Logo Thing main logo

Tag: Israel

Wywiad

Izrael w dobie przemian - wywiad z dr Agnieszką Bryc

04.06.2021

Izrael w dobie przemianWywiad z dr Agnieszką Bryc (Wydział Nauk o Polityce i Bezpieczeństwie UMK)Zmiany w ustawodawstwieMarcin Szyszisz: W 2018 r. przyjęto ustawo o Izraelu jako państwie żydowskim. Jakie ma to znaczenie dla funkcjonowania współczesnego Izraela?Mowa o tzw. nation-state law, czyli ustawie o „państwie narodu żydowskiego”, przyjętej przez Kneset w lipcu 2018 r. Wywołała ona skrajne reakcje, od krytyki ze strony lewicy, po entuzjazm prawicy izraelskiej. Wprowadziła liczne zmiany, lecz trzy z nich mają fundamentalne znaczenie. Po pierwsze „prawo do samostanowienia w Izraelu przynależy Żydom”; po drugie ustanawia hebrajski oficjalnym językiem państwowym, odbierając tym samym równorzędny status językowi arabskiemu, a który odtąd posiada zaledwie „specjalny status”. I po trzecie uznaje „osadnictwo żydowskie wartością narodową” przyznając mandat rządowi do „dążenia, wspierania i rozwoju osadnictwa żydowskiego”. Korekta ta ma kluczowe znaczenie, ponieważ nowe prawo posiada rangę tzw. ustawy zasadniczej, jest więc nadrzędna wobec zwykłych ustaw. Innymi słowy, jest to zmiana na poziomie fundamentów państwa.Znaczenie dla funkcjonowania współczesnego Izraela jest więc niebagatelne. Lecz nie jest ono formacyjne, jak twierdzi premier Netanjahu, który uznał przyjęcie ustawy za „kluczowy moment definiując w historii państwa”. Skręt w prawo oraz wzrost roli czynnika religijnego nie jest procesem nowym, a właśnie w niego wpisuje się wspomniana ustawa. Potwierdza ona nierówny status elementu żydowskiego i muzułmańskiego w systemie państwowym, lecz znowu – jedynie stawia kropkę na „i” w procesie, który funkcjonował od lat. W oczywisty więc sposób zmiana ta wywołała krytykę izraelskich Arabów, sąsiadów Izraela, a także niektórych państw na Zachodzie. Ayman Odeh, lider Wspólnej Listy partii arabskich w Knesecie wprost odwołał się do „polityki apartheidu” rządu Netanjahu. Krytycy odwoływali się do argumentu, że zmiany te pozbawiają Izrael charakteru demokratycznego, jako że sankcjonuje nierówność obywateli wobec prawa.W wymiarze prawnym zalegalizowano osadnictwo żydowskie na terytoriach okupowanych jako oficjalną linię polityczną państwa. Odtąd formalnym zadaniem rządu jest organizować, wspierać i realizować politykę osadnictwa żydowskiego. Bez względu na to, czy jest to sprzeczne z prawem międzynarodowym, czy nie. I następnie, w ten sposób władze sankcjonują odejście od koncepcji rozmów pokojowych z Palestyńczykami na rzecz polityki faktów dokonanych, które de facto uniemożliwią w przyszłości utworzenie zwartego terytorialnie państwa palestyńskiego.Czy zasadna jest teza wyrażona przez pozarządową organizację Adalah działająca na rzecz praw Arabów, że nowo przyjęta ustawa stanowi próbę zwiększenia "etnicznej wyższości poprzez promowanie rasistowskiej polityki".Nie da się obronić tezy, że ustawa o żydowskim charakterze państwa nie ustanawia supremacji prawnej konkretnej grupy etnicznej. Jej obrońcy odwołują się jednak do terminu „demokracja etniczna”, który szczerze mówiąc przypomina rosyjską wersję „demokracji suwerennej”. W przypadku „demokracji etnicznej” to nie naród jest demosem, jest on jedynie etnosem. Podkreślają również, że Izrael pozostaje państwem żydowskim, w którym zachowane są wolności i prawa wyznawców innych religii. System nie jest idealny, ale pluralizm religijny jest w ich ocenie nienaruszony. Izrael nie jest także jedyną „demokracją etniczną” w świecie, bo za taką uważana jest Estonia, Łotwa, a także Irlandia Północna. Co więcej, takie państwa jak Niemcy oraz Rosja posiadają diasporę wśród swoich obywateli, lecz nie są oskarżane o rasizm. Rasistowskie praktyki są przy tym powszechne w krajach Bliskiego Wschodu i stosowane wobec ludności niemuzułmańskiej.Argumenty te wydają się służyć rozmiękczaniu zarzutów. Podkreślanie, że inne państwa również stosują analogiczne praktyki jest retoryczną parabolą, a nie merytorycznym argumentem państwa szczycącego się mianem „jedynej demokracji na Bliskim Wschodzie”.Czy nie oznacza ona zepchnięcia ludności arabskiej na społeczny margines?A czy ludność arabska już nie jest na marginesie społecznym? Ustawa o żydowskim charakterze państwa z 2018 r. jedynie ten stan usankcjonowała prawnie. Dotąd system wyglądał tak, że formalnie izraelscy Arabowie posiadali względnie równie prawa i obowiązki, z pewnymi wyjątkami głównie w sferze bezpieczeństwa. W praktyce jednak funkcjonowały podwójne standardy, czego najprostszym przykładem był równy pod względem zapisów prawnych, lecz nie praktyki status języka państwowego, jaki do 2018 r. posiadał hebrajski i arabski.Z drugiej jednak strony izraelscy Arabowie wciąż posiadają swoją reprezentację w parlamencie. W ostatnich dwóch wyborach – 17 września 2019 r. i 2 marca 2020 r. Wspólna Lista partii arabskich stała się trzecią siłą w parlamencie uzyskując odpowiednio 13 i 15 miejsc w Knesecie. Jeśli będą wystarczająco skoordynowani i aktywni politycznie mają szansę na ochronę interesów ludności arabskiej w Izraelu. Problem jednak tkwi w tym, że z jednej strony potrafią bojkotować wybory, a z drugiej wciąż nie przełamano niepisanej zasady niewchodzenia partii arabskich do koalicji rządzącej.Pewnym umiarkowanym optymizmem napawa obywatelski charakter społeczeństwa izraelskiego. Jest ono wprawdzie zdominowane przez prawicę oraz rośnie w nim rola środowisk religijnych, niemniej widoczny jest duży wysiłek części elit, zwłaszcza akademickich i lokalnych, by podtrzymywać dialog ze społecznością arabską.Czy zasadna wydaje się teza, że w Izraelu, który starał się pogodzić dwa elementy: demokrację z żydowskim charakterem państwa ten drugi komponent staje się ważniejszy?Żydowski charakter państwa jest podstawą polityki tożsamościowej izraelskiej prawicy. I tak długo jak na scenie politycznej będzie ona dominować, tak długo wzmacniany będzie komponent żydowski, nawet kosztem wartości demokratycznych. Nie oznacza to jednak, że czynnik żydowski był obcy rządom lewicowym. Przecież to pierwsi przywódcy Izraela stworzyli konsens założycielski państwa Izrael. Co więcej, rządząca lewica nie odżegnywała się od osadnictwa żydowskiego na terytoriach okupowanych, w tym na Zachodnim Brzegu Jordanu, standardowo poszukiwała także wsparcia żydowskich środowisk w Stanach Zjednoczonych.Obecnie żydowski charakter państwa jest eksponowany w polityce rządu Benjamina Netanjahu. Warto jednak zaznaczyć, że choć pochodzi on ze znanej rodziny rewizjonistów izraelskich, jako że jego ojcem był Benzion Netanjahu, to wykorzystuje on kwestie żydowskie w znacznym stopniu instrumentalnie. Nie bezzasadnie uznawany jest za polityka pragmatycznego, a wręcz cynicznego.Dla doraźnych celów politycznych wielokrotnie obiecywał aneksję osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu, w tym dwukrotnie podczas kampanii wyborczej, starając się pozyskać głosy tych osadników, którzy dotychczas głosowali na Avigdora Libermana, zresztą także osadnika. Podobnie rzecz miała się z zapowiadaną aneksją po 1 lipca 2020 r., a do której jednak nie doszło. Ocenia się, że już latem Benjamin Netanjahu liczył się ze zwycięstwem w wyborach prezydenckich w USA 3 listopada kandydata partii demokratycznej, Joe Bidena. Obecnie wiadomo, że premier Izraela nie chciał zepsuć „otwarcia” w relacjach z nowym prezydentem, to raz. A dwa, ważniejsza w takim układzie stawała się kwestia programu jądrowego Iranu, zwłaszcza że Joe Biden nie krył poparcia dla układu jądrowego z Teheranem z 2015, a z którego USA wycofały się za rządów administracji Donalda Trumpa. Siłą rzeczy kwestia aneksji zeszła na dalszy plan, co nie oznacza, że rząd Likudu odstąpił od planu.Dla własnych bardzo doraźnych celów Netanjahu przyczynił się również do przywrócenia ultraprawicowych kahanistów do politycznego mainstreamu. Nie poparł przed wyborami w marcu 2019 r. wniosku o niedopuszczenie ich do startu w wyborach, lecz decyzją Sądu Najwyższego jedynie jeden z czołowych polityków tego środowiska, Michael Ben-Ari został wykluczony. W marcowych wyborach Żydowska Siła zdobyła 3,7% poparcia, a więc przekroczyła próg wyborczy. Natomiast nie udało się im przekroczyć progu wyborczego ani w wyborach we wrześniu 2019 r., ani w marcu 2020 r. Niemniej sprawa żydowskiego charakteru państwa zdominowała kampanię wyborczą jesienią 2019 r., którą toczyła się pod hasłem „ostatnich syjonistycznych wyborów”. Można byłoby więc skonkludować, że skoro ekstremalni politycy ultraprawicowi nie weszli do parlamentu, wobec tego problem nie jest żywotny. Nic bardziej mylnego, efekty „puszczania oka” do skrajnej prawicy przyniesie w perspektywie długofalowej zagrożenie dla bezpieczeństwa, a także demokratycznego charakteru państwa.Relacje z PalestyńczykamiOstatnie wybory w Izraelu pokazały, że dla izraelskich wyborców kwestie relacji z Palestyńczykami nie są istotnym elementem. W kampanii wyborczej partie w zasadzie nie podnosiły tej kwestii. Czy to oznacza, że przeciętny Izraelczyk w ogóle nie widzi konieczności dialogu z władzami palestyńskimi?To zależy o którym „przeciętnym Izraelczyku” mówimy. Inaczej do Palestyńczyków będą odnosić się środowiska progresywne, akademickie i wielkomiejskie, a inaczej osadnicy żydowscy z Zachodniego Brzegu, ortodoksi z Jerozolimy czy Bnei Brak, a nawet poszczególne frakcje tzw. Żydów rosyjskich, czyli imigrantów z b. republik ZSRR. Rzecz jednak w tym, że dialogowi nie sprzyja fizyczna separacja między Izraelczykami a Palestyńczykami. Dialogowi nie pomaga również wzajemne rozczarowanie. Z jednej strony Izraelczycy rozczarowani są falami zamachów terrorystycznych ze strony Palestyńczyków, zwłaszcza podczas intifad, a kilka lat temu atakami nożowników na ludność żydowską. Z drugiej strony Palestyńczycy rozczarowani są łamaniem przez władze Izraela zapisów porozumienia z Oslo i powolną, ale konsekwentną polityką zagarniania palestyńskiej ziemi. I wreszcie, nie pomaga też utrwalony obopólny obraz wroga, wzmacniany wieloletnim konfliktem z Izraelem, a także antyarabską retoryką prawicy dominującej w Izraelu.Ponadto coraz słabsze jest przekonanie o realnych szansach na koegzystencję w formule dwóch państw. Według badań opinii publicznej przeprowadzonych w 2018 r. przez Policy and Service Research (PSR) 43 proc. Izraelczyków i Palestyńczyków popierało koncepcje funkcjonowania dwóch państw, z kolei 54 proc. Palestyńczyków i 48 proc. Izraelczyków było przeciwko takiemu rozwiązaniu. Przy czym wyniki po stronie izraelskiej zawyżali izraelscy Arabowie, którzy w 82 proc. popierają pokój w oparciu o dwa państwa. Niemniej większość świeckich Żydów popiera plan pokojowy z Palestyńczykami (54 proc.), podczas gdy „za” jest zaledwie 15 proc. Żydów religijnych. W podziale wiekowym poparcie dla koegzystencji w ramach dwóch państw spada, to znaczy największe poparcie wykazują starsi, w wieku powyżej 45 lat (51 proc.), a najniższe (27 proc.) – młodsi, czyli w wieku 18-27 lat. W ujęciu politycznym 2-state-solution najsilniej wspierają Izraelczycy o poglądach progresywnych (87 proc.), lewicowych (70 proc.) oraz centrowych (64 proc.), natomiast najmniej umiarkowanie prawicowi (29 proc.) oraz prawicowi (21 proc.).Co musiałoby się stać, by jakaś forma dialogu pomiędzy władzami izraelskimi i palestyńskimi znów się pojawiła?Wszystko zależy o jakim dialogu mówimy. Na poziomie współpracy technicznej trwa on nawet w sytuacjach kryzysowych. Funkcjonuje przecież szereg szczegółowych umów technicznych regulujących codzienną współpracę między izraelskimi i palestyńskimi służbami bezpieczeństwa. Zresztą są one często zawieszane przez władze Autonomii Palestyńskiej w sytuacjach kryzysowych, jak ostatnio podczas trudnego dla prezydenta Mahmuda Abbasa okresu relacji z prezydentem USA Donaldem Trumpem, najpierw po „deklaracji jerozolimskiej”, czyli uznaniu przez USA Jerozolimy za stolicę Izraela, a potem w maju 2020 r. po zapowiedzianej aneksji Zachodniego Brzegu. Władze palestyńskie przywróciły umowy w sprawie koordynacji bezpieczeństwa i społecznych w listopadzie 2020 r. po tym jak otrzymały zapewnienie, że storna izraelska będzie „respektować prawa palestyńskie podczas negocjacji międzynarodowych prowadzonych przez prezydenta [Abbasa].Mechanizmy koordynacji współpracy pozwalają na bieżąco regulować problemy codziennego funkcjonowania Autonomii Palestyńskiej. Chociażby wypłatę pensji urzędnikom na Zachodnim Brzegu, która dotąd wypłacana była zaledwie w połowie. W listopadzie br. rząd Netanjahu zdecydował także o transferze 750 mln USD do Autonomii z funduszu podatkowego. Finanse te są żywotne dla gospodarki palestyńskiej, borykającej się z konsekwencjami pandemii Covid-19.Inaczej wygląda perspektywa dialogu politycznego, utożsamianego z procesem pokojowym. Jest on „martwy” przynajmniej od ostatnich prób podejmowanych przez administrację Baraka Obamy skłonienia obu stron do rozmów pokojowych. Żadna ze stron nie jest w istocie zainteresowana rozmowami pokojowymi. Izraelczycy, ze względu na politykę faktów dokonanych, które są opcją optymalną. Z kolei Palestyńczycy z uwagi na stronniczość Stanów Zjednoczonych, choć postawa Donalda Trumpa była nieporównywalnie do wcześniejszych administracji jednostronna. Poza tym, władze palestyńskie zdecydowały się na strategię umiędzynaradawiania sprawy państwowości, głównie na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych. W ten sposób liczą na ograniczenie przewagi Izraela, napiętnowanie zagarniania terenów palestyńskich oraz zbudowanie szerszej pro palestyńskiej koalicji międzynarodowej.A zatem trudno dziś zdecydować co mogłoby spowodować powrót do rzeczywistego dialogu pokojowego. Po pierwsze bowiem, jak cofnąć politykę faktów dokonanych? Aneksja części Zachodniego Brzegu oraz promowanie osadnictwa żydowskiego uniemożliwia utworzenie zwartego terytorialnie państwa palestyńskiego. Prawdą jest, że w przeszłości Izrael zlikwidował osadnictwo żydowskie dwukrotnie, najpierw na Półwyspie Synaj w 1982, kiedy wycofał 4.3 tys. osadników, a następnie w 2005 r. 8,5 tys. osadników z Gazy. Sytuacje te są jednak nieporównywalne, ponieważ wycofanie pół miliona osadników żydowskich z Zachodniego Brzegu wiązałoby się z ogromnymi kosztami finansowymi, problemami logistycznymi, a także kryzysem politycznym grożącym utratą władzy przez rząd, który podjąłby taką decyzję. Po drugie, nawet jeśli możliwe jest cofnięcie decyzji administracji Trumpa - uznanie Jerozolimy za stolicę Izraela, wstrzymanie finansowania dla uchodźców palestyńskich w ramach UNRWA, zamknięcie przedstawicielstwa palestyńskiego w Waszyngtonie, to normalizacja stosunków arabsko-izraelskich potwierdziła malejącą solidarność świata arabskiego ze sprawą palestyńską. Po trzecie wreszcie, po obu stronach dominuje rozczarowanie procesem pokojowym. Izraelczycy mówią wprost o „śmierci porozumień z Oslo”, a więc i rozmów o dwóch państwach, izraelskim i palestyńskim. Obie strony zarzucają sobie „brak woli rozmów” i „brak gotowości do porozumienia”, a Izraelczycy też to, że władze palestyńskie „nie zmarnują szansy do zmarnowania szansy”.AneksjaJak przyjęty przez Izraelczyków został plan Trumpa?Reakcje Izraelczyków na plan Trumpa były generalnie pozytywne, jednak „najmniej entuzjastyczne” odpowiedziały elity tradycyjnie propokojowe. Właściwie odczytały one propozycję jako przekreślenie szans na powrót do negocjacji pokojowych. Widziały w nim realizowanie polityki faktów dokonanych, czyli zmierzających do utrzymania status guo (opcja minimum) lub rozszerzenia suwerenności na osiedla żydowskie na Zachodnim Brzegu, w tym uznanie przez USA legalności aneksji (opcja optimum).W badaniach socjologicznych ZOGBY (The Annexation Debate Attitudes in Israel and Key Arab States) z maja 2020 r. - 52 proc. ankietowanych uznało plan Trumpa za korzystny; 37 proc. za niekorzystny, przy czym 11 proc. za bardzo niekorzystny. Zadowoleni z planu Trumpa uzasadniali swoją opinię tym, że jest on najbardziej realistyczną propozycją spośród dotychczasowych planów pokojowych (30 proc.); zapewnia najszybszy sposób zakończenia przemocy (19 proc.), oraz że raczej nie można spodziewać się w przyszłości tak proizraelskiego prezydenta USA, więc należy plan przyjąć, póki jest realna szansa na jego realizację (51 proc.).W grupie krytyków argumentowano, że nie zostanie on zaakceptowany przez stronę palestyńską (48 proc.); przez Izraelczyków (13 proc.) oraz świat arabski (7 proc.). Z kolei prawie jedna trzecia (32 proc.) była zdania, ze Izrael nigdy nie powinien oddać Palestyńczykom żadnej ziemi pomiędzy Jordanem a Morzem Śródziemnym. Co ciekawe, obawę, że plan nie zostanie zaakceptowany przez Palestyńczyków wyrażali najczęściej świeccy Żydzi (61 proc.) i jedna czwarta Żydów ortodoksyjnych. Przy czym, Żydzi ultra ortodoksyjni w większości sprzeciwiali się z obawy przed utratą ziemi na rzecz ludności nieżydowskiej (66 proc.).Jak szeroki zakres miały protesty Izraelczyków przeciwko zajęciu Zachodniego Brzegu. Jaki stosunek do nich miał przeciętny Izraelczyk?Faktycznie po ogłoszeniu planu aneksji już w czerwcu 2020 r. doszło do zorganizowanych demonstracji izraelsko-arabskich. Generalnie wpisały się one w całą serię antyrządowych protestów, które nasiliły się po wyborach i nie ograniczyły ich nawet restrykcje sanitarne związane z pandemią Covid-19. Protesty anty-aneksacyjne nie miały charakteru jednorazowego, ale organizowane były intensywnie w czerwcu, kiedy zamiary aneksji zostały upublicznione przez władze Izraela i skrytykowane przez liczne państwa oraz instytucje międzynarodowe, w tym ONZ. Najbardziej liczebny protest odbył się 23 czerwca w Tel Awiwie i choć pierwotnie planowany na 10 tys., został ograniczony do 1,5 tys. zgromadzonych. Wśród protestujących głos zabierali nie tylko przedstawiciele opozycji, ale także z przesłaniem wypowiedział się Benny Sanders. Protest siłą rzeczy był ograniczony, lecz silnie rezonował w społeczeństwie izraelskim, jak i na arenie międzynarodowej.Dlaczego w umowie koalicyjnej przyjęto uregulowanie mówiące o aneksji część Zachodniego Brzegu. Czy to nie jest to gwóźdź do politycznej trumny Benniego Ganca?Wchodząc do koalicji z Benjaminem Netanjahu oraz godząc się w umowie koalicyjnej na aneksję części Zachodniego Brzegu Jordanu Benny Ganc oficjalnie stawiał warunki, że poprze ją, jeśli Stany Zjednoczone dadzą „zielone światło” i swoją zgodę wyrażą niektóre państwa arabskie (Jordania i Egipt). Nie można być zaskoczonym stanowiskiem Ganca wobec osadnictwa i aneksji, ponieważ w tej kwestii nie od dziś jest on zbliżony do poglądów Netanjahu. Poza tym wykreowano zbyt wyidealizowany obraz lidera opozycji, obrońcy wartości demokratycznych przez „erdoganizacją” Izraela przez Netanjahu i jego prawicowy rząd. Jeśli jednak przyjrzeć się opiniom politycznym generała, to nie były one dalekie od tych, które prezentuje Benjamin Netanjahu.Gwoździ do politycznej trumny Benniego Ganca jest zdecydowanie więcej. Ba, samo wejście do koalicji z dotychczasowym głównym oponentem zostało uznane za „kapitulację” i „zdradę” obozu demokratycznego. W efekcie Niebiesko-Biali jedynie na papierze pozostają koalicją. Dlatego po przyłączeniu się do Netanjahu dominowała opinia, że Ganc jest „politycznie skończony”. Spadły również natychmiast notowania jego partii i w następnym wyborach może liczyć na 9-10 miejsc w Knesecie (Channel 13). W kolejnych sondażach lipcowych (2020) bardzo zyskiwał natomiast dotychczasowy parter koalicyjny - partia Yesh Atid-Telem, która miałaby szanse na 17--19 miejsc w Knesecie.Ganc starał się uzasadniać swoją decyzję odpowiedzialnością za stan państwa w warunkach kryzysowych, czyli pandemii covid-19. W jego ocenie w przeciwnym razie Izrael narażony byłby na kolejne, czwarte w przeciągu 18 miesięcy wybory parlamentarne. Zupełnie na marginesie, koalicja jest tak krucha, że kolejne wybory w 2021 r. sprowokować może nie tylko kryzys polityczny na tle uchwalania budżetu (deadline koniec grudnia), lecz także dowolna sytuacja polityczna.Benny Ganc obiecywał także „patrzeć na ręce” Netanjahu i tym samym stać na straży utrzymania standardów demokratycznych w państwie. Co więcej, na swoją obronę podkreślał, że nie jest to porażka opozycji, ponieważ Netanjahu musiał podzielić się władzą pół na pół. To prawda. Zgodził się jednak, by to Netanjahu jako pierwszy pełnił rotacyjną funkcję szefa rządu, którą przejmie dopiero w listopadzie 2021 r. Zrezygnował również z symbolicznego pozbawienia Netanjahu władzy pozwalając mu zachować oficjalną rezydencję premiera na Balfour Street w Jerozolimie. Jednak problem polega na tym, że wchodząc do rządu dał Netanjahu czas na przywrócenie kontroli nad sytuacją polityczną w kraju, osłabienie opozycji, a także wykorzystanie wszystkich instrumentów do odsunięcia w czasie procesu karnego, lub utrudnienia jego przebiegu.Popularność Ganca więc spada, dlatego stara się on poprawić własne notowania na wypadek przyszłych wyborów wszczynając śledztwo w jednej z korupcyjnych spraw Netanjahu, a która nie znalazła swojego finiszu w akcie oskarżenia. Chodzi o zakup niemieckich statków podwodnych typu Delfin. Skandal ponownie wybuchł, kiedy okazało się, że Niemcy sprzedały Egiptowi 2 jednostki klasy Delfin oraz dwie do zwalczania okrętów podwodnych za zgodą premiera Netanjahu, lecz bez konsultacji z Gancem, który w tej kwestii jest właściwym ministrem (obrony).Najbliższą okazją do rozpadu koalicji i rozpisania nowych wyborów jest konieczność uchwalenia budżetu do 23 grudnia 2020 r. Jeśli doszłoby do przedterminowych wyborów to sondaże na zlecenie publicznego radia KAN z końca listopada 2020 r. wskazują, że zwycięzcą byłby Likud (28 MK), a drugą siłą polityczną zostałaby prawicowa Jamina (25 KM). Na dalszych miejscach uplasowałby się - Jest Przyszłość (Jesh Atid) z 15 KM, a Niebiesko-Biali Benniego Ganca otrzymaliby zaledwie 12 KM. W dalszej kolejności 12 miejsc w Knesecie przypadłoby Wspólnej Liście, 9 - partii Szas, 8 - Zjednoczonemu Judaimzowi Tory, 6 - socjaldemokratom z Meretz oraz 5 - partii Awigdora Libermana Nasz Dom Izrael. W sumie blok prawicowy zdobyłby 70 miejsc, pozostawiając opozycję daleko w tyle z zaledwie 33 miejscami w Knesecie. Innymi słowy, wchodząc do koalicji z Netanyahu i tym samym wikłając się w wewnętrzne rozgrywki z bardziej doświadczonym i zdolniejszym politykiem, jakim niewątpliwie jest Benjamin Netanjahu, Benny Ganc udowodnił, że nawet najzdolniejszy szef sztabu i generał musi liczyć się z porażką w zderzeniu politycznym z utalentowanym politycznie kapitanem.Jakie zmiany wywoła aneksja części osad żydowskich na Zachodnim Brzegu w polityce wewnętrznej Izraela?Nie należy liczyć na spektakularne zmiany. Osadnictwo żydowskie na Zachodnim Brzegu trwa ponad 50 lat, czyli wystarczająco długo, by wszystkie strony oswoiły się z tym faktem. Potwierdzeniem takiego podejścia jest brak radykalnej reakcji na uznanie przez USA aneksji Wzgórz Golan w marcu 2019 r.Metoda salami, długofalowego oswajania z powolnym, acz konsekwentnym „odkrajaniem” terytoriów palestyńskich na Zachodnim Brzegu spowodowała, że niewielu spodziewa się dramatycznych reakcji. Teoretycznie specjaliści liczą się ze scenariuszem reakcji siłowej, lecz realnie spodziewają się masowego oburzenia, kolejnego „dnia gniewu”, palenia opon i flag izraelskich na terytoriach palestyńskich. W przypadku sąsiadów najbardziej spodziewaną reakcją Jordanii byłby oficjalny sprzeciw, lecz nie wycofanie się z porozumienia pokojowego z Izraelem. Państwa arabskie najprawdopodobniej potępią „rząd syjonistyczny”, a nieoficjalnie wykażą się obojętnością na los Palestyńczyków. Zachód z kolei wyrazi „słowa oburzenia”, rozpocznie dyskusję nad sankcjami i na tym też skończy. Dlatego koszty zewnętrzne władze Izraela uznają za akceptowalne.Problemem dla Izraela może być czarny scenariusz, w którym władze palestyńskie zdecydują się na wypowiedzenie porozumienia z Oslo. Innymi słowy rozwiążą Autonomię Palestyńską. Wówczas odpowiedzialność za 2.6 mln Palestyńczyków na ZBJ przejąłby Izrael, co wiązałoby się ze zbyt dużym obciążeniem finansowym. Według szacunków raportu Commanders for Israel’s Security z 2018 r. roczne koszty podstawowego funkcjonowania Autonomii Palestyńskiej wynoszą ok. 20 mld USD. I jeśli odjąć ok. 4.5 mld USD dochodów podatkowych, to koszt spadłby do „zaledwie” 15 mld USD rocznie. W ten sposób aneksja kosztowałaby Izrael ok. 13 proc. budżetu (wg stanu z 2018 r.).Pojawia się więc pytanie, czy obciążenie finansowe z tytułu aneksji ZBJ doprowadziłyby do kryzysu politycznego oraz dymisji rządu. Obawy te nie są bezpodstawne, ponieważ gospodarka izraelska z trudem wyszła z pierwszej fali pandemii, druga wiąże się z najgorszymi danymi makroekonomicznymi od 20 lat, a każda kolejna będzie zwiększać i tak rekordową stopę bezrobocia. Niegasnące protesty antyrządowe, przeciwko premierowi oskarżonemu o korupcję, antyaneksacyjne, czy przeciw wykorzystywaniu pandemii do zaostrzenia kontroli społecznej może stworzyć falę, którą skumulują olbrzymie koszty finansowe planowanej aneksji.Niektórzy uważają (np. Maj.-Gen. Kamil Abu-Rukun), że aneksja Zachodniego Brzegu zmniejszy bezpieczeństwo Izraela. Na ile prawdziwa jest taka teza?To ryzyko jest bardzo realne. Po pierwsze, sytuacja w Autonomii Palestyńskiej pomijając okresy kryzysowe, kiedy zawieszane są umowy o współpracy w sferze bezpieczeństwa, jest z perspektywy Izraela optymalna. Służby bezpieczeństwa Izraela oraz AP koordynują działania w sferze zwalczania terroryzmu, prewencji konfliktów oraz wymiany informacji wywiadowczych. Utrzymują w ten sposób względną, czyli satysfakcjonującą obie strony stabilność. Po drugie, w przypadku aneksji całości Zachodniego Brzegu, lub jego część, a co skutkowałoby samorozwiązaniem się AP wojskowi izraelscy wskazują na olbrzymie ryzyko pogorszenia stanu bezpieczeństwa państwa. Sytuacja stałaby się niestabilna, chaotyczna i poza kontrolą sił bezpieczeństwa. Po trzecie, należałoby się liczyć z efektem rozlania przemocy. Radykalizacja postaw mogłaby przerodzić się działania ekstremalne, jeśli nie całej ludności, to grup terrorystycznych, jak Hamas i Palestyński Islamski Jihad. Nie można też pominąć prawdopodobieństwa fali radykalizacji na terenie samego Izraela, zwłaszcza wśród populacji izraelskich Arabów/Palestyńczyków. I po czwarte, ta sama grupa ekspertów wojskowych szacuje, że destabilizacja i obniżenie poziomu bezpieczeństwa Izraela wiązałoby się z dodatkowymi kosztami na poziomie 11-22 mld USD rocznie. Prowadziłoby to więc do zagrożenia nie jednego, a wielu wymiarów bezpieczeństwa państwa, także gospodarczego oraz finansowego.Czy Europa zdecyduje się na sankcje dyplomatyczne (ekonomiczne) wobec Izraela po jego ewentualnej decyzji o aneksji? Jakie przyniosłoby to efekty?Nie jest łatwo przyjąć sankcje w ramach Unii Europejskiej, ponieważ wymagają one jednomyślności. W sprawie Izraela państwa europejskie są dość podzielone. Przed zapowiadaną na lipiec 2020 r. aneksją części Zachodniego Brzegu zaledwie 11 państw unijnych opowiedziało się zdecydowanie za potrzebą jednoznacznej i krytycznej reakcji wobec Izraela. Niemniej skłaniały się do takiej postawy rządy tradycyjnie proizraelskie, jak niemiecki. Z drugiej strony Węgry, co jednak nie zaskakuje, nie chciały poprzeć polityki sankcji. Premier Netanjahu nieprzypadkowo więc określa Węgry mianem kluczowego partnera Izraela w ramach grupy V4.W lipcu 2020 r. w grę wchodziły więc inne, miękkie instrumenty oddziaływania. Po pierwsze, perswazja. Zapowiedziano wykluczenie Izraela z programów unijnych, jak Horyzont 2020 i Erasmus+, restrykcje wobec produktów eksportowanych do UE, a pochodzących z terytoriów okupowanych. Przy czym to ostatnie natychmiast przypomniało dotkliwość restrykcji narzuconych przez UE podczas wymuszania właściwego etykietowania produktów pochodzących z terytoriów okupowanych, a które eksportowane były jako „wyprodukowane w Izraelu”.Siła oddziaływania Unii Europejskiej na Izrael nie jest tak nieznaczna, jak twierdzą krytycy, ani też tak wyraźna, jak życzyliby sobie zwolennicy restrykcyjnych działań. Faktem jest, że z perspektywy handlu zagranicznego, dostępu do rynku zbytu, czy badań naukowych Unia Europejska jest atrakcyjna, jako że jest głównym parterem handlowym Izraela. Warto wspomnieć, że w ostatniej dekadzie import z państw UE jest dwukrotnie większy niż import z USA, z kolei dla Unii Europejskiej Izrael jest 18. parterem handlowym (eksport) i 25. w imporcie. Izrael nie może więc nie doceniać wymiernej wartości utrzymania dobrej współpracy z Unią Europejską. Jednak próbuje neutralizować tę asymetrię, skutecznie wykorzystując rozbieżności wewnątrz UE oraz „specjalne relacje” z państwami posiadającymi diasporę żydowską lub wspólne dziedzictwo historyczne, by wywierać presję i wpływać na postawy jeśli nie proizraelskie, to wstrzymujące się od jednoznacznej krytyki Izraela.Po drugie, w grę wchodzą także restrykcje. Warto pamiętać, że wymuszenie na Izraelu w 2015 r. poprawnego etykietowania produktów eksportowanych na rynki europejskie („Zachodni Brzeg Jordanu/Palestyna lub Wzgórza Golan/osadnictwo żydowskie) spowodowało roczne straty na poziomie 50 mln USD. Wydawałoby się, że relatywnie niewielkie. Jednak, to właśnie w znacznym stopniu za sprawą utrudnień unijnych Izraelczycy zdecydowali się sprzedać chińskiemu koncernowi Fosun Liang Xinjun markową firmę kosmetycznej Ahava, słynącą z produktów z Morza Martwego.I po trzecie, Izrael wrażliwy jest na kampanie wykluczające. Bojkotu obawiają się władze izraelskie i uznają za zagrożenie dla państwa. W takim też kontekście przedstawiała kulisy transakcji Ahava, która eksportowała swoje produkty do 30 państw, w tym w znacznym stopniu do państw UE. Działający tam ruch BDS promujący bojkot produktów izraelskich, wycofywanie inwestycji z Izraela oraz sankcje ma potencjał polityczny wywierania wpływu na rządy propalestyńskich państw Europy Zachodniej, choć w krajach Europy Środkowej i Wschodniej nie jest tak aktywny, ani znany. Netanjahu nie bagatelizuje ruchu BDS, ponieważ według różnych szacunków jego wymierny wpływ na PKB waha się od 1-2% (RAND, 2015) czy jak wskazywał UNCTAD w 2014 r. bojkot przyczynił się do spadku inwestycji w Izraelu, w porównaniu z 2013 r. aż o 46%.Jakie reakcje strony palestyńskiej wywoła aneksja Zachodniego Brzegu?Izraelczycy biorą pod uwagę w zasadzie dwie reakcje - pasywną i aktywną. W pierwszym przypadku spodziewają się reakcji raczej biernej i ograniczonej do sprzeciwu werbalnego oraz polityczno-dyplomatycznego. Zakłada się, że aneksja kolejnych osiedli żydowskich, nawet znaczna nie wywoła efektu „III intifady”, ponieważ polityka faktów dokonanych, czyli legalizacja kolejnych osiedli i posterunków osadników żydowskich na terenach okupowanych trwa od lat i - co więcej - postawy polityczne Palestyńczyków są wyraźnie krytyczne wobec rządzących Autonomią. Młodzi Palestyńczycy są tak samo negatywnie nastawieni do palestyńskich elit, jak i względem władz okupacyjnych. Co więcej, analitycy izraelscy zakładają, że Palestyńczycy nie są gotowi na kolejny masowy przelew krwi.Scenariusz aktywnego sprzeciwu zakłada raczej model eskalacji masowych protestów, palenia ogumienia pod murem rozgraniczającym Autonomię i Izrael, ewentualnie zagrożenie bezpieczeństwa na poziomie kolejnych ataków nożowników. Strona izraelska liczy na efekt słabnącego zainteresowania świata arabskiego problemem palestyńskim oraz realnego interesu kluczowych państw arabskich normalizacją stosunków z Izraelem. Innymi słowy, Izraelczycy zakładają sprzeciw i protesty Palestyńczyków oraz tzw. ulicy arabskiej na Bliskim Wschodzie, lecz bez poważniejszych konsekwencji dla bezpieczeństwa Izraela. Najbardziej pesymistyczną wersją czarnego scenariusza jest jednak pełna aneksja ZBJ i rozwiązanie Autonomii Palestyńskiej, ale szczegóły tego wariantu już wyjaśniałam.Ustrój partyjny w IzraeluDawny bipolarny podział partyjny w Izraelu odszedł w niepamięć. Czy jest szansa by się on odrodził? W Izraelu mamy do czynienia z systemem wielopartyjnym. Niski prób wyborczy na poziomie 3.25 proc. powoduje, że każdorazowo do Knesetu dostaje się ok. 10 partii. Rozproszenie partyjne wymusza na politykach formowanie wielostronnych koalicji rządzących. Jednocześnie specyfiką izraelskiej sceny politycznej jest jej płynność. W okresie przedwyborczym mają miejsce podziały istniejących partii, tworzenie się nowych, zawiązywanie koalicji lub ich rozpad, a także transfery międzypartyjne oraz na osi koalicja rządząca-opozycja.Pewne wrażenie podziału dwublokowego może jednak tworzyć silna polaryzacja ideologiczna społeczeństwa. Była ona widoczna zwłaszcza podczas ostatnich wyborów (2019, 2020), gdy zderzał się blok rządzący z Likudem na czele z opozycją liberalno-lewicową. W rzeczywistości jednak z dużym uogólnieniem można przyjąć, że funkcjonują tam trzy główne grupy polityczne – prawica (46%), centrum (25%) oraz lewica (14-15%). Niemniej oś prawica-lewica nie jest określana identycznie jak w Europie, lecz głównie o oparciu o stosunek do porozumienia pokojowego z Palestyńczykami. A więc za lewicę uznaje się partie dążące do pokoju z Palestyńczykami, a prawicę – odrzucające ten koncept. Aktualnie jednak oś prawica-lewica określa nieco więcej kwestii, m.in. socjalnych i ekonomicznych, czy religii i państwa świeckiego.Podział izraelskiej sceny politycznej utrwalił się w 2007 r., gdy zakończył się okres tranzycji politycznej izraelskiego społeczeństwa, która zachodziła po II intifadzie. Wówczas lewicowi wyborcy przeszli do centrum, a centrowi zasilili prawicę. W rezultacie od tego czasu poparcie dla partii prawicowych utrzymuje się na poziomie nie mniejszym niż 40%. Pozostaje poza tym niewielkie pole do manewru, czego dowiódł impas polityczny trwający 18 miesięcy, podczas którego w ostatnich potrójnych wyborach politycy nie byli w stanie wyłonić większości rządzącej.Niemożność powołania koalicji rządzącej spowodowała powrót do dyskusji o konieczności wprowadzenia zmian w ordynacji, by uniknąć w przyszłości podobnych kryzysów politycznych. Pojawia się jednak przy tym także argument, że problemem nie jest wadliwy system wyborczy, gdyż ten działa, nawet w warunkach impasu. Problemem są natomiast politycy gotowi w imię własnych, egoistycznych interesów zaryzykować kolejnymi wyborami, aniżeli zdecydować się na kompromis polityczny, nawet kosztem oddania władzy.Czy można sobie wyobrazić w najbliższej przyszłości odrodzenie znaczenia izraelskiej lewicy?Izraelska lewica jest w poważnym kryzysie, przy czym bardziej odważni krytycy twierdzą nawet, że jest „zdewastowana”. Faktem jest, że jest rozproszona i niezdolna do konsolidacji. Mimo swojej strukturalnej słabości lewica jest demonizowana przez premiera Netanyahu, który strasząc „Arabami kradnącymi wybory”, „zdradziecką lewicą”, „anarchistami” oraz „deep state” wzmacnia polaryzację oraz utrzymuje konsolidację elektoratu prawicowego. Za lewicę uznaje więc każdego krytyka, a więc gdy jego niedawny koalicjant Avigdor Liberman doprowadził do rozpisania kolejnych wyborów natychmiast zyskał miano „lewackiego” polityka oraz „zdrajcy”. Poza tym B. Netanjahu standardowo zalicza do lewicy partie opozycyjne, krytyczne wobec niego media, środowisko akademickie oraz niektórych przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości, przede wszystkim jednak demonstrantów w protestach antyrządowych.Rozproszona i nieskoordynowana lewica nie jest w stanie zwiększyć stanu posiadania w parlamencie. Co więcej balansuje na granicy progu wyborczego, co oznacza, że niepodzielnie rządząc Izraelem do 1977 r., jeszcze w 1992 r. była w stanie zdobyć 47 proc. głosów (Partia Pracy – 44 KM, a Meretz 12 KM), natomiast w ostatnich wyborach balansowała na granicy progu wyborczego. A obecnie zaledwie 15% wyborców określa się mianem lewicowych.Kryzys polityczny lewicy wynika więc z szeregu czynników: wyczerpania się atrakcyjności haseł lewicowych, rozczarowaniem procesem pokojowym, który zastąpiła „polityka separacji”, a także skutecznym wzmacnianiem tożsamości prawicowej przez rządzący nieprzerwanie od 2009 r. Benjamina Netanyahu i Likud. Jednocześnie w ostatnich wyborach lewica nie była w stanie zapewnić wyborcom szansy na skuteczne odsunięcie Netanjahu od władzy. Za to w tę obietnicę wyborcy uwierzyli koalicji Niebiesko-Białych Benniego Ganca. Trudności lewicy mają również swoje źródło w demografii. Izrael przyjął ok. 1.5 mln imigrantów z b. republik ZSRR. Lecz obecnie ich preferencje polityczne rozkładają się po całej scenie politycznej Izraela. Większe znaczenie ma tutaj wzrost populacji arabskiej oraz ortodoksyjnej i ultra ortodoksyjnej, co wpłynęło na zmianę układu sił politycznych w Izraelu. I o ile elektorat arabskich Izraelczyków potrafi zbojkotować wybory, to coraz aktywniejsze są środowiska skrajnej religijnej prawicy, a za sprawą polityki osadnictwa żydowskiego, także pół miliona osadników żydowskich na Zachodnim Brzegu.Od dłuższego czasu pojawiają się więc wezwania do odnowienia lewicy, „wymyślenia jej na nowo”, innymi słowy określenia nowego paradygmatu lewicowego. Pozwoliłoby to przywrócić atrakcyjny charakter lewicy oraz zdobyć nowych wyborców, na przykład dotąd utożsamiających się bardziej z centrum politycznym. Spór o koncepcje trwa na lewicy, tymczasem jednym z dowodów na jej istnienie oraz potencjał polityczny są nieustające demonstracje antyrządowe, w obronie standardów demokracji, praw obywatelskich oraz przeciw polityce apartheidu. Odbywają się one cyklicznie, nawet w warunkach reżimu sanitarnego związanego z pandemią i nie wyłącznie w dużych miastach – Tel Awiwie, czy przed rezydencją premiera na Balfour Street w Jerozolimie, ale także w szeregu mniejszych miast Izraela.Jakie znaczenie w systemie partyjnym Izraelu mają partie religijne?Znaczenie partii religijnych w Izraelu rośnie wraz z utrwalaniem się dominacji prawicowych poglądów politycznych Izraelczyków, to raz, dwa, demografia. Rośnie liczba populacji ortodoksyjnej oraz ultra ortodoksyjnej, lecz to ich coraz większa aktywność polityczna przekłada się na wzrost znaczenia politycznego partii religijnych. Trzy, partie religijne są niezbędnym elementem kontynuacji władzy przez Benjamina Netanjachu, z którymi premier musi się układać politycznie oraz realizować zobowiązania koalicyjne. Warto pamiętać, że partie religijne nie są nowym elementem izraelskiej sceny politycznej, nowością jest natomiast wzrost ich znaczenia politycznego. Nie oznacza to także, że nigdy nie wchodziły do rządów koalicji lewicowej. Także w okresie rządów lewicy musiały dbać o interesy swoich wspólnot religijnych, nie ingerowały jednak w politykę bezpieczeństwa, czy zagraniczną.Współcześnie jednak sytuacja jest odmienna. Partie religijne uległy daleko idącej polityzacji, identyfikując się z ideologią prawicową. Co więcej, coraz wyraźniej stają się pro aktywni, niekiedy wręcz oskarżani o roszczeniowość polityczną, ponieważ postrzegają siebie w kategoriach fundamentu żydowskiego charakteru Izraela. Metaforycznie przedstawiają to w stwierdzeniu, że „już nie są zwykłymi pasażerami, właśnie przejęli fotel maszynisty pociągu pod nazwą Izrael”.Stosunki zewnętrzneCzy administracja następnego prezydenta USA zmieni postępowanie wobec Izraela?Administracja Joe Bidena, prezydenta z Partii Demokratycznej skoryguje politykę wobec Izraela, nie zmieni jednak fundamentów sojuszu. Joe Biden znany jest z proizraelskiej postawy oraz ponad trzydziestoletniej znajomości z Benjaminem Netanjahu, sięgającej lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy pełnił funkcję zastępcy ambasadora Izraela w Waszyngtonie (1982-1984), a następnie przedstawiciela Izraela przy ONZ w Nowym Jorku (1984-1888). Izraelczycy mają jednak świadomość, że nie można liczyć na tak daleko idącą przychylność, jaką prezentował prezydent Donald Trump.Jeszcze w okresie kampanii wyborczej Joe Biden potwierdził, że nie wycofa decyzji o uznaniu Jerozolimy za stolicę Izraela oraz przeniesienia tam ambasady z Tel Awiwu. Niemniej przywróci zamkniętą przez poprzednią administrację placówkę konsularną we Wschodniej Jerozolimie oraz przedstawicielstwo palestyńskie w Waszyngtonie. Jako przywiązany do modelu pokoju w oparciu o koegzystencję dwóch państw można zakładać, że przywróci też finansowanie dla UNRWA odpowiedzialnej za uchodźców palestyńskich.Oczekiwania Palestyńczyków nie są jednak wyolbrzymione, choć Biden zapowiadał „stałą presję” na Izrael w kwestii pokojowego rozwiązania konfliktu. Nie ma bowiem szans na powrót od „polityki Baraka Obamy”, ponieważ zmienił się układ na Bliskim Wschodzie. Joe Biden jest zwolennikiem (Abraham Accords) normalizacji stosunków państw arabskich z Izraelem i można założyć, że zachęcać będzie kolejne państwa arabskie do uznania Izraela.Najwięcej niepokoju w gabinecie Netanjahu budzą generalnie dwie kwestie. Pierwsza to aneksja osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu Jordanu. Nie jest tajemnicą krytyczne stanowisko Bidena wobec osadnictwa żydowskiego na terytoriach okupowanych. Druga zaś JCPOE, czyli porozumienie jądrowe z Iranem, które w 2018 r. wypowiedział prezydent Trump, a którego zwolennikiem jest Joe Biden. Dla premiera Netanyahu oznacza to odejście USA od polityki „maksimum presji” na Iran i powrót do poszukiwania rozwiązania dyplomatycznego z głównym adwersarzem Izraela. Ma on jednak świadomość, że nie będzie to oznaczać proirańskiego zwrotu nowej administracji, ponieważ ocena IRI, jako siły destabilizującej region, pozostaje aktualna. Niemniej, ważąc znaczenie problemu irańskiego oraz aneksji, Netanjahu będzie koncentrować się na zagrożeniu egzystencjalnym, czyli Iranie. Aneksja będzie mogła poczekać.Czy postawa władz izraelskich wobec Palestyńczyków może doprowadzić do poważniejszych napięć w kontaktach z Europą?Tak długo jak konflikt izraelsko-palestyński pozostaje nierozwiązany, Izrael kontynuuje politykę osadnictwa żydowskiego na Zachodnim Brzegu Jordanu oraz łamie prawa polityczne Palestyńczyków, tak długo trwać będą napięcia pomiędzy władzami izraelskimi a Unią Europejską oraz jej poszczególnymi państwami członkowskimi. Regularnie napięcia we wzajemnych relacjach wywołują zarzuty wobec rosnącego antysemityzmu w większości państw europejskich, akceptacji dla ruchu BDS, czy decyzje UE, które władze izraelskie uznają za krzywdzące. Jednak napięcia te najprawdopodobniej pozostaną w dotychczasowych granicach, co obrazuje reakcja Unii Europejskiej na zapowiadaną aneksję znacznej części Zachodniego Brzegu Jordanu w lipcu 2020 r.Wprawdzie rosło poparcie wśród państw UE dla proponowanych sankcji, niemniej pozostały one podzielone w tej kwestii. W rezultacie UE przyjęła stanowisko wyczekujące i nie zdecydowała się podejmować działań przedwcześnie. Reakcja ograniczyła się zatem do dość standardowych zapowiedzi reagowania na złamanie prawa międzynarodowego przez Izrael. Przy czym szef unijnej dyplomacji Jesep Borrell rutynowo potwierdził przywiązanie do rozwiązania w oparciu o dwa państwa.Wiodącą rolę odgrywała dyplomacja Niemiec, która 1 lipca przejęła prezydencję w UE. Przebywający z wizytą w Izraelu jeszcze 10 czerwca 2020 r. minister spraw zagranicznych Niemiec Hajko Mass nie formułował jednoznacznych deklaracji, ograniczał się do zaakcentowania przywiązania do 2-state-solution oraz konieczności dialogu politycznego. Zastrzegał też, że z konkretną reakcją należy się wstrzymać aż do zaistnienia faktów, czyli działania Izraela.Tym samym wstrzemięźliwa postawa Unii Europejskiej i jej poszczególnych państw była zgodna z przewidywaniami analityków izraelskich. Niestety to nie zapowiedź konsekwencji ze strony UE wstrzymało realizację planów rządu Netanyahu aneksji części Zachodniego Brzegu, lecz zachowawcza postawa administracji amerykańskiej. Wcześniej Biały Dom dał „zielone światło” planom aneksji, lecz wstrzymał poprawcie ze względu na zdecydowany sprzeciw państw arabskich, zwłaszcza tych, które miały realizować proces normalizacji stosunków z Izraelem; Jordanii, która „rozpatrywała nawet zawieszenie traktatu pokojowego. A przed startującą po wakacjach kampanią wyborczą w Stanach Zjednoczonych prezydent Trump nie chciał kryzysu na Bliskim Wschodzie, który zepsułby wizerunek sukcesu „procesu pokojowego” i „normalizacji w relacjach państw arabskich i Izraela”. Ponadto rozpatrywano ryzyko, że (1) państwa europejskie mogłyby poprzeć sankcje na Izrael na forum ONZ (RB i/lub ZO), (2) wycofać swoich ambasadorów z Izraela, a tym samym wywołać poważniejszy międzynarodowy kryzys dyplomatyczny, (3) poprzeć Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości przeciw władzom Izraela oraz (4) wzmocnić bojkot osadnictwa. Ponadto na wstrzymanie decyzji o aneksji wpłynęła sytuacja wewnątrz Izraela. Po pierwsze, 1 lipca miał być zaprzysiężony nowy gabinet, który powstawał w niezwykle trudnych okolicznościach i był rezultatem kompromisu ze strony Benjamina Netanjahu, czyli koalicji z Benny Gancem. Po drugie, już latem przewidywano duże prawdopodobieństwo zmiany gospodarza w Białym Domu. Zakładano więc, że aneksja mogłaby popsuć relacje z nową administracją w Waszyngtonie. Po trzecie, trwało właśnie uzgadnianie szczegółów normalizacji z państwami arabskimi, co miało być historycznym sukcesem Izraela, ponieważ pierwszy raz po porozumieniach pokojowych z Egiptem i Jordanią Izrael przełamywałby w tak daleko idący sposób izolację w regionie i zdobył uznanie swojej państwowości przez państwa Zatoki Perskiej, z perspektywą poszerzenia tego efektu nawet na Arabię Saudyjską. I wreszcie, premier Netanjahu od lat grał w polityce wewnętrznej hasłem aneksji, kilkukrotnie ją obiecywał, zwłaszcza w kampanii wyborczej (kwiecień, wrzesień 2019 r.). Musiał on skalkulować koszt zewnętrzny z wewnętrznym, czyli krytyką środowisk osadników żydowskich, które i tak w kwestiach politycznych w znacznym stopniu zależne są od wspierania bloku politycznego Netanjahu.

Wywiad

Kierunek zmian ustrojowych w Izraelu – wyzwania i zagrożenia

19.04.2021

Kierunek zmian ustrojowych w Izraelu – wyzwania i zagrożeniaDirections of legislation changes in Israel – challenges and threatsWywiad z profesorem Danem Kornem[1]Prof. Marcin Szydzisz: In 2018, the basic law:Israel as the Nation-State of the Jewish Peoplewas adopted.Does the thesis seem justified that in Israel, which tried to reconcile two elements: democracy with the Jewish character of the state, the latter component becomes more important?Prof. Dan Korn: The question is about 2018 basic law called The Nation State of the Jewish Nation. This is a problematic issue. To begin with – Israel doesn’t have full written constitution as some other countries like Britain. We don’t have a constitution, even though we have basic law. We wanted to have a constitution, but there wasn’t an agreement. Some people in Israeli politics said: “We don’t need a constitution, because we have already a constitution. And that’s the Bible”. This is so, because the religion founded Israel. You don’t have a separation between state and religion and we don’t have a constitution. There was a big political debate and the compromise was that we’ll have a series of basic law.So far there are fourteen basic laws and the last one is actually the nation state. This is basically problematic because now it created a tension between two elements - the Israeli democratic state and Jewish state. The nation state is problematic because it stresses Israel as Jewish state. And the truth is there is no need to emphasize it. Israel is a Jewish state because the majority are Jewish. That’s clear.Everything before 2018 was based on the Proclamation of Independence. That was not fully constitution, but it was good for everybody. This document was not an integral part of the law but it was respected by the people written more as a declaration, not as paragraph in the law. Now, suddenly everybody saw it is wonderful. This can[ serve as an umbrella that all the different groups in Israeli society can live within. The people said: we had a proclamation of independence from 1948 and different groups in Israel: Jews and non-Jews (Arabs, Christians and Druzes) were happy and content and there was no need to have a specific basic law about Israel the nation state of the Jewish people. The introduction in 2018 of the Nation State Basic law created tensions between Jews and non-Jews in Israel and thus became very problematic.You know, in Israel you have more than 20% of non-Jewish people – I’m talking about Israeli citizens, not about Palestinians in the West Bank. There are different groups of non-Jewish people. For example there are the Druzes – there are about 28 villages mostly in the north of Israel. It’s a small group and their philosophy is to support the government where they live. For example Druzes who live in Syria supported and even to some extent support Assad.Druzes, who live in Israel are very loyal, moreover they have been serving the Israeli army for years. And they suddenly said that because of Basic Law they became the second class citizens. Even when it wasn’t clear that Israel will win the war for independence and become a state , they showed their loyalty. What I’m saying to you – really loyal citizens suddenly feel that they are not any more equal citizens.On top of which, I feel, in 1980, Hebrew and Arabic were top two languages, they were on the same level – two official languages. But it’s not like that any more. Although the Arabic language hasthe preference in the Arab areas, there are also notes in the Arabic, but it doesn’t have the same status. It’s a kind of nationalism in Israel.Why do you have to create internal division provocations – that’s the debate. And the most people that felt hurt mostly are Druzes. They say: “We took your side before there was Israel, and suddenly we are not equal”.Today, unfortunately, for the last 10 years, there is a shift to the right in Israeli politics – more nationalism, more authoritarian regime, etc. It’s not only in Israel. Netanyahu is a man in power continuously since 2009, but he was also 3 years before.Suddenly we try to create new definitions of liberal democracy. By the way – I was in Israeli policy in the centre, centre-left a little bit. In the past I was a member of parliament from the Labour Party, it was the biggest party, about 20 years ago. Later on we can talk about the problem with Netanyahu. People like him don’t look how to maintain the balance between three branches of government: the executive (the head of which is the prime minister), parliament (legislation) and the judiciary. Actually he wants the government to dominate parliament, and actually not to be bothered too much by the judiciary review.How was Trump's Middle East peace plan received by the Israelis?Trump’s plan is based on two major elements: one is to create normalization between Israel and some Arab countries. This agreements, hopefully, will include economic, social cooperation, etc..The other element is to annex or expand Israel into the West Bank in the way which will pressure the Palestinians to come to some agreement with Israel.Palestinians will lose more and more, time is not on their side. Even Trump never abandoned two-state solution. He says: “According to my plan there will be a two-state solution.” What will be the nature of the State of Palestinians is also problematic from the Palestinians point of view. They won’t have army, they will not have Jerusalem, which serves the role of capital. But still we’re talking about the state or the state “minus”.The two elements are in Trump’s plan – we realized only later that in order to make the progress – that is to say the normalization like we now have with the United Arab Emirates, Bahrain, Sudan. They don’t have a common border with Israel but they are the members of Arab League.Basically the one thing, which in the background is, and it, maybe an achievement for Israel: we are not dependent all the time on solving the conflict with the Palestinians. It’s still the most important problem – the relations between the Israelis and the Palestinians, but even if we are stuck with it or even if it’s very slow, we can still develop relations or normalization with Arab countries. In other words, the Palestinians don’t have a veto, a veto to peace process – that’s the key.But our major problem is still to come to terms with the Palestinians, because the Palestinians are our mates, they live among us – the West Bank, the Gaza Strip, etc.Pushing forward the normalization with other Arab countries is included in Trump’s plan. By the way, if Biden wins the election, they will not go forward with the annexation. If you ask me about the right wing element within the government, mostly Yamina – which now is becoming very popular in Israel, they know that nobody will actually will be able to secure and ensure Israel with annexation. Even in Jerusalem, when Trump moved the American Embassy there, most activities it was more a declaration than an actual action. What I want to tell you – even talking about Trump’s plan, even if Trump is reelected, the annexation doesn’t exist, it will not be carried on. Moreover, at the moment, Netanjahu, who is the right winger, but who wants to put himself in the centre says: “Look how wonderfully is with the United Arab Emirates – no compromises, no peace for peace. But in fact there was a compromise – they got a divine plane, which in fact is the best weapon.Because there are always prices – even Trump, who is regarded as a good friend of Israel, in the long run, even if he is reelected, in my opinion there might be problems . And actually we have to pay a price for it. Let’s put it in this way – in general – yes – most Israelis are happy with Trump’s attitude, certainly in the short time. And right wingers and the settlers in the West Bank are happy. But first at all we don’t know what will happen with Trump. Even if Trump continues his policy, I don’t think there will be any annexation.I don’t have a problem with it. It can maybe bring the Palestinians to the table. I am for solution with Palestinians, for same kind of coexistence, same kind of confederation, some kind of the way that people will be able to live. It’s no way that millions will be pushed. Some right people in Israel say: No problem there won’t be a country, let’s everything on the east side of Jordan river will be Palestine. It won’t work. Some Israelis think: it is not possible to think about such things in the 21st century. What I want to tell you – basically some Israelis are happy with Trump, but I don’t think it will be like that any further. You know that the world, even the US formally, consider Palestinian issue is a major issue. Remember that we were a minority, in 1948 after the war of independence suddenly we became a majority of Jews in a bigger Israel.On the 29th November 1947 General Assembly United Nations adopted resolution 181 – the Partition Resolution, which divided Palestine into Jewish state, Arab state and Jerusalem as an international city. The Jews accepted it, the Arabs didn’t. Our prime minister, the best I think, David Ben Gurion, said: “For us it’s important to have Jewish sovereignty”. The biggest mistake for the Arabs was not to accept the Partition Resolution. There would be smaller Israel, but there would be a state of Palestine. It was a major mistake but the life goes on.If we were to have the second element in Trump’s plan, just like the extreme right wing in Israel wanted, it might collapse the peace with Jordan.Some believe that the annexation of the West Bank will reduce Israel's security. How true is this thesis?If you ask me about the security issue, Jordan is doing a lot of good to us. Without Jordan we would have major problem with enemies from the eastern border of Israel. In the west we have to deal with the Palestinian issue without upsetting king Abdullah. King Abdullah said: “If you are going to any annexation now, because of Trump’s plan, I will abolish the peace agreement”. In my opinion Israel should pay King Abdullah of Jordan, because of service he does for strengthening the security of our country.Will the UE (or European countries) decide to impose diplomatic (economic) sanctions against Israel after its possible decision to annex? What would be the results?Some Israeli think that Netanyahu is friendly with Hungary and to some extent with Poland, because he is not so happy with the countries that control or at least with the strongest countries in the UE, because they don’t follow his policy that we can do anything in territory. European Union should boycott certain products from Israel, even if they are from West Bank, but they do if it’s from there.How will the Palestinians react to the annexation of the West Bank?The Palestinians may want to dismantle the Palestinian Authority (PA). In such a case Israel will have to take care not only about security in territories occupied in the 1967 war, but it will have to create an administration which provides civil services like infrastructure, education, welfare and so on to millions of Palestinians who live in West Bank. This is a major financial burden and creates many problems.We cannot think about annexing the West Bank and come to some kind of a solution with the Palestinians. Now, with Jo Bidden as President-Elect of the U.S. Jewish annexation of the West Bank is not really a viable option. Probably we come back to deal with “the two state” solution: a Jewish state and a Palestinians state. For security reasons the Palestinian state will be limitation.In my opinion, if we sit at the negotiation table, it will create more tensions and I’m afraid – it’s not a definite possibility – there will be another Intifada – terroristic activities, etc., etc. So I’m not so happy with it.We have in my opinion as much as I believe that moderate Israeli and moderate Palestinians should give the country at the moment of annexation. And other thing – at the moment of the possible annexation, extremists on both sides may call the shots. You may tell the Palestinians that time is not necessarily on their side and I told you that the major mistake was made many years ago.Israel is a problematic state in terms of a democratic system.After the 6-day-war when we controlled the territories, right wing said: “Palestinians can live in Nablus and Ramallah, but they can vote for Jordanian parliament. They can live in Gaza Strip, and the Egyptians will take them to vote in Egypt”. I don’t accept it, but this is how some think in Israel.This makes me upset. I want to add something about ultra-orthodox Jews who also live n Israel, that feel the certain autonomy. They don’t serve in the army, they don’t pay taxes, etc. But they support the prime minister. By the way, this is the major support for him. Otherwise he would be kicked out and go before the court.If you want to be a democratic state you cannot think of fifty three years of occupation.Next problem is related with settlement movement. In international low all Jewish settlements are illegal, but mayor settlements are legal in Israeli law.The Jewish youth, who live in illegal settlements in the West bank try to frustrate the live and the livelihood of the Palestinians. Moreover, they tell the Palestinians that they are the masters of the land because it was given to the Jews by God. From their viewpoint there is no place for any territorial compromise because the entire land of Israel (Palestine) was given in biblical times to the Jewish people.In the 90’s there were 50% centre left and 50% centre-right in Israeli political scene. The centre-left were willing to continue peace process. Even if you have differences, the very fact that you talk, the very fact you have a cooperation – economic, social, security cooperation with the Palestinians is important. What’s the problem – if you don’t have a security cooperation with the Palestinian authorities, it’s not good for Israel. It won’t be good if they don’t want to follow the Oslo agreement any more, we don’t want to have Palestinian Authorities, which is actually a state “minus” – I’m very worried about it. We’ll have to take care of all the civilian activity in the West Bank – it won’t be good for Israel. It will cost us billions. It’s like what happened in 1967 – suddenly we had territories. Israelis had to deal with social things – agriculture, transportation, social issues, welfare, etc. among the Palestinians. It was crazy.Wywiad z prof. Joanną Dyduch[2]Prof. Marcin Szydzisz: W 2018 r. przyjęto ustawę o Izraelu jako państwie żydowskim. Jakie ma to znaczenie dla funkcjonowania współczesnego Izraela?Prof. Joanna Dyduch: W roku 1948 Izrael przyjmując deklaracje niepodległości określił ramowe warunki dla funkcjonowania systemu państwowego na poziomie systemowym. W deklaracji mowa jest o kilku kluczowych sprawach. Wydaje się, że jedną z najważniejszych, wyprowadzonych z Deklaracji zasad ustrojowych jest to, że Izrael ma być państwem demokratycznym i ma być siedzibą dla narodu żydowskiego. Deklaracja jest rozbudowana, odwołuje się do różnych kwestii, nawet takich z pogranicza filozofii polityki, a nawet, można powiedzieć, że metafizycznych. Twórcy Deklaracji Niepodległości (najważniejszego systemotwórczego dokumentu) odnoszą się w niej np. do faktu, że Ziemia Izraela jest kolebką cywilizacji żydowskiej i Żydzi po wiekach wygnania do niej wracają.Jednak, trzeba powiedzieć, że cała Deklaracja, mimo wszystko utrzymana jest w duchu konsensualnym. Dodajmy, że zapowiadając powstanie Państwa twórcy tego aktu nie chcieli Państwa wyznaniowego. Chcieli oni państwa świeckiego z podkreśleniem wagi i roli religii, jako raczej czynnika kulturotwórczego niż metafizycznego.Sama Deklaracja, wraz powstającymi, w późniejszych dekadach, Prawami Generalnymi (Basic Law) brała pod uwagę, a może nawet stawiała w centrum, dwa najważniejsze filary państwa: po pierwsze, że Izrael ma być siedzibą narodową dla Żydów i po drugie, że powinien być państwem demokratycznym, w którym jest miejsce dla wszystkich innych, czyli również dla nieżydowskich obywateli państwa.Izrael w swoim ustawodawstwie starał się równoważyć te dwa podstawowe ustrojowe elementy. Przez długi czas ten balans udawało się zachować. Przejawiało się to, na przykład w tym, że sam Ben Gurion i partia Mapai starali się arabską ludność zamieszkującą terytorium Izraela uczynić elementem systemu (dobrze ilustruje to historia partii Mapam oraz Popular Arab Blok). Arabowie otrzymali obywatelstwo. Co oznaczało także, to że musieli oni respektować zasady tego systemu. Ograniczyło to możliwość kontestowania samego istnienia Izraela, jako państwa demokratycznego i żydowskiego, w którym mieliby oni swoje miejsce.Potwierdzeniem zasady demokratycznej były decyzje najważniejszych instytucji izraelskich, w tym Sądu Najwyższego. Wykluczył on np. z wyścigu wyborczego w latach 90-tych żydowskie partie eksternistyczne, które nawoływały do przymusowego transferu Arabów. Takim ugrupowaniem była partia Kach. Została onapozbawiona możliwości udziału w wyborach ze względu na to, że jej hasła zostały uznane za antydemokratyczne i godzące w zasady państwa prawa.Cały ten mechanizm systemowy, który powstał w Izraelu reagował na różne bodźce z zewnątrz i interakcje elementów wewnątrz systemu. Przez to jest on dynamiczny i się zmienia. Przechodził on też różne przeobrażenia ale nigdy nie było tak, że jakaś relewantna siła polityczna, czy to na poziomie rządowym, czy nawet na poziomie parlamentarnym wyraźnie kwestionowała jego ustrojowe zasady chcąc je redefiniować.Stało się to dopiero w momencie przyjęcia Prawa Generalnego mówiącego o żydowskim charakterze państwa. Ustrojowy sens tej ustawy, moim zdaniem, zmienia to państwo. Żydzi stają się tą częścią, która w jakimś sensie jest uprzywilejowana Nie można się zgodzić z tezą, że ta ustawa ma charakter rasistowski, czy fundamentalistyczny, ale jest jakąś formą dyskryminacji ludności nieżydowskiej.To co zaczęło się dziać z izraelską demokracją w sensie ustrojowym, wcześniej działo się w sensie kultury politycznej. Przez przyjęcie tej ustawy przybrało ono jednak wymiar prawny. Demokracja w tym państwie zaczęła dryfować w kierunku demokracji większościowej. Demokracji, która staje się alternatywą dla demokracji liberalnej.Takie propozycje pojawiły się już w latach 80-tych. Jednak to, co się wydarzyło w wyniku przyjęcia tej ustawy, to jest rodzaj ustrojowej zmiany, która zakłada, że większość ma prawa, które nie powinny być ograniczane prawami mniejszości. Ograniczanie prawa większości poprzez nienaruszalne prawa mniejszości jest charakterystyczne dla demokracji liberalnej.W demokracji liberalnej najważniejsze są prawa jednostki i te prawa nie mogą być naruszane tylko dlatego, że większość sobie tego życzy. To co się wydarzyło w Izraelu jest, na poziomie wewnątrz państwowym, przypieczętowaniem pewnych zmian politycznych, które dokonywały się od jakiegoś czasu w izraelskim społeczeństwie. Tą ustawą w jakimś sensie zakończono się dryfowanie demokracji liberalnej – kosmopolitycznej w kierunku demokracji większościowej. A, w moim przekonaniu, demokracja większościowa stoi dzisiaj wyraźnie w opozycji do demokracji liberalnej, gdzie prawa jednostki są postrzegane jako imperatyw. We współczesnym Izraelu i myślę, że podobnie jest w państwach środkowo-wschodniej Europy, prawa jednostki, które są stawiane ponad dobro wspólnoty i ograniczają realizację celów kolektywnych uważane są wręcz za zagrożenie dla funkcjonowania i homeostazy systemu.Ta zmiana, która dzieje się wewnątrz państwa, gdy spotyka się z reakcjami społeczności międzynarodowej i graczy z otoczenia międzynarodowego niesie całe mnóstwo konsekwencji dla Izraela. Po pierwsze, część Izraelczyków (i to nie tylko Arabowie) mówi, że swobody demokratyczne są ograniczane. Niektórzy rozumieją, że jeśli wychodzimy od koncepcji, że to Żydzi mają większość to naturalnie przyjmowane jest też założenie, że ci którzy mają większość w obrębie Żydów też mają prawo decydowania wobec tych, którzy są w mniejszości (np. liberalnie myślących). Z tego powodu dochodzi dziś w Izraelu do licznych napięć społecznych.Trzeba powiedzieć, że te zjawiska, która mają miejsce wewnątrz państwa są w określony sposób postrzegane przez społeczność międzynarodową. W niektórych państwach, czy wśród niektórych przedstawicieli klasy politycznej ze zrozumieniem (np. na Węgrzech, USA Donalda Trumpa, Brazylii, a także do pewnego momentu Polsce).To są te kraje, w których uważa się, ze rządy silnej ręki, które reprezentują większość, są sposobem na radzenie sobie z kryzysem. Natomiast te państwa, które tak nie uważają (zachodnia Europa, i w znacznej mierze brukselskie elity) stają się bardzo krytyczne wobec Izraela. Trzeba też dodać, że izraelski establishment i brukselskie centrum w ogóle nie mówią tym samym językiem. Opisując te same rzeczy posługują się kategoriami zupełnie inaczej definiowanymi. Mówiąc o demokracji rozumieją to pojęcie zupełnie inne rzeczy.W moim przekonaniu ta ustawa spychała ludność arabską w Izraelu na margines. Takim czytelnym, symbolicznym dowodem było pozbawienie języka arabskiego statutu języka urzędowego. Czy może Pani Profesor podać inne formalne rozwiązania, które powodują, że Arabowie mogą czuć się obywatelami drugiej kategorii. Wydaje mi się, że duże znaczenie ma dostęp do armii. Armia w Izraelu pełni nie tylko ważne funkcje jeśli chodzi o obronę kraju, ale jest ona także formacją socjalizującą i stratyfikującą. Pełni ona istotną rolę w konstruowaniu i rekonstruowaniu struktury społecznej w Izraelu.Część ludności arabskiej służy w wojsku, ale są to tylko Druzowie, Beduini i zdarza się, że chrześcijanie Arabowie. Wszyscy oni muszą być ochotnikami. To też oznacza, że musi być klimat we własnych społecznościach, żeby się do armii rekrutować. W przypadku Beduinów i Druzów tak jest, a w przypadku chrześcijan bywało, ale teraz wydaje się, że jest już trochę inaczej. Też trzeba pamiętać, że służba w wojsku oznacza dla nich narażenie się na ostracyzm w szerszej perspektywie, a czasami nawet w węższej, lokalnej.Służba wojskowa daje pewne doświadczenie społeczne i intensywny proces socjalizacji. Daje też możliwości szkolenia. Kursy w izraelskim wojsku mają charakter bardzo profesjonalny. Poza tym armia może wysyłać żołnierzy na studia i nawet za te studia płacić. To wszystko procentuje w późniejszym życiu zawodowym. Poza tym dzięki armii tworzy się cały system sieci, powiązań, znajomości, które później są kluczowym elementem umożliwiającym efektywność działania w różnych obszarach: np. w gospodarce.Ale na ile jest to wykluczenie systemowe, prawne, a na ile tylko faktyczne.Pewno jest to wykluczenie o charakterze raczej praktycznym, ale nie zmienia to faktu, że możliwości rozwoju ludności nieżydowskiej są jednak mniejsze.Są też jednak rozwiązania prawne, które wywołują nierówność np. kwestia własności ziemi. W 1960 r. uchwalono Prawo Generalne, które określa kto jest właścicielem ziemi w Izraelu. Faktycznie właścicielem ponad 90% ziemi w Izraelu jest Żydowski Fundusz Narodowy (Jewish National Fund) i to jest uprzywilejowanie makro grupy społecznej: Żydów, ale nie indywidualnych Żydów, bo oni nie są właścicielami – oni uzyskują prawo do wieczystej dzierżawy. Wiemy z praktyki, że znacznie łatwiej uzyskać to prawo Żydowi, który właśnie zrobił aliję niż Palestyńczykowi, który mieszka w Izraelu od urodzenia, w domu, co do którego ma wątpliwość czy podlega on dziedziczeniu.Ale na ile jest to ustrojowe, prawne upośledzenie określonej kategorii ludności?To jest raczej pytanie do prawnika. To o czym ja mówię wynika z refleksji o charakterze polityczno-społecznym.Nie powiedzieliśmy jeszcze o Prawie do powrotu, czy szerzej o kwestiach regulujących migracje czy też mobilność ludzi. Są ono niesłychanie istotne (np. sprawa małżeństw). Izraelskie prawo np. nie daje możliwości uzyskania obywatelstwa Palestyńczykowi, który zawiera związek małżeński z obywatelką Izraela.Jak przyjęty przez Izraelczyków został plan Trumpa, który m. in. zakładał aneksję Zachodniego Brzegu przez Izrael?Oczywiście były różne opinie, ale duża część obywateli popierała ten projekt. Argumentowano to w różny sposób. Poboczny ale bardzo ważny argument związany jest z przekonaniem, że Izrael jest pełny (Israel is full) – nie ma się gdzie osiedlać. Prognozy demograficzne prowadzone przez The Central Bureau of Statistics wskazują, że liczba mieszkańców Izraela będzie szybko rosnąć. Już teraz patrząc na zestawienia demograficzne widać, że przyrost naturalny wśród ludności żydowskiej posiadającej obywatelstwo Izraela jest wyższy niż społeczności muzułmańskiej. Tendencje demograficzne, których bali się Izraelczycy zostały odwrócone. Ta zmiana wynika w dużej części z bardzo dużej dzietności ludności ultra ortodoksyjnej, która nie w pełni uczestniczy w życiu Izraela (np. nie służy w wojsku).Izraelskie władze chcą ją mocniej zintegrować z resztą społeczeństwa.Niemniej zwolennicy koncepcji Israel is full uważają, że Izrael jest koszem, w którym niewiele się już zmieści. Autor (Allon Tal) książki ((The Land is Full), który ją stworzył patrzy na Państwo Żydowskie z perspektywy geostrategicznej. Zauważa on, że największe źródła wody podziemnej znajdują się na Zachodnim Brzegu i to właśnie Zachodni Brzeg jest bardzo ważny ze względów strategicznych. To jest najbardziej cenny i najłatwiejszy kierunek ekspansji terytorialnej. Izrael uważa, że kwestia palestyńska jest jego wewnętrzną sprawą. Taka narracja pojawiła się już w 2010 r. Od tego czasu władze konsekwentnie prezentują problem palestyński jako wewnętrzną sprawę Izraela. W kuluarach coraz śmielej pojawiają się koncepcje zakładające odejście od koncepcji rozwiązania dwupaństwowego na rzecz koncepcji jednego państwa z dwoma niezależnymi systemami politycznymi, ale jedną władzą zwierzchnią.Ma to być federacja, która zarządza centralnie zasobami strategicznymi takimi np. jak terytorium, czy woda, a innymi jak np. system edukacji - arabski i żydowski komponent zarządzają samodzielnie. W zasadzie to się Izraelowi udało. Sprawa palestyńska przestała funkcjonować jako kwestia międzynarodowa i nie jest tak traktowana przez znaczną część izraelskiego społeczeństwa i, co więcej, tak postrzegają ją nawet izraelskie środowiska lewicowe.Potwierdzają to także aktualne wydarzenia. Część państw regionu zmienia swoje podejście do kwestii palestyńskiej. Świadczą o tym porozumienia z Bahrajnem czy Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, które należy rozumieć jako pokój z Arabią Saudyjską pokazują. Zadeklarowany sojusznik Palestyńczyków – Iran ma swoje problemy wewnętrzne, związane z rozprzestrzenianiem się koronawirusa. Dodatkowo zamieszanie na rynkach energetycznych powoduje, że i on ma powody do obawy.Jak to czytać w kontekście sprawy palestyńskiej – świat powoli przywykł, że to nie jest kwestia międzynarodowa, a już na pewno, że nie jest ona kluczowa na Bliskim Wschodzie. Podoba się to Izraelowi i jego żydowskim obywatelom. Co to może oznaczać w rozumieniu propozycji Trumpa?.Niektórzy Izraelczycy uważają, że aneksja Zachodniego Brzegu nie jest możliwa, inni, że Netanjahu nie zdecyduje się na zajęcie całego tego obszaru tylko jego części (co dla Palestyńczyków byłoby jeszcze gorsze). Z perspektywy humanitarno-gospodarczej byłaby to dla nich katastrofa.Premier Izraela się jeszcze nie zdecydował na ten krok, chociaż moim zdaniem podejmie taką decyzję – bez względu, kto wygra wybory w Stanach Zjednoczonych. Tym bardziej, że dla Izraela właśnie jest to właściwy moment cyklu koniunkturalnego. Od listopada do stycznia mamy w USA „bezkrólewie” i zawsze wtedy, najczęściej, gdy w Stanach Zjednoczonych były rządy prawicowe u władzy, Izrael przesuwał swoje granice. Granice nie w rozumieniu materialnym czy terytorialnym, ale granice dozwolonych zachowań. Wydaje mi się, że i tym razem może być podobnie . Zwłaszcza, że my nie wiemy w jakiej kondycji jest Palestyńska Władza Narodowa. Izrael w tym czasie może dokonać punktowej aneksji – to znaczy przejęcia kontroli nad kluczowymi fragmentami Zachodniego Brzegu - czyli nad najważniejszymi osadami żydowskimi uznawanymi przez państwo za legalne. To bardzo niedobry scenariusz dla Palestyńczyków.Takie działanie Izraela sparaliżowałoby komunikacje pomiędzy osadami palestyńskimi na Zachodnim Brzegu, a w zasadzie szerzej uniemożliwiłoby to Palestyńczykom dostęp do szeroko rozumianych usług publicznych.Pewne dawniej przyjmowane za oczywiste rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego stają się już niemożliwe do realizacji. Unia Europejska wciąż upiera się przy koncepcji dwupaństwowej. Chociaż, niektórzy podkreślają, że ta koncepcja jest już „martwa” i wiara, że można ją jeszcze „reanimować” jest szkodliwa dla samych Palestyńczyków. Pojawiają się głosy, że w tej sytuacji najkorzystniejsze byłoby powołanie jednego państwa – takiej federacji, ale nie federacji terytorialnej ale funkcjonalnej. Wydaje się, że część Izraelczyków byłaby w stanie zaakceptować takie rozwiązanie.Na czym miała by polegać taka federacja?Byłoby to jedno państwo i dwie oddzielne władze wyposażone w uzgodnione, wynegocjowane kompetencje. Rozwiązania federacyjne w różnych krajach wyglądają różnie. Zakres autonomii części federacji względem rządu centralnego jest uzgadniany. W federalnym państwie, które nie nazywałoby się Izraelo-palestyna, tylko oczywiście wciąż Izrael należałoby uzgodnić, jaki zakres autonomii zostałby Palestyńczykom przekazany. Jeśli popatrzymy na to na chłodno, to tak funkcjonuje Autonomia Palestyńska od lat. Palestyńska Władza Narodowa można powiedzieć, że jest emanacją funkcjonalnej autonomii, a i nie ma ona władzy nad terytorium.Zastanawiam się również, czy jest możliwy taki scenariusz, że kiedy dojdzie do aneksji części terytorium Zachodniego Brzegu władze Autonomii ogłoszą samorozwiązanie. To dla władz izraelskich wcale nie byłoby dobre rozwiązanie. Mimo, że Izrael traktował problem palestyński jako wewnętrzną sprawę państwa to w świetle prawa międzynarodowego władze palestyńskie miały jakiś rodzaj podmiotowości i zagospodarowywały pewne obszary aktywności państwa i izraelskie władze nie musiały się tym zajmować. Gdyby palestyński rząd się rozwiązał kwestie np. organizacji oświaty czy służby zdrowia spadłyby na Izrael.Uważam, że nie masz racji. To jest błąd, który popełnia Unia Europejska. To jest takie myślenie pozytywistyczne, konstruktywne, normatywne, i nawet powiedziałabym w sposób publicystyczny, takie wishfull thinking. Myślenie, że Izrael będzie brał odpowiedzialność za sprawy nie swoich obywateli jest niewłaściwe. Czy Izrael – jako realistyczni konstruowana potęga martwi się tym, że Syria jest państwem upadłym? Czy dla Izraela jest problemem to, że Irak się rozpada i jest wylęgarnią wielu nieszczęść społecznych ,w tym terroryzmu, a Liban jest na granicy upadku?Izrael nigdy nie był bezpieczniejszy. W latach 90-tych izraelscy politycy jak Szymon Perez albo Icchak Rabin myśleli, że wielki, nowy Bliski Wschód będzie bezpieczny, jeśli dojdzie do takiego multilateralnego porozumienia na rzecz rozwoju, ale okazało się, że tak nie jest.Wśród izraelskich decydentów nie ma takiego myślenia, że im gorzej w izraelskim sąsiedztwie tym gorzej dla państwa. Raczej jest odwrotnie: im gorzej w izraelskim sąsiedztwie tym dla Izraela lepiej. Podam przykład: po raz pierwszy Izrael zaczął eksportować ropę naftową z Bliskiego Wschodu, z irackiej części Kurdystanu. Poza tym Izrael sprzedaje. lub jest donatorem, odsolonej wody dla Jordańczyków. Jordańczycy nie radzą sobie z zapewnieniem podstawowych potrzeb syryjskim uchodźcom i Izrael wspiera rząd w Ammanie niosąc tego rodzaju pomoc humanitarną.Dlaczego w umowie koalicyjnej przyjęto uregulowanie mówiące o aneksji część Zachodniego Brzegu. Czy to nie jest to gwóźdź do politycznej trumny Benniego Ganca?Nie, nie ma dla Bennego Ganca znaczenie fakt, czy stracił pośrednie poparcie ugrupowań arabskich.A dla lewicowych partii izraelskich?Ale one mają marginalne znaczenie na izraelskie scenie politycznej. Nawet lewicowe partie w Europie już nie zajmują się sprawami politycznymi i polityczno-międzynarodowymi tylko obyczajowymi.Czy Unia Europejska albo poszczególne państwa europejskie zdecydują się na sankcje dyplomatyczne (ekonomiczne) wobec Izraela po jego ewentualnej decyzji o aneksji? Jakie przyniosłoby to efekty?Unia Europejska i jej instytucje nie będą mogły wypracować pełnego konsensusu. W zakresie Polityki zagranicznej i bezpieczeństwa kompetencje ma Rada Unii Europejskiej musi ona jednak działać w pełnej zgodzie wszystkich państw. W kwestii potępienia aneksji Zachodniego Brzegu nie będzie można wypracować wspólnego stanowiska.Byłyby państwa, które chciałyby je stworzyć. Do tych państw zaliczyłabym Szwecję, Irlandię, Belgię, Francję i być może jeszcze kilka innych. Natomiast są takie kraje, które nie zgodzą się na takie działania. Do tych państwa zaliczyłabym Czechy. Można się również spodziewać, że Polska nie poparłaby żadnych sankcji. Nie dlatego jednak, że jest ona zwolennikiem aneksji Zachodniego Brzegu przez Izrael. O tym zdecydowałaby całkowite powiązanie polityki bezpieczeństwa Polski ze Stanami Zjednoczonymi.Przez europarlamentarzystów niektórych państwa (np. Francja, Irlandia) mogą być podjęte inicjatywy, które będą polegać na próbach przyjęcia np. rezolucji potępiających Izrael. Trzeba jednak pamiętać, że te rezolucje mają jedynie charakter opiniodawczy. Nie są one źródłem prawa, bo są nim tylko decyzje Parlamentu Europejskiego podejmowane wspólnie z Radą Unii Europejskiej. Parlament Europejski nie ma kompetencji w zakresie Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa. Te należą do Rady Unii Europejskiej, a w tym gremium, jak już mówiłam, potrzebny jest konsensus. Wszelki działa na forum Unii będą miały charakter symboliczny i tworzyć będą pewną narrację niż realnie oddziaływać na Izrael.Czy są w stanie coś zrobić państwa narodowe?Myślę, że Izrael mógłby się obawiać reakcji Unii Europejskiej jako całości. Izrael nie jest zależny w zasadniczy sposób od jakiegokolwiek państwa członkowskiego z wyjątkiem Niemiec. Myślę jednak, że Niemcy nie posunęłyby się do ograniczenia, czy też zamrożenia relacji dyplomatycznych czy też polityczno-gospodarczych z Izraelem.Czy może być próba bojkotu produktów izraelskich podjęta przez społeczeństwa europejskie, która mogłaby mieć wpływ na działania rządów?Nie przewiduję czegoś takiego. Trzeba spojrzeć na strukturę relacji gospodarczych. Potencjalny bojkot miałby znaczenie ale tylko w zakresie sprzedaży żywności, ale i tutaj rząd Izraela mógłby sobie poradzić. Inne towary eksportowane przez Izrael są wysoko przetworzone i najczęściej są one komponentami do produkcji produktów końcowych.Myślę też, że reorientacja eksportu Izraela, który ograniczyłaby polityzację wymiany handlowej byłaby możliwa. Tym bardziej, że polityka premiera Netanjahu polegała na dywersyfikacji wymiany handlowej. Chodziło o to by nie polegać na jednym partnerze, czyli ograniczyć konsekwencje współzależności gospodarczej.Trzeba też powiedzieć, że inwestycje izraelskie mają charakter pośredni. Inwestują nie tyle izraelskie firmy, co przedsiębiorstwa związane izraelskim kapitałem. Wielu izraelskich inwestorów ma też obywatelstwo, któregoś z krajów europejskich.Niektórzy uważają (np. Maj.-Gen. Kamil Abu-Rukun), że aneksja Zachodniego Brzegu zmniejszy bezpieczeństwo Izraela. Na ile prawdziwa jest taka teza?Trudno jest nawet jednoznacznie stwierdzić w jaki sposób mierzyć bezpieczeństwo.Np. zaangażowaniem służb czy wojska w obronę jego granic, czy ochronę obywateli?Nie wiem, ale Netanjahu mówił, że po budowie muru bezpieczeństwo Izraela się w zasadzie zwiększyło. Można to stwierdzić w sposób mierzalny np. biorąc pod uwagę liczbę zamachów. Czy zatem aneksja Zachodniego Brzegu obniżyłaby czy zwiększyła poziom bezpieczeństwa? Jestem pewna, że wielu Izraelczyków uważa, że takie działania podniosą jego poziom. Aneksja mogłaby być dla Izraela niebezpieczna, jeśli takie działanie spotkałoby się z wysokim poziomem wrogości innych państw regionu (np. gdyby inne państwa regionu zaatakowałyby Izrael z jej powodu). A ja uważam, że to jest bardzo mało prawdopodobneMożliwe jest za to, że się pojawią problemy w stosunkach Izraela z Egiptem lub Jordanią? Tym bardziej, że król Jordanii mówił, że ten projekt nie może być zrealizowany.Ale wtedy Stany Zjednoczone i Kanada prawdopodobnie wycofają się z finansowania Jordanii. Może się okazać, że Jordanii groziłoby bankructwo.Jakie będę reakcje strony palestyńskiej, jeśli dojdzie do aneksji części Zachodniego Brzegu?Palestyńczycy są zmęczeni poziomem korupcji i niewydolnością władzy prezydenta Autonomii Abu Mazina. Jednocześnie boją się oni, przejęcia władzy przez Hamas. Mogłoby to powtórzyć scenariusz innych państw regionu (np. rozruchy, rewolucje). Społeczeństwo palestyńskie jest bardzo podzielone i nie ma tam takiego Prometeusza, któremu Palestyńczycy by zaufali i to też działa na rzecz Izraela.Czyli potencjalna, kolejna Intifada palestyńska byłaby prawdopodobna. Jest prawdopodobna, ale w Palestynie nie ma, jak już mówiłam, przywódcy, który by ją mógł koordynować. Na pewno nie byłby to aktualny prezydent Autonomii.[1] Dan Koren, profesor, nauczyciel akademicki na Uniwersytecie w Tel Awiwie, autor i redaktor publikacji dotyczących izraelskiej sceny politycznej (m. in. The Demise of Parties (ed) Publisher: Hakibbutz Hameuchad 1988; Public Policy in Israel: Perspectives and Practices (ed), Lexington Books, New York, Oxford 2002; Israeli Cabinets: Wise decisions, Stupid Decisions (with Y. Gutman) Publisher Yediot Books 2017), polityk, członek izraelskiego parlamentu 2008.[2] Profesor w Instytucie Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przez wiele lat związana z Wydziałem Nauk Społecznych na Uniwersytecie Wrocławskim, gdzie uzyskała tytuł doktora i doktora habilitowanego. Jej zainteresowania badawcze lokują się w obszarze studiów izraelskich i europejskich. Autorka wielu publikacji na temat polityki zagranicznej i stosunków międzynarodowych w perspektywie teoretycznej i praktycznej w tym monografii pt.: Europeizacja polskiej polityki zagranicznej w perspektywie realizmu strukturalnego, Wrocław 2016, za którą otrzymała nagrodę Polskiego Towarzystwa Studiów Europejskich za najlepszą monografię w roku 2017 oraz książki Stosunki polsko-izraelskie w latach 1990-2009. Od normalizacji do strategicznego partnerstwa, Warszawa 2010 (https://www.researchgate.net/profile/Joanna_Dyduch). W 2018 roku ukazał się drukiem specjalny numer czasopisma Polish Political Science Yearbook (47/2) w całości poświęcony studiom izraelskim (http://www.czasopisma.marszalek.com.pl/10-15804/ppsy/358-vol-47/issue-2/2053-contents-47-2), którego była ona współredaktorem. Od lat związana z Europejskim Stowarzyszeniem Studiów Izraelskich z siedzibą w Londynie (European Association of Israel Studies/SOAS - University of London), od 2017 roku wiceprzewodnicząca organizacji. Członek Polskiego Towarzystwa Studiów Europejskich. Wykładowca wizytujący m.in. na Uniwersytecie Wiedeńskim, Uniwersytecie Karola w Pradze, Uniwersytecie Mateja Bela w Bańskiej Bystrzycy. W ostatnim czasie odbyła pobyt badawczy w Stiftung Wissenschaftund Politik w Berlinie.

`