym znaczącą różni się od swojej poprzedniczki, która walczyła z dyskryminacją homoseksualistów, o równouprawnienie płci, a także była zwolennikiem nieograniczonego dostępu do aborcji. Dodatkowo Amy Coney Barrett popierała politykę antyemigracyjną prowadzoną przez Prezydenta Donalda Trumpa.Wybór Amy Coney Barrett na sędziego Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych umocnił przewagę konserwatystów w dziewięcioosobowym trybunale, co niewątpliwie może wpłynąć w przyszłości na linię orzeczniczą w sprawach dotyczących m. in. dostępu do broni, prawa do aborcji czy praw osób homoseksualnych. Sprawa jest o tyle ważna, że obecny prezydent Joe Biden, w wielu powyższych kwestiach ma odmienne zdanie od swojego poprzednika i zapowiedział już zmiany w prawie. Wymowne, jest również pierwsze orzeczenie w którym uczestniczyła nowo wybrana sędzia, które udaremniło starania organizacji ekologicznej w zakresie dostępu do dokumentów w sprawie wpływu elektrowni na środowisko naturalne. Nadmienić warto ten fakt, ze względu na ofensywną politykę prezydenta Bidena w zakresie ekologii.Tab. Aktualny skład Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych (na dzień 06.04.2021 r.)Imię i Nazwisko SędziegoNominacja WiekData zaprzysiężeniaJohn Roberts (Prezes Sądu Najwyższego)George W. Bush6629.09.2005 rClarence ThomasGeorge H. W. Bush7323.10.1991 r.Stephen BreyerBill Clinton8303.08.2006 r.Samuel AlitoGeorge W. Bush7131.01.2006 r.Sonia SotomayorBarack Obama6708.08.2009 r.Elena KaganBarack Obama6107.08.2010 r.Neil GorsuchDonald Trump5410.04.2017 r.Berett KavanaughDonald Trump5606.10.2018 r.Amy Coney BarrettDonald Trump4927.10.2020 r.[1] Na podstawie: https://www.supremecourt.gov/about/biographies.aspx (dostęp z dnia 05.04.2021 r.)

Nota

Wygrana Bidena – zmiana w podejściu do stosunków z Kubą

12.12.2020

Cztery lata prezydentury Donalda Trumpa pokazały, że państwa na kontynencie amerykańskim począwszy od Meksyku kończąc na Chile i Argentynie nie mają dla prowadzonej przez niego polityki większego znaczenia poza względami gospodarczymi. Stany Zjednoczone straciły na wizerunku jako kolebka demokracji i potencjalny sojusznik.Prezydent Trump opowiadał się za polityką twardą i bez kompromisów wobec władz w Hawanie, tym samym administracja prezydenta wycofała się z normalizacji stosunków dyplomatycznych pomiędzy państwami do jakiej doprowadził Barack Obama, a co było przedstawiane za jego jeden z największych sukcesów. Trump przywrócił sankcje gospodarcze a także zaostrzył ograniczenia dotyczące podróżowania pomiędzy państwami. Prowadząc kampanię wyborczą nasilił sankcje wobec wyspy, aby wzmocnić swój elektorat wśród starszego pokolenia konserwatywnych amerykanów kubańskiego pochodzenia mieszkających głównie na Florydzie. Kubańskie władze dawały ewidentny wyraz swojego niezadowolenia wobec polityki Trumpa, czego przejawem były zarzuty, że rząd amerykański nadal działa jako państwo zbójeckie czy, że lekceważy prawo międzynarodowe. Kubańczycy patrzyli z nadzieją na nadchodzące wybory w Stanach Zjednoczonych licząc, że zwycięstwo Joe Bidena może przywrócić zerwane relacje.Biden podczas wystąpienia w ramach kampanii wyborczej w Miami na Florydzie krytykował stosunek Trumpa do Kuby. Wskazywał wtedy, że podejście administracji nie działa, a Kubie nie jest bliżej do wolności i demokracji niż cztery lata wcześniej. Dodał również, że aktualnie jest więcej więźniów politycznych, tajna policja jest brutalna jak zawsze a Rosja nadal odgrywa główną rolę na Kubie. Słowa te przypominały wystąpienie Obamy, który odwiedził Hawanę w 2016 roku. Powiedział wtedy, że to co robiły do tej pory Stany Zjednoczone nie działało. Musimy mieć odwagę przyznać się do tej prawdy. Polityka izolacji zaprojektowana na czas zimnej wojny nie ma sensu w XXI wieku.Wyniki wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych wskazują na wygraną kandydata Demokratów - Joe Bidena. Rezultat ten zapewne nie spodoba się konserwatywnym kubańskim imigrantom dla których Biden jest synonimem socjalizmu, a słowo to jest dla nich najgorszym z możliwych. Z 95-98% przeliczonych głosów na Florydzie w trzech hrabstwach (Palm-Beach, Broward i Miami-Dade) skupionych w okolicach Miami, gdzie zamieszkuje najwięcej imigrantów z Kuby wynika, że wygrał Biden. Przewaga ta wprawdzie nie jest znacząca poza hrabstwem Broward (29,8%) i wynosi w hrabstwie Palm-Beach (12,8%) oraz Miami-Dade (7,3%) to jest to zaskakujący wynik, pomimo, że Trump wygrał na Florydzie w 20 hrabstwach (na 32) różnicą 3,4% przy 98% przeliczonych głosów i uzyskując w tym stanie 29 głosów elektorskich.Dla kubańskich władz wygrana Bidena to powód do radości. W dniu 8 listopada 2020 roku Prezydent Kuby Miguel Díaz-Canel Bermúdez z nadzieją napisał na twiterze: zdajemy sobie sprawę, że naród amerykański wybrał nowy kierunek w wyborach prezydenckich. Wierzymy w możliwość budowania konstruktywnych stosunków dwustronnych przy jednoczesnym poszanowaniu naszych różnic. Rząd na Kubie szacuje, że stracił prawie 5,6 miliarda dolarów między kwietniem 2019 a marcem 2020 roku w wyniku sankcji amerykańskich, w porównaniu z 4,3 miliarda dolarów w poprzednim roku.KomentarzPonowna elekcja Trumpa prawdopodobnie oznaczałaby kolejne cztery lata zaostrzonych sankcji Stanów Zjednoczonych wobec Kuby, podczas gdy wielu kubańczyków oczekiwała dalszego otwarcia relacji pomiędzy państwami jakie były za Obamy.Z wypowiedzi Bidena wynika, że po wygranych wyborach prezydenckich będzie chciał kontynuować politykę Obamy. Nie wiadomo jest jednak dokładnie czy i na jakich warunkach miałaby ta współpraca przebiegać.Wygrana Bidena i jego polityka prowadzić może jedynie do tego, że cała Ameryka Łacińska odzyska silnego i strategicznego partnera, a reputacja Stanów Zjednoczonych zostanie odbudowana po zmianach, które wprowadził Trump. Amerykanie latynoskiego pochodzenia opowiadają się bardziej za polityką Demokratów a niżeli Republikanów, kubańscy imigranci stanowią wyjątek w tej grupie.Normalizacja stosunków dyplomatycznych oraz zdjęcie sankcji gospodarczych z Kuby, podobnie jak to miało miejsce za prezydentury Obamy powinny w szerszym zakresie zacieśnić współpracę pomiędzy państwami.Niewykluczone, że większa otwartość administracji nowego prezydenta w węższym zakresie w perspektywie czasu przyczyni się do poprawy warunków bytowych mieszkańców Kuby, rozwoju gospodarczego, infrastruktury i rynku turystycznego oraz pozwoli na swobodne podróżowanie pomiędzy Kubą i Stanami Zjednoczonymi.

Nota

Wybory prezydenckie 2020 w Stanach Zjednoczonych Ameryki

30.10.2020

Zgodnie z artykułem II sekcja 1 klauzula 1 Konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki cała władza wykonawcza spoczywa w rękach prezydenta USA, który wybierany jest na czteroletnią kadencję. Z kolei artykuł II sekcja 1 klauzula 4 Konstytucji zawiera przesłanki dotyczące biernego prawa wyborczego. Zgodnie z tym przepisem w wyborach prezydenckich bierne prawo wyborcze posiada osoba, która spełnia trzy podstawowe warunki: od momentu urodzenia jest obywatelem Stanów Zjednoczonych, ma skończone 35 lat oraz od przynajmniej czternastu lat zamieszkuje na terytorium Stanów Zjednoczonych. Oznacza to, że przesłanki, których spełnienie umożliwia kandydowanie na urząd prezydenta USA są bardziej rygorystyczne niż te, które należy spełnić, aby móc kandydować do Kongresu. W myśl XXII poprawki do Konstytucji (uchwalonej przez Kongres w 1951roku), okres sprawowania władzy przez prezydenta został ograniczony maksymalnie do dwóch kadencji. Warto podkreślić, że w wyborach prezydenckich może wystartować każdy, kto spełnia wyżej wskazane warunki formalne. Co ważne, kandydat na prezydenta nie musi być przedstawicielem demokratów czy republikanów. Pretendent na urząd prezydenta może zgłosić się sam, może uzyskać poparcie pewnej grupy wyborców, może być także kandydatem niezależnym. Warto jednak zaznaczyć, że jak dotąd nigdy w historii USA nie zdarzyło się, aby wybory prezydenckie wygrał niezależny kandydat lub kandydat, który reprezentowałby inną partię niż partia republikańska lub demokratyczna.Pięćdziesiąte dziewiąte powszechne wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych zostały zaplanowane na 3 listopada 2020 roku, a posiedzenie Kolegium Elektorów na 14 grudnia 2020 roku. Amerykańska kampania wyborcza z początkiem września weszła w decydującą fazę. Kampania prezydencka składa się z trzech etapów. Są to prawybory, wybory powszechne oraz wybory prezydenta przez kolegium elektorów. Obecnie urząd prezydenta USA sprawuje republikanin - Donald Trump. Wyborcy 3 listopada zdecydują o tym, czy pozostanie on w Białym Domu przez kolejne cztery lata. Jego kontrkandydatem jest należący do partii Demokratycznej Joe Biden, pełniący urząd senatora ze stanu Delaware w latach 1973–2009. Biden polityką zajmuje się od lat siedemdziesiątych. Niemniej jednak znany jest głównie z tego, iż sprawował urząd wiceprezydenta podczas prezydentury Baracka Obamy. Pomimo faktu, iż w ogólnokrajowych sondażach prowadzi Joe Biden, należy podkreślić, że ich wynik nie zawsze jest pomocny w przewidywaniu, kto wygra wybory. Jako przykład można wskazać sytuację kandydatki na urząd prezydenta Hilary Clinton, która w 2016 roku prowadziła w sondażach, ale i tak przegrała z Donaldem Trumpem. Trzeba mieć na uwadze fakt, że w Stanach Zjednoczonych funkcjonuje system elektoratu. W praktyce oznacza to, że zdobycie największej ilości głosów nie zawsze gwarantuje wygraną w wyborach. Praktyka także pokazuje, że większość stanów zazwyczaj głosuje w ten sam sposób. Z tego też powodu tylko w kilku stanach obaj kandydaci mają szansę na zwycięstwo. Liczba głosów każdego ze stanów uzależniona jest od liczby wydelegowanych przez nie członków do Senatu i Izby Reprezentantów. Dlatego też tak naprawdę kampania wyborcza obu kandydatów skoncentrowana jest tylko w kilku stanach. Bitwa o urząd w tegorocznych wyborach toczy się głównie w stanach takich jak: Floryda,Ohio, Georgia, Karolina Północna, Iowa i Maine. Niezdecydowane stany bardzo często określane są nazwą „swing states”, czyli stanami „rozhuśtanymi”. Zdarza się także, że nazywa się je stanami bitewnymi „battleground states” lub stanami kluczowymi „key states”. Zwycięstwo jednego z kandydatów w tych stanach zwykle przekłada się na jego wygraną w wyborach prezydenckich. Osoby, które nie są zwolennikami systemu elektorskiego bardzo często podkreślają, że skupiając swoją uwagę na stanach „niezdecydowanych” kandydaci na urząd prezydenta bardzo często nie pamiętają o głosujących ze stanów, w których są przekonani o swoim zwycięstwie. Warto podkreślić, że określenie „key states” nie zawsze skierowane jest do tych samych stanów. Wynika to z faktu, iż każdy cykl wyborczy jest odmienny w stosunku do poprzedniego. To z kolei związane jest ze zmiennością preferencji wyborców, a także z wewnętrznymi transformacjami, które zachodzą w Stanach Zjednoczonych. Wszyscy elektorzy muszą oddać głos na kandydata, który otrzymał w ich stanie największą liczbę głosów. Wyjątek od tej zasady dotyczy dwóch stanów: Nebraski oraz Main. Z kolei liczba elektorów z poszczególnych stanów uzależniona jest od populacji każdego stanu. Przykładowo Kalifornia, która jest najbardziej zaludnionym stanem ma do dyspozycji największą liczbę elektorów (55), w dalszej kolejności jest Teksas (38), Floryda (29), Nowy Jork (29) oraz Illinois (20) i Pensylwania (20). Biorąc pod uwagę kwestie techniczne w imieniu obywateli wyboru prezydenta dokonuje Kolegium Elektorów. W kolegiach elektorów łącznie można uzyskać 538 głosów. Zatem, aby wygrać kandydat na urząd prezydenta musi uzyskać 270 głosów.Pomimo wyników ogólnokrajowych sondaży, w których Joe Biden wypada znacznie lepiej od swojego przeciwnika Donalda Trumpa, zarówno komentatorzy jak i bukmacherzy absolutnie nie przesądzają, który z nich wygra wybory. Warto przypomnieć, że w „niezdecydowanych” stanach do zdobycia jest aż 199 z 538 głosów elektorskich.

Nota

Szyiccy liderzy polityczni nie chcą Amerykanów w Iraku

26.10.2020

W styczniu 2020 roku w Bagdadzie odbyły się wielotysięczne marsze i demonstracje, inspirowane przez szyickiego lidera Muktadę as-Sadra, wzywające do całkowitego wycofania się sił amerykańskich z Iraku. Za czasów prezydenta Barracka Obamy Stany Zjednoczone zakończyły już udział wojskowy w Iraku wycofując swoje wojska z tego państwa w 2011 roku. Jednak pojawienie się i intensywna aktywność terrorystyczna Państwa Islamskiego skłoniła rząd amerykański, aby ponownie wysłać do Iraku swoich żołnierzy. Upadek Państwa Islamskiego znów wywołał polityczne zamieszanie wokół obecności wojsk USA w tym państwie.Co skłoniło Irakijczyków do marszów i protestów przeciwko obecności USA? Przede wszystkim wstrząsem dla części społeczeństwa irackiego, w tym szczególnie szyitów było zorganizowanie 3 stycznia 2020 roku przez USA śmiertelnego zamachu na irańskiego generała Ghassema Solejmaniego – przywódcę jednostki specjalnej (al-Quds), funkcjonującej w ramach irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji, która prowadziła walkę z Państwem Islamskim. Wraz z Solejmanim życie w zamachu stracił Abu Mahdi al-Muhandis, sekretarz generalny Brygad Hezbollahu – irackiej militarnej organizacji szyickiej.Szczególnie przeciwni obecności wojsk USA są iraccy szyici, którzy stanowią większość w Iraku liczącą sobie ok. 65%. i znaczna ich część sympatyzuje z Iranem oraz wyraża stanowisko jawnie antyamerykańskie. Wśród irackich szyitów największym poparciem cieszy się Muktada as-Sadr, lider Ruchu Sadrystowskiego i jednocześnie jeden z liderów koalicji Naprzód (Sa’airun), która uzyskała najlepszy wynik w ostatnich wyborach parlamentarnych w 2018 roku. Obecnie posiada ona 54 miejsca w 329 osobowym parlamencie (Madżlis an-Nuwwab). Również Hadi al-Amiri, lider szyickiej Organizacji Badr (Munazzama Badr) popierał protesty w Bagdadzie. On z kolei jest zaciekłym wrogiem USA i deklaruje silne stanowisko proirańskie.W związku z zamachem z 3 stycznia i zmasowanymi protestami w Bagdadzie na wniosek ówczesnego premiera Iraku Abdula Mahdiego, parlament iracki przyjął uchwałę wzywającą rząd do podjęcia działań zmuszających wszystkie obce siły wojskowe do opuszczenia terytorium Iraku. Było to skierowane w zasadzie tylko wobec 5200 żołnierzy USA stacjonujących wtedy w Iraku. Jak podawała „Al-Dżazira” decyzja parlamentu stanowiła wyprzedzenie żądań szyickich środowisk sympatyzujących z Iranem, które wcześniej czy później zaczęłyby intensywnie domagać się takiego działania.Szyickie środowiska polityczne jednak nie były usatysfakcjonowane takim rozwiązaniem. Muktada as- Sadr uznał działania parlamentu za mocno ograniczone. Cytując stację „al-Dżazira”, uznał on, że ów uchwała parlamentu jest niewystarczająca wobec pogwałcenia przez USA irackiej suwerenności i z uwagi na sam fakt eskalacji konfliktu Stanów Zjednoczonych z Iranem po zabójstwie Solejmaniego i al-Muhandisa. W liście do zgromadzenia parlamentarnego as-Sadr wskazał, że rząd iracki powinien podjąć dalsze kroki związane z ograniczeniem politycznego oddziaływania USA w Iraku, w tym: wypowiedzenie iracko-amerykańskiego układu dotyczącego bezpieczeństwa, zamknięcia ambasady USA w Bagdadzie i potępienia rozmów ze strony władz irackich z rządem USA. Żądania te wydawały się ekstremalne, aczkolwiek pokazywały mocną pozycję szyickich liderów w przestrzeni politycznej Iraku i ich daleko idące antyamerykańskie stanowisko.Należy przy tym podkreślić, jak wskazuje Arwa Ibrahim z al-Dżazira, że nie wszyscy Irakijczycy byli zadowoleni z uchwały z 5 stycznia 2020 roku. Wielu Kurdów i sunnickich Arabów zbojkotowało w ten dzień posiedzenie parlamentu. Potwierdzała to wypowiedź Sarkawta Szamsa – kurdyjskiego parlamentarzysty, który według portalu „The World” wskazał, że sam zbojkotował posiedzenie, lecz zaznaczył przy tym, iż Irak potrzebuje pokojowych relacji zarówno ze Stanami Zjednoczonymi, jak i z Iranem. Takich głosów jest znacznie więcej, zwłaszcza wśród środowisk sunnickich Arabów i Kurdów, którzy najzwyczajniej obawiają się dominacji szyickiej w Iraku. Istnieje również duże prawdopodobieństwo, że po całkowitym wycofaniu się wojsk USA, Irak zostanie zdominowany przez Iran, który wyraźnie wspiera społeczności szyickie w tym państwie.USA jednak wcale nie są skłonne utrzymywać rozbudowanego personelu militarnego poza granicami swojego kraju. Jak to Prezydent Donald Trump wielokrotnie zapowiadał już w kampanii przed wyborami w 2020 roku, że Stany Zjednoczone mocno ograniczą liczbę żołnierzy w różnych miejscach na ziemi. W Iraku na początku października 2020 roku, jak informowała agencja Reuters, nastąpiła zapowiadana redukcja żołnierzy amerykańskich z 5200 do ok.3000. Ze strony amerykańskiej redukcję swoich sił zbrojnych w Iraku tłumaczono przede wszystkim osiągnięciem dostatecznej zdolności działania i reagowania przez irackie siły zbrojne. W wypowiedziach amerykańskich wojskowych pojawia się temat zagrożenia w Iraku dla obecności USA. W wypowiedzi dla portalu „Task&Purpose” emerytowany generał armii amerykańskiej Joseph Votel wskazał, że największym zagrożeniem dla obecności USA w Iraku jest Iran i wspierane przez niego irackie milicje szyickie a nie pozostałości radykalnych grup islamskich związanych z Państwem Islamskim.

Nota

Kolejne sankcje dla Kuby

30.08.2020

Stany Zjednoczone nakładają kolejne sankcje na Kubę. Tym razem sankcje dotknęły kubański bank – Havin Bank Ltd. Bank ten z całkowicie kubańskim kapitałem, którego jedynym udziałowcem jest Bank Centralny Kuby (CBK) działa od 1973 roku w historycznej dzielnicy Londynu – City of London. Departament Skarbu 30 lipca br. umieścił Havin Bank na liście zablokowanych podmiotów z którymi przedsiębiorstwa i obywatele Stanów Zjednoczonych nie mogą współpracować (Bank wcześniej znajdował się na liście zablokowanych podmiotów, ale pod oryginalną nazwą Havana International Bank). Urzędnicy wskazują, że problemy mogą mieć również firmy i osoby, które nie działają bezpośrednio z terenu Stanów Zjednoczonych, jednak są w jakiś sposób powiązani z tym rynkiem. Takie działania będą mogły stanowić dla administracji naruszenie przepisów skarbowych.To nie pierwsze sankcje nałożone w ostatnim czasie przez administrację Donalda Trumpa uderzające w system finansowy wyspy. 3 czerwca na czarnej liście przedsiębiorstw z którymi nie mogą współpracować amerykańskie firmy znalazł się kubański podmiot o nazwie FINCIMEX (Del Grupo CIMEX, la Financiera Cimex, S.A.). Firma ta działając od końca lat 90-tych ubiegłego wieku z terytorium Panamy na podstawie specjalnej licencji Banku Centralnego Kuby jest jedynym przedsiębiorstwem finansowym, któremu BCK udzielił licencji m.in. na wydawanie plastikowych kart płatniczych czy administrowanie i zarządzanie transakcjami finansowymi dokonywanymi przy ich użyciu na terytorium Kuby. Jest również jedyną firmą z którą Western Union ma podpisaną umowę na przekazy pieniężne na Kubę. FINCIMEX jest według amerykańskiej administracji firmą kontrolowaną przez kubańską armię, dlatego jak wyjaśnił rzecznik Departamentu Stanu wprowadzenie sankcji ma powstrzymać napływ pieniędzy do kubańskich elit politycznych poprzez instytucje kontrolowane przez wojsko.Kolejną sankcją, którą Waszyngton nałożył na Kubę na początku czerwca było polecenie międzynarodowemu konsorcjum hotelarskiemu Starwood Hotels and Resort Worldwide należącemu do amerykańskiej firmy Marriott International zamknięcie swoich hoteli na Kubie (m.in. hotelu Four Points Sheraton w Hawanie) do końca sierpnia bieżącego roku.Zbliżające się wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych nie sprzyjają ociepleniu relacji z Kubą. Władze wyspy sprawiają wrażenie, że dostrzegają pogłębiający się kryzys czego dowodem miały być zeszłoroczne zmiany w konstytucji i przywrócenie urzędu prezydenta. Jednak raporty międzynarodowych organizacji oraz oceny ośrodków badawczych nie pozostawiają wątpliwości, że są to jedynie pozorne zmiany.KomentarzOficjalnym powodem nałożenia sankcji na Kubę przez Stany Zjednoczone jest wywarcie wpływu na kubańskich elitach politycznych do wdrożenia demokratycznych reform.Jak nieoficjalnie wskazują amerykańscy urzędnicy ostatnie nasilone sankcje wobec Kuby spowodowane są zbliżającymi się wyborami w Stanach Zjednoczonych co ma na celu uzyskanie poparcia dla urzędującego prezydenta przez amerykanów kubańskiego pochodzenia.Zablokowanie jedynej firmy współpracującej z Western Union z której do tej pory korzystali kubańscy emigranci w Stanach Zjednoczonych przekazujący pieniądze dla swoich rodzin na wyspie jest błędną decyzją, gdyż nie wpłynie znacząco na kubańskie władze, natomiast z całą pewnością zaszkodzi wielu emigrantom i ich rodzinom szczególnie w czasie pandemii. Blokada ta może także spowodować problemy zagranicznych turystów, którzy płacą kartami kredytowymi lub podejmują gotówkę w bankomatach na Kubie. Według prezesa amerykańsko-kubańskiej Rady Handlowej i Gospodarczej Johna Kavulicha jest możliwe przywrócenia współpracy finansowej z amerykańskimi firmami o ile Kuba zaproponuje inna firmę, która nie będzie powiązana z administracją rządową.Wpisanie na czarną listę przedsiębiorstwa FINCIMEX najwyraźniej oburzyło kubańską administrację. Dyrektor generalny departamentu amerykańskiego w MSZ Kuby Carlos Fernandez de Cossio zamieścił wpis na Twitterze w którym zarzucił Stanom Zjednoczonym „lekceważenie prawa międzynarodowego” i stwierdził, że „rząd amerykański nadal działa jako państwo zbójeckie”.Zgromadzenie Ogólne ONZ co roku, nieprzerwanie od 28 lat przyjmuje rezolucję potępiającą amerykańską blokadę gospodarczą Kuby. Pod koniec 2019 roku za przyjęciem rezolucji zagłosowało 187 państw. Jedynie przeciwko były Stany Zjednoczone, Izrael i Brazylia. Kolumbia i Ukraina wstrzymały się od głosu, a Mołdowa nie wzięła udziału w głosowaniu. Rezolucja mimo tego, że nie ma mocy prawnej to doskonale pokazuje, że polityka prowadzona przez Stany Zjednoczone wobec Kuby pozbawiona jest poparcia międzynarodowego.Organizacja Freedom House bardzo nisko oceniła Kubę w raporcie Freedom in the World 2020 (14/100 pkt.). Wskazuje na ciągły zakaz pluralizmu politycznego, brak wolnych mediów czy tłumienie sprzeciwów i surowe ograniczanie podstawowych wolności obywatelskich na wyspie. Sytuacji nie poprawiły także zmiany pokoleniowe w przywództwie politycznym w ostatnich dwóch latach, które obejmowały wprowadzenie m.in. nowej konstytucji, przywrócenie urzędu prezydenta czy wprowadzenie własności prywatnej.Heritage Fundation z kolei w corocznym raporcie dotyczącym swobód ekonomicznych – 2020 Index of Economic Freedom określa Kubę jako państwo represyjne z tendencją spadkową i umieszcza w swoim rankingu na 178 miejscu na 180 ocenianych państw.Nadzieją na poprawę sytuacji na Kubie może być raport organizacji Transparency International określający stopień skorumpowania państwa. Coruption Perceptions Index 2019 wskazuje poprawę w stosunku do ubiegłego roku i plasuje Kubę na 60 miejscu na 180 ocenianych państw.

Nota

Relacje amerykańsko-palestyńskie – czy to już koniec?

23.08.2020

Palestyńczycy są narodem, który wciąż walczy o niepodległość. Po decyzji Zgromadzenia Ogólnego ONZ z 1947 r., na terenach administrowanej przez Brytyjczyków Palestyny miały powstać dwa państwa: żydowskie i arabskie. Powstało tylko to pierwsze.Przegrana wojna w 1948 r. oraz zwycięska dla Izraela wojna sześciodniowa (1967) spowodowały, że cały obszar historycznej Palestyny został zajęty przez Izraelczyków. Jego arabscy mieszkańcy (szczególnie ci z Zachodniego Brzegu Jordanu i Strefy Gazy) nigdy nie pogodzili się z tym faktem.Już na początku lat 60. XX w. narodził się współczesny palestyński ruch narodowo-wyzwoleńczy. W dwubiegunowym świecie palestyńskie organizacje uzyskały wsparcie bloku wschodniego. Na wiele lat zdeterminowało to ich polityczne działania. Palestyńczykom, mimo nieprzychylnej postawy Amerykanów, udało się uzyskać międzynarodowe uznanie. Organizacja Wyzwolenia Palestyny (OWP) otrzymała status obserwatora ONZ, a w 1976 r. została pełnoprawnym członkiem Ligi Państw Arabskich.W konflikcie arabsko-izraelskim Waszyngton wspierał Izraelczyków i mimo nieśmiałych prób kontaktów, administracja amerykańska była nieprzychylnie nastawiona do OWP, uznając ją za organizację terrorystyczną. Waszyngton jednak zauważał konieczność rozwiązania kwestii palestyńskiej. Dlatego wynegocjowane przy udziale Amerykanów warunki pokoju Izraela z Egiptem zakładały stworzenie na obszarach zajętych przez Izraelczyków palestyńskiej autonomii.Nic takiego się nie stało. Nadzieję na zmiany przyniósł dopiero rozpad dwubiegunowego świata. Palestyńczycy stracili dotychczasowego rzecznika – ZSRR. W tym samym czasie część izraelskiego establishmentu zdała sobie sprawę, że trzeba usiąść do stołu rokowań. Pierwsza palestyńska intifada (1988) przekonała lewicowych izraelskich polityków, że nie można dalej ignorować niepodległościowych roszczeń palestyńskich. Gdy władzęw Państwie Żydowskim przejęła Partia Pracy, doszło do tajnych izraelsko-palestyńskich rokowań. Nie uczestniczyły w nich Stany Zjednoczone, ale postanowiły one firmować zawarte porozumienie. W 1993 r. w Camp David doszło do podpisania Deklaracji Zasad – agendy przyszłej izraelsko-palestyńskiej umowy pokojowej.Od tego czasu USA stały się rzecznikiem izraelsko-palestyńskiego procesu pokojowego. Waszyngton przekonywał władze w Tel Awiwie, by na części zajętych w 1967 r. ziem palestyńskich utworzono Autonomię Palestyńską. Także za sprawą Amerykanów postępowały dalsze rozmowy. Ich finał, który miał zakończyć trwający dziesięciolecia konflikt, miał mieć miejsce w Camp David. W 2000 r. Bill Clinton zaprosił do posiadłości amerykańskich prezydentów izraelskiego premiera Ehuda Baraka oraz lidera Palestyńczyków – Jasira Arafata.Pilotowane przez Amerykanów rozmowy zakończyły się fiaskiem. W 2000 r. rozpoczęła się II intifada, która zgasiła resztkę nadziei na pokój. I potem pojawiły się jeszcze pokojowe inicjatywy np. tzw. Mapa Drogowa (USA miały wspólnie z ONZ, Unią Europejską i Rosją stworzyć warunki do osiągnięcia porozumienia) czy rozmowy w Annapolis (2007). Jednak efekty wszystkich inicjatyw były znikome.Amerykańska administracja nie była bowiem w stanie przekonać swojego bliskowschodniego sojusznika do jakichkolwiek zmian. Niemiej jednak pewne pozostawało, że Stany Zjednoczone stoją oficjalnie na stanowisku zaakceptowanym przez społeczność międzynarodową. Konflikt izraelsko-palestyński można rozwiązać tylko w efekcie dialogu pomiędzy dwoma zwaśnionymi stronami. Jego celem miało być utworzenie państwa palestyńskiego. Zmiany graniczne, akceptacja żydowskiego osadnictwa oraz problem uchodźców palestyńskich miał być rozwiązany na drodze porozumienia pomiędzy Izraelem a Palestyną.Oczywiście Amerykanie nie byli bezstronnym graczem – zwykle reprezentowali interes Izraela. W 2011 r. USA zablokowały palestyńskie starania o pełne członkostwo w ONZ. Rok później w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ głosowały przeciwko rezolucji uznającej Palestynę za nieczłonkowskie państwo-obserwatora (non-member observer state). Jak się okazywało, Tel Awiw nie zawsze mógł liczyć na poparcie Stanów Zjednoczonych. W grudniu 2016 r. USA nie zdecydowały się zawetować rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ uznającej izraelskie osadnictwo za nielegalne. Rezolucja wzywała Izrael do natychmiastowego i całkowitego wstrzymania budowy nowych osiedli na okupowanych terenach palestyńskich, w tym w Jerozolimie Wschodniej. Mocno akcentowano w niej też, że osiedla żydowskie są pozbawione mocy prawnej i stanowią rażące pogwałcenie prawa międzynarodowego.Nie wszyscy w USA uznali, że wstrzymanie się od głosu przedstawiciela USA w Radzie Bezpieczeństwa było właściwe. Wyraźnie skrytykował je nowy prezydent-elekt Donald Trump. Podkreślił on konieczność wspierania Izraela.Rzeczywiście polityka Donalda Trumpa to pasmo decyzji, które wyrażają poparcie dla Izraela. Jeszcze na początku prezydentury Trumpa stosunki amerykańsko-palestyńskie można było określić jako dobre. Nowy prezydent czterokrotnie spotkał się ze swoim odpowiednikiem z Autonomii Palestyńskiej Mahmudem Abbasem, Już jednak w 2017 r. zareagował on wyraźnym sprzeciwem wobec projektu skierowania przez Palestynę pozwu do Międzynarodowego Trybunału Karnego przeciwko żydowskiemu osadnictwu. Później administracja amerykańska tylko umocniła swój proizraelski kurs. W maju 2018 r. USA zdecydowały się przenieść swoją ambasadę do Jerozolimy. Odebrane zostało to jako faktyczna zgoda na aneksję wschodniej części miasta. Nie może dziwić, że ta decyzja spotkała się z wyraźnym sprzeciwem Palestyńczyków.Palestyńskie władze zaczęły podważać amerykański mandat jako mediatora. Poza tym w zasadzie zamrożono kontakty polityczne. Wyraźnie widoczne było to podczas wizyty wiceprezydenta Mike’a Pence’a na Bliskim Wschodzie w styczniu 2018 r. Żaden z przedstawicieli rządu w Rammalah nie spotkał się z amerykańskim politykiem.Władze palestyńskie odmówiły również udziału w promowanych przez USA rozmowach z Izraelem. Waszyngton na tę decyzję zareagował zamknięciem we wrześniu 2018 r. misji OWP w Waszyngtonie.Amerykanie w swojej proizraelskiej postawie posuwali się jeszcze dalej. W listopadzie 2019 roku sekretarz stanu USA Mike Pompeo ogłosił, że izraelskie osadnictwo na Zachodnim Brzegu Jordanu nie jest sprzeczne z prawem międzynarodowym, a 28 stycznia 2020 prezydent USA Donald Trump przedstawił plan pokojowy dla Bliskiego Wschodu.Zakładanym celem amerykańskiej inicjatywy było doprowadzenie do ostatecznego zakończenia konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Jednak w praktyce amerykańska administracja reprezentowała tylko i wyłącznie interesy izraelskie. Akceptowała ona zajęcie przez Tel Awiw wschodniej Jerozolimy, pozwalała na aneksję około 30% Zachodniego Brzegu (największe izraelskie osiedla oraz Dolina Jordanu). Palestyńczykom Amerykanie obiecywali poszatkowane, zdemilitaryzowane państwo, dwa skrawki pustyni Negew, stolicę na przedmieściach Jerozolimy i 50 mld wsparcia, ale tylko wtedy gdy zgodzą się oni na zaproponowane warunki: wycofanie pozwów złożonych przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym i wyrzeczenie się roszczeń wobec Izraela.Nikt w Palestynie poważnie nie myśli o zaakceptowaniu tego rozwiązania. Jeszcze przed ogłoszeniem planu, władze Autonomii Palestyńskiej zapowiedziały swój sprzeciw. Przy różnych okazjach palestyńscy liderzy powtarzali swoje stanowisko. Zaraz po ogłoszeniu planu, prezydent Mahmud Abbas na spotkaniu Ligii Państw Arabskich odpowiedział „tysiącem nie” na propozycję prezydenta USA i mówił, że nigdy nie zgodzi się na uznanie Wschodniej Jerozolimy za część Izraela. W historii mojego rządzenia nie będzie odnotowane, że zrezygnowałem z Jerozolimy– stwierdził palestyński przywódca.Kilka dni później przed Radą Bezpieczeństwa ONZ palestyński lider mówił: to naprawdę jest szwajcarski ser. Kto z was zaakceptuje podobny stan i warunki? Ta umowa, Panie i Panowie, obejmuje umocnienie okupacji i wzmocnienie reżimu apartheidu, o którym myśleliśmy, że już dawno się go pozbyliśmy.Tuż po ogłoszeniu planu, władze palestyńskie zamanifestowały swój wyraźny sprzeciw – zerwały stosunki dyplomatyczne ze Stanami Zjednoczonymi. Prezydent Abbas dodatkowo zapowiedział, że Palestyna nie będzie współpracowała z USA nawet w kwestiach dotyczących bezpieczeństwa. Jego nieprzejednane stanowisko cieszy się poparciem ludności palestyńskiej. Większość Palestyńczyków (około 2/3) popiera politykę władz Autonomii Palestyńskiej i sprzeciwia się powrotowi do negocjacji z USA.Napięcia w relacjach amerykańsko-palestyńskich mają również poważny wpływ na finanse Autonomii Palestyńskiej. USA były najpoważniejszym donatorem Palestyńczyków. Jednak już w styczniu 2018 r. Waszyngton zamroził wpłaty dla Agendy Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (UNRWA) w wysokości 65 mln dol., a w marcu tego samego roku prezydent Trump podpisał ustawę ograniczającą pomoc dla Palestyny. Amerykanie żądali, by władze Autonomii zaprzestały świadczeń na rzecz palestyńskich terrorystów i ich rodzin.Za tymi decyzjami szły kolejne ograniczenia wsparcia dla Palestyńczyków. Jeszcze tego samego roku ograniczono finansowanie różnych projektów humanitarnych adresowanych do Palestyńczyków prowadzonych przez Amerykańską Agencją ds. Rozwoju Międzynarodowego. Wszystkie te działania mają katastrofalny wpływ na stan palestyńskiego budżetu.Jaka będzie przyszłość amerykańsko-palestyńskich relacji?Z jednej strony, dla władz palestyńskich współpraca z Amerykanami jest koniecznym warunkiem ich egzystencji, z drugiej jednak, nie mogą sobie one pozwolić na rezygnację ze swoich najważniejszych postulatów w rozmowach z Izraelem.Na stan amerykańsko-palestyńskich stosunków wpływ będzie miało kilka czynników. Po pierwsze, kluczowa będzie postawa Amerykanów wobec jednego z najważniejszych postulatów Planu Stulecia – aneksji przez Izrael części Zachodniego Brzegu. Miała ona nastąpić 1 lipca 2020 r. Nic takiego się nie stało. Waszyngton ostatecznie nie zdecydował się zapalić zielonego światła.Po drugie, istotny będzie dalszy przebieg kampanii wyborczej w USA. Prezydent Trump może bowiem zdecydować się spełnić żądania wpływowych ewangelikalnych środowisk, które bez zastrzeżeń wspierają Izrael. Konsekwentna realizacja warunków amerykańskiego Planu dla Bliskiego Wschodu pogrzebie nadzieje na wznowienie amerykańsko-palestyńskiego dialogu. Oczywiście nie bez znaczenia będzie również wynik wyborów prezydenckich. Zwycięstwo kandydata demokratów daje nadzieję na zmianę stronniczego podejścia USA do konfliktu izraelsko-palestyńskiego.Po trzecie, ważne będzie stanowisko świata wobec amerykańskich propozycji. Dziś zarówno Europa, jak i większość państw Bliskiego Wschodu wspiera Palestyńczyków. Rządy państw Unii żądają zaprzestania izraelskich planów aneksji Zachodniego Brzegu, a król Jordanii stwierdził nawet, że taka decyzja groziłaby „wielkim konfliktem”.Przyszłość amerykańsko-palestyńskich relacji jest niepewna. Amerykańska wizja rozwiązania izraelsko-palestyńskiego sporu nie zostanie zaakceptowana przez palestyńskie władze i palestyńską ulicę. Palestyńczycy liczą na to, że świat nie zapomni o ich prawachi będzie wywierał presję na Waszyngton. Dużo będzie zależało od intensywności nacisków oraz od wyniku wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Zwycięstwo Donalda Trumpa oddala nadzieję na powrót do amerykańsko-palestyńskiego dialogu, wygrana Joe Bidena daje nadzieję. Oby nie okazała się ona płonna. Historia Palestyńczyków usiana jest niespełnionymi nadziejami.

`