Logo Thing main logo

Tag: Lebanon

Wywiad

Liban: wywiad z Panem Pawłem Rakowskim oraz Panią Agnieszką Nosowską

05.12.2021

Rozmawiał: Marcin SzydziszWywiad z Panem Pawłem RakowskimPaweł Rakowski - absolwent Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UW oraz studiów bliskowschodnich w Instytucie Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ. Współautor książki „Liban - więcej niż przewodnik” oraz autor reportaży oraz komentarzy o tematyce bliskowschodniej. Komentator wydarzeń bliskowschodnich w polskich mediach (m.in. Radio Wnet, Polskie Radio 24), przewodnik po Libanie i innych krajach regionu. Główny obszar zainteresowań: konflikt arabsko-izraelski, mniejszości etniczne i religijne na Bliskim Wschodzie, irański projekt geopolityczny, relacje Iranu z Arabią Saudyjską.Na czym polega fenomen ustroju politycznego Libanu?Jego fenomen polega na tym, że jest to demokracja konfesyjna. Państwo uznaje 18 różnych wspólnot wyznaniowych. Spośród nich funkcjonuje 17. Jedyna grupa, która jest uznana przez państwo, ale z przyczyn politycznych nie ma reprezentacji parlamentarnej to Żydzi. W 1948 roku oficjalnie zniknęli oni z libańskiego pejzażu politycznego.Sytuacja ustrojowa w Libanie jest bardzo skomplikowana. Jest to pokłosie decyzji francuskich władz mandatowych z lat 30-tych. Paryż zastanawiał się, jak ten mandat przerodzić w państwo, które mogłoby funkcjonować. Opracowano pewną koncepcję, która była oparta o mocno kontrowersyjny spis powszechny (w Libanie nie będzie już nigdy spisów powszechnych – nie chcą tego ani chrześcijanie ani muzułmanie). Z tego spisu wynikało, że dominującą grupą są chrześcijanie, a najliczniejsi spośród nich są maronici, czyli libańscy katolicy. Zdecydowano się na konfesyjny podział kompetencji. Oznacza to, że prezydentem musi być zawsze maronita, premierem sunnita, a marszałkiem parlamentu szyita. Ten układ trwa do dzisiaj, chociaż w latach 1989-1990 doszło do bardzo poważnej zmiany, kiedy Liban wychodził z wojny domowej. Polegała ona na tym, że chrześcijanom przyznano 50% miejsc w parlamencie (wcześniej mieli 51%). Władza z rąk prezydenta przeszła w ręce premiera. Jednak cała struktura władzy w praktyce jest jeszcze bardziej skomplikowana. Nie jest tajemnicą poliszynela, że najliczniejszą grupą religijną w Libanie są szyici i to też powoduje różnego rodzaju implikacje. Najliczniejsza grupa ma bowiem najmniejszą reprezentację w parlamencie. Niemniej jednak to rozwiązanie satysfakcjonuje dwa najsilniejsze nurty szyickie: Hezbollah i Aman.Należałoby jeszcze zwrócić uwagę na jedną kluczową kwestię Liban ma zamknięte obywatelstwo – jego obywatelem może zostać osoba, która ma obu rodziców Libańczyków. Jest to efekt układu z lat 30tych. Ma to jednak bardzo konkretne konsekwencje. W latach 1948-1949 przybyli do Libanu liczni Palestyńczycy, którzy zostali wygnani albo też sami dobrowolnie uciekli z terenów zajętych przez Żydów. Kilkaset tysięcy ludzi, w większości sunnitów, zamieszkało w Libanie - głównie na południu tego kraju. By nie zburzyć chwiejnego kompromisu, nie zdecydowano się jednak ich naturalizować, zrobiono tylko trzy wyjątki.Po pierwsze: obywatelstwo dostali członkowie najbogatszych sunnickich rodzin palestyńskich (np. właścicieli banku). Wiadomo, że za pieniądze, szczególnie w tamtym regionie świata, wszystko można załatwić.Drugi wyjątek dotyczył nielicznych chrześcijańskich Palestyńczyków, którzy trochę tylnymi drzwiami otrzymali obywatelstwo.Trzecią grupą byli mieszkańcy 7 szyickich wsi położonych w Palestynie i ich potomkowie. W latach 90-tych formacje szyickie wykorzystując realną siłę doprowadziły do nadania im obywatelstwa.Dziś w Libanie mamy bardzo dziwną sytuację. Wedle oficjalnych statystyk, Liban ma cztery - cztery i pół miliona obywateli. Mieszka tam też prawie pół milion Palestyńczyków pozbawionych jakiegokolwiek prawa głosu i wpływów politycznych oraz około miliona czy nawet półtora miliona uchodźców z Syrii – głównie Arabów sunnitów. Trzeba jednak dodać, że w Libanie można było dobrze funkcjonować nie mając obywatelstwa. Państwo i tak nie zapewnia podstawowych usług publicznych, takich jak szkolnictwo i służba zdrowia. Są one w rękach prywatnych.A jaka jest rola diaspory?Diaspora libańska według szacunków liczy około 16 milionów ludzi. W latach 90-tych zainwestowała ona duże pieniądze w odbudowę kraju (przede wszystkim Bejrutu). Teraz jest bardzo napięta sytuacja pomiędzy diasporą a Libanem, ponieważ libańscy emigranci nie chcą już lokować pieniędzy w kraju z tak mocno skorumpowanym systemem politycznym, niewydolną gospodarką i sektorem bankowym.Można uznać, że mamy odpowiedź na kolejne pytanie. Czy dojdzie do gruntownych zmian ustroju w Libanie. Wydaje się, że nie dojdzie.Liban nie ma koncepcji co dalej. Wszelkie próby wyjścia z demokracji konfesyjnej w kierunku demokracji w stylu zachodnim zakończyłyby się katastrofą. Demokrację konfesyjną charakteryzuje to, że jest ona pozbawiona ideologii. Ta ideologia jest w zasadzie „bezobjawowa”. Chrześcijanie głosują na którąś z partii chrześcijańskich, muzułmanie na jedną z formacji muzułmańskich. Później te partie dogadują się i tworzą rząd. Oczywiście cały system jest korupcjogenny i powoduje rozmycie odpowiedzialności. Libański system polityczny jest w pewnym sensie układem każdego z każdym. Nie ma w nim realnej opozycji i nie ma realnej władzy. Gdyby w Libanie istniała demokracja w stylu zachodnim, stałaby się rzecz straszna. Wybory wygrałby Hezbollah z dość dużą przewagą nad innymi ugrupowaniami i tym samym od ambasady Iranu w Bejrucie zależałoby, czy i kiedy ogłaszamy Islamską Republikę Libanu.Dlatego na chwilę obecną nie ma pomysłu na zmiany ustrojowe. Libańska opinia publiczna łudzi się, przekładając bardzo skomplikowaną rzeczywistość polityczną na wzorce świata zachodniego. Tymczasem owa rzeczywistość nie dla wszystkich jest zrozumiała,. Na funkcjonowanie skromnego aparatu państwowego w Libanie poza kwestiami konfesyjnymi i dotyczącymi konkretnych ugrupowań politycznych wpływa oczywiście nepotyzm. To wszystko jest tak skomplikowane, że nikt tego nie rozumie i nie da się po prostu tego zrozumieć. dopóki taki system działał nie było żadnego problemu. Jednak widzimy, że jednak przestał funkcjonować.Czy jest tak, że na określonych terytoriach rządzą określone formacje polityczne czy polityczno-militarne, które reprezentują mieszkające tam grupy ludności? Czyli w dzielnicach chrześcijańskich rządzą przedstawiciele ugrupowań chrześcijańskich, a na obszarach zamieszkałych przez szyitów – szyickie. Czy takie proste założenie nie może być przyjęte?Sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana w relacjach między Północą a Południem. Natomiast w praktyce, jeśli chodzi o realne sympatie polityczne, są one wyrażane zewnętrznie w sposób typowy dla Bliskiego Wschodu. Można zaważyć flagi, portrety. Jest to ekspozycja tych głównych ugrupowań. W dzielnicach chrześcijańskich i miastach chrześcijańskich widać sympatyków albo Sił Libańskich albo zwolenników prezydenta Aouna. Za to w Bal Kafra, skąd pochodzi klan Dżemayelów, czyli osławiona Falanga portrety Baszira Dżemayela. Ten podział polityczny jest ściśle związany z konfesją. Trzeba pamiętać, że określoną liczbę miejsc w parlamencie muszą zajmować przedstawiciele poszczególnych religii. Oznacza to, że z konkretnego miasta wybiera się kandydatów danej konfesji, według ściśle określonego podziału. Dziś jednak nie odzwierciedla on aktualnego stanu rzeczy. Np. na obszarze, który ja najlepiej znam, okręg Byblos czyli Dżbejl, mieszka 80% maronitów i 20% szyitów. O ile dobrze pamiętam, to dwa mandaty były zarezerwowane dla maronitów i jeden dla szyitów. Na południu, tam gdzie ongiś chrześcijanie byli bardzo liczni, ale związku z tym, że to był teren „przeorany” przez Organizację Wyzwolenia Palestyny, późniejszy konflikt z Izraelem i duże wpływy Hezbollahu, zdarzają się miejscowości, gdzie chrześcijan jest niewielu, ale wciąż ich przedstawiciele obsadzają nieproporcjonalnie dużą liczbę miejsc w parlamencie, więcej niż szyici, którzy są tam liczniejsi. Niemniej jednak w takich sytuacjach, szczególnie na południu, zwycięża obóz Aouna, który jest w koalicji Hezbollahem i dzięki temu nie ma jakiegoś lokalnego napięcia.Może przejdźmy do kolejnego zagadnienia. Czy zgodzi się Pan z tezą, że najpoważniejszym społecznym i gospodarczym problemem Libanu jest korupcja? Korupcja czyli bakszysz to nie jest nic negatywnego w tym regionie świata. To jest Bliski Wschód i pewne patologie są tam powszechnie obecne. Naprawdę wiele wody w Nilu i w Eufracie upłynie, zanim w ogóle ktokolwiek pomyśli żeby je zlikwidować. Natomiast jeśli chodzi o Liban, bardzo ważne jest to, że korupcja zawsze dotyczyła raczej wyższego szczebla. Nie ma tam takich sytuacji, że policja łapie kierowcę i żąda od niego np. 100 dolarów. Korupcja, jak mi ktoś powiedział, jest filozofią worka z cementem. Ona także określa pewne sympatie polityczne. Trzeba wziąć pod uwagę, że pewne bloki polityczne, szczególnie u chrześcijan, ukształtowały się wokół tego, czy ktoś jest z gór, z jakiej rodziny, czy ktoś kogoś skrzywdził podczas wojny domowej, czy ktoś się z kimś pokłócił i tak dalej i tak dalej. W tym wszystkim nie ma wielkiej ideologii.Problemem w Libanie i w całym świecie arabskim jest pazerność. Jeśli porównamy Liban do Izraela, to choć Izrael też ma problem z korupcją, to jest on państwem poważnym. W Libanie cały kapitał, który tam wpłynął, zdaniem obywateli, został rozkradziony. Korupcja jest dość mocno paraliżująca. Nie chodzi zawsze o pieniądze. Problemem jest również protekcja – wyświadczenie przysługi, np. załatwienie miejsca dla dzieci w określonej szkole. Tak funkcjonuje tamtejsze życie. Zaś jeśli chodzi o tę najwyższą politykę, to kiedy w 2019 r. wybuchła Saura, podobno zostały ujawnione dokumenty świadczące o tajnych rozrachunkach decydentów politycznych. Kwoty tam się pojawiające są zatrważające. Nabih Berri, odwieczny i wieczny przewodniczący parlamentu, lider partii Amal – starszej siostry Hezbollahu, miał przywłaszczyć 700 mln. dolarów. Jednak nawet jeśli on takie pieniądze przywłaszczył, to część z nich wydał na swoje ugrupowanie i na swój region. On jako przywódca polityczny powinien zapewnić swoim wyborcom pracę czy jakieś świadczenia pomocowe. W pewnym sensie więc część pieniędzy z tych łapówek szło na wsparcie wyborców. W chwili obecnej trwa dyskusja o kondycji członków i zwolenników Hezbollahu. Ludzie na Bliskim Wschodzie są interesowni i nie za darmo wiecują i popierają określone ugrupowania. Wiemy, że członkowie Hezbollahu dostają około 100 dolarów zapomogi miesięcznie. Na chwilę obecną jest to pokaźny kapitał, gdy weźmiemy pod uwagę, ze farmaceuta zarabia około 80 dolarów miesięcznie. Bez tej zapomogi Hezbollah straciłby w ciągu jednego dnia około 80% najbardziej zagorzałych sympatyków.Reasumując, trzeba stwierdzić, że te pieniądze znikają, ale w jakiejś formie odnajdują się gdzie indziej. Dochodzi jeszcze oczywiście kwestia moralności. Ale moralności jest drugorzędna. Na przykład byłemu premierowi Sad al- Haririemu ”wyciągnięto”, że wydał 16 mln dolarów na kochankę z RPA. Do dziś nie wiadomo, czy wydawał pieniądze publiczne czy też prywatne. Tym bardziej, że jest on, czy może raczej był miliarderem.Mówiąc o korupcji, trzeba by jednocześnie wspomnieć o nepotyzmie. Znam historie z czasów wojny domowej. Walczące w jej trakcie milicje były utrzymywane z opodatkowania ludności cywilnej. Niemniej jednak, gdy był czas dzielenia żołdu, z banków libańskich wyjeżdżały ciężarówki i decydowano się na zawieszenie broni. To wszystko pokazuje klimat tego kraju, w którym, trzeba to podkreślić, nie ma bezpośredniej nienawiści w przeciwieństwie do Jugosławii, innych krajów Bliskiego Wschodu czy Afryki. W Libanie jest raczej przekonanie, że wolą czy kaprysem Allacha wszyscy jesteśmy na siebie skazani. To powoduje, że nawet obecnie, kryzys nie „rozrywa” państwa na „linii konfesyjnej”, co widzieliśmy ostatnio, kiedy miało miejsce ostrzelanie demonstracji w Bejrucie.Dziś według szacunków około 50% Libańczyków nie ma pracy. Jeszcze kilka lat temu każdy mógł pracować i zarabiać i jak na warunki bliskowschodnie, w Libanie żyło się tam całkiem nieźle. Co więc, poza korupcją, pandemią i wybuchem w Bejrucie, leży u podstaw tak poważnego kryzysu w Libanie? Jego skala jest tak duża, że mówi się, że jest on najpoważniejszym kryzysem od 7 tysięcy lat. Na tyle poważnym, że Kościół katolicki w Polsce zdecydował się zbierać pieniądze na pomoc dla dotkniętych nim ludzi.To niesamowite, ze ojczyzna pieniędzy jest bez pieniędzy. Obserwowałem początek rozmontowywanie tego wszystkiego. Nikt jednak nie zdawał sobie sprawy, ze kryzys będzie tak głęboki i co najgorsze, nie wiadomo, kiedy ten kryzys zastopuje. Nawet jeśli były granice, które miały być nieprzekraczalne, to okazało się, że one się dalej przesuwają.Przyczyny tego kryzysu są wyjątkowo złożone. Historycy zajmujący się ekonomią będą mieć bardzo trudne zadanie, by je poznać i opisać. On jest związany zarówno z przebiegunowaniem świata z zachodu na wschód jak i z problemami regionalnymi. Kwestia regionalna nie dotyczy tylko napięcia na linii Iran – Arabia Saudyjska. Jest także inny powód. Nie chcę mówić, że sami Libańczycy są sobie winni, ale w jakimś procencie ponoszą oni odpowiedzialność za aktualną sytuację. Libańczycy odbudowując państwo, rozwijając gospodarkę, nie zauważyli przemian, które nastąpiły. Powstał Dubaj. Wcześniej Bejrut był miejscem zbytku. Tu też mieściły się banki świata arabskiego. W chwili obecnej tę rolę pełni Dubaj. Libańczycy nie dostrzegali zmiany sytuacji i nie chcieli obniżyć standardu swojego życia. W Kraju Cedrów żyło się znacznie lepiej niż w naszej części Europy. Ale majątek Libańczyków wynikał z faktu, że wpływy przynosiły lokaty z kilkunastoprocentowym zyskiem, a wiadomo czym się to kończy. Ich majątek opierał się też z nienaturalnie drogiej ziemi. Znam ludzi z klasy średniej, którzy do dzisiaj rzekomo dysponują majątkiem po kilka milionów dolarów, ale składa się na niego tylko ziemia. Kiedyś ta ziemia była warta kilka milionów, dziś jest to może jeden milion.To była magia Libanu, w której to pani robiąca placki z zatharem po dolarze za sztukę jeździła mercedesem.Wracając do kwestii regionalnej. Ja sam się dziwiłem, jak to jest możliwe. Granica z Izraelem jest zamknięta, granica z Syrią jest otwarta w zasadzie tylko do grup przestępczych – Hezbollahu czy imigrantów. Nota bene, kilka miesięcy temu odbył protest przemytników, którzy żyli z tego, że przemycali paliwo do Syrii. Liban, a szczególnie wybrzeże: Bejrut, Byblos, Dżunyji, a może nawet Sajda, żyły w takiej bańce. Wszyscy patrzyli w morze, cieszyli się, a zegar tykał. Ma się wrażenie jednak, że ludzie tego nie słyszeli.Symptomy kryzysu były widoczne już wcześniej. W 2017 r. premier Harriri został niemal uprowadzony w Arabii Saudyjskiej. W latach 2018-2019 Arabia Saudyjska i jej sprzymierzeńcy wycofali kapitały z banków libańskich, co doprowadziło de facto do załamania się systemu bankowego. Rijad i Dubaj zdali sobie sprawę, że dochody z ich ulokowanych w Bejrucie kapitałów, czerpie również Hezbollah.Pierwszym wyraźnym symptomem kryzysu był strajk piekarzy. W Libanie w latach 1989-2019 był stały przelicznik – jeden dolar to 1,5 tysiąca libańskich lirów. Wtedy można było płacić dolarem lub lirami. Jednak po 2019 r. pojawiła się inflacja. Piekarze kupowali mąkę za dolary a za sprzedane pieczywo dostawali zapłatę w lirach, dlatego zastrajkowali.Dla Libanu szokiem było kolejne wydarzenie - Saura. Kraj na dwa tygodnie de facto stanął. Została zablokowana jedyna autostrada i nie dało się nigdzie dojechać. W przestrzeni publicznej pytano, kto stał za tymi wydarzeniami. Pojawiały się głosy wskazujące na Turcję czy Katar. Biorąc pod uwagę konfrontację między Izraelem a Hezbollahem, nie wykluczano udziału Izraelczyków. Podejrzewano także Syryjczyków. Zdaniem większości Libańczyków Syria zawsze działa bardzo destrukcyjnie na libańskie życie gospodarcze i polityczne i dzieje się tak bez względu czy w Syrii jest wojna czy jej nie ma.Libańczycy zdają sobie sprawę, że ich jedynym ratunkiem są podmorskie złoża gazu ziemnego. Niestety chaos i kryzys polityczny powodują to, że nie ma inwestorów, a nawet gdyby się tacy znaleźli do rozstrzygnięcia pozostałyby dwa problemy. Po pierwsze – kto podpisze koncesje. Wiadomo, że pozycja takiego polityka i jego obozu uległyby wzmocnieniu, a to nie zostałoby zaakceptowane przez innych. Po drugie – część tych złóż znajduje się na wodach terytorialnych Izraela i Libanu. Izrael nie może nic z tym zrobić, bo obawia się ataków Hezbollahu, ale również nie pozwoli na działanie Libanu. Wiadomo, że eksploracja złóż doprowadziłaby do wzmocnienia pozycji któregoś z ugrupowań działających w tym regonie. Mimo, że zainteresowanie odwiertami deklarowali Francuzi, to jednak chaos w Libanie powoduje, że z tych złóż nikt nie może korzystać.Kolejne pytanie dotyczy międzynarodowej pozycji Libanu. Jest ono przewrotne, ponieważ wiadomo, że Liban nie jest podmiotem, a przedmiotem rozgrywek różnych państw, ale już sam Pan wspomniał, że sytuacje jest dynamiczna i zmienna. To, że Arabia Saudyjska zbliżyła się do Izraela, a Zjednoczone Emiraty Arabskie i Bahrajn formalnie uregulowały stosunki dyplomatyczne z Państwem Żydowskim, postawiło Liban w nie najlepszej sytuacji. Świadczy o tym wycofanie aktywów saudyjskich z banków libańskich. Z kolei mozaika religijna Libanu nie pozwala, by Iran wspierał rząd centralny tego państwa. Co musiałoby się stać, na płaszczyźnie międzynarodowej, aby sytuacje gospodarcza i polityczna Libanu poprawiła się?Liban jest takim przedmiotem relacji międzynarodowych, że każdy się nim „zadławi”. Każdy palił się na Libanie i każdy się będzie na nim palił. Wynika to z różnych względów. Mozaika religijna stawiana jest często jako wyznacznik, ale wydaje mi się, że jest to myślenie starego świata. Przecież dochodziło do rozmów między Izraelem a Libanem odnośnie zagospodarowania wspólnych złóż gazu. Gdyby jednak obie strony coś uzgodniły, to pojawiłby się problem, jak ten układ sformalizować. Zgodne z libańskim atlasem szkolnym, na południe od Tyru znajduje się Palestyna. W tym przypadku trzeba by zawrzeć traktat z podmiotem, którego się nie uznaje, czyli z bytem formalnie nie istniejącym. Rozmowy jednak świadczyły o tym, ze Liban szuka rozwiązania.Problem jest jeden – stosunek do Hezbollahu. Jeśli chodzi o chrześcijan, nawet w obozie Aouna nie ma wielkiej wrogości do Izraela, może poza lewicową paplaniną odnośnie praw palestyńskich. Prawdę mówiąc w Libanie nikogo one nie interesują. Sunnici, szczególnie sympatycy klanu Hariri, są związani z Arabią Saudyjską. Wiemy, że oficjalnie nie ma relacji saudyjsko-izraelskich ale oczywiście one istnieją. Gdyby pojawił się projekt otwarcia granic z Izraelem, byłby on przedmiotem dyskusji. Warto zauważyć, że rozmowy izraelsko-libańskie odbywały się w regionie kontrolowanym przez Hezbollah, w południowym Libanie, w miejscowości Nakura.Rozumiem potencjalną gotowość współpracy z Izraelem libańskich chrześcijan czy nawet sunnitów, którzy na skutek przekształceń sojuszy na Bliskim Wschodzie mogą mieć cieplejszy stosunek do Państwa Żydowskiego. Dziwi mnie jednak, dlaczego Hezbollah, którego formacje wielokrotnie były ostrzeliwane w Syrii przez izraelską artylerię, godzi się, by rozmowy z Państwem Żydowskim były prowadzone na kontrolowanych przez niego obszarach?Witamy w Libanie. Należy pamiętać, że szyici byli tą grupą, która najżarliwiej witała Izraelczyków w latach 70-tych i 80-tych (np. podczas operacji pokój dla Galilei). Poza tym, szyici nie mają w zasadzie powodu by być antyizraelscy. Po wycofaniu się Izraelczyków z południowego Libanu w 2000 r., przyczyna napięć ustała.Poza tym, po pierwsze, warto pamiętać, że dla szyitów dużo ważniejsze są Nadżaf czy Karbala niż Jerozolima. Po drugie, Palestyńczycy byli nastawieni wrogo do szyitów. Hezbollah, kiedy przejął władze w południowym Libanie zamknął ich spowrotem do obozów. Hezbollah irytuje też uaktywnienie się Palestyńczyków po tzw. wojnie wiosennej. Po trzecie wreszcie, Hezbollah jest irańskim aktywem, ale jest on arabski. Trzeba też zauważyć, że ta organizacja nie jest monolitem. Porównując Teheran i Hezbollah, to łączą je relacje o podobnym charakterze jak polską partie komunistyczną z jej radziecką odpowiedniczką. Tam też były różnego rodzaju gry. Inaczej było za Bieruta, inaczej było za czasów Gomułki. Hezbollah musi zawsze dbać o swój interes. Teraz jest to Iran, ale w sytuacji kryzysu nie jest wykluczony kompromis z obecnymi wrogami. To jest możliwe w realiach libańskich. Liderzy Hezbollahu wiedzą, że ich zwolennicy chcą zarabiać i normalnie żyć. Jeżeli otworzyłaby się granica z Izraelem, to Hezbollah mógłby to zaakceptować. Trzeba dodać jeszcze, że ta organizacja ma bardzo autorytarne kierownictwo, które nie dopuszcza żadnej dyskusji. Pion polityczny nadaje ton i były w przeszłości takie sytuacje, kiedy Hezbollah rozmawiał z Izraelem. To wszystko nie jest jednoznaczne. Możemy się spodziewać pewnych gestów, działań (może ukrytych) w sytuacji, kiedy Amerykanie nie porozumieją się z Iranem. Jeżeli embargo na Teheran nie będzie zdjęte, to Hezbollah pozostanie sam. Już od lat 90-tych wielu politologów i ekspertów wieszczyło, że Hezbollah skończy jako islamski odpowiednik IRA.Trzeba pamiętać również, że kiedy doszło do rewolucji islamskiej w Iranie, Izrael został nazwany „mały szatanem”, który steruje „dużym szatanem”. Ajatollah Chomeini nie zrobił rewolucji szyickiej – on zrobił rewolucję islamską. Poprzez antagonizm z Izraelem, Iran „wszedł” w świat arabski – ponadkonfesyjnie i ponadetnicznie. Tak naprawdę nie ma żadnych powodów (np. obszarów spornych) do walki między Iranem a Izraelem. Dwie dekady wcześniej byłoby dla nas szokiem, że Arabia Saudyjska rozmawia z Izraelem. Nie wiadomo więc, w którą stronę będą ewoluować relacje irańsko-izraelskie. Na Bliskim Wschodzie każdy chce żyć. Wbrew potocznym wyobrażeniom nikt tam nie chce mieć wojny atomowej. Wiadomo, że wojna jest rzeczą straszną i każde przywództwo stara się jej unikać. Doszliśmy do takiego momentu, że pewne działania muszą zostać podjęte. Liban jest ważnym elementem, jeśli chodzi zarówno o konfrontacje z Iranem, jak i przyszłość Iranu, a nawet przyszłość Bliskiego Wschodu.W tym kontekście bardzo ważne będzie zachowanie jednego polityka libańskiego, który nazywany jest sfinksem Bliskiego Wschodu, czyli Walida Jumbulatta. Jest on liderem druzyjskiej partii progresywno-socjalistycznej (nie jest on oczywiście żadnym socjalistą). Na chwilę obecną widać, że dystansuje się on od Hezbollahu. A to jest bardzo ważny sygnał.Proponuje przejść do kolejnego wątku. Tym razem chcę zapytać o sytuację chrześcijan w Libanie. Papież Franciszek niedawno powiedział, że Liban ma być krainą tolerancji i pluralizmu, oazą braterstwa. Tak bywało w historii Libanu, ale też dlatego, że byli tam chrześcijanie. Już sobie powiedzieliśmy, że ich odsetek spada – ma na to wpływ emigracja i mniejszy przyrost naturalny. Niebezzasadne jest więc pytanie, czy chrześcijanie przetrwają w tym państwie? Ja mam wrażenie, że jest wyraźne napięcie między maronitami i Hezbollahem. Patriarcha Béchara Boutros Rai wielokrotnie demonstrował swoją niechęć do Hezbollahu, zarzucając mu, że to właśnie działalność tej organizacji uniemożliwia Libanowi wyjście z kryzysu. Powracam jednak do kluczowego pytania, czy jest nadzieja, że chrześcijanie w Libanie przetrwają i wciąż będą grupą zauważalną. Przykłady Iraku, Palestyny czy Syrii pokazują, że liczba chrześcijan się zmniejsza. Liban jest w zasadzie jedynym krajem na Bliskim Wschodzie, gdzie odsetek chrześcijan jest wciąż spory. Jaka jest ich przyszłość w tym kraju?To jest ciekawa kwestia. Mamy precedensy z regionu, wspomniał Pan o Iraku. To jest zatrważające, że w ciągu XX w. w Iraku, w którym było bardzo dużo różnych konfesji: jezydzi, mandejczycy, oczywiści szyici, sunnici, Żydzi, czy różne grupy chrześcijan, wszystko się mocno zmieniło. Pozostaje pytanie, czy w Libanie nie powtórzy się ten scenariusz. Chrześcijanie libańscy mają inną mentalności niż ci z krajów sąsiednich. Tam chrześcijanie godzili się na pewnego rodzaju kompromis. W czasach kolonialnych i mandatowych ruchy świeckie, nacjonalistyczne czy panarabskie spychały islam na margines, a chrześcijanie byli ideologami ich głównych koncepcji (np. Michael Aflak). Okazało się jednak, że wyobrażenia z lat 30-tych, 40-tych i 50-tych, iż islam da się zepchnąć na margines były naiwnością – tak się nie stało. Jednak w Libanie zawsze było trochę inaczej. Tam z delicji to państwo miało być dla chrześcijan. Przypomnę, że w Wersalu, kiedy ustalano granice Libanu, był obecny patriarcha Elias Boutros Houyek. Jego zdanie było wzięte pod uwagę. Optował on za powiększeniem obszaru państwa. W wyniku tego w granicach Libanu znaleźli się w większej liczbie przedstawiciele różnych mniejszości religijnych. Ale już wtedy nie było zgodności czy jest sens istnienia tego kraju. Maronici popierali ten projekt, ale melchici czy prawosławni byli przeciw – optowali za powstaniem Wielkiej Syrii. Bali się oni dominacji katolicki maronitów.Część publicystów katolickich krytycznie odnosi się do duchowości bezobjawowej, w realiach Libanu mamy duchowość wyłącznie objawową. Na kilometr widać, czy to jest miejscowość chrześcijańska czy niechrześcijańska. Czasami może wydawać się to komiczne, jeśli widzimy kogoś, kto jest oklejony krzyżami czy ikonami. Tego w sąsiednich krajach nie można byłoby zobaczyć. Kiedy byłem w Syrii, mogłem się zorientować, że jestem w mieście chrześcijańskim, ponieważ było posprzątane. Jednak gdybym nie znał tego niuansu, nie wiedziałbym, że mieszkają tam chrześcijanie. W Libanie chrześcijanie mają zupełnie inną pozycję. Może warto dodać, wracając do tych nieszczęsnych szyitów, że nie mieli oni nigdy konfliktów z chrześcijanami. Wręcz przeciwnie, chrześcijanie i szyici często mieszkają w tych samych miejscach. Nawet jadąc do Annaji, czyli głównego centrum pielgrzymkowego, zresztą nie tylko dla libańskich chrześcijan, mijamy trzy wioski szyickie, i przed ujrzeniem portretów świętego Charbela na plakacie widzimy podobizny Nasrallaha z prezydentem Aounem. Szyici zawsze byli mniejszością i wiedzą, że trzeba się dogadać. Pamiętają oni, że spragnionemu Aliemu – zięciowi Mahomenta, jakiś zakonnik wskazał studnie, napoił i tym samym uratował mu życie.Nie do końca prawdziwe są uproszczone sądy. Mówi się na przykład, że obóz prezydenta Aouna jest prohezbollahowy. Jest tak dwóch powodów. Po pierwsze, zdaniem ich chrześcijańskich rywali, tworzą go ludzie, którzy uciekli w latach 80-tych i nie chcą oni walczyć. Tym samym uznaje się, ze mają bardzo miękką postawę: moralną, społeczną i biograficzną. Trzeba jednak pamiętać, że dużo zwolenników tego obozu pochodzi z południa i pamiętają oni zachowanie Hezbollahu w 2000 r, kiedy to armia izraelska w ciągu jednej nocy wycofała się z tego terenu. Bojówki Hezbollahu otoczyły wtedy miejscowości chrześcijańskie, tym samych chroniąc ich mieszkańców przed pogromem.Po drugie należy wziąć pod uwagę układ geopolityczny. Libańscy chrześcijanie zawsze orientowali na Francję i Liban był zawsze pod bardzo silnym wpływem tego państwa. Ale przemiany, jakie zaszły nad Loarą w ciągu ostatnich dekad spowodowały, że Paryż przestał odpowiadać środowiskom chrześcijańskim, przede wszystkim pod względem kultury czy obyczajów. Nota bene, kto chce szukać dawnej Francji, znajdzie ją w Kraju Cedrów. Zwolennicy Aouna zdają sobie sprawę, że dziś nie można patrzeć na Zachód, że polityka z lat 50-tych polegająca na izolacji chrześcijan od muzułmanów nie ma teraz racji bytu. Zdają sobie oni sprawę, że żyją na Bliskim Wschodzie, gdzie jest Iran i Arabia Saudyjska. Liban nie może udawać, że jest częścią Zachodu, kiedy nią nie jest. To wymaga pragmatycznego podejścia i wyjaśnia, dlaczego z Hezbollahem trzeba funkcjonować. Należy jednak podkreślić, że nie ma takich miejsc, w którym wiszą razem flaga pomarańczowa – zwolenników Aouna z flaga Hezbollahu. Sympatycy prezydenta są u siebie, a członkowie Hezbollahu u siebie. To oznacza, że nie można liczyć na wspólny sojusz, czy jakiś rodzaj braterstwa broni między tymi ugrupowaniami.Rozumiem, ale dlaczego patriarcha w tak ostrych słowach wypowiada się o Hezbollahu.Widać, że Patriarcha Béchara Boutros Raï stracił cierpliwość. Nie wiem, jak go historia osądzi. Przyszło mu sprawować swój urząd po bardzo popularnym patriarsze Nasr Allahu Butrus Sufajrim, którego, jeśli chodzi o autorytet, można by porównać do prymasa Wyszyńskiego. Ciężko być następcą takiej postaci, tym bardziej, że czas, jaki nastał to czas wielkiej próby. Natomiast Patriarcha stwierdza fakty. To przez Hezbollah nałożona jest zewnętrzna presja. To przez Hezbollah od lat 90-tych nikt z zagranicy nie inwestował w Libanie, nawet w turystykę. Wiele milionów, a może nawet miliardów zainwestowano w turystykę w Izraelu, a nie w Libanie, choć zdaniem wielu osób, którzy odwiedzili te oba kraje to właśnie te drugi jest turystycznie atrakcyjniejszy. Liban nigdy nie otrzymał swojej szansy. Te miliony nigdy tam nie trafiły. Liban nie ma przemysłu i turystyka byłaby dla niego bardzo poważnym źródłem dochodu. Patriarcha wyraża to, co jest znane libańskiej opinii publicznej. Nikt z nim nie polemizuje.W sprawie podejścia do Hezbollahu pojawia się polityczny dwugłos. Samir Dżadza przywódca Sił Libańskich, który w tej całej „lokomotywie propagandowej” porównywany niemalże do Hitlera, przez swoich zwolenników jest uważany za osobę, która mogłaby stanąć na czele ruchu antyhezbollahowego. Z drugiej strony jest obóz Aouna, który twierdzi, że nie ma takiej możliwości. Hezbollah jest za silny, a poza tym nie można wracać do sytuacji sprzed 30 lat.Trzeba też zauważyć, że percepcja Hezbollahu w Libanie i poza Libanem jest inna. Często rozmawiając z Libańczykami zorientowałem się po dłuższy czasie, że to co ja wiem o Hezbollahu z zewnątrz to Libańczycy nie wiedzą albo ignorują tę wiedzę. Oni mają swoją percepcję. Oni nie wiedzą o tej całej machinie wojennej, przed którą cały Bliski Wschód drży. Z drugiej jednak strony Hezbollah jej nigdy nie wykorzysta w Libanie, bo gdyby się na to zdecydował, byłby skończony. Wygrałby wojnę, którą tak naprawdę by przegrał. A poza tym Iran, który trzyma lejce tej organizacji, nie po to rozszerza swoje wpływy od Zatoki Perskiej po Morze Czerwone i Morze Śródziemne, by jakiś Nasrallah czy jakiś Naim Kassem, czy ktokolwiek inny, mu to utrudniali przez wybuch potencjalnej wojny domowej w Libanie. Z jednej strony Hezbollah nie chce wojny, z drugiej jednak idzie na konfrontację licząc, że na strachu przed wojną uda się wiele uzyskać. Przez ostatnich trzydzieści lat ustępowanie Hezbollahowi było logiką postępowania libańskiej opinii publicznej. Działo się to z powodu obawy przed wojną, albo z przekonania, że Hezbollah jest potrzebny, bo Izrael okupuje Liban, czy też dlatego, że wygrał on z ISIS w Syrii.Libańska percepcja polityki jest inna niż w Polsce. Po przemianach dla części opozycji komunistycznej w Polsce było jasne, że jeśli oni obali system komunistyczny to mają moralne prawo do rządzenia. W Libanie nie ma takiego myślenia. Nie liczą się żadne zasługi. Hezbollah był krytykowany za wejście do Syrii. Jego konflikt z Izraelem też w pewnym sensie nie dotyczył całości Libanu. Izrael przecież bombardował tylko szyickie dzielnice Bejrutu, czy inne miasta zamieszkałe przez szyitów. Prawdziwe są zdjęcia, które pokazują, że w jednej części miasta są ruiny, a w drugiej trwają letnie zabawy. Tak rzeczywiście wyglądał ten konflikt.Dziękuję za rozmowęWywiad z Panią Agnieszką Nosowską z Polskiego Centrum Pomocy MiędzynarodowejAgnieszka Nosowska jest z wykształcenia socjolożką, a z zawodu koordynatorką projektów. Od 2016 roku pracuje w sektorze pomocy humanitarnej i rozwojowej, przede wszystkim realizowane na Bliskim Wschodzie. Koordynowała między innymi działania na rzecz osób niepełnosprawnych w Palestynie i projekty pomocy żywnościowej oraz rzeczowej dla uchodźców syryjskich w Jordanii. Od listopada 2017, pracuje w Polskim Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM) w Libanie, koordynując projektyna rzecz uchodźców syryjskich i społeczności lokalnej, między innymi w zakresiezapewnienia bezpiecznego schronienia, dostępu do edukacji i opieki medycznej oraz wsparcia w okresie zimowym.Jak oceniłaby Pani sytuację społeczno-polityczną w Libanie?Musimy zacząć od podkreślenia, że Liban znajduje się obecnie w jednym z najpoważniejszych kryzysów gospodarczych w historii świata. Od 2019 roku trwa pogłębiająca się zapaść ekonomiczna. Mamy do czynienia z upadkiem libańskiej waluty, która obecnie jest piętnastokrotnie słabsza niż we październiku 2019, kiedy kryzys ten zaczął się ujawniać. Oznacza to dramatyczny spadek siły nabywczej Libańczyków, których pensje przestały wystarczać na pokrycie najbardziej podstawowych potrzeb. Wystarczy powiedzieć, że w momencie naszej rozmowy libańska miesięczna pensja minimalna pozwala na jednorazowe napełnienie baku paliwa benzyną - i nic więcej. Ceny poszły dramatycznie w górę, koszyk podstawowych produktów spożywczych kosztuje obecnie około 700% ceny z października 2019. Szacuje się, że około połowa społeczeństwa libańskiego żyje poniżej granicy ubóstwa, nie mając wystarczająco choćby środków na zakup jedzenia.Jeśli chodzi o sytuację społeczno-polityczną, najpierw dwa słowa wstępu o systemie politycznym w Libanie. Jest on oparty o założenie równowagi pomiędzy głównymi grupami wyznaniowymi w tym kraju, a więc chrześcijanami (głównie maronitami), muzułmanami sunnitami i szyitami. Główne stanowiska w kraju rozdzielane są według klucza wyznaniowego - prezydent kraju musi być chrześcijaninem, premier sunnitą, a marszałek parlamentu - szyitą. Również podział stanowisk ministerialnych ma związek z zachowaniem odpowiednich proporcji wyznaniowych. Ideały pokojowego współistnienia grup wyznaniowych w Libanie, słynna „koegzystencja”, nie sprawdzają się w efektywnym zarządzaniu krajem. Przeciwnie, stopień złożoności tego systemu wzmagał skostnienie elit politycznych.Nieudolność władz i pojawiające się oznaki kryzysu gospodarczego doprowadziły w październiku 2019 do wybuchu masowych protestów antyrządowych, nazywanych w Libanie „rewolucją”, które objęły cały kraj. Był to przede wszystkim ruch osób młodych, domagających się odejścia klasy politycznej, a także zmiany systemu, na rzecz takiego, który byłby wolny od podziałów wyznaniowych, stanowiących w ocenie protestujących dziedzictwo wojny domowej. Wskutek tych protestów rząd podął się do dymisji, jednak nie przyniosło to żadnych istotnych zmian w systemie. Z upływem czasu protesty te przygasły, potem stłumił je wybuch pandemii COVID-19. Kolejnym momentem zapalnym był wybuch w bejruckim porcie z sierpnia 2020. Szybko stało się dla libańskiego społeczeństwa jasne, że odpowiedzialność za to ponoszą konkretni politycy, którzy dopuścili się zaniedbań. Do tej pory jednak nikt nie poniósł konsekwencji, nie wskazano - ani tym bardziej nie skazano - winnych.Wszystko to przyczynia się do pogłębiającej się frustracji w libańskim społeczeństwie. Kryzys napędza istniejące w społeczeństwie napięcia, które kilkukrotnie w ostatnich miesiącach eskalowały do przemocy, kończącej się ofiarami śmiertelnymi. Kto tylko ma możliwość - emigruje. Mówi się, że z kraju wyjechała ok. 1/3 personelu medycznego. Młodzi ludzie nie widzą dla siebie perspektyw w Libanie, wyjeżdżają albo do krajów zachodnich, albo do krajów Zatoki Perskiej, czy choćby do Afryki Zachodniej, gdzie działa wiele libańskich firm. Ci, którzy nie mają możliwości oficjalnej emigracji, czasem podejmują się desperackich prób ucieczki przez Morze Śródziemne na Cypr, razem z syryjskimi uchodźcami, których perspektywy w Libanie są obecnie jeszcze gorsze niż przez ostatnie dziesięć lat.W jakim zakresie do trudnej sytuacji w kraju przyczyniły się elity polityczne?Nie jestem analitykiem politycznym, więc odpowiem raczej z perspektywy tego, jak sytuacja jest postrzegana w libańskim społeczeństwie. Powszechnie mówi się o skorumpowaniu elity politycznej i jej trosce wyłącznie o własne interesy. Większość polityków to milionerzy - multimilionerem jest choćby obecny premier Najib Mikati. Kryzys libański to w dużej mierze rezultat piramidy finansowej, w którą zamieszane były banki libańskie. Jednak cenę za to płacą zwykli mieszkańcy, którzy utracili oszczędności życia w momencie załamania się systemu bakowego. Jednak politycy tego nie odczuli, ponieważ ich fortuny umieszczone są w bankach szwajcarskich. Elita polityczna jest w odczuciu Libańczyków zupełnie oderwana od zwyczajnego życia i problemów mieszkańców.W pierwszej połowie 2022 roku odbędą się wybory parlamentarne w Libanie, ale mało kto wierzy, że przyniosą one jakąkolwiek realną zmianę. Do tej pory obserwowana jest głównie rotacja władzy pomiędzy tymi samymi politykami – Saad Hariri, który ustąpił po protestach z października 2019, został ponownie nominowany na premiera jesienią 2020 roku, jednak nie udało mu się sformułować rządu. Obecny premier Mikati również pełni tę funkcję po raz trzeci. Elitom zarzuca się nepotyzm, korupcję, troskę wyłącznie o własny, bieżący interes kosztem dobra kraju i jego mieszkańców. Obecnie, w sytuacji kryzysu, nikt nie ma interesu w podjęciu decyzji o trudnych - ale niezbędnych - reformach, ponieważ oznaczałoby to utratę poparcia wyborczego.Jakie podstawowe problemy społeczne należałoby rozwiązać w pierwszej kolejności?Przede wszystkim Liban dramatycznie potrzebuje reform ekonomicznych, które powstrzymałyby dalszą zapaść gospodarki tego kraju. Na pewno nie będzie to możliwe bez wsparcia ze strony społeczności międzynarodowej. Bez reform nie da się myśleć o rozwiązywaniu innych problemów. Tym, co wydaje się obecnie kluczowe dla przyszłości libańskiego społeczeństwa jest powstrzymanie drenażu mózgów, czyli emigracji elit intelektualnych i specjalistów - oni będą konieczni w ponownym stawianiu na nogach libańskiej gospodarki. Bardzo ważne jest promowanie zaangażowania obywatelskiego, przełamywanie apatii młodych ludzi, podtrzymywanie przekonania, że mogą mieć wpływ na swoje losy i na przyszłość kraju.W jaki sposób PCPM niesie pomoc Libańczykom? Na czym polega Pani praca?Działania Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej w Libanie łączą w sobie pomoc humanitarna i pomoc rozwojową. Pomoc humanitarna to działania skierowane bezpośrednio do osób potrzebujących, odpowiadające na tak kluczowe potrzeby jak zapewnienie dachu nad głową, bezpieczeństwo żywnościowe czy dostęp do opieki medycznej. Jako PCPM działamy we wszystkich tych obszarach. Dostarczamy pomoc finansową na pokrycie kosztów czynszu, pomagamy w remontach mieszkań będących poniżej standardów. Tych, którzy nagle znaleźli się poniżej progu ubóstwa, wspieramy poprzez dystrybucję paczek żywnościowych wzbogaconych o świeże warzywa i owoce. Te świeże komponenty przygotowywane są przez lokalne spółdzielnie rolnicze - i tu płynnie przechodzimy do działań o charakterze rozwojowym, a więc nakierowanych na takie wsparcie lokalnych społeczności, które pozwoli im w dłuższej perspektywie silniej stać na własnych nogach i uniezależnić się od zewnętrznej pomocy. W ramach takich działań wspieramy właśnie spółdzielnie i lokalną produkcję rolną, rozbudowujemy sieci kanalizacyjne i oczyszczalnie ścieków, prowadzimy inwestycje poprawiające bezpieczeństwo na drogach, w tym poprzez oświetlenie latarniami solarnymi. To tylko część z działań realizowanych przez PCPM w Libanie w ostatnich latach. Bardzo ważne jest dla nas to, że działamy we współpracy z partnerami lokalnymi, w konsultacjach z nimi, tak aby to ich potrzeby były w centrum naszych programów pomocowych.Co mógłby zrobić przeciętny Polak, by pomóc Libańczykom?Pierwszym krokiem jest zainteresowanie się sytuacją w Libanie, poszukiwanie informacji i poszerzanie swojej wiedzy na ten temat. Jestem przekonana, że zwiększanie świadomości o tym, jak wygląda życie w innych miejscach świata, z jakimi problemami mierzą się mieszkańcy odległych od Polski obszarów, jest jedną z dróg do - mówiąc górnolotnie - budowania lepszego świata, świata bardziej solidarnego.Kolejną drogą jest wspieranie libańskich przedsiębiorców, małych biznesów - można znaleźć firmy, których produkty wykonane w Libanie można zamówić do Europy. Myślę, że nawet pośrednio Libańczykom pomagają zakupy u libańskich przedsiębiorców w Polsce, ponieważ obecnie wsparcie od libańskiej diaspory jest jednym z kluczowych źródeł utrzymania dla Libańczyków w pogrążonym kryzysie kraju.Wreszcie, można wspierać organizacje pomocowe, działające w Libanie, takie jak Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, które dzięki wieloletniemu doświadczeniu wiedzą, w jaki sposób skutecznie wspierać najbardziej potrzebujących mieszkańców tego kraju.Dziękuję za rozmowęRozmawiał: Marcin Szydzisz"Beirut, Lebanon" by Stephen Downes is licensed under CC BY-NC-SA 2.0

`