Logo Thing main logo

Category: Wywiad

Wywiad

Droga Ugandy do pokoju, stabilności i demokracji - wywiad z dr Anną Masłoń-Oracz

30.12.2020

Droga do wolnej i stabilnej Ugandy jest nadal usłana cierniami. Aby zapewnić stabilny i trwały pokój należy zacząć od stabilizacji na poziomie gospodarczym. Żeby tak się stało, urzędnicy państwowi, w tym ministrowie i parlamentarzyści, muszą być wreszcie odpowiedzialni przed własnym narodem, a zatem swoimi wyborcami. Wszak Uganda to oficjalnie państwo demokratyczne, gdzie suwerenem jest naród, a nie prezydent Yoweri Museveni, który od 1986r., tj. zamachu stanu, sprawuje tenże urząd. Tylko poprzez realne reformy na poziomie instytucjonalnym, ale także kadrowym, można powstrzymać akceptowaną korupcję i powszechne na każdym szczeblu łapówki, które w ciągu ostatnich 15 lat opiewały na kwoty miliardy dolarów, a powinny zostać przeznaczone na rozwój społeczno-ekonomiczny Ugandyjczyków. Podobnie zjawisko militaryzmu, jakże charakterystyczne dla rozwijających się państw Afryki, nie tylko subsaharyjskiej, zdominowało myślenie partii rządzącej, a armii zapewniło przeznaczenie dużych środków państwowych z budżetu na wymyślone potrzeby i premie dla generałów. Oszacowano, iż wypłaty na ten cel sięgają aż 60 procent całkowitego budżetu Ugandy[1].O rozmowę na temat tego państwa i jego drogi do pokoju, stabilności i demokracji poprosiłam dr Annę Masłoń-Oracz, pracującą jako adiunkt w Instytucie Zarzadzania, Kolegium Zarządzania i Finansów Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Specjalizuje się ona w tematyce polityki gospodarczej i ekonomii rozwoju państw Afryki Subsaharyjskiej. Ponadto do jej obszarów zainteresowań badawczych należy integracja regionalna oraz Smart Specialisation Afryki. Odbyła liczne wyjazdy studyjne do Ugandy, Rwandy, Zambii, Burundi, Tanzanii i Kenii.JS: Pani Doktor, zanim zaczniemy poproszę o kilka słów wstępu, jako że znamy się już kilka lat i doskonale pamiętam z jakim błyskiem w oczach opowiada Pani o Afryce. Skąd się wzięła ta fascynacja?AMO: Zaczęło się od pracy wolontariuszki w Polskiej Akcji Humanitarnej, gdzie uczyłam uchodźców z Afryki języka polskiego, a także kultury polskiej w latach 90. XX w. Potem była współpraca akademicka oraz działalność w ramach fundacji zajmujących się projektami w Afryce. Mogę także z dumą przyznać, iż doradzałam Ministrowi Gospodarki Rwandy. Byłam w wielu państwach afrykańskich, a moja fascynacja trwa nieprzerwanie od ponad 20 lat. Obecnie pracuję na SGH jako Kierownik, główny wykonawca i koordynator projektu „Jean Monnet Module on the European Union and the Contemporary Sub-Saharan Africa – an Interdisciplinary Approach – Smart Specialisation – EU Africa/AFROEU”.JS: Ma Pani za sobą 10 lat studiów oraz 17 lat doświadczenia zawodowego, w tym w środowiskach pozaeuropejskich. Do tego ponad 100 wystąpień i prelekcji na konferencjach zarówno polskich jak i międzynarodowych, oraz publikacje w uznanych czasopismach oraz rozdziały w monografiach.AOM: Zgadza się. Od szeregu lat związana jestem z rynkiem funduszy pomocowych UE oraz inwestycyjnych, w których to sektorach, jako ekonomista z wykształcenia, realizowałam projekty. Mogę dodać, że pełnię także funkcję wiceprzewodniczącej Zarządu Polish European Community Studies Associaton.Nie możemy mówić o Ugandzie bez analizowania jest znaczenia w regionalnym ugrupowaniu, które rok rocznie rośnie w siłę, tj. Wspólnocie Wschodnioafrykańskiej. To właśnie wschodnia Afryka uważana jest za perłę inwestycyjną dla przedsiębiorców zainteresowanych tym kontynentem. Subregion ten jest atrakcyjny dzięki względnej stabilności politycznej, sprzyjającej kulturze biznesowej, szybkiemu wzrostowi populacji oraz korzystnej lokalizacji geograficznej. Oprócz Ugandy, do Wspólnoty Wschodnioafrykańskiej (East African Community, EAC) należą Burundi, Kenia, Rwanda, Sudan Południowy i Tanzania. Dla lepszego zrozumienia, jak istotna na kontynencie oraz w przestrzeni międzynarodowych stosunków gospodarczych jest tak inicjatywa, posłużę się zobrazowaniem jej zasięgu. Otóż, obszar EAC, tj. jej członków, rozciągająca się na powierzchni ponad 2,5 mln km², a zamieszkuje go ok. 185 milionów ludzi. Oznacza to, iż gdyby Federacja złączyła się w jedno państwo, jej populacja byłaby druga co do liczebności w Afryce i 8 na świecie, a także największa powierzchniowo i odpowiednio 10 na świecie. Uganda, podobnie, jak każdy kraj w Afryce Subsaharyjskiej prowadzi osobną politykę gospodarczą, co jest zrozumiałe patrząc na relatywnie świeże wspomnienia czasów kolonialnych, gdzie dopiero w 1962r. państwo to wyzwoliło się spod rządów Wielkiej Brytanii. JS: Sama zajmuję się współpracą regionalną na terenie basenu Oceanu Spokojnego. Mnogość i różnorodność sposobów oraz trybów współpracy na Pacyfiku są także ściśle powiązane z historyczną przeszłością kolonialną, jakże trudną do pominięcia. Mikropaństwa Oceanii wolą pozostać w jak największym stopniu niezależne, nie przekazując swoich suwerennych kompetencji organizacjom ponadnarodowym, jak ma to miejsce w Europie. Jak jest w przypadku Wspólnoty Wschodnioafrykańskiej?AMO: Coraz częstszą praktyką jest współpraca na szczeblu regionalnym i tworzenie wspólnoty regionów, które łączą silniejsze więzi gospodarcze. Wynika to z zagranicznych inwestycji, a zatem ogromnych nakładów finansowych płynących z USA, Chin oraz Europy. Oczywiście pozytywnie oddziałuje to na politykę poszczególnych państw afrykańskich, który są przecież państwami rozwijającymi się, zmagającymi się nie tylko z wdrażaniem narzędzi demokracji, ale przede wszystkim podstawowymi potrzebami cywilizacyjnymi, jak opieka zdrowotna, zapewnienie edukacji podstawowej czy bezpieczeństwo żywieniowe. Ważną zachętą dla inwestorów zagranicznych jest łatwa komunikacja językowa w regionie Afryki Subsaharyjskiej. Językiem powszechnie używanym jest angielski w związku z narzuconą kiedyś administracją przez Imperium Brytyjskie. Jednak największą zaletą jest tutaj możliwość rozmowy w lingua franca regionu, czyli suahili. Większość obywateli pięciu krajów EAC komunikuje się bowiem w tym języku. Należy w tym miejscu dodać, iż Uganda, wraz z Kenią i Rwandą, prowadzą wspólną politykę wizową. Wkrótce dołączyć do nich na Tanzania. Uważam, że to krok milowy tego regionu, niejako symbol jego prawdziwej integracji, który przyczynia się do wzrostu zainteresowania ze strony inwestorów. W 2007r. do krajów członkowskich Wspólnoty Wschodnioafrykańskiej dołączyła Rwanda i Burundi, które przystąpiły dwa lata później do Unii Celnej EAC. Prezydenci wszystkich pięciu państw partnerskich w 2012 r. ogłosili nową siedzibę Wspólnoty w Aruszy, w Tanzanii. Kolejnym krokiem w wysokorozwiniętej integracji regionalnej było podpisanie w 2013r. protokołu w sprawie utworzenia Unii Walutowej (East African Monetary Union, EAMU). Na tej podstawie w ciągu 10 lat państwa EAC zgodziły się na realną harmonizację polityki pieniężnej i fiskalnej, a zatem i standaryzację płatności. Stopniowo będą te państwa dążyć do przyjęcia jednej, wspólnej waluty, a w ostatecznym etapie także powołania Banku Centralnego Afryki Wschodniej. W 2016r. nastąpiło najnowsze rozszerzenie organizacji Sudan Południowy.JS: Proszę opisać, jak wygląda pozycja Ugandy na tle swoich państw sąsiedzkich, jeśli chodzi o postęp gospodarczy zważywszy jednak na problemy z rozwojem demokracji.AMO: Uganda stoi przed licznymi wyzwaniami, które mogą wpłynąć na przyszłą stabilność, w tym gwałtownym wzrostem populacji, ograniczeniami w zakresie władzy i infrastruktury, korupcją, niedorozwiniętymi instytucjami demokratycznymi i deficytami w zakresie praw człowieka. A zatem kilka słów o historii demokracji w Ugandzie zanim przejdę do jej roli w EAC. Wielka Brytania aktywnie kolonizowała to państwo już w latach 60. XIX w. poszerzając współpracę o różne umowy handlowe aż do utworzenia Protektoratu Ugandy w 1894r. Co było jednak typowe na brytyjskiego narzucania granic to fakt, że zgrupowana w jednej jednostce państwowej wiele różnych grup etnicznych, które na co dzień ze sobą konkurowały lub po prostu pałały nienawiścią kulturową z pokolenia na pokolenie. Różnice te, czemu trudno się dziwić, przetrwały zarówno czasy kolonialne, uzyskanie niepodległości Ugandy jako „jednolitego” państwa i trwają współcześnie, o czym mogłam się na własne oczy przekonać podczas moich pobytów badawczych. Warto w tym miejscu wskazać na dwie tragedie narodowe: czasy dyktatury „Rzeźnika z Ugandy”, prezydenta Idi Amina w latach 1971-79, a także prezydentura Miltona Obote, który choć doprowadził Ugandę do niepodległości, to jego rządy nacechowane łamaniem praw człowieka, pochłonęły 100 tys. ofiar. Idi Amin z kolei był odpowiedzialny za śmierć 300 tys. przeciwników politycznych.JS: Stąd tytuł naszego wywiadu: „Droga Ugandy do pokoju, stabilności i demokracji”.AMO: Ta droga jest bardzo niestabilna w trzeciej dekadzie XXI w. Choć obecny prezydent Yoweri Museveni sprawuje swoje rządu od 1986r. nie możemy zapominać, iż przejął on je w wyniku krwawego, bynajmniej niedemokratycznego, zamachu stanu. Brał on także udział w wojnach domowych ku obaleniu poprzednich władców Ugandy. Słynny jest on wreszcie z przyjmowania aktywnej, tj. wojennej roli w sąsiedzkich konfliktach zbrojnych, z czego najsłynniejszym są wojny domowe (a raczej permanentny stan wojny domowej po straceniu wpływów przez metropolitalną Belgię) w Kongu.JS: To jednak obecnego prezydenta świat Zachodu stawia jako wzór narodowego i regionalnego lidera, nową generację przywódcy afrykańskiego, który walczy z falą AIDS, przyczynia się do stabilności oraz wzrostu gospodarczego. Chociaż, to on nowelizacją ordynacji wyborczej w grudniu 2017r. zapewnił sobie praktycznie nieskończoną kadencję niwelując próg wieku kandydata na prezydenta.AMO: I tu dochodzimy do dużych pieniędzy, jakimi dysponuje Uganda, ale także państwa Afryki Subsaharyjskiej. We wrześniu 2020r. świat obiegła wiadomość jakoby Uganda i Tanzania miały zbudować pierwszy duży rurociąg naftowy w Afryce Wschodniej. Otóż oba państwa podpisały umowę na budowę rurociągu zaledwie dwa dni po podpisaniu przez rząd w Kampali (stolica Ugandy) umowy z francuskim gigantem naftowym Total. Prezydent Yoweri Museveni i jego tanzański odpowiednik John Magufuli podpisali 13 września umowę, zgodnie z którą oba ich państwa zbudują ropociąg o długości 1445 km, wart 3,5 mld USD.JS: Rurociąg, który będzie pierwszym tego rodzaju w Afryce Wschodniej, połączy bogaty w ropę region Hoima w Ugandzie z Oceanem Indyjskim przez port Tanga w Tanzanii. Widać obopólne korzyści dla sygnatariuszy umowy handlowej. Ok. 80% rurociągu będzie przebiegać przez Tanzanię. Oznacza to, że oczekuje się, że projekt stworzy tysiące miejsc pracy w Tanzanii. Prezydent Magufuli dodał, że kraj ten wykorzysta doświadczenie Ugandy do poszukiwania ropy w kilku swoich regionach. Jednak międzynarodowe organizacje praw człowieka alarmują, że ponad 12 tys. rodzin straci przez wykop ziemi pod rurociąg ziemię uprawną, a przez to i środki do życia. Jeszcze na miesiąc przed podpisaniem kontraktu przedłużono termin przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko i społeczeństwo proponowanej rafinerii w dystrykcie Hoima. Podobnie jak w przypadku umowy dotyczącej rurociągu, projekt rafinerii z trudem się rozpoczął. Musimy tu pamiętać, że złoża zostały wykryte półtorej dekady temu. Ale kluczowy finansista wycofał się z tamtego projektu w 2016r. a Ugandzie samej trudno było przeforsować jego zasadność. Stąd współpraca sąsiedzka przynosi i będzie przynosić wymierne korzyści.JS: W tym miejscu należy dodać, iż poprzednia umowa dotyczyła współpracy bilateralnej z Kenią. Ale wówczas Uganda wybrała alternatywną trasę powołując się na kwestie bezpieczeństwa i kosztów po stronie kenijskiej. Ostatecznie do realizacji projektu nie doszło.AMO: Uganda, jak każde rozsądne państwo kieruje się w swoich działaniach kalkulacją zysków i strat, a ostatecznie zwiększeniem swojej konkurencyjności w regionie i na świecie. Na tle swoich partnerów z Wspólnoty Wschodnioafrykańskiej posiada ona największe, poza Kenią, liczbę populacji oraz wskaźniki PKB i PKB per capita. Podobnie jak w innych państwach partnerskich, powołano na szczeblu państwowych szereg instytucji, których celem jest wzmocnienie pozycji ekonomicznej Ugandy, przyciągnięciem inwestycji zagranicznych oraz zapewnienia wizerunku stabilnego i przyjaznego inwestycjom rozwijającego się państwa, które pozwala na nieskrępowany i bezpieczny rozwój. Za przykład takiej instytucji państwowej może posłużyć Uganda Investment Authority (UIA). Warto zauważyć, że państwo to jest najbardziej otwartym krajem na napływ kapitału, ale też osiągającym najwyższy stopień rozwoju. Jednocześnie ma ono najbardziej zdywersyfikowany eksport. Potwierdza to relatywnie wysoka pozycja w raporcie „Doing Business” Banku Światowego, gdzie zdecydowanie najlepsze rozwiązania w swoim regionie posiadają Kenia, Uganda oraz Tanzania.JS: A zatem może stwierdzić, iż Uganda osiągnęła już bezpieczny dla swoich mieszkańców poziom pokoju i stabilności, ale jeszcze nie demokracji?AMO: Byłabym jednak ostrożna w tak jednoznacznym stwierdzeniu. Pamiętajmy, że naruszenia wolności zrzeszania się, zgromadzeń i wypowiedzi były kontynuowane w 2019r., szczególnie gdy władze wprowadziły nowe przepisy ograniczające działalność online i dławiące niezależne media. Rząd aresztował swoich przeciwników politycznych i blokował wiece polityczne i studenckie. Te ograniczenia dotyczące wypowiedzi i zgromadzeń, arbitralne zatrzymania i ściganie jawnych krytyków oraz brak zapewnienia przez rząd odpowiedzialności za wcześniejsze nadużycia nie wróży dobrze wyborom powszechnym w 2021r.J.S: Dziękuję za Pani czas!AMO: Przyjemność po mojej stronie. Dziękuję za zainteresowanie Ugandą i sprawami Afryki.dr Joanna SiekieraFaculty of LawUniversity of Bergen, Norwayhttps://www.uib.no/en/persons/Joanna.Siekiera[1]Foundation for Human Rights Initiative: https://www.fhri.or.ug/index.php/pages/whats-new/item/179-uganda-s-path-to-peace-stability-and-democracy-is-still-misty (6.12.2020).Zdjęcie nagłówka: Kaarli Sundsmo via Pixnio

Wywiad

Dokąd zmierza Wenezuela? O kryzysie społeczno-ekonomicznym w Wenezueli.

23.12.2020

Wywiad z dr Joanna Gocłowską-Bolek przeprowadziła Karolina MachulWenezuela przechodzi właśnie największy kryzys w swojej historii. Jak wynika z danych ONZ od 2015r. kraj opuściło ponad 5,2 miliona ludzi, a do końca tego roku liczba ta może wzrosnąć do 6-7 milionów. Obecna sytuacja jak wiemy, rozpoczęła się jeszcze na długo przed wybuchem pandemii koronawirusa, spowodowana dyktatorskimi rządami Nicolása Maduro. Czy możemy wyróżnić jakie czynniki miały i mają największy wpływ na powstanie obecnego kryzysu społeczno-politycznego w Wenezueli? Nie ma jednej prostej odpowiedzi na pytanie o przyczyny tak głębokiego kryzysu w kraju, który szczyci się największymi na świecie udokumentowanymi rezerwami ropy naftowej – blisko 18procent rezerw światowych znajduje się na terenie Wenezueli. Kryzys wenezuelski ma złożoną naturę i jest zjawiskiem bez precedensu w historii gospodarczej świata. Oprócz tego, że przyniósł określone ekonomiczne i polityczne skutki, przypomina też o ideologicznej spuściźnie zmarłego w 2013 roku prezydenta Hugona Chaveza. Przyczyny wenezuelskiego kryzysu są złożone, jednak najważniejszym wytłumaczeniem jest rozwijana przez dwie dekady idea polityczno-społeczna, czyli „socjalizm XXI wieku”. To właśnie wenezuelski socjalizm, który przy poparciu ogromnej części społeczeństwa oraz Kuby wprowadzał Chávez i za którym wciąż opowiada się reżim Maduro, skupił jak soczewka wszystkie pozostałe problemy i błędy gospodarcze i polityczne, w tym fatalne zarządzanie gospodarką.Niewydolność gospodarki i wzrastająca jej nieefektywność widoczne były już podczas rządów Hugona Chaveza (1999-2013), jednak nasiliły się w trakcie rządów Nicolasa Maduro, zwłaszcza w wyniku załamania cen ropy naftowej od 2014 roku. Spadek koniunktury na rynkach światowych doprowadził do znacznego ograniczenia produkcji ropy w Wenezueli, do czego przyczyniły się też strukturalne zjawiska, takie jak uporczywy brak inwestycji, modernizacji, konserwacji oraz brak wykwalifikowanego personelu technicznego i inżynieryjnego. Rząd nie zdołał obniżyć wysokich wydatków w obliczu spadających dochodów z ropy naftowej i przez długi czas próbował zaprzeczać istnieniu kryzysu, a niezadowolenie społeczne gwałtownie tłumił odbierając opozycji możliwość działania oraz zbrojnie interweniując podczas protestów ulicznych, co doprowadziło do śmierci setek osób.Kryzys społeczno-ekonomiczny, który rozpoczął się w Wenezueli podczas prezydentury Hugona Chaveza i rozwinął się do obecnych rozmiarów w czasie prezydentury Nicolasa Maduro (od 2013 roku), charakteryzuje się hiperinflacją, niedoborem podstawowych artykułów żywnościowych, środków higienicznych i lekarstw, wzrostem poziomu ubóstwa igłodu, nawracającymi epidemiami chorób uleczalnych w rozwiniętym świecie (w tym gruźlicy i malarii), ogromnym wzrostem przestępczości i śmiertelności, wszechobecną władzą gangów i karteli narkotykowych oraz masową emigracją z kraju. Gospodarka wenezuelska niemal nie funkcjonuje. Wydobycie ropy gwałtownie spada, zagraniczne aktywa zostały przejęte przez wierzycieli, krajowa produkcja we wszystkich sektorach spadła co najmniej o połowę, a obecny rząd coraz bardziej osłabia szczątkowe już demokratyczne instytucje, wciąż kurczowo trzymając się władzy. Podkreślić należy, że obecny kryzys społeczno-ekonomiczny w Wenezueli należy do najpoważniejszych w najnowszej historii gospodarczej świata.Odpowiedź ze strony krajów przyjmujących imigrantów z Wenezueli, takich jak Kolumbia, Peru czy Brazylia, była w większości hojna, ale obecnie jest testowana przez pandemię koronawirusa, rosnącą ksenofobię oraz spowolnienie gospodarcze. Jaka jest dzisiaj rzeczywistość, w obliczu której stoją uciekający z kraju Wenezuelczycy i jak ewoluuje ona podczas pandemii?Z danych ONZ wynika, że około 5,2 mln Wenezuelczyków opuściło swój kraj, głównie szukając schronienia w sąsiednich Kolumbii i Brazylii, ale także Argentynie, Chile lub Ekwadorze. Z ogarniętego przemocą i biedą kraju co godzinę ucieka 200 osób. Jeśli nic się nie zmieni, to według Organizacji Państw Amerykańskich kryzys migracyjny przewyższy ten znany zSyrii (6,3 mln uchodźców od początku działań wojennych). Większość osób, które opuściły Wenezuelę, pozostała w Ameryce Łacińskiej. Najwięcej z nich – jedna trzecia – trafiło do Kolumbii, w dalszej kolejności do Peru – około 768 tys. Chile przyjęło 400 tys. osób, Ekwador – 263 tys., Brazylia 180 tys. i Argentyna 130 tys. (dane ONZ z końca 2019 roku).W trakcie kryzysu migracyjnego widać raczej solidarność krajów latynoamerykańskich, otwartość i chęć pomocy. Jednak niektóre kraje mimo dobrej woli dochodzą do granic swojej wydolności i wkrótce stracą ekonomiczną możliwość przyjmowania kolejnych tysięcy imigrantów. Niektóre kraje przejściowo zamykały swoje granice, i to w momencie, gdy zdesperowani Wenezuelczycy najbardziej potrzebowali pomocy. Rządy krajów najsilniej odczuwających napływ Wenezuelczyków apelują o szybką i zdecydowaną reakcję organizacji międzynarodowych, w tym również wsparcie finansowe krajów latynoamerykańskich przyjmujących Wenezuelczyków. W pierwszych latach wojny w Syrii na pomoc humanitarną przeznaczono ok. 7,4 mld dol. Od 2016 r. na Wenezuelczyków przypadło niecałe 600 mln dol.Ludzie przekraczający granicę często nie mają żadnych oszczędności z powodu hiperinflacji. Najczęściej pokonują ogromne odległości pieszo, w niektórych przypadkach setki kilometrów. Często nie są przygotowani na surowy klimat górski w miejscach, do których dotarli, co wzmaga podatność na zachorowania. Wśród uciekinierów są osoby chore, które przez długi czas nie miały zapewnionej opieki lekarskiej w swoim kraju, również dzieci, wymagające opieki zdrowotnej i psychologicznej. Wśród Wenezuelczyków i wobec nich zdarzają się akty przemocy, padają oni ofiarami oszustów, handlarzy ludźmi i przemocy seksualnej. Na granicach kolumbijsko-wenezuelskiej i brazylijsko-wenezuelskie kwitnie prostytucja, jako jeden z niewielu dostępnych sposobów na zarabianie pieniędzy i utrzymanie rodzinPandemia ograniczyła możliwości znalezienia legalnej pracy w regionie i wpędziła migrantów w kolejne tarapaty. Część z nich, nie widząc innego wyjścia, niechętnie wraca do ojczyzny, gdzie warunki nie są lepsze, ale przynajmniej mają rodziny. Niedawno prezydent Kolumbii zapowiedział, że zalegalizuje u siebie pobyt już blisko 2 mln Wenezuelczyków, żeby uzyskali dostęp do opieki lekarskiej i legalnej pracy. Uchodźcy nie mieli dotąd szans na szczepionkę. Legalizacja może też zmobilizować większą pomoc humanitarną z bogatych krajów.Jak natomiast przedstawia się sytuacja Wenezuelczyków, którzy zdecydowali się pozostać w kraju? Kryzys wpłynął na życie przeciętnych Wenezuelczyków w wielu aspektach. Już w 2017 roku głód nasilił się do tego stopnia, że prawie trzy czwarte ludności straciło przeciętnie po 8-11 kg masy ciała, a ponad połowa nie miała wystarczających dochodów, aby zaspokoić podstawowe potrzeby żywieniowe. Ceny żywności na czarnym rynku osiągają tak astronomiczny poziom, że większości Wenezuelczyków nie stać na kupno jedzenia. Większość pracujących Wenezuelczyków otrzymuje tylko pensję minimalną, wynoszącą dziś równowartość kilku dolarów. Zraportu ONZ opublikowanego w marcu 2019 roku wynika, że 91 procent Wenezuelczyków żyło w ubóstwie, a 61 procent w skrajnym ubóstwie, mając do dyspozycji mniej niż 1,9 dolara dziennie. Pandemia jeszcze pogorszyła tę sytuację, choć oficjalne statystyki przestały być przez rząd Maduro publikowane.W sklepach brakuje wielu artykułów, magazyny z artykułami dotowanymi przez państwo pozostają od miesięcy puste, większość zakładów przemysłowych wstrzymała produkcję i zwolniła pracowników, a państwo nie jest w stanie produkować ani importować potrzebnych społeczeństwu produktów. Z powodu braku lekarstw, strzykawek i środków opatrunkowych ihigienicznych do szpitali nie są przyjmowani pacjenci, a jeśli nawet tam trafią, często nie są poddawani leczeniu. Najtragiczniejsze w skutkach są niedożywienie dzieci oraz brak możliwości leczenia. Wskaźnik śmiertelności niemowląt w ciągu kilku lat wzrósł z 11 do 30 procent. Dokumentowane są przypadki śmierci z głodu lub z powodu chorób całkowicie uleczalnych. Codzienne życie utrudniają powtarzające się kilkudniowe przerwy w dostawie elektryczności i problemy z zaopatrzeniem w nieskażoną wodę pitną.Po ulicach krążą paramilitarne bojówki „colectivos”, mające siać strach izamęt, a wśród policji i wojska nie brak pospolitych przestępców i rabusiów. Niemal cała klasa polityczna i wojsko są skorumpowane powiązaniami z bezkarnymi gangami narkotykowymi. Wenezuela znalazła się na szczycie listy najbardziej brutalnych państw świata, ze wskaźnikiem 81,4 morderstw na 100 tys. osób w 2018 roku. Mieszkańcy po zmroku boją się wychodzić na ulice, aby nie paść ofiarą przemocy.Wiemy, iż opozycja wenezuelska zbojkotowała wybory do Parlamentu, które odbyły się 6 grudnia 2020 r., a które wygrała Zjednoczona Socjalistyczna Partia Wenezueli (PSUV - Partido Socialista Unido de Venezuela), kierowana przez Nicolasa Maduro. Wydaje się jednak, iż na przestrzeni ostatnich kilku lat działania opozycji są niewystarczające. Czy można powiedzieć, iż opozycja wenezuelska ma jakąś strategię działania, która mogłaby doprowadzić do zmiany sytuacji?Opozycja miała swoją szansę i nie potrafiła jej wykorzystać. Około 60 państw udzieliło dotychczas poparcia Juanowi Guaidó, który pełniąc funkcję przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego proklamował się 23 stycznia 2019 roku tymczasowym prezydentem Wenezueli do czasu przeprowadzenia wolnych wyborów prezydenckich. Pełniący jednak de facto funkcję prezydenta Wenezueli Nicolás Maduro cały czas kontrolował aparat państwowy, w tym siły bezpieczeństwa. Kwestia uznawalności Juana Guaidó, z którą wiążą się kontrowersyjne implikacje z zakresu prawa międzynarodowego, podzieliła międzynarodową społeczność. Nie zdołano wypracować rozwiązania jej na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ, gdzie Rosja i Chiny stanowczo sprzeciwiały się uznaniu Guaidó zaprezydenta, w kontrze do pozostałych członków Rady: USA, Wielkiej Brytanii i Francji.Tymczasem reżim Nicolasa Maduro nie ustępował, usiłując zastraszyć i zdyskredytować przywódców opozycji. Obecnie Juan Guaidó przestał pełnić funkcję, która dawała mu legitymację do bycia uznanym za prezydenta tymczasowego. Pandemia sprzyjała Nicolasowi Maduro i pozwoliła mu na konsolidację władzy. Opozycja pozostaje podzielona i zastraszona, wciąż zdarzają się przypadki „zniknięcia” członków opozycji. Obecnie trudno jest wyobrazić sobie sytuacje, że opozycja skutecznie przejmuje władzę w Wenezueli. Zapewne potrzeba na to kolejnych lat, prawdopodobnie do czasu następnych wyborów prezydenckich, jeśli odbędą się w sposób demokratyczny – a co do tego też są poważne wątpliwości.Jak przedstawia się natomiast reakcja na to co dzieje się w Wenezueli, największych graczy na arenie międzynarodowej. Czego możemy się spodziewać w tej kwestii od nowej amerykańskiej administracji prezydenta Joe Bidena?Sprawa Wenezueli przestała być kwestią wewnętrzną już wiele miesięcy temu, gdy kryzys wymusił reakcję państw latynoamerykańskich i sprowokował największych graczy na arenie międzynarodowej do zajęcia stanowiska. W Ameryce Łacińskiej najważniejszym problemem jest fala migracji wenezuelskiej, która trafia do sąsiednich krajów. Administracja Bidena ogłosiła nanastępne półtora roku, że wyznaczy Wenezuelę do statusu tymczasowo chronionego. Obywatele krajów, którym przyznano taki status, maja prawo pracować imieszkać wStanach Zjednoczonych isą chronieni przed deportacją zewzględu nawarunki panujące wich kraju, które zagrażałyby impopowrocie. Taki krok sugeruje, że może nastąpić pewna zmian nastawienia USA wobec Wenezueli, choć żadnych gwałtownych działań nie spodziewałabym się. Prezydent Joe Biden zapowiada, że sankcje wprowadzone przez jego poprzednika Donalda Trumpa złagodzi dopiero wtedy, gdy reżim faktycznie podejmie z opozycją rozmowy o reformach demokratycznych.Wcześniej Donald Trump nie miał żadnego pomysłu na Wenezuelę. Wielu obserwatorów spodziewało się z jego strony podjęcia jednoznacznych działań, z wsparciem przewrotu łącznie. Nic takiego nie nastąpiło. Trump ograniczył się do dyplomacji twitterowej i nakładania pseudosankcji skierowanych w wysokich urzędników wenezuelskich, ale efekty takich działań okazały się mizerne. Wenezuela jest wciąż atrakcyjnym polem realizacji zabiegów politycznych ze strony Rosji i Chin – i oba te mocarstwa są tam bardzo widoczne, poczynając sobie coraz odważniej i przy okazji celowo drocząc się ze Stanami Zjednoczonymi.Cała społeczność międzynarodowa zmaga się obecnie z pandemią koronawirusa, kryzysem w służbie zdrowia, kolejnymi lockdown-ami oraz spowolnieniem gospodarczym. Jak według Pani będą wyglądały kolejne miesiące Wenezueli?Oficjalnie w Wenezueli pierwszy przypadek koronawirusa potwierdzono 13 marca, a do tej pory – czyli rok później – osób zakażonych zarejestrowano zaledwie 130 tys., z czego 1,6 tys. zmarło. To stosunkowo niewiele, jeśli spojrzymy na sytuację w sąsiednich krajach. Jednak można mieć bardzo poważne wątpliwości co do prawdziwości tych danych. Testów wykonuje się bardzo mało, niewiele osób trafia do szpitala, a nawet tam nie mają szansy być otoczone odpowiednia opieką. Brakuje lekarzy, podstawowego sprzętu, nie wspominając nawet o respiratorach, lekarstw, ale nawet jednorazowych rękawiczek czy środków dezynfekujących. Często także bieżącej wody i elektryczności, co utrudnia, a często uniemożliwia jakiekolwiek leczenie. Nic nie wskazuje na to, aby sytuacja w szpitalach miała ulec poprawie. Pewne nadzieje daje oczywiście dostęp do szczepionek, ale i tu brak jest entuzjastycznych wiadomości. Wenezuela korzysta ze szczepionek rosyjskich i chińskich i nie chce uczestniczyć w programie COVAX, w którym miałaby szansę na dostęp do szczepionek AstraZeneca. Jednak wśród wielu problemów gnębiących Wenezuelę i Wenezuelczyków pandemia sytuuje się na dość odległym miejscu. Wenezuelczycy na co dzień borykają się z trudnościami w zdobyciu artykułów żywnościowych i środków higienicznych, hiperinflacją i ogromna przestępczością. Pandemia uniemożliwiła protesty społeczne. Obecny rząd Wenezueli nie podejmuje żadnych działań, które mogłyby uzdrowić gospodarkę czy złagodzić zapaść systemu opieki zdrowotnej. Dopóki u władzy pozostanie Nicolás Maduro, szanse na wyjście z kryzysu są znikome.Dziękuję za rozmowę.I ja dziękuję.dr Joanna Gocłowska-Bolekdoktor nauk ekonomicznych (2006), pracowniczka naukowo-dydaktyczna Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Od kwietnia 2020 roku wicedyrektorka Ośrodka Analiz Politologicznych i Studiów nad Bezpieczeństwem UW. Pełniła funkcję dyrektorki Centrum Studiów Latynoamerykańskich CESLA UW (2012-2016), członkini zarządu Europejskiej Rady Studiów Społecznych nad Ameryką Łacińską CEISAL (2013-2016) oraz Pełnomocniczki Przewodniczącego Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP) ds. Ameryki Łacińskiej (2015-2020). Absolwentka Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego oraz European Academy of Diplomacy. Od 2006 roku członkini redakcji kwartalnika „Ameryka Łacińska”. Współpracowniczka KRASP, MNiSW i MSZ. Wygłaszała referaty m.in. w Bogocie, Buenos Aires, Hawanie, Madrycie, Meksyku, Paryżu i Salamance. Promotorka współpracy akademickiej uczelni polskich i latynoamerykańskich, popularyzatorka nauki, laureatka Warszawskiej Nagrody Edukacji Kulturalnej.Źródło zdjęcia: "- Venezuela protests 15f" by andresAzp is licensed under CC BY-NC-ND 2.0

Wywiad

Demokracja w Ameryce Łacińskiej w czasach pandemii koronawirusa - wywiad z dr M. Lisińską

17.12.2020

Demokracja w Ameryce Łacińskiej w czasach pandemii koronawirusaWywiad z dr Magdaleną Lisińską przeprowadziła Karolina MachulAmeryka Łacińska bardzo mocno odczuła pandemię koronawirusa oraz jej skutki – społeczne, gospodarcze jak i polityczne. To właśnie na kontynent południowoamerykański w połowie 2020 r. przeniosło się epicentrum pandemii, a liczba zakażonych w samej tylko Brazylii przekroczyła milion przypadków. Sytuację cały czas utrudnia ponadto dysfunkcyjność systemów tamtejszych państw, czego przejawem są m.in. nierówności w dostępie do podstawowej opieki zdrowotnej. Czy mogłaby Pani doktor przybliżyć nam kontekst polityczny oraz procesy demokratyzacji w Ameryce Łacińskiej mające wpływ na dzisiejszą sytuację w regionie?Demokratyzacja w Ameryce Łacińskiej przypadła na okres lat 80-tych i 90-tych XX wieku. Był to czas kiedy upadały rządy wojskowe w większości państw regionu i to właśnie z trudną spuścizną po tych niedemokratycznych rządach, młode demokracje latynoamerykańskie musiały sobie poradzić. Problemami, które generowały tutaj nierówności i które dalej wpływają na sytuację tych państw było chociażby zadłużenie, które zostało zaciągnięte jeszcze przez rządy wojskowe. W niektórych państwach również i rozwiązania konstytucyjne cementowały nierówności, jak np. w Chile, gdzie konstytucja z czasów dyktatury Pinocheta obowiązuje do dnia dzisiejszego. Ogromnym problemem było też to, że w państwach Ameryki Łacińskiej w okresie demokratyzacji przyjęto neoliberalny model gospodarczy zalecany przez międzynarodowe instytucje finansowe, takie jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Model ten znany pod nazwą consensusu waszyngtońskiego, doprowadził do jeszcze mocniejszego cementowania nierówności w regionie Ameryki Łacińskiej, co ma swoje skutki do dnia dzisiejszego i co na pewno miało wpływ na sytuację w regionie w momencie wybuchu pandemii koronawirusa.Z jakimi innymi wyzwaniami, oprócz nierówności w dostępie do opieki zdrowotnej, mają do czynienia państwa Ameryki Łacińskiej w kontekście panującej pandemii koronawirusa?Problemem regionu Ameryki Łacińskiej, który oczywiście wiąże się z nierównościami w dostępie do opieki zdrowotnej, jest szeroko rozumiane ubóstwo, które przekłada się chociażby na bardzo palący w regionie problem zatrudnienia w szarej strefie. Według danych Międzynarodowej Organizacji Pracy w tzw. sektorze nieformalnym pracuje nawet 50% osób zatrudnionych lub wykonujących jakieś prace w regionie. Miało to oczywiście ogromne przełożenie na okres pandemii, gdy to kraje Ameryki Łacińskiej w większości lub w dużej mierze, wprowadziły twarde lockdowny, uniemożliwiły interakcje społeczne i w związku z tym uniemożliwiły też bardzo wielu osobom zarobkowanie. Osoby których przeżycie z dnia na dzień zależało zwykle od tego czy sprzedadzą jakieś konkretne produkty, które miały do sprzedaży w danym dniu, straciły możliwość uzyskiwania dochodów. Trzeba mieć też świadomość, że kraje Ameryki Łacińskiej nie do końca sobie z tym problemem poradziły - w części dzielnic marginalnych, gdzie problem pracy w sektorze nieformalnym jest szczególnie istotny, po prostu nie udało się w pełni przeciąć interakcji społecznych, a ludzie i tak wychodzili z domów.Okres pandemii uwypuklił dysfunkcyjność państw Ameryki Łacińskiej również na innych płaszczyznach. Kolejnym dosyć przykrym, ale i spektakularnym przykładem jest kwestia przemocy wobec kobiet, która nasiliła się w okresie pandemii w związku z tym, że kobiety które najczęściej stają się ofiarami przemocy, były zmuszane do tego żeby przebywać w zamknięciu ze swoimi oprawcami. Takie przykłady można mnożyć.Niektórzy z komentatorów nazwali panującą w Ameryce Łacińskiej pandemię "pandemią głodu", wskazując na niedożywienie najuboższych warstw jej mieszkańców, osłabienie ekonomii oraz rosnącą inflację. Jakie metody walki z pandemią koronawirusa – nie tylko w kontekście rosnącego zubożenia społecznego – podejmują rządy państw Ameryki Łacińskiej i czy wydają się one skuteczne?Nie ma jednej metody walki z pandemią, która została przyjęta przez wszystkie kraje Ameryki Łacińskiej. Poszczególne kraje w różny sposób sobie to regulowały i tutaj rozwiązania były skrajne – od podejścia np. argentyńskiego, gdzie to wprowadzony został bardzo twardy lockdown, który trwał kilka miesięcy. Nie można było wychodzić z domu pod żadnym pozorem, poza takimi najbardziej potrzebnymi przypadkami. Inne państwa jak np. Peru decydowały się wysłać wojsko na ulice w celu zmuszenia ludzi do pozostania w domach. Ale były też kraje takie jak Meksyk, gdzie to zasadniczo utrzymywane były interakcje społeczne, a nawet była otwarta turystyka. Mamy też skrajny przykład Brazylii, której to prezydent Bolsonaro negował i zasadniczo dalej neguje istnienie wirusa, deprecjonując zagrożenie. Trzeba mieć jednak świadomość że Brazylia to państwo federalne, w związku z czym bardzo wiele rozwiązań było wprowadzanych na szczeblu poszczególnych stanów, co niekoniecznie było w smak samemu prezydentowi Bolsonaro. Pokazuje to tylko, że nie mamy do czynienia z jedną odpowiedzią na to zagrożenie nawet w ramach jednego państwa, a co dopiero regionu.Czy te rozwiązania były skuteczne? Jeżeli chodzi o to, czy w Ameryce Łacińskiej udało się uniknąć śmiertelnych skutków pandemii koronawirusa, ze smutkiem należy stwierdzić, że niestety nie. W samej tylko Ameryce Południowej z powodu zakażeń COVID-19 zmarło najwięcej osób w przeliczeniu na milion mieszkańców ze wszystkich regionów świata. W drugiej połowie 2020 r. epicentrum pandemii przeniosło się właśnie na zachodnią półkulę. Jeżeli chodzi o skutki ekonomiczne pandemii, Ameryka Łacińska również nie uniknie problemów - ekonomiści zakładają, że region ten odczuje skutki gospodarcze pandemii poważniej niż inne części świata. Widać to już w tym momencie, porównując wskaźniki makroekonomiczne regionu za rok 2020 z tymi z okresu przed pandemią. Reasumując więc, mimo iż poszczególne rządy latynoamerykańskie próbowały sobie z pandemią poradzić, wspominane już wcześniej strukturalne problemy regionu doprowadziły do tego, że skutki COVID-19 w Ameryce Łacińskiej jeszcze długo będą bardzo mocno odczuwalne.Dużo słyszy się również o destabilizacji systemów bezpieczeństwa państw regionu, jak i rosnącej przemocy oraz wpływie grup przestępczych wykorzystujących pandemię i towarzyszące jej wyzwania gospodarcze. Jaka jest reakcja rządów na działania tych grup?Faktycznie grupy przestępcze funkcjonujące w Ameryce Łacińskiej, kartele narkotykowe czy też gangi, zaczęły wykorzystywać fakt, że państwa regionu nie potrafiły w czasach pandemii zapewnić swoim mieszkańcom dostępu do podstawowych dóbr. Widzieliśmy m.in. zdjęcia pokazujące kartele narkotykowe rozdające maseczki czy też podstawowe produkty spożywcze. Trzeba mieć oczywiście świadomość, że takie działania nie są wyrazem dobrej woli, ale pewną wykalkulowaną grą ze strony grup przestępczych, które po pierwsze: chcą ocieplić swój wizerunek w oczach społeczeństwa, po drugie liczą na to że uzyskają nowych członków, a po trzecie handlując tymi koniecznymi środkami ochrony osobistej, próbują w jakiś sposób rekompensować sobie pandemiczny spadek dochodów z międzykontynentalnego handlu narkotykami. W jaki sposób rządy reagują na te działania? Tak samo jak reagowały wcześniej, tzn. w sposób nieefektywny. Nie są one w stanie odpowiedzieć na ten problem. Skoro państwa nie są w stanie zapewnić obywatelom dostępu do podstawowych dóbr, a grupy przestępcze niejako zastępują państwo tam gdzie państwo powinno reagować, to tym bardziej te same rządy nie są w stanie tego procederu ukrócić.Pandemia koronawirusa COVID-19 wybuchła w czasie, gdy Ameryka Łacińska już od dłuższego czasu doświadczała znacznych niepokojów społecznych, pogłębiających się nierówności i dyskryminacji, podsycanych w dużej mierze rosnącym niezadowoleniem ze stanu polityki i szerzej rozumianej umowy społecznej. W tym kontekście, w jaki sposób pandemia wpłynęła na poglądy obywateli na sferę publiczną i opinie na temat rządów demokratycznych? Zgodnie z danymi które posiadamy, nie tylko z czasów pandemii ale tymi na bieżąco zbieranymi w Ameryce Łacińskiej, w regionie mamy do czynienia z sukcesywnym spadkiem zaufania obywateli do rządów demokratycznych. Oczywiście niekoniecznie oznacza to, że obywatele krajów latynoamerykańskich woleliby żyć na przykład pod wojskowymi dyktaturami, ale mamy do czynienia z widocznym zmęczeniem demokracją, ze spadkiem zaufania do instytucji publicznych, z brakiem wiary w sprawczość rządów i reprezentacji. Można powiedzieć, że w Ameryce Łacińskiej dochodzi do spektakularnego rozczarowania demokracją, z którą w okresie odchodzenia od rządów wojskowych w regionie wiązano wielkie nadzieje. Przełom lat 90-tych i początek XXI wieku to czas, kiedy zdanie o demokracji w Ameryce Łacińskiej w dalszym ciągu było bardzo dobre. Później pod wpływem rosnących dysproporcji i kryzysów zaczęło się niestety zmieniać na gorsze. Nie da się ukryć, że problemy których doświadcza region w czasie pandemii, przyczyniły się do spadku zaufania do instytucji publicznych i rządzących. Problemy z dostępem do opieki zdrowotnej, problemy z dostępem do szczepionek, problemy związane z rosnącym ubóstwem i pogłębiające się dysproporcje – to wszystko sprawia, że mieszkańcy Ameryki Łacińskiej przestają wierzyć w demokrację jako ten wymarzony, rozwiązujący wszystkie problemy system rządów.Jak Pani zdaniem potoczą się dalsze losy „wrażliwych” demokracji państw Ameryki Łacińskiej w dobie panującej pandemii COVID-19? Niewątpliwie wszystkie kraje Ameryki Łacińskiej będą musiały poradzić sobie z dotkliwymi skutkami gospodarczymi, a co za tym idzie również społecznymi, pandemii. Będzie to wielki sprawdzian dla rządzących w tych krajach polityków. Jeżeli obywatele dojdą do przekonania, że władze nie poradziły sobie z pandemią, najprawdopodobniej będziemy mieć do czynienia ze znacznymi zmianami politycznymi. W wyniku wyborów może dojść do sytuacji, gdy rządzący zastąpieni zostaną przez opozycję prezentującą poglądy różniące się niekiedy o 180 stopni. Taki trend widoczny jest już w tym momencie, co pokazują przeprowadzone w czasie pandemii wybory prezydenckie i parlamentarne – chociażby w Argentynie czy Chile. Widać, że obywatele odwracają się od rządzących na rzecz innych rozwiązań. Nie da się tutaj rozpisać jednego konkretnego scenariusza dla wszystkich państw regionu, ale na pewno warto obserwować ten region i warto mieć na uwadze jak w dużym stopniu pandemia pokazała dysfunkcyjność państw latynoamerykańskich w bardzo wielu sferach ich funkcjonowania.Dziękuję za rozmowę.Zdjęcie: "Cholita en La Paz, Bolivia" by Tobias Mayr is licensed under CC BY-NC-SA 2.0dr Magdalena Lisińska Dr nauk społecznych w zakresie nauk o polityce (2018). Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Ukończyła studia licencjackie i magisterskie na kierunku stosunki międzynarodowe (2012 i 2014), studia magisterskie na kierunku amerykanistyka ze specjalnością Ameryka Łacińska (2015), studia doktoranckie w zakresie nauk o polityce (2018). Jej zainteresowania naukowe koncentrują się wokół kwestii politycznych i społecznych w Ameryce Łacińskiej, ze szczególnym uwzględnieniem Argentyny.

Wywiad

Wybory prezydenckie w Wybrzeżu Kości Słoniowej 2020

27.11.2020

Ekspert: Johnathan Kandassamy ma duże doświadczenie w dziedzinie polityki, stosunków międzynarodowych i ekonomii. Ukończył studia magisterskie na Sciences Po w Paryżu. Przez większość życia, aż do września 2020 roku, mieszkał w Abidżanie, największym mieście Wybrzeża Kości Słoniowej charakteryzującym się wysokim poziomem uprzemysłowienia i urbanizacji. Był menadżerem jednego z krajowych start-upów. Niedawno musiał wraz z rodziną (żoną i 2-letnią córką) uciekać z kraju, aby uniknąć kryzysu po wyborach prezydenckich. Obecnie pracuje w sektorze finansów i zarządzania w Paryżu.Wywiad przeprowadził: Aleksander Ksawery OlechPytania:Czy mógłbyś opisać przebieg wyborów i obecną sytuację w kraju?Alassane Dramane Ouattara wygrał wybory i rozpoczyna swoją trzecią kadencję jako prezydent Wybrzeża Kości Słoniowej, po tym jak opozycja zbojkotowała elekcje. 78-letni prezydent, który kiedyś obiecał ustąpić miejsca młodszemu pokoleniu, zdobył ponad 94% głosów. Dwie kadencje urzędowania jako głowa państwa są powszechnie uznawane jako limit określony w konstytucji z 2016 roku. W związku z tym główni kandydaci opozycji potępili próbę wygrania trzeciej kadencji przez A. Ouattara. Określi to jako nielegalną próbę przejęcia władzy i wezwali swoich zwolenników do pozostania w domu, jako akt obywatelskiego nieposłuszeństwa.Pierwotnie urzędujący prezydent, zadeklarował w marcu 2020 r., że nie będzie starał się o kolejną kadencję, zgodnie z ograniczeniami kadencji. Niemniej jednak kilka miesięcy później A. Ouattara argumentował, że ponieważ nowa konstytucja została ogłoszona po referendum konstytucyjnym w 2016 r., limity kadencji zostały zresetowane, co umożliwia mu kandydowanie na trzecią kadencję. Partie opozycyjne wskazywały, że posunięcie to było niezgodne z konstytucją i doszło do licznych protestów w kraju. Mimo to A. Ouattara zdecydował ponownie startować w wyborach, mimo braku oficjalnej zgody od Niezależnej Komisji Wyborczej i Sądu Konstytucyjnego. Polityk ostatecznie wystartował w wyborach i je wygrał. Komisja wyborcza stwierdziła, że A. Ouattara uzyskał 94,3% głosów. Według urzędników państwowych frekwencja wyniosła 53,9%, chociaż opozycja twierdzi, że udział wzięło tylko 10% wyborców z Wybrzeża Kości Słoniowej.KandydatPariaGłosy%Alassane OuattaraWiec Houphouëtistes rzecz demokracji i pokoju303148394,27Kouadio Konan BertinNiezależny kandydant640111,99Henri Konan BédiéDemokratyczna Partia Wybrzeża Kości Słoniowej533301,66Pascal Affi N'GuessanFront Ludowy Wybrzeża Kości Słoniowej319860,99Wyniki:Łącznie głosów3269813100Pierwsza tura była naznaczona nieuczciwością i tylko 17 601 lokali wyborczych z 22381 było otwartych. Spowodowało to zmniejszenie liczby zarejestrowanych wyborców uprawnionych do głosowania z 7 495 082 do 6 066 441, czyli wykluczenie blisko jednej piątej zarejestrowanych.Co sądzisz o wynikach wyborów prezydenckich 2020? Czy to wynik, który przewidziałeś, czy raczej jesteś zaskoczony?Byłem naprawdę zaskoczony listą startujących kandydatów opublikowaną przez Trybunał Konstytucyjny. Jednocześnie od tamtego dnia nie miałem wątpliwości co do zwycięstwa Alassane Ouattary. Jeszcze bardziej zaskoczyła mnie frekwencja i liczba jawnych głosów, które zostały oficjalnie ogłoszone. Dla mnie te dwie rzeczy w żaden sposób się nie łączą. Te liczby nie są prawdziwe i to jest korupcja.Były to jedne z wielu wyborów prezydenckich, które odbywały się w krajach afrykańskich w ciągu ostatnich kilku miesięcy - a osoby, które przez wiele lat były przy władzy nagięły zasady, aby przy niej pozostać. Wyróżniamy tu wszystkie państwa w regionie od Gwinei po Ugandę, gdzie prezydenci zmieniali konstytucje, ścigali przeciwników lub manipulowali sądami najwyższymi, aby zapewnić sobie władzę lub ubieganie się o reelekcję.W obliczu pogłębiającego się braku bezpieczeństwa w dużej części Afryki Zachodniej, w ostatnich latach w Gwinei, Gambii i Wybrzeżu Kości Słoniowej powtórzyły się reelekcje na trzecią kadencję, a także próby zmiany konstytucji krajowych. Te posunięcia polityczne wywołały rozczarowanie, szczególnie wśród młodszej części społeczeństwa, która szuka w reprezentacji w rządzie czegoś na kształt prawdy, przejrzystości i wolności.Ponadto, należy podkreślić, że lider opozycji Wybrzeża Kości Słoniowej Pascal Affi Nguessan został aresztowany na wniosek obecnego prezydenta, za zapowiedź utworzenia równoległego rządu, po tym jak opozycja zbojkotowała wybory prezydenckie.Czy Twoim zdaniem nowo wybrany prezydent może dokonać jakichś większych zmian w kraju? Jakie będą jego cele na najbliższe 5 lat?Krytycy argumentują, że w społeczeństwie nadal istnieją ogromne nierówności, na przykład ekonomiczne, a A. Ouattara rozwija obecnie autorytarne tendencje poprzez nieuczciwe zwycięstwo. Mimo nawoływania partii opozycyjnych do bojkotu, niektórzy kandydaci postanowili wziąć udział w wyborach co pozwoliło uznać je za prawidłowo przeprowadzone (inaczej byłby tylko jeden kandydat, właśnie A. Ouattara).Jeśli uda mu się zostać prezydentem przez pełną kadencję, jego głównym celem będzie upewnienie się, że jego partia zachowa władzę w kraju, bez względu na koszty. Może to się odbyć poprzez wskazanie na swojego następcę, pomimo tego, że istnieje silny podział w jego partii. Może on także uczynić wszystko, że będzie sprawował władzę przez kolejną, czwartą kadencję.Jego reelekcja doprowadzi do wzrostu napięcia w kraju poprzez walki z całą opozycją, która jest przeciwnikiem jego programu politycznego. Jedyną pozytywną zmianą może być rozwój gospodarczy, jak to miało miejsce w Wybrzeżu Kości Słoniowej w ostatniej dekadzie. Jednakże, tylko wtedy, jeśli podział dóbr i zysków będzie sprawiedliwy, czyli społeczeństwo będzie mogło się dalej rozwijać.Czy mógłbyś nam powiedzieć więcej o wyborach i czy były jakieś protesty w kraju?To były niesprawiedliwe i zbojkotowane wybory, które pozostawiły kraj podzielony. Wiele protestów miało miejsce w kraju, nie tylko ze strony opozycji, ale także w obozie urzędującego prezydenta.Należy podkreślić, że Amnesty International potępiła władzę oraz Policję, która zezwoliła różnym zamaskowanym grupom, uzbrojonym w maczety na atakowanie protestujących. Politycy niszczą dobro protestujących, którzy wierzą w demokracje. Ofiary broniły się jak tylko mogły, co wielu regionach kraju doprowadziło do konfliktów, także na tle etnicznym. W dniu wyborów w wiosce Téhiri, niedaleko mojego rodzinnego miasta, wiele osób zostało zaatakowanych, a domy spalono.Jak opozycja oceniła wynik?To bezcelowa dyskusja, gdyż opozycja nie uznała tych wyborów. W następnym dniu po elekcji, opozycja próbowała utworzyć rząd przejściowy (Conseil National de Transition) w celu ustanowienia rządu odpowiedzialnego za organizację uczciwych i demokratycznych wyborów. Niestety jej czołowe postacie zostały zatrzymane za nadużycie władzy politycznej i skazane na takie jak kary jak więzienie lub areszt domowy.Opozycja wskazuje, że ​​nie uzna ważności wyborów. Ponadto wzywa do powtórzenia wyborów z powodu nieuczciwości rządu i służb bezpieczeństwa. Opozycja wskazuje, że ​​wybory były zakłócone wieloma nieprawidłowościami i niską frekwencją. Wezwała również do zmian w rządzie w celu stworzenia warunków dla uczciwych, przejrzystych i pluralistycznych wyborów. Należy podkreślić, że wiele punktów głosowania zostało zamkniętych przed zakończeniem wyborów, a inne nie liczyły wszystkich głosów. Spowodowało to wybuch protestów i walk w kilkudziesięciu miastach. Wielu członków opozycji oraz obozu prezydenta nie zgadzało się z A. Ouattarą, opowiadając się za utworzeniem rządu przejściowego. Ponadto obserwatorzy wyborów ze Wspólnoty Gospodarczej Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS) musieli podróżować helikopterem, aby dotrzeć do Abidżanu z powodu wybuchu protestów w kraju.Na jakich wyzwaniach i zagrożeniach w kraju prezydent powinien się obecnie szczególnie skupić?Najważniejszym z nich jest stabilność, która może powstać przez zjednoczenie narodowe. Trzeba zaznaczyć, że kraj jest podzielony i, jak na ironię, sytuacja jest podobna do tej tuż przed pierwszym zamachem stanu w 1999 roku, ale tym razem Henri Konan Bedie nie jest prezydentem. Innym ważnym wyzwaniem, przed którym stoi cały kraj, jest korupcja, która nęka społeczeństwo na wszystkich poziomach. Jednak rzadko widzimy gałąź, na której siedzimy, dlatego politycy nie chcą zmian.Z powodu przemocy po wyborach prezydenckich ponad 4000 osób uciekło z Wybrzeża Kości Słoniowej do sąsiedniej Liberii, Ghany i Togo. Te liczby będą wyższe z powodu trwających napięć po wyborach. Kraj traci młode wyedukowane osoby, które wolę rozwijać się w innych państwach. Upada także kultura oraz rolnictwo.Jak twoim zdaniem będzie wyglądał pierwszy rok jego kadencji?Nie wydaje się, aby doszło do jakichkolwiek zmian. Jeśli Alassane Ouattara zostanie na stanowisku, to na pewno będzie mieć miejsce jeszcze kilka dużych protestów, które zostaną krwawo stłumione. Oprócz tego prezydent potrzebuje międzynarodowego wsparcia. Jego głównymi sojusznikami od 10 lat są te same mocarstwa: Francja, USA, Katar i Chiny. Dobra relacja z najsilniejszymi krajami świata, to najlepsze wsparcie dla A. Ouattary, jeśli chce nadal być prezydentem.Obecna głowa państwa jest sojusznikiem zachodnich rządów, w tym byłej potęgi kolonialnej Francji, ciesząc się jej międzynarodowym poparciem. Jednak pomimo znacznego wzrostu gospodarczego, napędzanego przez potężny sektor rolniczy, według danych Banku Światowego ponad połowa kraju żyje w biedzie.

Wywiad

O historii Jukatanu oraz problemie nierówności i równouprawnienia kobiet w Meksyku

22.11.2020

Wywiad z Dr Dulce María Sauri Riancho - Prezydentka niższej Izby Kongresu (2020-2021) przeprowadził dr Łukasz Czarnecki.Słowo wstępne: Aby zrozumieć historię regionu, jego przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość, trzeba znać formy uprawy ziemi. W przypadku półwyspu Jukatan nie można zrozumieć jego historii bez zrozumienia historii rośliny: henequen. Dra. Dulce María Sauri Riancho, naukowiec, historyk i polityk z tego regionu przedstawia historię regionu jukatańskiego oraz znaczenia równości i równouprawnienia kobiet.L.C.: Jaka jest Pani trajektoria zawodowa?D.M.S.R.: Urodziłam się w 1951 roku w Meridzie. Mam dyplom z socjologii na Uniwersytecie Iberoamerykańskim. Po studiach podjęłam pracę w administracji publicznej. Pracowałam w organizacji zajmującej się planowaniem rozwoju regionalnego, która działała w dorzeczu Lerma-Chapala-Santiago, w ramach planu Lerma. W 1977 r. zamieszkałam w Saltillo (Coahuila), aby pracować w nowo utworzonej delegacji Sekretariatu Programowania i Budżetu. W 1979 roku wróciłam do Jukatanu, gdzie kontynuowała pracę w tym samym Sekretariacie. W 1982 roku po raz pierwszy zostałam posłanką federalną; w czerwcu 1983 r. przewodniczącą komitetu państwowego PRI, a po latach, w 1988 r., senatorką Jukatanu.A potem została Pani mianowana przez prezydenta Salinasa tymczasowym gubernatorem Jukatanu. Jak wyglądał ten okres i jakie były zmiany strukturalne?Zostałam wybrana przez Kongres stanu Jukatan na tymczasowego gubernatora, podczas prezydentury Carlosa Salinasa de Gortari. W Jukatanie pod koniec 1987 r. odbyły się wybory gubernatorów, które wygrał Victor Manzanilla Schaffer. Podczas swojej kadencji doszło do kryzysu władzy. Sześcioletnia kadencja Salinasa charakteryzowała się wymianą 17 gubernatorów; niektórzy, ponieważ odeszli, inni, ponieważ awansowali na inne stanowiska polityczne i tak dalej. Jednym z nich był gubernator Jukatanu Víctor Manzanilla, który złożył wniosek o licencję, a ja weszłam, aby zakończyć jego kadencję. Jego odejście było konsekwencją konfrontacji między grupą Víctora Cervera, byłego gubernatora i sekretarza reformy rolnej w gabinecie Carlosa Salinasa, a ustępującym gubernatorem. Rozpoczęłam kadencję w lutym 1991 r., aby zakończyć okres w lutym 1994. Znalazłam bardzo skomplikowaną sytuację. W 1987 roku rząd federalny przekazał majątek państwowego przedsiębiorstwa CORDEMEX-u władzom stanowym. CORDEMEX był w tamtych latach ekonomicznym i społecznym sercem państwa, ponieważ w jego obiektach wytwarzano prawie całe włókno henequenu produkowane przez ponad 50 tysięcy ejidatarczyków. Odebranie CORDEMEX-u oznaczało także przejęcie firmy, która działała z dużymi stratami, na którą Jukatan nie mógł sobie pozwolić z powodu niepewnej sytuacji skarbu państwa. W tamtych latach zaczęto rozważać sprzedaż prywatnym przedsiębiorcom. W skład kompleksu przemysłowego wchodziło kilka fabryk, z których część mogła przetrwać i przynosić zyski, ale inne musiałyby zostać zamknięte.Kiedy zaczynałam swoją kadencję, przyszedł czas na przegląd układu zbiorowego pracy CORDEMEX-u. Nawiasem mówiąc, umowa o pracę miała status „umowy prawnej”, ponieważ CORDEMEX był najważniejszą firmą zajmującą się twardymi włóknami w Meksyku. Decyzja musiała zostać podjęta, gdyż negocjacje oznaczały przedłużenie działalności firmy o kolejne dwa lata. W konsekwencji przystąpiłam do wszczęcia procedury jej likwidacji. Prezydent Salinas zadeklarował wsparcie środkami ekonomicznymi niezbędnymi do zwolnienia pracowników CORDEMEX-u. W tym okresie, który nie trwał dłużej niż sześć miesięcy, henequen nadal był dostarczany. Rząd stanowy nadal go kupował, ale ponieważ fabryki nie działały, musieliśmy przechowywać go w magazynach rozmieszczonych w całym mieście Merida i kilku okolicznych gminach. Fabryki zdolne do przetrwania zostały sprzedane i natychmiast zaczęły produkować wyroby z włókien zebranych w tych miesiącach.Innym delikatnym problemem społecznym była sytuacja w rolnictwie, a zwłaszcza w uprawie henequenu. Badania z tamtych czasów wskazywały, że przeciętny dochód osoby na roli był mniejszy niż połowa płacy minimalnej. Rozpoczęła się masowa migracja. Wycofanie się państwa z działalności rolno-przemysłowej w terenie oznaczało bardziej złożoną strategię niż ta zastosowana przy likwidacji CORDEMEX-u. Należało wziąć pod uwagę gospodarczą i społeczną sytuację otaczającego obszaru oraz 60,000 osób, oraz ich rodziny. W przeciwieństwie do robotników, chłopi uprawiający henequen nie otrzymywali pensji, ale sumy kredytowe chociaż kwoty pożyczek nigdy nie były spłacane. W konsekwencji zaproponowano mechanizm kompensacyjny, który obejmował wszystkich zaangażowanych; formalnie nie byli robotnikami, więc nie zostali zwolnieni.Rozmawiałam ponownie z prezydentem Salinasem i sekretarzem skarbu Pedro Aspe. W styczniu 1992 r. został zlikwidowany Sekretariat ds. Programowania i Budżetu, a jego funkcje przejął Skarb Państwa. Negocjacje w sprawie pozyskania środków niezbędnych do stawienia czoła likwidacji pracowników CORDEMEXu zostały podjęte z Sekretarzem Programowania i Budżetu Ernesto Zedillo. Nie było to łatwe, ponieważ sekretarz zażądał gwarancji zwrotu pożyczki w kwocie 80 miliardów peso, więc utworzono nową instytucję, w której cały majątek został zdeponowany do likwidacji. Oznaczało to, że sprzedaż którejkolwiek z fabryk, ziemi, maszyn itp. trafiła do tej instytucji, a zatem do budżetu federalnego. Więc kiedy w 1992 r. usiadłam do negocjacji z sekretarzem skarbu, aktywa Funduszu Wspierania Działalności Produkcyjnej na Jukatanie (FAAPY) nie mogły zagwarantować pożyczki niezbędnych środków na rekompensatę rolnikom. Ale nie chodziło tylko o pieniądze. Chodziło również o poszanowanie prawa do emerytury, którą można uzyskać w ramach zmodyfikowanego systemu ubezpieczeń społecznych w wieku 65 lat, oraz o dostęp ich rodzin do przychodni lekarskich. Z Sekretarzem Zdrowia zawarto porozumienie o przekazaniu świadczeń zdrowotnych obsługiwanych przez IMSS. Jeśli chodzi o emerytury, rząd stanowy zobowiązał się do opłacenia składek na ubezpieczenie społeczne wszystkich osób w wieku od 50 do 64 lat w 1992 r., tak aby po ukończeniu 65 lat mogli otrzymywać emeryturę i jednocześnie nadal otrzymywać usług zdrowotne. Każdego roku średnio tysiąc siedemset osób kończy 65 lat. Od tego dnia zaczęli korzystać z gwarantowanej emerytury minimalnej, czyli płacy minimalnej. Niewiele, ale lepiej niż to, co mieli przed 1992 r., ponieważ dzięki specjalnemu reżimowi mieli tylko połowę. W celu zagwarantowania opłacenia składek na IMSS przez rząd lokalny Kongres wydał dekret, w którym zobowiązał się do włączenia odpowiedniej kwoty do rocznego budżetu na okres 15 lat. Nawiasem mówiąc, termin został dotrzymany w 2007 roku.Czy henequen jako naturalne włókno to przyszłość dla myślenia o rozwoju społecznym?Problem upadku henequenu pojawił się w przeszłości i dotyczył dwóch zasadniczych kwestii. Jedną z nich jest ewolucja technologiczna, która doprowadziła do powstania włókien syntetycznych, które wyparły nierównomierne i twarde włókna w wielu zastosowaniach, takich jak kable morskie. Druga kwestia dotyczy organizacji pracy w wyniku reformy rolnej, która rozdzieliła ziemie upraw henequenu w 1937 r. Dla wielu chłopów była to szansa na rozpoczęcie kultywacji. Henequen to uprawa rolno-przemysłowa; nie można myśleć, że ktoś może mieć poletko i pracować na nim indywidualnie. Trzeba było pracować zbiorowo, aby rozdzielić część, która jest w produkcji, część uprawiana i obszar roślin podupadłych. Ponadto konieczne jest pozostawienie części w stanie spoczynku. To znaczy cały cykl. A kiedy powstały pola uprawne (ejidos) w 1937 roku, gubernator Jukatanu powiedział prezydentowi generałowi Cárdenasowi, że „to nie zadziała”.Następnie powstała figura „Gran Ejido Henequenero”, która była niczym innym, jak próbą odbudowy jednostki produkcyjnej, do której dodano ejidatarios, właścicieli ziemskich i rząd. W latach 1937-1955 był administrowany przez rząd państwowy. To było źródło straszliwej korupcji. Kiedy to się stało, starzenie się technologii, konkurencja z innymi regionami świata, Brazylią i Tanzanią, wszystko to zredukowało rynek dla henequen z Jukatanu. Włókna nie były eksportowane od 1973 roku, ponieważ w całości zostały uprzemysłowione w Jukatanie, w kompleksie CORDEMEX, który eksportował gotowe produkty. Uprawa już nie dawała, ale tym, co zdecydowanie przestało dawać w tamtych latach, były dotacje rządowe, ponieważ neoliberalna polityka rozpoczęła się w latach 80. Zastanawiam się, czy Lázaro Cárdenas miał alternatywę dla tego, co zrobił, a myślę, że nie, pomimo negatywnych konsekwencji w dłuższej perspektywie. Myślę, że Cárdenas nie miał alternatywy, ponieważ utrzymanie takiej sytuacji również nie było opłacalne. Bez wątpienia mógł istnieć inny schemat.Parcelacja ziem henequenu na Jukatanie zostało dokonane w oparciu o kryteria stosowane w centrum kraju, rolnictwa w cyklu rocznym, a nie uprawy, której wykorzystanie zajmuje siedem lat. Konsekwencją było to, że gubernator Canto Echeverría powiedział Cárdenasowi: „Prezydencie, już rozparcelowaliśmy ziemię i nadal mamy 13 000 bezrolnych chłopów”. Od czasu reformy rolnej na obszarze henequenu z 1937 r. ważne dla chłopów było znaleźć się na liście akredytowanych: Banco Ejidal, Henequeneros de Yucatán, Banco Agrario, Fideicomiso Henequenero, FAAPY. Ponadto instytucje kredytowe wsparły ponad 5000 kobiet zorganizowanych w UAIMC (jednostki rolnicze kobiet chłopskich). W 1984 roku rząd federalny przekazał wszystkie te zobowiązania rządowi stanu Jukatan, co zaostrzyło problem finansów państwa. Co roku, a czasem wcześniej, trzeba było negocjować z Sekretarzem Skarbu Państwa nadzwyczajne wsparcie, innego wyjścia nie było. Nikt nie był szczęśliwy: nie byli nimi chłopi, którzy otrzymali grosze, nie był rząd federalny, który powiedział, że jesteśmy funduszem beczki bez dna, ani gubernator Jukatanu. W obliczu tej sytuacji postanowiłam podjąć działania, aby położyć temu kres i tym samym zainicjować gospodarczą przebudowę Jukatanu.Jakie były Pani losy po okresie sprawowania funkcji gubernatorki Jukatanu?Byłam znowu posłanką federalną. W 1996 roku kierowałam Narodowym Programem na rzecz Kobiet na lata 1995-2000. Utworzyłam Krajową Komisję ds. Kobiet. Byłam tam do marca 1999 roku.Jakie były zadania Krajowej Komisji ds. Kobiet?Trzeba było stworzyć nową instytucję. Meksyk musiał wypełnić zobowiązania czwartej Światowej Konferencji Kobiet w Pekinie z 1995 r. Powstał Narodowy Program dla Kobiet, który jednak musiał być stosowany i obsługiwany. Prezydent Zedillo zaprosił mnie, abym to zrobiła. Ale wcześniej nic nie było.Kiedy zaczynałam w czerwcu 1996 roku, byłam tylko ja, biurko i jeszcze jedna osoba. Teraz to coś innego. Przy wsparciu Rady Konsultacyjnej i Społecznego Kontrolera Programu, Komisja była w stanie stworzyć struktury, które pozwoliłyby na zastosowanie programu na szczeblu federalnym i wspierać tworzenie mechanizmów awansu kobiet w każdym z 32 stanów. Zrobiliśmy to całkiem dobrze. Z tego powodu, gdy zakończyła się administracja prezydenta Zedillo i pojawiła się inicjatywa utworzenia Narodowego Instytutu Kobiet, jego zatwierdzenie na Kongresie było znacznie łatwiejsze.Dlaczego więc liczba kobiet w życiu politycznym nie wzrosła z czasem?Głos kobiet niewątpliwie wzrósł. Pokazują to różne badania, oprócz tego, że w Federalnym Rejestrze Wyborców jest więcej kobiet niż mężczyzn. Nie dzieje się tak w przypadku możliwości głosowania, czyli wybrania do reprezentowania obywateli. Myślę, że przekonanie, iż to mężczyźni powinni podejmować decyzje w życiu publicznym, jest głęboko zakorzenione w kulturze. Jestem jednak przekonana, że nastąpił istotny postęp. Konstytucja została zmieniona w celu uwzględnienia zasady parytetu w kandydaturach partii politycznych do władzy ustawodawczej zarówno na szczeblu federalnym, jak i lokalnym.A co wydarzyło się w tym czasie, pod koniec lat dziewięćdziesiątych i później na Jukatanie?Rolnictwo przestało istnieć, zwłaszcza te dedykowane tradycyjnemu rolnictwu. Przetrwały tereny przeznaczone na rolnictwo komercyjne i intensywną technologicznie produkcję zwierzęcą - hodowlę, zwłaszcza trzody chlewnej i stada bydła.Chłopi jako podmioty społeczne przestali mieć znaczenie na tyle, że zmniejszył się ich wkład, nie tylko gospodarczy, ale także polityczny. Nawet jeśli chodzi o głosowanie, teraz na Jukatanie jest całkowicie możliwe wygranie wyborów bez głosowania na wsi, co wydarzyło się dopiero 30 lat temu.Na Jukatanie nie było zmian w okresie po 2000 roku?Powiedziałabym trochę – w odniesieniu do ubóstwa. Być może najważniejsza okazja do działania nadeszła, jak na ironię, w następstwie huraganu Isidore w 2002 roku. Nastąpiła znaczna utrata domów, a następnie bardzo duży program rządu federalnego z rządem stanowym, mający na celu odbudowę i zapewnienie nowych domów dla ofiary. Już w tej dekadzie zachęcające są również informacje CONEVALu na temat ubóstwa w państwie, które pokazują spadek, choć niewielki.Myślę, że jedyną drogą rozwoju na Jukatanie jest henequen, a nie przemysł turystyczny.Nie. Henequen był przez wiele lat centrum życia gospodarczego Jukatanu. Nie tylko ze względu na pieniądze, ale także dlatego, że społecznie myślano o tym w tych kategoriach. Obecnie Jukatan jest dostawcą towarów i usług dla północnego stanu Quintana Roo i Mérida, regionalnego centrum usług zdrowotnych, edukacyjnych i finansowych. Turystyka jest również ważna.Strategię rozwoju Jukatanu postrzegam jako mozaikę lub układankę, w której trzeba znaleźć i ułożyć jej różne części.Więc henequen nie jest kluczem?Czy wiesz na czym polega problem? Na Jukatanie henequen dużo zarobił. Ale nie jest to działalność, która może socjalizować zyski. Jest to działalność o dużej koncentracji gospodarczej.Wreszcie, co myśli Pani o ogólnym prawie rozwoju społecznego?W momencie, gdy gospodarka nie rośnie, wszystko inne nie ma znaczenia. Propozycje nie działają, jeśli masz program i okazuje się, że nie masz rynku pracy. To jest problem programów typu Progresa-Oportunidades-Prospera. Ma na swoim koncie ważne osiągnięcia, na przykład w edukacji poprzez stypendia. Ale studenci z programu Oportunidades robią dokładnie to samo, co ich rodzice, którzy nie ukończyli szkoły podstawowej, siedząc za ladą w małym sklepie w ich mieście.Dziękuję za rozmowę.

Wywiad

Centrum polityczne regionu Południowego Pacyfiku – Fidżi – pomiędzy puczami a demokracją

17.10.2020

Republika Fidżi, wyspiarskie państwo na Pacyfiku Południowym, leży w centrum regionu Oceanii. Z uwagi jednak na swoje zaangażowanie w procesy regionalizacyjne, w tym obecność przedstawicielstw ONZ i innych agend międzynarodowych w stolicy Suva, rząd Fidżi stanowi niejako papierek lakmusowy dla przemian ustrojowych w swoim regionie. Po długimi okresie kolonializmu, jakże trudnym dla mieszkańców, ale i struktur tego kraju, młoda, bo 50-letnia demokracja nie miała podstaw do prawidłowego rozwoju. Fidżi niechlubnie zasłynęło z walk o władzę, odzyskaną pokojowo z rąk Brytyjczyków, a szybko podzieloną pomiędzy siły polityczne oraz wojskowe, ale także i grupy etniczne nawzajem się zwalczające. Oto bowiem na 935974 mieszkańców[1] ponad połowa to Melanezyjczycy, podczas gdy 37,5% stanowią potomkowie hinduskich niewolników, przywiezionych do pracy przez kolonizatorów. Gdy dołożymy to tego odmienne wyznawane kultury oraz stosunek do kultury prawnej, powstaje niebezpieczna mieszanka, która skutecznie uniemożliwia utrzymanie stabilnego rządu. A przecież Fidżi to serce Pacyfiku, na tej republice wzorują się inne mikropaństwa, o znacznie niższej stopie życiowej czy międzynarodowych aliansach. Podczas mojej pracy naukowej związanej z prawem na Pacyfiku oraz Pacific Studies dane mi było poznać wielu Fidżyjczyków. Zdecydowanym honorem było mi spisać poniższy wywiad, którego udzielił mi Jego Ekscelencja Ambasador i Stały Przedstawiciel Republiki Fidżi przy Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku, Satyendra Prasad.Joanna Siekiera: Wasza Ekscelencjo, Szanowny Panie Ambasadorze! Pracuje Pan obecnie na najwyższym stanowisku w dyplomacji, tj. w Stałym Przedstawicielstwie niepodległego państwa przy ONZ. Misja Fidżi posiada wieloletnie doświadczenie w polityce?publicznej, pomocy rozwojowej głównie dla mało rozwiniętych państw regionu. Bez wątpienia jest to Pana zasługą, jako że wcześniej pracował Pan w Banku Światowym, odpowiadając nie tylko za region Azji i Pacyfiku, ale także Europę Wschodnią i Afrykę. Zacznę od trudnego pytania o ocenę państwowości własnego państwa. Jakby Pan opisał stan demokracji, w jakim znajduje się obecnie Republika Fidżi? Czy mógłby Pan ją porównać do politycznej i prawnej sytuacji w kontekście całego regionu Oceanii?Satyendra Prasad: Pierwsze prawdziwie, tj. wolne i uczciwe wybory na Fidżi odbyły się dopiero w 2014r. Głosowanie to, które podstawę prawną miało w nowej konstytucji, było wyjątkowym momentem, w którym Fidżyjczycy wreszcie mogli cieszyć się równymi prawami wyborczymi - być może najbardziej podstawową ze wszystkich zasad demokracji. Na Fidżi odbyły się potem kolejne wybory już w 2018r. Jednak to rok 2014 zakończył się jakże trudny okres zawirowań i napięć w polityce oraz społeczeństwie Fidżi, który rozpoczął się jeszcze w 1987r. Wtedy to miał miejsce pierwszy z niechlubnej serii zamachów stanu. Od tego czasu Fidżi podąża ścieżką trwałego ożywienia i zrównoważonego rozwoju - co jest wszak spektakularne.Należy zaznaczyć, iż zarówno wybory w 2014, jak i 2018r. odbyły się pod nadzorem międzynarodowym, w tym Unii Europejskiej. Społeczność międzynarodowa, wspomniana UE, ale także Wspólnota Narodów z zadowoleniem przyjęły ustrojowe postępy Fidżi, dokonane w tak krótkim czasie od 2014r. Wszystkie te renomowane instytucje przyznały, że zmiany i ewolucja polityczna to proces powolny, stopniowy. Fidżi pokazało także, że pomimo przeszło dwóch dekad politycznych zawirowań, państwo to w końcu znalazło drogę naprzód, bazując na dobrej woli i tolerancji wszystkich jego mieszkańców, ale także na wspólnym pragnieniu, aby Fidżyjczycy żyli w wolnym, demokratycznym i otwartym społeczeństwie. Jest to z pewnością ważna lekcja dla świata. Partnerzy rozwojowi Fidżi, tacy jak UE, utrzymali kurs na to mikropaństwo na Oceanie Spokojnym, nie przestając wspierać jego przemian demokratycznych wraz z budowaniem instytucji państwa prawa. Unia Europejska była również jednym z nielicznych partnerów rozwojowych, którzy uznali, że ta transformacja wymaga czasu i że wsparcie rozwojowe, zwłaszcza dla mniejszych państw, wymagało zapewnienia im dłuższych ramach czasowych.Siła i żywotność instytucji rządowych były również ważne dla międzynarodowej i regionalnej dyplomacji Fidżi. Należy podkreślić, iż państwo to jest liderem międzynarodowej dyplomacji w dziedzinie zmian klimatu oraz zmian oceanów. Republika Fidżi jest zdecydowanym orędownikiem, reprezentantem czy nawet liderem małych państw na arenie światowej. We wszystkich tych przypadkach ważna jest siła procesów demokratycznych. Tętniące życiem społeczeństwo obywatelskie na Fidżi, w szczególności młodzi obywatele, odgrywają ważną rolę na scenie światowej dyplomacji. Posiadanie silnych demokratycznych podstaw, w kraju posiadającym tak głębokie zaangażowanie społeczeństwa obywatelskiego, jest wysoce istotne dla odniesienia sukcesu na arenie międzynarodowej.Ale, co należy podkreślić już na wstępie tego wywiadu, dyplomacja międzynarodowa jest tak ważna dla Fidżi, jak dla wszystkich innych małych państw na Pacyfiku Południowym. Większość pilnych problemów, z którymi się borykamy(ją), wymaga międzynarodowej współpracy i wsparcia. Wzrost poziomu mórz wywołany zmianami klimatycznymi, przełowienie na pełnym morzu, dostęp do rynków, to te kwestie i wyzwania, które wymagają współpracy całego świata, w tym Polski. Dlatego Fidżi poświęca dużo energii na wypracowanie międzynarodowego konsensusu i wsparcia.Oceania, w sercu której leży Fidżi, jest głęboko zaniepokojona. Moja ojczyzna, ale i cały region Pacyfiku znajdują się na pierwszej linii frontu zmian klimatycznych. Coraz bardziej gwałtowne cyklony mają głęboki i trwały wpływ na wszystkie sektory naszych gospodarek narodowych. Oceany i morza podlegają wierutnemu zagrożeniu spowodowanemu nie tylko powszechnie znanym globalnym ociepleniem, zjawisku zakwaszenia[2], a także nielegalnego rybołówstwa oraz wspomnianego już przełowienia. Dlatego właśnie gospodarki na kontynencie Australijskim będą jednymi z najbardziej dotkniętych przez pandemię COVID-19 ze względu na wysoki poziom ich uzależnienia od napływów z turystyki oraz przekazów pieniężnych. Kryzys zdrowotny wywołany korona-wirusem zbiera i zbierze ogromne żniwo. Polinezja Francuska i Papua Nowa Gwinea zmagają się cały czas z kryzysem wywołanym przez COVID-19. Na szczęście Fidżi udało się powstrzymać epidemię. Inne mikropaństwa wcześnie zamknęły swoje przestrzenie powietrzne i morskie, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się COVID-19. W regionie wciąż panuje chaos.JS: Wasza Ekscelencjo, dochodzimy do istotnej części Pana pracy przy ONZ. Jest Pan przewodniczącym grupy Pacific Small Islands Developing States (PSIDS)[3], składającej się z Fidżi, Papuy Nowej Gwinei, Wysp Marshalla, Palau, Tonga, Samoa, Wysp Salomona, Nauru, Vanuatu oraz Skonfederowanych Stanów Mikronezji. Jako naukowiec, ze stopniem doktora, jest Pan także wykładowcą nauk politycznych na jedynej tego rodzaju szkole wyższej na świecie, Uniwersytecie Południowego Pacyfiku[4]. The University of the South Pacific (USP) ma swoją siedzibę w stolicy Fidżi, Suvie, a został założony i jest od początku zarządzany przez państwa-fundatorów z regionu Oceanii. Oprócz USP, na terenie Suvy znajduje się wiele siedzib organizacji międzynarodowych oraz tych, o zasięgu lokalnym, zajmujących się rozwojem regionalnym, tematowi mi bliskiemu z racji doktoratu. Często też w literaturze funkcjonuje pojęcie, jakoby to właśnie Pana ojczyzna była nie tylko geograficznym, ale i polityczno-społeczno-ekonomicznym sercem regionu. Ostatnio do tych określeń dochodzi także prawna troska o ochronę środowiska naturalnego czy właśnie edukacja wyższa.SP: Zgadza się. Fidżi to naturalne centrum Pacyfiku, taki naturalny hub. Nie wliczając PNG jest to największy z krajów Pacyfiku z populacją dochodzącą do prawie 1 miliona. Fidżi to także komercyjny hub. Koncentruje się tu handel, przemysł i usługi dla przeważającej większości regionu. Po drugie, jest to kulturowy hub. Wszyscy mieszkańcy wysp Pacyfiku spotykają się na jakimś etapie na Fidżi, co dzieje się już od wielu lat. Tutaj bowiem mieszkają, studiują i pracują z innymi mieszkańcami Pacyfiku. Fidżi to wreszcie komunikacyjny hub. Żegluga, linie lotnicze i łączność IT na Pacyfiku oraz między naszymi największymi sąsiadami Australią i Nową Zelandią, a resztą Pacyfiku przebiegają właśnie przez Fidżi. Ostatecznie Republika Fidżi to polityczny hub Pacyfiku Południowego. Najwyższa organizacja regionalna w tym geopolitycznym regionie, the Pacific Islands Forum[5] ma swoją siedzibę właśnie w Suvie. Także wiele innych organizacji regionalnych ma tutaj swoje siedziby.. Fidżi to, jak prawidłowo wspomniałaś, edukacyjny hub na Pacyfiku. USP jest wspólną własnością 15 niezależnych wyspiarskich państw na Pacyfiku, ma swoją siedzibę i główne kampusy dydaktyczne na Fidżi. Wreszcie wiele krajów ma swoje ambasady na Fidżi, które obsługują również całe ogromne części regionu Oceanu Spokojnego. Konkludując, jest to serce Oceanii na prawie każdy możliwy sposób.We wszystkich tych obszarach; Fidżi stanowi dla Polski doskonałą bazę do pogłębienia relacji z Pacyfikiem. Miło mi podkreślić, iż Fidżi i Polskę łączą niezwykle bliskie i ciepłe stosunki. Republika Fidżi była przewodniczącą rundy COP23 rozmów klimatycznych, a Polska była przewodniczącą rok później podczas szczytu COP24 [2018 w Katowicach – przyp. autorka]. Ministrowie i przywódcy zarówno Fidżi, jak i Polski oraz ich społeczeństwa obywatelskie ściśle współpracowały między COP23 a COP24. Faktycznie istnieje znacząca szansa i szeroka przestrzeń dla polskich przedsiębiorstw i środowiska naukowego do rozwijania głębszych relacji z Fidżi, a przez nie także z innymi wyspiarskimi państwami Oceanii w celu wsparcia ich transformacji energetycznej.JS: Nie da się niestety uciec od trudnych pytań w kontekście przemian ustrojowych na Fidżi. Państwo znane jest bowiem z 4 zmian konstytucji, a także 4 zamachów stanu w ciągu ostatnich 50 lat. Jest to niefortunne nie tylko dla samych wyspiarzy, a niechybnie na arenie międzynarodowej był to wyraźny sygnał, w jakim stanie znajduje się tak naprawdę to państwo. Co ciekawe, z punktu widzenia komparatystyki, owe krwawe i niedemokratyczne półwiecze nie odstraszyło zagranicznych inwestorów, partnerów politycznych czy nawet turystów.Pan, Panie Ambasadorze, pracuje także jako wiceprzewodniczący komisji o pozytywnie brzmiącej nazwie „Recovery Better” powstałej na kanwie społeczno-ekonomicznych skutków pandemii COVID-19[6]. Z wykształcenia jest Pan także specjalistą od polityki ekonomicznej, co także doprowadziło Pana do objęcia posady doradcy przy Sekretarzu Generalnym ONZ.SP: Tak, to prawda, mogę w tym momencie powiedzieć, że zostałem powołany na to stanowisko także z myślą o przeprowadzeniu szczytu systemów żywieniowych, w dobie kryzysu światowego, który został zaplanowany na przyszły rok.JS: Wracając jednak do przemian ustrojowych na Fidżi, czy mogę prosić o komentarz i krótki opis tychże zawiłych zmian w żmudnym procesie demokratyzacji Pana ojczyzny? Mówię oczywiście o zmianach konstytucji oraz zamachach stanu.SP: Cóż, Fidżi przeszło niełatwe przemiany polityczne w ciągu ostatnich 50 lat od uzyskania niepodległości. To wszak doświadczenia kolonialne pozostawiły podzielone i skonfliktowane wewnętrznie społeczeństwo i jego opłakaną gospodarkę, zostawiając jednak piękne dziedzictwo narodowe, które należało uwydatnić, a przede wszystkim na nowo odkryć. Porządek kolonialny nie zachęcał ludności Fidżi do zjednoczenia. To nie powinno nikogo dziwić. System pracy, gospodarka, jak i społeczeństwo były w dużej mierze zorganizowane według sztywnych podziałów etnicznych. Także prawo do głosowania oraz i wyborcza reprezentacja odbywały się na tych samych zasadach przynależności do danej grupy. Po uzyskaniu niepodległości Republika w dużej mierze odziedziczyła ten system w niezmienionej postaci. W całym „cyklonie przewrotów” ustrojowych różni przywódcy starali się zachować taką lub inną formę tychże bratobójczych podziałów. W latach 1987 i 2000 skutki niemałej przemocy wewnątrz państwa odczuwalne były na rynku fidżyjskim, co wiązało się z utratą ruchu turystycznego, a w konsekwencji także dziesiątek tysięcy mieszkańców Fidżi, którzy zdecydowali się do migracji ekonomicznej. Implikacje tego dla społeczeństwa i gospodarki Fidżi są nadal bardzo głębokie.Od powołania nowej ustawy zasadniczej w 2014r. Fidżi stale się regeneruje. Widać jednoczenie ludzi, zwłaszcza młodych, bo ci bowiem tworzą nową, nowoczesną i perspektywiczną gospodarkę oraz wykazują niemały sukces w realizacji celów zrównoważonego rozwoju. Z biegiem czasu przeważał ostatecznie słynny fidżyjski duch kompromisu i konsensusu. Mogę to z nieskrywaną dumą podkreślić.JS: Zapewne dochodzimy do słynnego fidżyjskiego „talanoa” – dyskusjach na siedząco, w jakże nieformalnej atmosferze, a z wzajemnym szacunkiem i troską o zrozumienie motywów i potrzeb wszystkich uczestniczących w naradzie. Było to widoczne, nie tylko podczas Waszego przewodnictwa podczas COP23 ale, ku zdumieniu wszystkich, także w mojej ojczynie rok później.SP: Zgadza się! Tak właśnie było.JS: To będzie już moje ostatnie pytanie skierowane do Pana Ambasadora. Fidżi to niezależne państwo, ale wciąż należące do Wspólnoty Narodów, skupiającej byłe brytyjskie kolonie i dominia, które to kraje postrzegają brytyjskiego monarchę jako głowę swojego państwa. Czy myśli Pan, że ustrojowa sytuacja może się zmienić w Pana ojczyźnie? Czy tradycja związana z surowymi i niesprawiedliwymi czasami kolonialnymi ustąpi wreszcie nowoczesnemu państwu, demokracji opartej na prawach człowieka i praworządności, bez historycznych powiązań? Czy jest to w ogóle pożądane w przypadku elit, polityków i zwykłych ludzi?SP: Podczas gdy państwowa historia kolonialna jest sroga i trudna, Fidżyjczycy są bardzo ciepłymi i gościnnymi ludźmi. Z biegiem czasu te uczucia surowej epoki kolonialnej straciły na znaczeniu. Fidżi cieszy się dziś członkostwem we Wspólnocie, nie tylko dlatego, że utrzymuje ważne więzi z Wielką Brytanią i królową jako głową Wspólnot, ale co ważniejsze -ze względu na możliwość, jaką daje Fidżi interakcja z innymi krajami w pozostałych częściach świata, tymi dużymi i rozwiniętymi, a także małymi, dopiero rozwijającymi się, a wreszcie i dzielenie się oraz uczenie się siebie nawzajem. Poza tym Fidżi i Wielka Brytania bardzo dobrze współpracują w wielu wspólnych kwestiach, takich jak walka ze zmianami klimatycznymi, reforma systemów ONZ ds. rozwoju czy biologicznej różnorodności oceanów. Wielu mieszkańców Fidżi mieszka w Wielkiej Brytanii, a diaspora utrzymuje silne i żywe więzi. Wielu Fidżyjczyków służy także w brytyjskiej armii. Oczywiście rugby łączy nas jeszcze bardziej!JS: Oj tak, rugby czy krykiet potrafi łączyć jak religia, o czym dobitnie przekonałam się podczas doktoratu w Nowej Zelandii.SP: Na zakończenie tego wywiadu bardzo chciałby jeszcze dodać kilka słów od siebie, korzystając z okazji, że mogę wykorzystać tę jakże unikatową okazję do przesłania moich słów Polsce i Polakom.JS: Bardzo proszę!SP: Otóż Unia Europejska jest długoterminowym partnerem rozwojowym Fidżi. Najsilniejsze więzi rozwojowe Fidżi to te z Unią wypracowane poprzez współpracę na rzecz rozwoju ACP [African, Carribean, Pacific Group of States – przyp. autorka] - UE. Misja Unii Europejskiej na Pacyfiku ma swoją siedzibę także w Suva na Fidżi. Tym samym, UE wspiera rozwój zasobów ludzkich na Fidżi i Pacyfiku konsekwentnie podtrzymując fizyczną obecność w procesie przeciwdziałania skutkom zmian klimatu, a także wynikających z nich klęsk żywiołowych. Fidżi i wiele wysp na Pacyfiku oferuje państwom członkowskim UE doskonały dostęp do rynku zbytu cukru, tuńczyka, kakao, wanilii i innych produktów.Ale ten międzykontynentalny związek ma wiele kilometrów do przebycia, nie tylko w znaczeniu geograficznym. Konieczne jest stworzenie głębszych powiązań między agencjami badawczymi w UE i na Pacyfiku. Mogą skupiać się one na przykład na zmianach oceanu. Wyspiarskie mikropaństwa na Pacyfiku posiadają około 20 milionów mil kwadratowych oceanu. To stanowi prawie 20 % światowej wyłącznej strefy ekonomicznej (ang. EEZ). Wciąż niewiele wiadomo o oceanach, procesach w nich zachodzących, istnieje jednak potrzeba głębokiego, bo strategicznego partnerstwa nad oceanami. Niebieska gospodarka Fidżi, jak i innych wyspiarskich państw na Pacyfiku Południowym, oferuje nieograniczony potencjał dla partnerów rozwojowych oraz polskich i innych europejskich przedsiębiorstw - od zrównoważonej akwakultury przez eksport do UE po wspieranie Pacyfiku w przejście na ekologiczną żeglugę.Chciałbym zakończyć stwierdzeniem, iż Fidżi oraz Pacyfik oferują Polsce, a także młodym ludziom w Europie ogromne możliwości wolontariatu w zakresie oceanu i ochrony różnorodności biologicznej, edukacji czy bezpieczeństwa żywnościowego. Fidżi oferuje Polsce i młodym przedsiębiorcom oraz innowatorom z Unii Europejskiej doskonałe możliwości inkubacji, testowania czy wprowadzania na rynek ich nowych produktów - wykorzystując Fidżi na giełdzie South Cross Cable, która łączy USA i Europę z Pacyfikiem, Australią i Nową Zelandią.JS: Piękna promocja regionu Pacyfiku Południowego oraz ważnych łączy współpracy między naszymi kontynentami. Dziękuję Panie Ambasadorze za poświęcony czas.SP: To była moja przyjemność. We are the ocean![1] CIA World Fact Book (2020) Fiji, https://www.cia.gov/library/publications/resources/the-world-factbook/geos/fj.html [dostęp: 18.08.2020].[2] Adnotacja autorki; proces zakwaszania oceanów (ang. acidification) wraz ze wzrostem temperatury mórz oraz odtlenienia (and. deoxygenation) prowadzi do zmian chemicznych w oceanach, które wpływają na martwicę niektórych organizmów żywych, co z kolei skutkuje przerwaniem łańcuch pokarmowego, niebezpieczeństwem żywnościowe dla ludzi, a także zniszczeniem naturalnych barier ochronnych przez zmianami klimatycznymi oraz podniesieniem poziomu morza (tu wymienia się stała trójkę: rafy koralowe, trawę morską i namorzyny).[3] Satyendra P. (2019), Statement of the Pacific Small Island Developing States At the G77 and China Ambassadorial Meeting, [online:] https://www.un.int/fiji/statements_speeches/statement-pacific-small-island-developing-states-g77-and-china-ambassadorial [dostęp: 18.08.2020].[4] University of the South Pacific: https://www.usp.ac.fj/ [dostęp: 18.08.2020].[5] Pacific Islands Forum Secretariat: https://www.forumsec.org/ [dostęp: 18.08.2020].[6] UN, Recovery Better (2020): https://www.un.org/en/coronavirus/recoverbetter [dostęp: 18.08.2020].___________________________dr Joanna SiekieraFaculty of LawUniversity of Bergen, Norwayhttps://www.uib.no/en/persons/Joanna.Siekiera

Wywiad

Leadership of Prime Minister of New Zealand Jacinda Ardern on the background of present political and legal challenges

21.08.2020

Jacinda Ardern, the youngest since 1856 and third woman to hold the Prime Minister office, is rated as one of the most effective leaders in the history of New Zealand. The Prime Minister’s strength was revealed particularly clearly during the pandemic. Indeed, New Zealand has been hailed as a success story when it comes to tackling the coronavirus. Paradoxically, at the time when the government imposed some of the world’s toughest lockdown measures, the Prime Minister’s popularity increased and resulted in New Zealanders coining the phrase ‘Jacinda-mania’.I speak with Dr Negar Partow from the Centre for Defence and Security Studies at Massey University, Wellington, New Zealand, about the leadership style of Jacinda Ardern, its components and conditions, trying to decipher to what extent it is different from previous leadership models and how Jacinda who represent a new generation of world leaders will handle what comes after the COVID-19 pandemic.Justyna Eska-Mikołajewska: All important phenomena associated with human activities, including politics, constantly remind us that we follow cyclical patterns. If we assume that cycles can be viewed as a metaphor for change, what does the recent change describe about the context for Jacinda Ardern’s premiership?Negar Partow: Well, some of them are linear but I understand your point. Let’s not forget that Jacinda was not elected overwhelmingly by people in her first round. It was rather the proportional representation system of New Zealand politics that allowed her to become the premier. If it was not for the decision of Mr Winston Peters to go with Labour instead of the National Party, and the decision of Mr Andrew Little to resign as leader of the Labour Party, the situation was different.Nonetheless, the style of leadership and the ways through which she presents her party and New Zealand government, certainly shows a transformative way in which young women approach politics. This is partly the fortunate outcome of decades of women education and the offspring of all the formidable works for which the previous generations of feminists struggled. She is certainly different from her predecessors because she doesn’t have to fight or to be apologetic for being a woman politician. What is beautiful in this scenario is that she knows exactly about the role of women before her and all the works that women are doing on the ground.Jacinda represent a new generation of women who are interested in changing the world to a better place, to think about people, and to think critically about global capitalism and consumerism and its impact on people. The equal distribution of wealth, protecting the poor, creating opportunities for growth, and be empathetic and kind. While it is going to take a while before we can see such model of leadership in large and medium powers (Russia, Australia), its immergence is the first step. What makes this transformation even more promising is the support that Jacinda has received globally for her empathetic style of leadership. Her honesty, ability to listen attentively and to be with people in difficult time makes her an exceptional leader.Thus, Jacinda Ardern as a representative of a new generation of leaders confirms that the political cycle is driven, among other things, by a generational shift. We can understand this by comparing the former Prime Ministers: Helen Clark, John Key and his deputy Bill English. The last generational shift was Robert Muldoon – David Lange change. Rhetorical, pragmatic or maybe based on bargaining demands – how could you describe Jacinda Ardern’s leadership style?Empathetic, and it has proven to be a very effective form of leadership too. For generations, state-centric politics has been dominated by a culture of institutionalism. One of the major flows in institutionalism is its processes. In the state-centric institutional model, social and political issues are to be addressed and resolved in government institutions and through processes that are often devoid from emotions. Political rhetoric are often sensationalist but they lack substance. Emotions are often used for sensationalist politics rather than genuine, transparent and accountable politics. Political and judicial institutions around the world, are embedded with historical prejudices and often are dominated by discriminatory political cultures. As the result, many become victims of states, rather than being protected by them. This is due to inherent philosophical and political shortcomings of the modern state system and the problems it generates are not unique to New Zealand.Jacinda represent a new generation of leaders, who demand a fundamental change in the way we do politics. Jacinda began her political career in the parliament when she was young and she has understood the desperate need of the system for kindness. Empathy, to her, is one of the foundations that is required for politics to free itself from this inherent shortcoming. Whether in the case of the March 15 terrorist attack or during the White Island eruption period or the Covid-19 pandemic, Jacinda has shown significant empathy and has made empathy the cornerstone of her responses.New Zealand is one of those countries that granted voting rights to women before World War I, and therefore a vanguard comparing to most European countries and the United States. Accordingly, has women’s political leadership in New Zealand been culturally and socially determined?Historically, it was partly out of the necessity of war and the issues that women had to deal with in New Zealand in the absence of men that encouraged women to be politically active. The first group who campaigned for women’s rights were faced significant resistance from men in power. While they could vote, it took them some time to become leaders. The piece that Mary Ann Müller wrote in 1869 called ‘An appeal to the men of New Zealand’ is a powerful revolutionary piece and shows how much resistance their movement was facing. It took almost ten petitions and years of hard work before women could achieve the right to vote in New Zealand. Jenny Shipley became the first female prime minister in 1997 following Bolger’s resignation. Since 1997, however, three out of five Prime Ministers in New Zealand have been women.It is correct that like any other country, women still suffer from gender inequality but politically and socially, women’s leadership is accepted and respected in New Zealand. This has given the country great advantage as it can rely in women and men in developing a better political system and society. New Zealand politics is also open to LGTBQA and recently more aware of ethnic diversity. Women in New Zealand are also very active in civil society organisations such as New Zealand National Women Council, charity works, providing support for government initiative in literary, teaching English to new immigrants and refugees, providing care, social services, translations and others. Their wide participation in civil society organisations and movements provides women with multiple platforms to negotiate their demands with any government.The role of Maori women in New Zealand anti-colonial movement as anther foundation of gender equality in the country should be celebrated. From Ākenehi Tōmoana, who raised awareness and demanded the right to vote in 1893 to Merata Mita, the Māori filmmaker who de-colonised New Zealand movie industry in 1960s, a long line of Māori women activists worked nationally and internationally to raise awareness about indigenous rights and decolonisation. The positive impact of their efforts in gender equality is fundamental in New Zealand political culture.It is widely believed that women’s strength often comes from their emotionality. Considering the power of a political leader based on emotions, according to the approach of some researchers, we can conclude that the emotional message of political leaders can conduce to success only if there is consistency between verbal communication and non-verbal determinants of emotions. How does revealing her own emotions by Prime Minister affect New Zealanders especially in times of uncertainty?There are some consistencies and some differences in Jacinda’s leadership style in comparison to previous Prime Ministers. As the Prime Minister of a social welfare state and the leader of the Labour Party, Jacinda’s policies are in-line with her predecessors in terms of providing social services, investing in healthcare and education and support the lower economic groups. The traditional political culture of the Labour Party in New Zealand is based on fairness and this allows Jacinda and her predecessors to be flexible in the way they shape their cabinets ethnically and professionally. The difference between her government and the previous ones is, however, in her very approachable and empathetic leadership style.It well could be the case that other Labour Party leaders would provide the services that Jacinda did to New Zealand Muslim community following the 15th March or during the Covid-19 response to the nation. She, however, is not apologetic to talk about empathy as being one of the rationales for her decisions. She is, in fact, one of the first leaders in the world who has been talking about kindness and empathy in her decision making comfortably. In both cases, in difficult times, her empathetic responses were translated in policies, either in the case of Covid-19 response and the financial aid packages that her spoke about in her media briefs and in the case of the Muslim community following the attack. In both cases, she was personally involved in most of the procedures and had oversight on operations.Another influential woman, the predecessor of Ardern, Prime Minister Helen Clark, said that people feel that Ardern ‘doesn’t preach at them; she’s standing with them’. How do you measure the methods and tools such as Facebook Live chats frequently used by the Prime Minister to communicate with people?PM Ardern is a great communicator and her honest responses to media, her live facebook chats with people contribute significantly to the effectiveness of her leadership. This is partly due to the spread and accessibility of social media platforms and partly due to the nature of online social media, which has made her a very accessible politician. Her Facebook live chats are also very interesting to people as often she provides some backgrounds to the place from which she is broadcasting and that familiarise people with the every day work of the government. Even in liberal democracies, people who live outside capitals or even outside of the political system, have less connection with the every day work of the government. In addition to being an effective strategy, it also increases the government’s transparency and make it more accountable.Standing with people, in Rt Hon Clark’s comment is to be discussed in a larger context. Since Jacinda has been Prime Minister, New Zealand has gone through two major crises that shook New Zealand to its core. In both of these cases she has taken the leadership responsibility and has been in constant contact with various communities. When New Zealand went to Level 1 and the threat of a national pandemic was eliminated, she began her travels to different parts of the country to listen to business communities and others who are financially effected by Covid-19 to find a solution for its economic impact. It was also very strategic of her to ask the leader of the National Party, Simon Bridges, as the head of the economic committee for Covid-19 response. His poor performance on the committee comparing to the ways Jacinda was leading the national response strategy, was one of the factors that resulted in his resignation.Her Facebook live chat has made Jacinda a social media figure and this extends her outreach beyond New Zealand borders. Her style of leadership, for instance, is praised highly in Australia, in Asia and the Middle East. For instance, a photo of her embracing a member of the Muslim community in Christchurch was displayed in Khalifa Tower in Dubai and her speech on the future of environment was viewed by many activists around the world.It cannot be denied that because of its geographical location, New Zealand was in a favorable position to snuff out the virus. So what helped more to eliminate the virus: sitting on the periphery of the world or Ardern’s government decisive and immediate actions such as a national lockdown, ban on travelling from China in early February as well as closing borders to all nonresidents in mid-March?I think it was the result of all of these factors. All of these decisions were made because she decided to listen to New Zealand healthcare experts and scientists. Two days before the lockdown, health experts warned that if the country would not go to a nation-wide lockdown, the number of people infected would increase exponentially. This would result in unprecedented number of deaths and would cause a huge burden on the country’s health system. Acting fast and hard was the only solution at the time. It is correct that New Zealand had the advantage to be isolated geographically but being a small island also means that the pandemic could cause a significant loss, had the government not being able to contain it.Acting fast and hard advantaged New Zealand in a longer term. While a month of national lockdown was costly to the government in short-term, it allowed the government to open the country without fear of pandemic later on. This meant creating a buffer-zone for small businesses. Nearly all New Zealand businesses and industries have been impacted financially by the virus, but the fast lockdown facilitated the opening of hospitality industry, sport competitions, schools, universities in a shorter time. Since June 2020, New Zealand has returned to normal, but the borders are still closed to everyone but New Zealand citizens and residents. Jacinda’s critiques (including John Key) argue that the borders should be open to international students (with 14 days compulsory quarantine) for the country to survive financially.Jacinda Ardern’s empathetic leadership style is distinguished by a high level of social trust. She introduced helpful concepts, such as thinking of “the people [who] will be in your life consistently over this period of time” as your “bubble” and “acting as though you already have COVID-19” toward those outside of your bubble. What is the source of this compassionate approach?Jacinda began her political career soon after finishing her study. Her father is a police officer and her mother is a teacher. In both her personal and her professional life, she has encountered many cases in which people get treated badly even in a good governing system. In order to protect people, we not only need good policies but also need empathetic and kind politicians to develop them. Even this step is not enough, and the idea of kindness and empathy need to also be initiated in social culture, the way people interact with each other and how they think about those in need.For instance, while New Zealand has an improving record in race relations, it is still suffering from racism. It is not clear to what degree messages like “be kind” could support changes in New Zealand culture without some supportive policies but in the time of Covid and when the world is facing its ugliest face, reminding people to be kind to each other and connect is crucially important.The coronavirus pandemic may be the largest test of political leadership the world has ever witnessed. Although Ardern has already passed many tests of her strength during her first term of office, which you have already mentioned, let me just add that she was also the second woman in the world who gave birth to a child while performing the duties of prime minister. Do you think being a woman leader, whose number does not exceed 7% of all world leaders, in such dangerous times is more difficult than being a man leader?It is always difficult to be a woman leader. It is however true to say that at this time, women have more challenges to fact. Nearly all major powers in the United Nations Security Council are men. As countries become more security-orientated and threatened they become more patriarchal and less accepting of female leaders, particularly if they promote empathy and kindness and raise awareness about environmental security.Although the real power of a leader is in the support they receive from their people, regardless of their gender. Jacinda knows that the majority of people are supportive of her policies and that gives her confidence in international relations. In fact, her style of leadership has proven to be very successful.Prime Minister Ardern rebels against criticism that call her not „aggressive enough or assertive enough” which would suggest that as an empathic person she is weak. However, does the fact that the Prime Minister only demoted but did not sack David Clark, the New Zealand health minister, for breaching strict nationwide isolation rules, not support this claim? This lockdown has been the target of strong criticism from some opposition politicians and public health experts who described it as an overreacting government response to a pandemic. Have specific decisions and recent government actions revealed any weaknesses of Jacinda Ardern?The lockdown was supported by the Ministry of Health and Prime Ministers are to trust their ministries recommendations. The oppositions against these decisions were less determined to continue when New Zealand moved from level 4 to level 3 and then level 2. The PM did not sack the Minister of Health during the level 4 and 3 because of his expertise and connections with different communities. He was sacked later on. PM received some criticism for not sacking David Clack immediately after he breached the lockdown but Jacinda held her ground and allowed the minister until the country moved to a lower level of threat.Every politician has weaknesses. In her case, it may be more about centralisation of power in the state, which was very understandable during the lockdown. Her government also promised building houses to address the shortage of houses but has not able to fulfil its promise. In general, as a politician she has an excellent track record and she listens to her team and respects their expertise.One of the potentially negative results of the fast and encompassing lockdown was giving more executive power to New Zealand Police and New Zealand Defence Force who have been responsible to secure the mandatory quarantine facilities. It could result also in adopting a more punitive approach towards politics by the government with more power in the hand of security apparatus of the state. Saying this, her actions have gained her a lot of support and New Zealand Police’s powers had been anticipated under New Zealand health act since the act was passed in the parliament. As the result of her actions she has received the highest support in media polls as a leader in New Zealand history. It is very important not to forget that behind her success, there is a team of professional and dedicated people whose roles are often undermined.According to 2019 Believability and based on a poll of 1400 Australians in May 2019, Jacinda Ardern was declared as the most trusted politician in Oceania. This one of the most recent studies actually showed that not only women had achieved the highest level of trust (the top four choices are all women), but also that Ardern became the most trusted politician in competition with her male counterparts. Taking into account the current „Jacinda-mania”, was this result a surprise?To a degree, yes. Julia Gillard had a difficult time in Australia’s parliament and often spoke publicly about the harassments she received on regular bases. As a global medium power, a close ally of the United States, and a more security-centric state than New Zealand, such an endorsement of a young female leaders in Australia was surprising. I think, however, that we need to read such overwhelming support in the context of the human security-orientated approach that Jacinda has adopted in her government.In the last couple of decades, Australia has suffered from continuous draught, deadly bushfires and loss of coral reef, all of which are non-traditional human security threats. The demands of the farmers often are undermined and as the result many farmers lost their livelihood and belongings. This has caused a negative impact in the level of confidence in Australian government. It is fascinating to follow up with Australian politics if the NZ-Australian bobble starts to operate. While Jacinda is very popular amongst Australians, this is not necessarily the case for Australian politicians. Since the beginning of her government, Jacinda had some disagreements with Australia’s deportation policies and has been very open in her critiques.Jacinda describes herself as a progressive social democrat but above all she is a feminist. Before the introduction of 26 weeks of paid parental leave in July 2020, New Zealand’s parliament in March 2019 passed a bill that had been issued by Ardern’s government decriminalising abortion and allowing women to choose a termination up to 20 weeks into a pregnancy. How does she deal with issues that are particularly controversial?There are some decisions that are hers and some are that of the Parliament’s. The change in abortion law was the result of extensive lobbying by pro-choice group. It is now an exclusively healthcare matter and not a decision for politicians to make. This could be a good strategy for abating political debates-often amongst men leaders- about women’s body and reproductive organs in other countries too. De-politicisation of abortion was the key to its success.Jacinda, often resolves these issues by discussions and engaging with people’s comments and ideas. Except in few cases, she is very able to read the aptitude for the society prior to proposing a bill. This is also reflected in the way the two referendums in 2020 are communicated with people. Both issues of euthanasia and legalisation of cannabis are put into a referendum in 2020 and their passing will be decided by direct engagement of the people. To summarise, if a case requires a national approval, it will be posed as a question in a referendum. If it is a matter of Parliament’s decision, it is announced and consulted prior to approval. It will be interesting to see how New Zealand vote in this referendum and how does Jacinda deal with the consequences of the referendum.Meanwhile, the Prime Minister will have to prove her effectiveness once again, cause a great depression seems all but inevitable. Considering such elements as insufficient knowledge, risk and uncertainty as well as sense of urgency, crisis decision-making differ from strategic decision-making. What are Ardern’s ideas for getting through this crisis especially in the area of public health and national security?We are certainly affected by Covid-19 and its economic impacts, even if New Zealand does not have a pandemic at hand. New Zealand is a trading country and heavily relies on the ability and functionality of the international market as well as the sea transport system in order to export its goods. Any change in the global market’s stability, has its ripple effect on New Zealand. Thus, many of our industries have suffered from closing the broader and limiting shipment. New Zealand also needs costumers for its products and a sea-line of communication even if it can function without the fear of Covid. In addition, some of our most profitable industries such as tourism and hospitality have been badly affected by the closed borders. These include tourism and its associated industries, hospitality, tertiary education system and many others.The size of New Zealand economy is very small and such economic shocks could cause major damage to our economic security. In order to address this issue, or at least minimize its effect the government began by a support package for three months to all businesses.Jacinda’s plan is to think positively about the situation. She has adopted a multi-dimensional strategy in three stages. The first was to avoid the failing of small businesses and that was achieved by providing all businesses that required support with three months of financial aids. The second strategy is to communicate, particularly listen to, small business across the country. This gives people confidence that Jacinda’s government have been supporting them and will provides the government with a unique opportunity to know about the type of support they need to provide for businesses. The third strategy is to think innovatively. For instance, New Zealand is now in the position to hold important sport events in stadiums with their supporters and this alone could bring a significant profit to the country. I hope I am not presenting an oversimplified and over-optimist view of the future as I understand the weight of such a depression on people and governments but what I particularly like about Jacinda’s approach is her positivity and determination to make New Zealand and the world a better place. She is truly an idealist and optimist leader, something that we desperately need in the world politics that is dominated by agism, sexism, and dystopian politics.Komentarzdr Justyna Eska-MikołajewskaPrzywództwo premier Jacindy Ardern w Nowej Zelandii na tle obecnych wyzwań polityczno- ustrojowych, w tym zagrożeń związanych z pandemiąJacinda Ardern, najmłodsza od 1856 r. i trzecia kobieta piastująca urząd premiera, uznawana jest za jedną z najskuteczniejszych przywódczyń w historii Nowej Zelandii. Siła szefowej rządu ujawniła się szczególnie podczas pandemii. Walka z COVID-19 w Nowej Zelandii zakończyła się zniesieniem wszelkich obostrzeń już na początku czerwca b.r., z pozostawieniem jedynie zamkniętych granic dla wszystkich poza obywatelami i mieszkańcami państwa. Paradoksalnie w czasie, gdy rząd wprowadził jedne z najsurowszych na świecie środków celem ograniczenia negatywnych skutków koronawirusa, popularność szefowej rządu wzrosła. „Jacinda-mania” to określenie stworzone przez Nowozelandczyków na opisanie zjawiska, które wiąże się z uzyskaniem przez Ardern miana najbardziej popularnej premier w tym stuleciu.Celem wywiadu z dr Negar Partow, starszym wykładowcą w Centrum Studiów Bezpieczeństwa i Obrony na Uniwersytecie Massey w Wellington, Nowa Zelandia, było przedstawienie stylu przywództwa Jacindy Ardern; elementów, które się na niego składają oraz warunków, w jakich się kształtował. Pozwoliło to na zbadanie, jak bardzo styl Ardern różni się od modeli przywództwa jej poprzedników, a także na podjęcie próby przewidzenia tego, jak obecna szefowa rządu poradzi sobie ze skutkami pandemii.Chociaż bezpośrednio objęcie urzędu premiera przez Jacindę Ardern we wrześniu 2017 r. umożliwiła decyzja lidera Partii Najpierw Nowa Zelandia, Winstona Petersa, o utworzeniu koalicji z Partią Pracy, na czele której stała wówczas Ardern, możliwe jest uchwycenie szerszego kontekstu jej dojścia do władzy. Według Dr Negar Partow należy zwrócić uwagę na „transformacyjny sposób, w jaki młode kobiety podchodzą do polityki”, co stanowi „(…) szczęśliwy wynik dziesięcioleci edukacji kobiet i potomków wszystkich wspaniałych dzieł, o które walczyły poprzednie pokolenia feministek”. Umieszczając premier w centrum rozważań na tle sytuacji społeczno-politycznej, Partow wysnuła wniosek, że Ardern „reprezentuje nowe pokolenie kobiet, które są zainteresowane zmianą świata na lepsze, myśleniem o ludziach, krytycznym myśleniem o globalnym kapitalizmie oraz konsumpcjonizmie i jego wpływie na ludzi”.Do głównych elementów stylu przywództwa Jacindy Ardern, badaczka zaliczyła „równy podział bogactwa, ochronę ubogich, stwarzanie możliwości rozwoju, empatię i życzliwość”. Według Partow, empatyczna forma przywództwa bazuje na wykorzystaniu emocji, jednak nie „w sensacyjnej polityce”, lecz w tej „prawdziwej, przejrzystej i odpowiedzialnej”. Jacinda jest przedstawicielką nowego pokolenia przywódców, którzy domagają się fundamentalnej zmiany w sposobie prowadzenia polityki. Przyczyn takiego podejścia doszukiwać się można w dość wczesnym rozpoczęciu przez Ardern kariery politycznej i uświadomienia sobie potrzeby stworzenia systemu, w którym empatia stanie się jednym z filarów realizowanej polityki. Analizując uwarunkowania społeczno-kulturowe dla politycznego przywództwa, Negar Partow wskazała na historyczne podłoże zjawiska, które „częściowo wynikało z konieczności wojny oraz problemów, z którymi kobiety musiały się borykać pod nieobecność mężczyzn”. Obecnie kobiety są społecznie i politycznie bardzo aktywne w różnego rodzaju organizacjach i ruchach społeczeństwa obywatelskiego, a ich zaangażowanie na wielu szczeblach struktury państwowej potwierdza fakt, że od 1997 r. „(…) trzech na pięciu premierów w Nowej Zelandii to kobiety”. Partow uwypukliła znaczenie postaw i działań Maorysek, formułując tezę, że ich wysiłki na rzecz równości płci mają „fundamentalne znaczenie dla kultury politycznej Nowej Zelandii”.W stylu przywództwa Jacindy Ardern dostrzec można pewne podobieństwa w porównaniu do jej poprzedników, zwłaszcza jeśli uwzględni się tradycyjną kulturę polityczną nowozelandzkiej Partii Pracy. Natomiast to, co Ardern wyróżnia na ich tle, to przede wszystkim przystępność i empatia, będąca czynnikiem motywacyjnym jej postawy. Pozwala to wyjaśnić szczegóły rozmaitych procesów podejmowania przez nią decyzji. Na podkreślenie zasługuje osobiste zaangażowanie premier, przejmowanie odpowiedzialności i bezpośredni nadzór nad wieloma operacjami, w trakcie których pozostawała w stałym kontakcie z różnymi społecznościami.Było to możliwe w dużej mierze dzięki temu, że stała się bardzo dostępnym politykiem. Komunikowanie się z ludźmi poprzez czaty na żywo na Facebooku uczyniły ją postacią z mediów społecznościowych. W opinii Partow, ma to nie tylko znaczenie informacyjne, przybliżając ludziom codzienną pracę rządu, ale także „jest skuteczną strategią, zwiększa również przejrzystość rządu, czyniąc go bardziej odpowiedzialnym”.Mimo, że urzędująca premier już kilkakrotnie, m.in. w związku z atakiem terrorystycznym z 15 marca 2019 r. czy w czasie erupcji Białej Wyspy w grudniu 2019 r., zmuszona była wykazać swoją siłę lidera, to pandemia koronawirusa może okazać się największym testem przywództwa politycznego, jaki świat kiedykolwiek musiał przejść. Nie da się zaprzeczyć, że Nowa Zelandia była w uprzywilejowanej sytuacji, co wynika z jej odizolowania geograficznego, jednakże bycie niewielkim krajem, jak podkreśla Partow, jeszcze bardziej naraża na straty w porównaniu do większych państw. Dlatego też badaczka jest przekonana, że „szybkie i zdecydowane działanie zapewniło Nowej Zelandii długoterminową korzyść”.Premier musiała podejmować wiele decyzji, które z jednej strony zapewniły jej poparcie i szacunek, z drugiej zaś naraziły na krytykę. Jako postępowa socjaldemokratka, a przede wszystkim feministka, dążyła do tego, aby płatny urlop rodzicielski wydłużyć do 26 tygodni, co udało się dokonać w lipcu 2020 r. Nie ma wątpliwości, że kwestia ta leżała na sercu samej Jacindy Ardern, drugiej kobiety na świecie, która urodziła dziecko, pełniąc obowiązki premiera. Wcześniej, w marcu 2019 r., nowozelandzki parlament przyjął inicjowaną przez rząd ustawę, dekryminalizującą aborcję i zezwalającą na przerwanie ciąży do 20 tygodnia. Kolejne dwa referenda w sprawie eutanazji oraz legalizacji marihuany zostaną przeprowadzone we wrześniu 2020 r. Negar Partow zwraca uwagę na sposób informowania społeczeństwa przez Ardern o tych wydarzeniach oraz rozwiązywanie drażliwych problemów „poprzez dyskusje i angażowanie się w komentarze i pomysły ludzi”, tym bardziej, że „potrafi [ona] bardzo dobrze odczytać predyspozycje społeczeństwa przed zaproponowaniem projektu ustawy”.Jak zaznacza Partow, krytyczne opinie, jak te, odnoszące się do kwestii zamknięcia granic dla studentów zagranicznych, mogłyby dotyczyć także centralizacji władzy w państwie na skutek wprowadzenia narodowej kwarantanny czy zapowiadanej przez rząd obietnicy budowy domów w celu rozwiązania problemu ich niedoboru. Badaczka przyznaje, że w efekcie nadania szerszego zakresu uprawnień policji i siłom obrony w trakcie kwarantanny, rząd miał warunki do przyjęcia bardziej represyjnego podejścia do polityki, dysponując większą władzą w ręku aparatu bezpieczeństwa państwa”. Partow podkreśla jednak, że działania podejmowane przez premier były popierane, a szerszych uprawnień policji spodziewano się od momentu wejścia w życie ustawy o reagowaniuna sytuację zagrożeniazdrowia publicznego w związku z pandemią koronawirusa w maju b.r.Zgodnie z oceną Partow, „rzeczywistą siłą lidera jest wsparcie, jakie otrzymuje od swoich ludzi, niezależnie od ich płci”, a nowozelandzka premier ma świadomość tego, że przeważająca część społeczeństwa popiera jej politykę. W obliczu wyzwania, jakim jest pandemia, „państwa stają się w wyższym stopniu zorientowane na bezpieczeństwo, a przy tym bardziej patriarchalne i mniej akceptują kobiety w roli przywódców”. Przed przedstawicielkami płci żeńskiej, stanowiącymi około 7% światowych liderów, stoi zatem szczególnie trudne zadanie, zwłaszcza, gdy jak dodaje Partow „promują empatię i życzliwość oraz podnoszą świadomość na temat bezpieczeństwa ekologicznego”.Współczujące podejście oparte na determinacji i życzliwości oraz wprowadzenie pomocnych koncepcji, takich jak np. stworzenie małej „bańki” najbliższych osób celem zapobieżenia przenoszenia koronawirusa, pozwoliło Ardern odnieść sukces. Jednak dla Partow mechanizm tego efektu polega na tym, aby „idea dobroci i empatii została zainicjowana w kulturze społecznej; sposobie, w jaki ludzie wchodzą ze sobą w interakcje i jak myślą o potrzebujących”. Badaczka uważa, że komunikaty w rodzaju „bądź uprzejmy” mogłyby, zwłaszcza przy wsparciu jakiejś konkretnej polityki, zainicjować zmiany np. w obrębie stosunków rasowych.Jacinda Ardern otrzymała najwyższe poparcie w historii Nowej Zelandii. Zasięg jej popularności wykracza znacznie poza granice kraju – Australijczycy w 2019 r. uznali ją najbardziej zaufanym politykiem w Oceanii. Negar Partow przyznaje, że tak duże poparcie dla młodej przywódczyni było zaskakujące, lecz należy je odczytać „w kontekście zorientowanego na bezpieczeństwo człowieka podejścia, które Jacinda przyjęła w swoim rządzie”. Poza Australią jej styl przywództwa jest wysoko ceniony także w Azji i na Bliskim Wschodzie. Na tej podstawie można sądzić, że stała się przywódcą inspirującym i bardzo popularnym w światowych mediach, o czym świadczy zjawisko „Jacinda-manii”.Premier podbiła serca i umysły wielu Nowozelandczyków, zwłaszcza od czasu wybuchu pandemii, która jak podkreśla Negar Partow, cały czas wpływa na Nowa Zelandię i powoduje skutki gospodarcze. To małe wyspiarskie państwo, które w dużym stopniu polega na zdolności i funkcjonalności rynku międzynarodowego oraz systemu transportu morskiego w związku z eksportem swoich towarów. Stąd też, jak zauważa badaczka „każda zmiana w stabilności rynku globalnego odbija się na Nowej Zelandii”.Dążąc do przezwyciężenia nieuchronnego kryzysu z powodu pandemii Covid-19, Jacinda Ardern przyjęła wielowymiarową strategię, która realizowana jest w trzech etapach. Celem pierwszego było „uniknięcie upadku małych firm, co zostało osiągnięte poprzez zapewnienie wszystkim firmom wymagającym wsparcia trzymiesięcznej pomocy finansowej”. Druga faza obejmuje „komunikowanie się, a zwłaszcza słuchanie, małych firm w całym kraju”. Partow dostrzega w tym możliwość uzyskania przez rząd wiedzy, jakiego wsparcia faktycznie małe przedsiębiorstwa oczekują. Trzecim stadium jest natomiast myślenie innowacyjne.W podejściu Jacindy Ardern do tego największego z dotychczasowych wyzwań, Partow szczególnie ceni „pozytywne nastawienie i determinację, aby uczynić Nową Zelandię i świat lepszym miejscem”. Według badaczki, urzędująca premier to „przywódczyni prawdziwie idealistyczna i optymistyczna”, której obecność na scenie politycznej jest w stanie przeciwstawić się takim zjawiskom, jak dyskryminacja ze względu na wiek, seksism czy dystopijna polityka. Rząd Ardern wyraża wartości i aspiracje, których w opinii Partow „tak rozpaczliwie potrzeba w światowej polityce”, a które – zgodnie ze sztandarowym hasłem realizowanej przez Jacindę polityki – są w stanie uczynić Nową Zelandię najlepszym miejscem do życia.

Wywiad

„W Hongkongu będzie gorąco i nie dlatego, że taki mają klimat”. Oblicza mainlandyzacji Pachnącego Portu

13.07.2020

Hongkong jest jednym z kluczowych centrów przepływów strategicznych na świecie, to państwo-miasto pomiędzy światami i kulturami. O tym, jak świat demokracji zderza się ze światem autokracji w Hongkongu i co z tego wynika; dlaczego Pekinowi zależało na nowym prawie o bezpieczeństwie narodowym, a lokalistom na Five Demands; oraz czym jest mainlandyzacja i stawianie jej oporu w praktyce – opowiada wywiadzie dr hab. Łukasz Zamęcki z Uniwersytetu Warszawskiego.Dr Mateusz Krycki: wydarzenia z ostatnich miesięcy i lat – protesty społeczne oraz reakcje lokalnych władze na nie – wskazują, że względna równowaga polityczna uzyskana w ramach autonomii w 1997 roku wyczerpuje się. W tym kontekście nasuwa się kilka istotnych pytań. Zacznijmy od podstaw – jaki nominalnie ustrój występuje w Hongkongu, a jaki panuje de facto?Prof. Łukasz Zamęcki: przede wszystkim musimy pamiętać, że formalnie od 1997 roku Hongkong jest jedynie Specjalnym Regionem Administracyjnym. To specyficzna formuła przyjęta na potrzeby integracji Hongkongu i Makau z Chinami w ramach systemu politycznego Chińskiej Republiki Ludowej. Rzeczywiście jest to rozwiązanie specyficzne, system sui generis. Mimo formalnej suwerenności Chin, wynegocjowana przez Brytyjczyków autonomia Hongkongu jest de iure bardzo duża. Trudno znaleźć przykład innego regionu autonomicznego, który miałby możliwość posiadania choćby własnej waluty, czy systemu prawnego mocno niezależnego od centrum. Ta endemiczna formuła, niełatwa do analizy w badaniach porównawczych systemów politycznych i stosunków międzynarodowych, mogłaby być skojarzona jedynie z koncepcją protektoratów.Na tą płaszczyznę formalną nakłada się też duża dynamika polityczna, o której wspomniał Pan w swoim pytaniu, ale nie wiem, czy bym się do końca zgodził ze twierdzeniem, że mamy do czynienia ze zmianą po okresie pewnej równowagi. „Równowaga” była pewną iluzją i adaptacja trwała cały czas. Mamy tendencję do patrzenia na systemy polityczne tu i teraz, a pewnie za kilkadziesiąt lat będziemy tą sytuację traktować inaczej. Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych przyjęło właśnie [tj. 30 czerwca – przyp. red.] ustawę o bezpieczeństwie narodowym, więc teraz ten fakt i rok 2020 możemy uznać za punkt zwrotny, ale z dalszej perspektywy można go wpisać w kolejne ogniwo okresu zmian w Hongkongu.Formalnie obowiązuje doktryna jedno państwo – dwa systemy i to ona określa ustrojowe ramy Hongkongu, ale wiemy też, że zostały ona przyjęte na okres 50 lat, więc tak naprawdę mamy bliżej niż dalej do nowego etapu. Pierwsze lata funkcjonowania Hongkongu to był okres wzajemnego badania i rozpoznawania się. Teraz trwają z kolei poszukiwania przez Chińską Republikę Ludową nowej formuły ustrojowej dla HK i wprowadzenie ustawy o bezpieczeństwie narodowym należy w tym sensie traktować jako istotny krok, a może nawet swoisty „game-changer”.Skoro wspomniał Pan o ustawie o bezpieczeństwie narodowym. Nie popadając w prezentyzm, mimo wszystko muszę dopytać – od kiedy ustawa ta budzi takie kontrowersje?Musimy sięgnąć pamięcią do 2003 roku. Wtedy to rozgorzała na większą skalę dyskusja o wprowadzeniu nowego prawa, implementującego Artykuł 23 Ustawy Zasadniczej (minikonstytucji) Hongkongu. Nastąpiła aktywizacja ruchu opozycyjnego, który obawiał się, że nowe przepisy otworzą drogę do aresztowań i ograniczania swobód. Choć akurat 2019 rok przyniósł jeszcze większe protesty, to te z 2003 roku były naprawdę spektakularne i ważne z punktu widzenia przemian społecznych. Pół miliona ludzi na ulicach nieco ponad 7 milionowego kraju robi wrażenie.Wówczas Pekin dostrzegł, że nie może bagatelizować sprawy i przyjął bardziej proaktywne podejście. Dla rządu chińskiego niepokoje w HK to nie jest już business as usual i nie można pozwolić mieszkańcom Hongkongu eskalować swoich działań. Zaczęto myśleć o tym, w jaki sposób wpływać na postawy społeczne i polityczne, czy też – wprost – jak ingerować, aby nie doprowadzić do naruszenia integralności terytorialnej Chin.Jeśli 2003 rok uznajemy za datą początkową ewolucji ustrojowej, to jakie procesy w istocie od tego czasu zachodziły w HK, a może i poza nim, które tę endemiczną, hybrydową formułę ustrojową utrwalały lub napędzały? Na pewno rządy Xi Jinpinga są jednym z czynników, który po 2003 roku umożliwił większy wpływ na sprawy Hongkongu. Ma to związek też z samą sytuacją polityczną w Chinach, gdzie Xi Jinping konsoliduje władzę i z pewnością nie wyobraża on sobie, aby powstawały jakiekolwiek konkurencyjne, niezależne ośrodki władzy, które w ramach postępu demokratyzacji mogłyby ziścić wizję z lat 90., w myśl której to HK, a nie Pekin miałby stać się centrum decyzyjnym.Po 2003 r. HK to w sumie przysłowiowy kamyczek w bucie, który uwiera. Obawy związane z nieprzystosowaniem HK wynikają z faktu, że są tam ludzie, którzy mają swobodny dostęp do informacji, mogą praktykować różne idee, kulty itd., mogą uczestniczyć w częściowym przepływie idei demokratycznych, doświadczać elementarnej praworządności, czego nie ma w Chinach kontynentalnych.Podejście Pekinu, który skraca Hongkongowi przysłowiową smycz to jedno, ale musimy też pamiętać, że w ramach samego Hongkongu są ośrodki, które chciałyby większej integracji z ChRL, czy też nie chciałyby, aby Hongkong stał się w pełni demokratyczny i niezależny.Wreszcie, to co wpływa bezpośrednio na ustrojowy kształt i zależność HK to instytucja wyborów, które nie są powszechnymi i równymi wyborami. Postulat demokratyzacji procesu wyborczego jest jednym z podstawowych wysuwanych przez protestujących, ale możemy sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby takie wybory faktycznie miały miejsce i jak mogłoby to przełożyć się na apele o kolejne swobody. Efekt jest taki, że w różnych rankingach demokratyzacji można zauważyć, iż Hongkong nawet nie zbliża się do podmiotów o pełnej lub choćby wadliwej demokracji. Stąd pewna etykieta, w zależności od metodologii, reżimu hybrydowego.To co nam trochę zamydla oczy to jest fakt, że mimo braku legitymizacji władzy opartej na demokratycznych wyborach, za sprawą umowy z 1997 r. i presji brytyjskiej, w systemie politycznym pozostawiono prawne instrumenty ochrony praw i swobód obywatelskich. Mowa tu o zachowaniu niezależnego wymiaru sprawiedliwości, czy wolności prasy. Problem w tym, że ta ochrona gdzieś w ostatnich latach jednak ginie.Widzimy coraz więcej przesłanek, wskazujących, że wymiar sprawiedliwości nie jest już tak suwerenny, znana na cały świat komisja badająca korupcję w Hongkongu też traci swoją niezależność, a spadek HK w rankingach wolności prasy jest znaczący. Dochodzi bowiem do coraz częstszych przypadków autocenzury. Przez lata patrzyliśmy na Hongkong jak na „wyspę demokracji” na morzu chińskim, ale w praktyce nie była to demokracja.Na tym tle nasuwają się dwa pytania. Pierwsze, czy możemy wyróżnić, które z tych czynników pośrednich i bezpośrednich miały i mają największy wpływ na powstanie obecnej sytuacji i społecznej dynamiki? Drugie, czy możemy określić, gdzie de facto kończą się – nazwijmy to -granice ustroju demokratycznego w Hongkongu, a gdzie zaczyna reżim autorytarny? Jeśli w ogóle możemy o nim mówić, bo przecież autorytarność nie musi być jedyną opozycją dla demokracji.Warto zacząć od historii politycznej HK, ona jest bardzo istotna dla zrozumienia tego, co się dzieje. Każdy wie o roli Brytyjczyków i ich roli administracyjnej w Hongkongu. Trzeba podkreślić, że historycznie to oni umożliwili rozwój instytucji społeczeństwa obywatelskiego na szerszą skalę, to znaczy w tym wymiarze politycznym, a więc nie w sferze tworzenia warunków dla funkcjonowania organizacji pozarządowych, zajmujących się dajmy na to działalnością charytatywną lub dobroczynnością, a w obszarze rozwoju quasisystemu partyjnego.Oczywiście nie jest też tak, że za Brytyjczyków było pięknie, a później to się wszystko posypało. Pamiętajmy, że za administracji brytyjskiej też nie mieliśmy w HK do czynienia z pełnym reżimem demokratycznym, aczkolwiek to w latach 90. z inspiracji Wielkiej Brytanii zaczęły rozwijać się proto-partie polityczne, które stawiały sobie za cel demokratyzację systemu politycznego w Hongkongu. Były one elementem swoistej socjalizacji społeczeństwa oraz elit politycznych; wspierały rozwój myśli demokratycznej. Dzięki nim utrwalano doktrynę rządów prawa.Mówiąc dalej o pośrednich przyczynach zmian ustrojowych HK, to nie można nie wspomnieć o tym, że sami obywatele Hongkongu obawiali się jeszcze przed 1997 rokiem, jak będzie wyglądała ich przyszłość w ramach – nie wchodząc już w rozróżnienia definicyjne – autorytarnego czy totalitarnego, a w każdym razie niedemokratycznego reżimu ChRL. Szczególnie musimy pamiętać, że w Hongkongu duża część mieszkańców to są pierwsze lub drugie pokolenia uciekinierów z Chińskiej Republiki Ludowej, którzy migrowali przecież w dużej mierze z powodów politycznych, nie tylko ekonomicznych, czy społeczno-kulturowych. Wspomniane obawy o przyszłość były więc mocno ugruntowane, gdy nadszedł rok 1997 i późniejsze, kiedy to Chiny coraz bardziej zaczęły angażować się w sprawy Specjalnego Regionu Administracyjnego. W tej perspektywie łatwiej zrozumieć towarzyszące temu napięcia, które niejednokrotnie wiązały się z przesłankami bezpośrednimi, o które Pan pyta.Jedną z nich jest funkcjonowanie policji i coraz większa liczba przypadków jej instrumentalizacji dla celów politycznych; za inną przesłankę uznaje się działanie sądownictwa, które ma być coraz bardziej stronnicze, czy też zmiany w instytucjach medialnych i ograniczanie wolności słowa. Wszystko to składa się na tzw. mainlandyzację, czyli przekładanie praktyk życia politycznego mainland China na funkcjonowanie Hongkongu.Pamiętać musimy też o bezpośrednich uwarunkowaniach wynikających z relacji gospodarczych. Pekin ma wielu nie tylko politycznych sojuszników w Hongkongu, ale też biznesowych. Duże przedsiębiorstwa z Hongkongu, prowadzące działalność gospodarczą na granicy z Chinami kontynentalnymi nie chcą podpadać władzom w Pekinie, obawiając się o swoje interesy, ale i wolność. Zdarzały się przypadki zaginięć, aresztowań z mniej lub bardziej błahych powodów kryminalnych lub obyczajowych.Jeśli mówimy o ekonomii, to równie ważne są też postawy młodego pokolenia, aktywnie przecież uczestniczącego w protestach, głównie w trosce o swoją sytuację materialną w przyszłości. Im nie chodzi tylko i wyłącznie o utratę swobód politycznych, wolności wypowiedzi, wolności zgromadzeń i zrzeszania się, ale też najzwyczajniej o swój byt.Czy rzeczywiście mają w tym względzie uzasadnione obawy? Hongkong do biedniejszych nie należy…Hongkong pięknie wygląda w różnego rodzaju statystykach makroekonomicznych, ale jeżeli spojrzymy już na tzw. human security, miernik rozwoju społecznego znany z w naukach politycznych, czy stosunkach międzynarodowych, to uwidacznia nam się bardzo wysokie rozwarstwienie społeczne i problemy z awansem zawodowym. W uproszczeniu, rynek HK jest ciągle bardzo konkurencyjny i wolnorynkowy, co ma swoje zalety, ale też wady z punktu widzenia wielu zwykłych mieszkańców, którzy dostrzegają pogarszającą się perspektywę indywidualnego rozwoju, czy bezpieczeństwa ekonomicznego. A taka wizja wynika z faktu, że Chiny nie potrzebują już Hongkongu do prowadzenia strategicznych biznesów, a szczególna rola HK jako pośrednikaw międzynarodowych stosunkach gospodarczych, między światem zachodnim a Chinami kończy się. I w tej psychospołecznej warstwie ma to swój wydźwięk, również na ulicach.Wracając do mainlandyzacji, jako pewnego rodzaju programu dostosowywania HK do potrzeb Pekinu, są też inne kwestie społeczne i procesy, które są mniej widoczne, a ważne.Mowa chociażby o sinizacji edukacji, czyli rozwijaniu szkolnictwa pod kątem priorytetów Pekinu. Istnieją obawy, że może to prowadzić do takiego nauczania dzieciaków, które będzie nie tylko przekazywać wiedzę, ale też kształcić określony system wartości, w którym mniejsze znaczenie będzie miała wolność, a większe rola partii i Wielkich Chin. Pojawiają się m.in. informacje o próbach zmian w programach edukacji, czy presji na nauczycieli i dyrektorów szkół. W samych szkołach swoboda wypowiedzi i dyskusji jest ograniczana, a to może oznaczać docelowo cenzurę polityczną, prowadzącą do nie mówienia o pewnych kwestiach, a w dalszych konsekwencjach do indoktrynacji politycznej.Natomiast, jeśli pyta Pan, gdzie jest ta granica między reżimem demokratycznym a autokratycznym w ustroju HK, to oczywiście bardzo trudno ją nakreślić. Nigdy nie jest tak, że jakiś reżim się autokratyzuje z dnia na dzień, te procesy zachodzą stopniowo i przez lata. Nie mówię tego w kontekście literalnej interpretacji wspomnianej ustawy wdrażającej Artykuł 23, a z perspektywy ukorzenionych społecznie obaw wobec tego, co może się za nią kryć, a więc bezpośrednią ingerencję w procesy polityczne oraz wymiar sprawiedliwości Hongkongu. Zwolennicy demokratyzacji przewidują większą swobodę aresztowania lub penalizacji działaczy opozycyjnych i demokratycznych.Obraz, który Pan rysuje zmusza też do pytania o ten najbardziej bliski przyczynowo bodziec do toczącej się przemiany ustrojowej. Co dokładnie proponuje się w ramach Artykułu 23., co powoduje teraźniejszą erupcję nastrojów opozycyjnych? To też pytanie o klucz do zrozumienia protestów tu i teraz, zakładając, że leży on gdzieś przy ustawie o bezpieczeństwie narodowym.Musimy wrócić do Ustawy Zasadniczej czyli Basic Law, która – pamiętajmy – powstała na bazie umowy chińsko-brytyjskiej z 1984 roku. Artykuł 23. przewiduje, czy wskazuje, że władze Specjalnego Regionu Administracyjnego Hongkongu zobowiązane są przyjąć prawo zakazujące jakiejkolwiek działalności secesyjnej, zdrady, działań przeciwko Chińskiej Republice Ludowej. Na takim dużym poziomie ogólności, to nawet nie brzmi groźnie, ale diabeł tkwi w szczegółach.Zgodnie z ostatnimi doniesieniami, implementacja nie skończyła się na osobnych przepisach wykonawczych, a na dopisaniu ich bezpośrednio do Ustawy Zasadniczej, co oznacza też ich nadrzędność wobec innych praw obowiązujących w Hongkongu. Prawo obejmuje działające w Hongkongu firmy, ale też obcokrajowców i rezydentów. Co ciekawe, ma zastosowanie względem przestępstw popełnianych poza granicami Specjalnego Regionu Administracyjnego.Co do penalizacji – za przestępstwa o charakterze terrorystycznym, separatystycznym, lub zmowę z innymi państwami osłabiającymi bezpieczeństwo państwa przewiduje się maksymalną karę dożywotniego więzienia. W innych przypadkach mogą być zasądzane niższe kary więzienia, lub grzywny. Nadzór nad wykonaniem przepisów ma pełnić biuro ochrony bezpieczeństwa państwowego podlegające rządowi w Pekinie, natomiast samą egzekucją mają się zajmować władze lokalne. Aczkolwiek, zostawiono furtkę do interwencji rządu centralnego, sytuacjach kryzysowych, wskazujących na ingerencję obcych sił. W takich przypadkach podejrzani będą podlegać sądownictwu Chin kontynentalnych. Zakłada się też możliwość utajnienia części lub całego procesu sądowego, a także pozbawienie osób skazanych biernego prawa wyborczego oraz stanowisk.Istnieje obawa karania za mówienie o wolnościach i demokracji, ponieważ będzie można uznać to za działalność przeciwko władzom Chińskiej Republiki Ludowej. Ma to być legalne narzędzie ograniczania działaczy opozycyjnych, którzy mocno uderzają swoją narracją w system Chińskiej Republiki Ludowej.Obiektywna ocena praktycznego zastosowania tych przepisów nie jest w tym momencie możliwa. Wykładnia z perspektywy ruchu prodemokratycznego pozostaje jednak ta sama. Nowe prawo będzie wymierzone przeciw takim aktom antychińskim, które są szczególnie widoczne w przestrzeni publicznej i mają potencjalnie dużą nośność. Przez lata, na przykład, przyjeżdżający z mainlandu turyści mogli napotkać rozmaite plakaty o procesach politycznych w ich części Chin z przekazem: „zobacz, u was tak się torturuje opozycjonistów”. I tutaj mamy już potencjalne zarzewie destabilizacji. Idąc dalej – jeżeli jestem takim działaczem w Hongkongu i chcę nie tylko wywieszać plakaty, ale też pisać książki na temat działań Pekinu, chciałbym publikować materiały na temat patologii Chińskiej Republiki Ludowej, pisać o przestępstwach, o skazywaniu działaczy politycznych, a taką działalność wydawniczą prowadzi się w HK – to w opinii obozu demokratycznego istnieje realne zagrożenie, że na mocy przepisów Artykułu 23. ktoś zasądzi, że jest to działalność antychińska, antypekińska i dlatego zostanie ona zakazana, a co więcej można za nią otrzymać karę długoletniego więzienia. Ostatecznie, każda forma krytyki władz chińskich może być uznana za działalność wymierzoną przeciwko Pekinowi.Będę teraz nieco przekorny. Prace nad nowym prawem o bezpieczeństwie narodowym, tak samo jak dyskusje nad nim, trwały długo. Możliwe, że to Covid-19 sprawił, iż dopiero z końcem czerwca Komunistyczna Partia Chin pochyliła się nad Hongkongiem, a może nie udały się mediacje władz lokalnych. A może Artykuł 23. jest jednak tylko wierzchołkiem góry lodowej?Protesty, które mamy teraz ciągną się faktycznie od marca 2019 roku, a wtedy punktem zapalnym była zapowiedź wprowadzenia innej ustawy, tzw. ekstradycyjnej, która z kolei wynikała pierwotnie z dość głośnej sprawy kryminalnej, zupełnie niepolitycznej. Na Tajwanie Hongkończyk zabił swoją dziewczynę, wszczęto postępowanie, oskarżony wrócił do Hongkongu. I wraz z wnioskiem o przekazanie go Tajwanowi pojawiła się potrzeba przepisów wykonawczych, które finalnie otrzymały brzmienie, pozwalające na ekstradycję obywatela hongkongskiego nie tylko do Tajwanu, czy Makau ale też do Chin kontynentalnych. Choć Tajwan ostatecznie zrezygnował z nacisków na HK, rozumiejąc delikatną naturę relacji Hongkongu z Pekinem, bo po części są w podobnej sytuacji, to rząd chiński nie odpuszczał. Zaczęły wzrastać obawy, że nowe prawo zostanie wykorzystane do represji politycznych i przekazywania niepokornych Hongkongczyków autorytarnemu wymiarowi sprawiedliwości Chińskiej Republiki Ludowej. Na tym tle doszło do serii kolejnych zdarzeń. W lipcu 2019 roku, gdy nastąpiły większe protesty, doszło do dość gwałtownego rozprawienia się policji z częścią manifestantów, co dało opozycji sygnał, że lokalny system polityczny istotnie zmienia swoje oblicze. Dotychczas służby mundurowe, nawet podczas słynnej rewolucji parasolkowej z 2014 roku, nie dopuszczały się takiej eskalacji.Zaczęły pojawiać się oficjalne oskarżenia i dowody na użycie gazu i broni gładkolufowej, doniesienia o pobiciach. Działania policji niejako otworzyły oczy i – o czym już mówiłem – zaczęto ją traktować nie jako instrument porządku publicznego, a narzędzie polityczne Komunistycznej Partii Chin służące wspomnianej mainlandyzacji. Badania opinii wskazały, że zaufanie do tej formacji drastycznie spadło.Przyczyna obecnego stanu rzeczy jest bardziej wieloczynnikowa, ma charakter procesu, który rozpoczął się wraz z protestami w 2019 roku. W tej perspektywie – tak, można więc powiedzieć, że Artykuł 23. jest wierzchołkiem góry lodowej.Co jest zatem pod powierzchnią?W naukach o polityce dla wyjaśnienia takich zjawisk i procesów używa się teorii uczenia się ruchów społecznych. Obecnie mamy do czynienia z kumulacją nastrojów i wiedzy oraz synergią doświadczeń działaczy lokalistycznych i natywistycznych, którzy nabywali wprawy i uczyli się oporu od czasu rewolucji parasolkowej z 2014 roku. Ostatnie pięć lat to wyraźne scalanie się tych ruchów społecznych, przy czym spoiwem niekoniecznie była idea demokratyzacji, a poczucie wspólnoty – na zasadzie, pardon my French – „chrzanić Chiny, my jesteśmy Hongkongiem, mamy swój kraj!”Hongkong 2014 – Parasolkowa rewolucja. Źródło: Joseph Chan – UnsplashInnymi słowy, w ostatnich latach bardzo wzrosło poczucie tożsamości hongkońskiej. Wcześniej ta tożsamość Hongkongu była bardziej pomieszana kulturowo, trochę Hongkongu, trochę Chin. Owszem, ten lokalizm odczuwało się od dawna, nawet gdzieś od lat 60. XX wieku, ale tak na prawdę dopiero teraz tożsamość HK zaczęła się krystalizować.Podsumowując, za bezpośredni powód można uznać prace nad ustawą o bezpieczeństwie państwa oraz ekstradycyjną, a także wspomnianą brutalność policji. Ale zdarzenia te trafiły na już uformowany grunt oporu, osadzonego na wartościach politycznych i kulturowych. Jesteśmy więc świadkami dłuższego procesu, w którym, w efekcie społecznego uczenia się, oddolne ruchy dają impuls do rozwijania tożsamości lokalnej, budując jednocześnie swoją sieć organizacji, artykułujących apel, czy – szerzej – program polityczny. Tej społecznej integracji i synergii, zwłaszcza wśród młodych ludzi, z pewnością pomagają też media społecznościowe.Poruszył Pan kilka ciekawych wątków. Dopytam najpierw o kwestię tożsamościową – skoro ten ruch społeczny inspiruje do identyfikacji wspólnotowej, to ważnym pytaniem jest, w jakim stopniu jest on społecznie legitymizowany? Mamy właśnie do czynienia ze spiętrzeniem się na tym polu kilku procesów sięgających jeszcze lat 90. XX w. Wtedy powstały pierwsze prodemokratyczne organizacje społeczne, które otwarcie sprzeciwiały się władzom Specjalnego Regionu Administracyjnego i rządowi w Chinach, i które – w oparciu o analizę wyników części powszechnej wyborów – zdobyły poparcie ponad połowy społeczeństwa. To pewien filar legitymizacji. Aczkolwiek, wraz z upływem czasu zaczęły w jego ramach pojawiać się silniejsze tendencje lokalistyczne, czy odłamy nacjonalistyczne o bardziej radykalnym nastawieniu, które wytykały starszym stronnictwom prodemokratycznym błędy. W ich mniemaniu, sytuacja wymaga już nie tylko obstrukcji parlamentarnej, ale też wyprowadzenia na ulicę swoich zwolenników.Przykłady takiego odważniejszego działania, popartego społecznie, znajdujemy w parasolkowej rewolucji. Właśnie po 2014 r., w duchu pewnej radykalizacji demokratyczna scena polityczna wbogaciła się o wiele mniejszych partii, jak na przykład Demosisto, czy Hongkong National Party. Ta ostatnia została zdelegalizowana, a warto dodać, że nawoływała wprost do niepodległości......znamienne, że po raz pierwszy pada w tym wywiadzie słowo „niepodległość”. Czy w poszukiwaniu społecznego mandatu często występuje ono na ustach obozu prodemokratycznego?To ciekawe, bo jeszcze w 2012 roku nie było praktycznie w Hongkongu nikogo, kto by mówił o niepodległości Hongkongu. Chodziło głównie o „autonomię”, „niezależność”, „swobodę”, a tu nagle młodzież zaczyna wychodzić z odbieranymi jako radykalne poglądami, na przykład „Independence for Hong Kong!”. I takiego głosu władza w Pekinie już na pewno nie może bagatelizować. Istnieje obawa, że może on zbyt mocno rezonować i inspirować do eskalacji oporu. Są nawet badania, które pokazują, że wśród młodych ludzi hasło „niepodległość” mocno zyskuje na popularności.Natomiast kończąc myśl o legitymizacji – trzeba powiedzieć, że w czasie rewolucji parasolkowej część obozu demokratycznego obawiała się, że widoczna radykalizacja oporu, wpłynie zbyt mocno na gospodarkę, a w konsekwencji na codzienne funkcjonowanie. Dla wielu bardziej konserwatywnych, starszych demokratów ówczesne protesty młodzieży były zbyt ryzykowne. Co w takim razie powiedzieć teraz, gdy od 2019 roku radykalizacja protestu nasiliła się jeszcze bardziej? Z uwagi na przyjęte instrumenty walki, legitymizacja nie wydaje się więc stuprocentowa, ale z drugiej strony nie zarysowała się też formalnie żadna frakcyjność obozu demokratycznego.Kolejna z poruszonych kwestii – która doskonale wpisuje się właśnie w narrację niepodległościową – czyli fundament poczucia tożsamości wspólnotowej. Czy można stwierdzić, że jest nią etniczność Hongkongu, albo język? Czy możemy w ogóle mówić o narodzie hongkońskim? Czy w potocznym języku, w dyskursie publicznym takie słowo pada, a może jest tak samo niechciane, jak „niepodległość”?To znów bardzo ważny temat, który jest także płaszczyzną sporu. Proszę pamiętać że Hongkong to jest język i kultura kantońska, a Chiny kontynentalne to jest jednak język mandaryński, uproszczony. Ruchy lokalistyczne, natywistyczne walczą na przykład o to, aby w przestrzeni publicznej, na ulicach obowiązywał język kantoński, aby nie wprowadzano do szkół języka mandaryńskiego; sprzeciwiają się temu, aby w dyskursie biznesowym dominował mandaryński, którego używa się pragmatycznie w relacjach z Chińczykami z kontynentu.Natomiast szersza analiza tożsamości Hongkongu wymaga zrozumienia kilku aspektów. Mamy bowiem do czynienia z tożsamością historyczną, mocno osadzoną w relacji do Chin; kulturową –tutaj wspomniane rozróżnienie na tradycję kantońską i mandaryńską ma znaczenie, w tym problematyka językowa; wreszcie swoje znaczenie ma tożsamość polityczna. Stąd same badania bywają niejednoznaczne, z uwagi na różnicę w kafeterii pytań typu – czy jesteś hongkońskim Chińczykiem, czy chińskim Hongkongczykiem, czy Chińczykiem. Na odpowiedzi respondentów nakładają się różne sposoby myślenia o sobie – raz dominują kryteria kulturowe, innym razem polityczne. To, co wyraźnie uwidacznia się w badaniach, to fakt, że młodzi ludzie z ruchów lokalistycznych definiują się przede wszystkim kategoriami politycznymi - „I am Hong Konger”, a w drugiej kolejności przywiązaniem do kultury kantońskiej, przy jednoczesnym odcinaniu się od korzeni Wielkich Chin. Aczkolwiek, jeśli mówimy o tożsamości politycznej, są też grupy społeczne, które określają się jako Chińczycy, ale jednocześnie nie popierają Komunistycznej Partii Chin.Stąd możemy mówić nie tylko o hybrydowym ustroju, ale też o hybrydowej tożsamości, która nie zawsze jest rozumiana na Zachodzie. Z tożsamością jest jak z matrioszką, poszczególne jej elementy nakładają się, tworząc – bezkolizyjnie – całość.Pochylmy się jeszcze na chwilę nad tą tożsamością polityczną. Odwołując się nieco do naszej historii, to znaczy ruchu Solidarności, czy lokaliści skodyfikowali już swoje postulaty? Czy jest jakiś żelazny program obozu liberalnego, prodemokratycznego, stanowiący fundament swoistej politycznej reformacji HK?Odpowiedź dobrze jest umieścić w kontekście protestów w 2019 roku, ale też wspomnianej wcześniej problematyki legitymizacji. W rzeczywistości, to co do dzisiaj scala ruch demokratyczny to wyartykułowane wtedy Five Demands. One także zdobywają dla protestujących szersze poparcie społeczne.Co zawiera katalog Five Demands?Po pierwsze, całkowite wycofanie projektu ustawy o ekstradycji – co faktycznie nastąpiło. Po drugie, wycofanie się rządzących z narracji, że protesty z 12 czerwca 2019 r. były „zamieszkami”. Dlaczego to ważne? Tamtego dnia, policja w dość brutalny sposób potraktowała protestujących i jeśli władze HK zostałyby przy tej wykładni, wówczas zakres kar dla nich byłby o wiele dotkliwszy. HK ma w takich sytuacjach bardzo punitywne podejście. Trzeci postulat to uwolnienie i uniewinnienie aresztowanych protestujących; czwarty – to ustanowienie niezależnej komisji śledczej oceniającej postępowanie policji w krytycznych dniach protestów. Tutaj pojawiły się hipotezy, że wśród pacyfikujących funkcjonariuszy byli również policjanci z Chin kontynentalnych. Piąty postulat – to universal suffrage, czyli prawa wyborcze – zgoda na wolne, powszechne wybory [do Rady Legislacyjnej i na urząd prezydenta – przyp. red.]. Ten postulat dotychczas łączy najbardziej. Nieoficjalnie dodawano też „six demand”, czyli wycofanie się ze wspomnianej ustawy implementującej Artykuł 23 konstytucji. To już jednak nieaktualne. Oczywiście nadrzędnym postulatem jest demokratyzacja Hongkongu.Hongkong 2019 – “Walka o prawdziwe wybory w Hongkongu”. Źródło: Erin Song – UnsplashWspomniał Pan o mediach. Nie można nie odnieść się do nich, rozważając o uwarunkowaniach, ale i o konsekwencjach społeczno-politycznych tarć. Po pierwsze, czy w Hongkongu istnieje pluralizm mediów; a po drugie, czy media aktywnie polaryzują społeczeństwo HK, czy może są jednak bardziej pasywnymi reprezentantami poszczególnych grup, lub partii?Wydaje się, że z mediami jest coraz gorzej, stanowią one w praktyce jeden wymiarów mainlandyzacji Hongkongu. Historycznie, rynek medialny Hongkongu w latach 80-90. ub. wieku uważany był za jeden z najbardziej liberalnych. Zresztą wiele międzynarodowych koncernów ustanowiło swoje siedziby lub przedstawicielstwa właśnie tam. Wszystko zaczęło się dynamicznie zmieniać po 1997 roku i potwierdzają to wspomniane już spadki w rankingach wolności prasy, zwłaszcza w ostatnich latach. Choć Pekin nie ma bezpośredniego przełożenia na media HK, bo funkcjonuje formalnie doktryna jedno państwo – dwa systemy, to coraz częściej zauważalna jest autocenzura, wychodząca z poziomu samych właścicieli mediów, czy wydawców. Chcąc prowadzić biznes, zwłaszcza z Chinami, nie są oni zainteresowani konfliktem z Komunistyczną Partią Chin.Jest wiele przykładów takiego odśrodkowego łamania wolności słowa. W telewizjach i radiostacjach występują naciski, aby dziennikarze pewnych tematów nie podnosili, zwłaszcza tych dotyczących elit władzy Chińskiej Republiki Ludowej. Jeśli już tak się stało, zdarzały się przypadki zwolnień pracowników, usuwania artykułów, a nawet zastraszania niepokornych dziennikarzy.A to oblewano farbą drzwi ich mieszkań, a to wysyłano anonimowe maile, czy pobito kogoś. Swego czasu, głośną była sprawa nieudanego zasztyletowana jednego z dziennikarzy – Kevin Lau – któremu udało się uniknąć śmierci. Inny przykład to zniknięcie pięciu wydawców. Nie byli dziennikarzami, ale prowadzili wydawnictwo, demaskujące swoimi książkami działania władz ChRL, w tym korupcję. Odnaleziono ich ostatecznie w Chinach kontynentalnych. Są przesłanki, by stwierdzić, że zostali wywiezieni nielegalnie i pod przymusem. Jeżeli mielibyśmy szukać przejawów niezależności mediów, to można je znaleźć głównie w internecie. Mainstreamowe gazety, telewizja, radio stosują już bardziej pekińską niż lokalną narrację.A czy jest jakiś – nazwijmy to – szaniec medialny, ikony dziennikarstwa, które są traktowane jako niezależny głos o sytuacji w Hongkongu?Apple Daily; jest to gazeta dostępna w druku i sieci, dość specyficzna, bo tabloidowa, ale jednocześnie prodemokratyczna; należy do większego konglomeratu [Next Digital Ltd. – przyp. red.]. Nie są to łamy typowo informacyjne, ale jedne z nielicznych utrzymujących jeszcze linię nieupolitycznionego przekazu, bez strachu przed Pekinem.Jeśli chodzi o sam internet, to polecam anglojęzyczny portal Hong Kong Free Press, który także stara się uczciwie przedstawiać sprawy i wydaje się być mocno niezależny. Choć lokalne społeczności go czytają, jako że nie jest wydawany po kantońsku siłą rzeczy jest on ukierunkowany na opinię międzynarodową. W przeciwieństwie do Apple Daily utrzymuje się z dotacji, czy zbiórek internetowych.Ostatnie pytania – już o przyszłość. Jakie scenariusze czekają w pańskiej ocenie Hongkong? Unikając prezentyzmu, o którym mówiliśmy na początku.Od razu powiem, że z reguły wystrzegam się w prognoz, czy ekstrapolacji – z całym szacunkiem dla moich kolegów badaczy. Zawsze przywołuję w takich momentach pewną anegdotę z XVIII wieku, gdy pewien naukowiec we Francji patrzył na przyrost liczby koni na ulicach Paryża i wyrokował, że w XIX wieku łajno końskie będzie sięgało drugiego piętra. Nie mógł przewidzieć, a więc i uwzględnić dorobku rewolucji przemysłowej, w tym silnika spalinowego. Zbyt wielka jest zmienność kulturowa i społeczna, by móc odpowiedzialnie kreślić dalszy bieg wydarzeń.Aczkolwiek, nie ukrywam, w swoich badaniach także muszę stawiać pytania o przyszłość HK. Co mnie zaskoczyło, gdy pytałem o nią znanych profesorów, zagranicznych ekspertów zajmujących się HK, ale też tamtejszych polityków, to nie potrafili mi odpowiedzieć.Mimo wszystko, podejmując wyzwanie, zaryzykuję tezę, że ograniczanie niezależności Hongkongu, a więc jego sinizacja, będzie postępowała; to znaczy pewne przykręcanie śruby będzie kontynuowane. Niedawne uchwalenie przepisów o bezpieczeństwa państwa i włączenie ich bezpośrednio do konstytucji jest tego potwierdzeniem. Przewiduję, że swobody i wolności będą ograniczane metodą salami do 2047 roku, to jest do momentu ustania autonomii. Oczywiście, będzie to powodowało wzrost napięć i będziemy świadkami jeszcze niejednych protestów oraz starć na ulicach. Ostatecznie Hongkong stanie się najpewniej miastem chińskim.Najpewniej?Bo nie da się niczego wykluczyć. Z moich badań fokusowych prowadzonych wiele lat temu wśród studentów hongkongskich, jeszcze przed rewolucją parasolkową, wynikało na przykład, że narasta normatywne i utylitarne uzasadnienie dla przemocy. Zdziwiło mnie to, bo mieszkańcy HK nie są generalnie skorzy do niej. Założyłem więc pewną deklaratywność gotowości do bardziej agresywnego oporu. Wszystko jednak zależy od definicji przemocy. Tą przyjętą przez młode społeczeństwo HK wyjaśnił mi pośrednio działacz jednej z bardziej radykalnych partii – radykalnych w ich rozumieniu.Hongkong 2019 – “Jeśli My spłoniemy, Wy spłoniecie razem z nami”. Źródło: Kon Karampelas – UnsplashGdy podczas rozmowy zacząłem wyrażać sceptycyzm względem utożsamiania ich działań z radykalizmem, powiedział - „no tak, rzeczywiście słyszałem, że w Polsce w trakcie zwykłych protestów to wy palicie opony na ulicy”. I co ja miałem mu odpowiedzieć? Że u nas w trakcie zwykłego protestu jest często dużo bardziej radykalnie, niż u nich podczas krytycznych wydarzeń, towarzyszących obronie fundamentalnych wartości?Ale starcia, które widzieliśmy za pośrednictwem mediów nie wyglądały łagodnie...Bo też te postrzeganie przemocy po obu stronach ewoluuje. Po kilku latach, w kolejnych badaniach potwierdziło się, że ten radykalizm narasta i będzie co raz większy. Inaczej mówiąc, protesty będą miały coraz brutalniejszy charakter, obrzucanie się kamieniami, barykady, podpalenia koktajlami mołotowa, czy używanie broni gładkolufowej, armatek wodnych i gazu wobec protestujących – stało się normą. Nawet jeżeli obawy przed karami wynikającymi z ustawy o bezpieczeństwie narodowym wyhamują część działaczy w Hongkongu będzie gorąco i nie dlatego, że taki mają klimat.Czyli na suwerenizację nie widzi Pan tutaj szans?Nie tylko ja w to nie wierzę, ale nawet sami działacze demokratyczni w to nie wierzą. Hasła pełnej niepodległości są podnoszone przez wąską grupę osób i nie należy ich utożsamiać z całym ruchem opozycyjnym. Niepodległościowcy stanowią nieliczną wspólnotę młodych ludzi, którzy mają daleko do pragmatyzmu politycznego i w swoim radykalizmie łatwo im swoje postulaty podnosić.Natomiast realnie, olbrzymim osiągnięciem byłoby zdemokratyzowanie wyborów. Na suwerenizację nikt specjalnie nie liczy, bo to jest przysłowiowa czerwona linia, wyznaczona przez Xi Jinpinga, który zaznacza, że dążenie do niezależności Hongkongu, czy różne formy separatyzmu, mogą spowodować ostrą reakcję Chin. Strona hongkongska ma tę świadomość, bo pamiętajmy, że w Hongkongu stacjonują wojska chińskiej armii ludowo-wyzwoleńczej – co wynika z umowy chińsko-brytyjskiej. Trudno wyobrazić sobie jej interwencję, ale łatwiej wyobrażalny jest choćby jakiś pokaz siły.Zresztą, możliwe, że te „miękkie” działania w postaci ustawy o bezpieczeństwie narodowym, a także domniemana pomoc służb mundurowych ChRL w kontrolowaniu protestów jest formą zapobiegania bezpośredniej interwencji Pekinu już z udziałem chińskiej armii. Może paradoksalnie ChRL daje czas Hongkongowi, by sam uporał się z tymi tak zwanymi radykałami.Czy w takim razie możemy sobie wyobrazić też taką sytuację, że Pekin, na zasadzie divide et impera może – w cudzysłowie – inspirować lokalne grupy, bądź elity prodemokratyczne do tego, aby postawiły się temu radykalnemu ruchowi?Dobrze Pan diagnozuje sytuację, bo to się właśnie dzieje. Ciekawe jest to, że niektórzy działacze prodemokratyczni sugerują, że do takiego antagonizowania wykorzystywane są na przykład Triady, czyli tak naprawdę mafia, która czasem napada na młodych protestujących. Divide et impera to w praktyce także faworyzowanie określonych organizacji społecznych lub ograniczanie finansowania innych, czy też promowanie organizacji propekińskich, ukierunkowanych na pomoc starszym obywatelom. Ma to konsekwentnie osłabiać bardziej skrajne skrzydło demokratyczne i dyskredytować je w oczach szerszej, bardziej wyważonej opinii publicznej.Ostatnie pytanie, istotnie odnoszące się do przyszłości. Czy są państwa, które chciałyby Hongkongowi pomóc w bardziej skutecznej demokratyzacji; i czy właśnie nie jest to ta zmienna niewiadoma, która może wpłynąć na scenariusz, który pan zarysował?Nikt nigdy za Gdańsk nie umierał i tak samo za nie będzie umierać za Hongkong. Mamy oczywiście pewne symboliczne oświadczenia, jak na przykład Pompeo [Sekretarz Stanu USA – przyp. red.], który jakiś czas temu powiedział, że nie można już uznawać Hongkongu za niezależny region, i że będzie traktowany przez USA jako część ChRL. Słyszeliśmy wystąpienia przedstawicieli Unii Europejskiej, czy Wielkiej Brytanii, która nadal ma w HK swoje interesy, a część środowisk opozycyjnych nawet oczekiwałoby większego zaangażowania Korony Brytyjskiej. Z doniesień medialnych wiemy tylko tyle, że rząd w Londynie, w razie większej eskalacji, jest gotów pomóc potencjalnymi emigrantom.Warto odnotować, że kilka tygodni temu w ramach inicjatywy parlamentów kilku państw wystosowano też specjalny międzynarodowy list-odezwę do Hongkongu. O ten daleki, egzotyczny Hongkong upomnieli się w nim parlamentarzyści z Litwy, czy Czech, a także kilku przedstawicieli Parlamentu Europejskiego, w tym pani Fotyga. Choć z polskiego parlamentu nikt się pod tym listem nie podpisał, to o ile wiem, trwają właśnie dyskusje nad projektem specjalnej uchwały polskiego sejmu, potępiającej działanie ChRL [projekt uchwały trafił właśnie do laski marszałkowskiej[1] – przyp. red.].Hongkong 2019 – „Zrób coś dla Hongkongu”. Źródło: Pop & Zebra – UnsplashMożliwe, że gdyby doszło do ostrzejszych starć, to pojawiłyby się sankcje, ale trudno wyrokować. Finalnie nikt jednak nie chce wchodzić w zwarcie z Chinami. Świat zrozumiał ich rolę i miejsce. Hongkong będzie w tej geopolitycznej grze raczej traktowany instrumentalnie.Dziękuję za rozmowę.Dziękuję.[1] Poselski projekt uchwały w sprawie naruszenia przez rząd Chińskiej Republiki Ludowej autonomii Hongkongu. Druk nr 467 (https://www.sejm.gov.pl/Sejm9.nsf/druk.xsp?nr=467).

`