Logo Thing main logo

Ostatnie wpisy

Nota

Papua-Nowa Gwinea: Niezależne Bougainville przygotowuje się do wyborów prezydenckich

10.08.2020

Z dwumiesięcznym opóźnieniem, związanym z pandemią koronawirusa, mieszkańcy Bougainville między 12 sierpnia a 1 września 2020 r. już po raz piąty dokonają wyboru nowego prezydenta. Wynik tej elekcji ma szczególne znaczenie, jako że na nowym prezydencie spoczywać będzie odpowiedzialność za prowadzenie negocjacji z władzami Papui-Nowej Gwinei w celu efektywnego przeprowadzenia procesu transformacji autonomicznego regionu ku niepodległemu państwu.W referendum przeprowadzonym w dniach 23 listopada – 7 grudnia 2019 r., w którym można było oddać głos na większą autonomię bądź pełną niezależność, 98,31% mieszkańców Bougainville (przy frekwencji wynoszącej 87%) opowiedziało się za niepodległością. Mimo, że głosowanie nie miało charakteru więżącego, stanowiło zapowiedź rocznych konsultacji i negocjacji między rządem papuaskim a władzami Bougainville, które formalnie rozpoczną się we wrześniu b. r.4 czerwca b.r. Komisja ds. referendum Bougainville (Bougainville Referendum Commission, BRC) przedstawiła premierowi Papui-Nowej Gwinei, Jamesowi Marape, raport końcowy ze swojej działalności. Szef rządu zapowiedział, że jego gabinet dąży do nadania większej autonomii innym prowincjom, lecz bez prawa do secesji. Podkreślił również, że konsultacje w sprawie sposobu wdrożenia wyniku referendum powinny obejmować szeroki zakres poglądów z całego kraju.W wyścigu o władzę po urzędującym drugą kadencję Johnie Momisie ubiega się 25 kandydatów, w tym dwie kobiety. Jednym z pretendentów do fotela prezydenckiego jest były prezydent Bougainville, James Tanis, związany z ruchem niepodległościowym Bougainville, który odegrał kluczową rolę w zawarciu porozumienia pokojowego. W maju b.r. zadeklarował on, że wniesie wkład w „uzyskanie akceptacji dla Bougainville przez społeczność narodową i międzynarodową jako niezależnego państwa”.W kwestii kopalni Panguna, zamkniętej od czasu wojny domowej w latach 1988-1997, która stanowi temat przewodni kampanii, J. Tanis przyjął inne stanowisko niż jego polityczni konkurenci i prezydent Momis. Przez wzgląd na okoliczną ludność i środowisko naturalne, sprzeciwia się pospiesznemu uruchomieniu tego niegdyś „głównego projektu wydobywczego w Papui-Nowej Gwinei”, który stał się zarzewiem walk w Bougainville.KomentarzZapowiadane od 5 lat głosowanie oznacza przystąpienie do ostatniej fazy długotrwałego procesu pokojowego między Bougainville a Papuą-Nową Gwineą. Mimo, że jednostronna proklamacja niepodległości Bougainville miała miejsce w 1975 r., status regionu autonomicznego zagwarantowało dopiero porozumienie pokojowe z 2001 r. (Bougainville Peace Agreement, BPA). Zakończyło ono niemal 10-letni krwawy konflikt, który pochłonął blisko 20 tysięcy ofiar (tj. około 10% populacji Bougainville).Rezultat referendum z 2019 r. nasila obawy premiera J. Marape dotyczące ryzyka fragmentacji pozostałych 20 papuaskich prowincji, w tym zwłaszcza Nowej Irlandii, Engi oraz Nowej Brytanii Wschodniej, wykazujących dążenia do większej autonomii od rządu centralnego. Może to również nadać impuls dla podobnych procesów w należącej do Indonezji Papui Zachodniej, destabilizując nie tylko Papuę-Nową Gwineę, ale większą część Melanezji. Przykład Nowej Kaledonii, gdzie w październiku b.r. odbędzie się już drugie referendum w sprawie niepodległości od Francji, świadczy o nasileniu ruchów prosecesjonistycznych w najbliższym sąsiedztwie.Określenie statusu politycznego Bougainville bez wątpienia wymagać będzie ułożenia na nowo stosunków w regionie i pozyskania autentycznego wsparcia tradycyjnych partnerów: Australii, Nowej Zelandii i Stanów Zjednoczonych, ale także Wielkiej Brytanii czy Francji. Duże zaniepokojenie budzi obecnie coraz większe zainteresowanie Bougainville ze strony Chin, chcących wzmocnić swoje dyplomatyczne zaangażowanie na Pacyfiku i uzyskać dostęp do tamtejszych łowisk oraz złóż minerałów.Z punktu widzenia bezpieczeństwa ekonomicznego przyszłego państwa kluczowe staje się rozwiązanie sprawy kopalni odkrywkowej Panguna, której złoża miedzi i złota są szacowane na około 58 miliardów dolarów. Jej ponowne otwarcie może zatem okazać się niezbędne dla rozwinięcia infrastruktury i generowania przychodów, pozwalających Bougainville na pełne uniezależnienie się zarówno od władz papuaskich, jak i pomocy zagranicznej.Monopol na władzę J. Momisa wobec fiaska wprowadzenia poprawki do konstytucji, umożliwiającej mu kandydowanie na trzecią kadencję, zostanie wkrótce przełamany. Przed następcą urzędującego prezydenta otwiera się ogromne pole do popisu. Silniejszy dzięki gigantycznemu poparciu mieszkańców dla niepodległości Bougainville, stanie przed dziejowym wyzwaniem i szansą na zostanie faktycznym przywódcą, który zjednoczy naród i zapewni mu stabilny rozwój.

Nota

Macedonia Północna: zmiany konstytucyjne po podpisaniu porozumienia znad Prespy

07.08.2020

Porozumienie znad Prespy stanowiło kluczowe wydarzenie nie tylko w relacjach macedońsko-greckich, ale przede wszystkim dla przyszłości samego państwa macedońskiego. Otworzyło ono możliwość jego przystąpienia do NATO i przyspieszenia negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską. Poza konsekwencjami zewnętrznymi, porozumienie to miało także skutki wewnętrzne. Mianowicie, wymagało przyjęcia poprawek konstytucyjnych, które nie były powszechnie akceptowane. Zwycięstwo Socjaldemokratycznego Związku Macedonii (SDSM) w ostatnich wyborach parlamentarnych oznacza, że wprowadzone zmiany zostaną utrzymane.Podpisanie historycznego porozumieniaDo podpisania historycznego porozumienia pomiędzy Grecją a Macedonią, kończącego wieloletni spór[1], doszło 17 czerwca 2018 r. nad jeziorem Prespa, na którym spotykają się granice Grecji, Macedonii Północnej i Albanii. Został on podpisany przez Nikolę Dimitrowa, macedońskiego ministra spraw zagranicznych oraz jego greckiego odpowiednika – Nikosa Kotziasa. Przy podpisaniu obecni byli również premierzy obu państw (Zoran Zaew i Aleksis Tsipras), a także Federica Mogherini (wysoki przedstawiciel Unii dospraw zagranicznych ipolityki bezpieczeństwa), Johannes Hahn (komisarz ds.europejskiej polityki sąsiedztwa inegocjacji akcesyjnych) i Matthew Nimetz (negocjator ONZ).Do najważniejszych uzgodnień wówczas zawartych należy zaliczyć m.in.: zmianę nazwy państwa macedońskiego na „Republikę Macedonii Północnej” (ang. the Republic of North Macedonia; maced. Република Северна Македонија); ustalenie nazwy obywateli Macedonii: Macedończyk/obywatel Republik Macedonii Północnej; potwierdzenie nazwy języka macedońskiego, należącego do grupy języków południowosłowiańskich; podkreślenie braku jakiegokolwiek związku Macedonii Północnej ze starożytną cywilizacją helleńską, jej kulturą i dziedzictwem; ustalenie międzynarodowego kodu, umieszczanego na tablicach rejestracyjnych samochodów macedońskich – NM lub NMK[2]. Aby porozumienie to mogło wejść w życie, parlamenty obu państw musiały zagłosować za jego przyjęciem.Macedońska opinia publiczna wobec zawartego porozumieniaPodobnie jak w Grecji, przyjęte porozumienie wywołało sprzeciw wśród części macedońskiego społeczeństwa. Organizowano liczne protesty przeciwko ratyfikacji dokumentu. Zdecydowanym przeciwnikiem podpisania porozumienia był ówczesny macedoński prezydent Ǵorge Ivanov, a także partia, z której się wywodził – VMRO-DPMNE (Wewnętrzna Macedońska Organizacja Rewolucyjna – Demokratyczna Partia Macedońskiej Jedności Narodowej). Uważali oni bowiem, że porozumienie z Grecją stanowi zagrożenie dla macedońskiej tożsamości narodowej.Dnia 30 września 2018 r. odbyło się w Macedonii ogólnokrajowe referendum, w którym obywatele mieli odpowiedzieć na następujące pytanie: „Czy jesteś zaczłonkostwem wUnii Europejskiej iNATO, akceptując umowę pomiędzy Republiką Macedonii orazRepubliką Grecką?”. Wbrew początkowym zapewnieniom premiera Zorana Zaeva, referendum miało jedynie charakter konsultacyjny. Zdecydowana większość obywateli (94,18%) odpowiedziała twierdząco na tak sformułowane pytanie. Jednak frekwencja wyniosła niespełna 37%, a zgodnie z macedońskim prawem, aby móc uznać wyniki referendum za wiążące, powinna ona wynieść przynajmniej 50%.Przyjęte poprawki do konstytucjiOstatecznie 11 stycznia 2019 r. parlament macedoński, głosami 81 posłów ze 120 (wymagana była bowiem większość 2/3 głosów), przyjął cztery poprawki do konstytucji[3]. Pierwsza z poprawek (XXXIII) dotyczy wprost zmiany nazwy państwa, które zostało uzgodnione przez przywódców macedońskich i greckich w 2018 r[4]. Mianowicie, zgodnie z zawartym wcześniej porozumieniem, w konstytucji nazwa „Republika Macedonii” została zmieniona na „Republika Macedonii Północnej”[5]. Podobnie jak pojawiające się w ustawie zasadniczej określenia „Macedonia”. Wyjątek stanowi jedynie art. 36, w którym mowa jest o statusie ofiar oraz weteranów z czasów II wojny światowej oraz wszystkich macedońskich wojen narodowowyzwoleńczych.Kolejna poprawka (XXXIV) dokonała zmian w tekście preambuły do konstytucji. Mianowicie skrócono informacje dotyczące decyzji Antyfaszystowskiego Zgromadzenia Narodowego Unii Wyzwolenia Macedonii (Антифашистичко собрание за народно ослободување на Македонија, ASNOM) z 1944 r., zastępując je stwierdzeniem „prawomocne decyzje przyjęte w Proklamacji z pierwszego sesji ASNOM dla narodu macedońskiego”. Jednocześnie dodano tutaj również informacje o porozumieniu pokojowym z Ochrydy (the Ohrid Framework Agreement)[6] z 2001 r.Na mocy kolejnej poprawki (XXXV) wprowadzono zmianę w art. 3 konstytucji, dodając do niej zapis dotyczący deklaracji o tym, że Republika Macedonii Północnej szanuje niepodległość, integralność terytorialną oraz polityczną niezależność państw sąsiadujących. Natomiast ostatnia z przyjętych poprawek (XXXVI), zmieniająca art. 49 macedońskiej ustawy zasadniczej, dotyczy zobowiązania państwa do ochrony, gwarancji a także wzmacniania historycznego i kulturowego dziedzictwa narodu macedońskiego. Co więcej, także do ochrony praw i interesów swych obywateli, żyjących za granicą oraz zobowiązuje się do wzmacniania i promowania zachowania więzi z ojczyzną, nie ingerując przy tym w wewnętrzne sprawy innych państw.Zwycięstwo socjalistów w wyborach parlamentarnychW dniach od 13 do 15 lipca br. zostały zorganizowane w Macedonii Północnej przedterminowe wybory parlamentarne. W czasie kampanii wyborczej o zwycięstwo rywalizowały dwie największe partie macedońskie – SDSM oraz VMRO-DPMNE. Pierwsza z nich obiecywała kontynuację polityki proeuropejskiej oraz wdrażania kolejnych reform gospodarczych. Konieczność wprowadzenia zmian w gospodarce podkreślała również VMRO-DPMNE, ale jednocześnie ostro krytykowała rząd socjalistów za podpisanie porozumienia znad Prespy, konsekwentnie kontestując nową nazwę państwa „Macedonia Północna” i posługując się określeniem „Macedonia”. Obiecywała przeprowadzenie „odnowy” państwa i obronę tożsamości narodowej Macedończyków.Aż do wyborów trudno było przewidzieć, która z partii zwycięży. Ostatecznie największą liczbę głosów (35,89%) uzyskała koalicja wyborcza utworzona przez socjalistów (m.in. wraz z albańskim Ruchem Besa). Niewiele mniejsze poparcie zdobyła VMRO-DPMNE – 34,57%. Niezwykle dobry wynik odnotowały z kolei ugrupowania albańskie (Demokratyczny Związek na rzecz integracji – 11,48%; Sojusz dla Albańczyków-Alternatywa – 8,95%; Demokratyczna Partia Albańczyków – 1,53%)[7], które w nowym parlamencie będą miały największą liczbę mandatów w historii – aż 32. To właśnie socjaliści będą zatem tworzyć kolejny rząd. Niewiadomą pozostaje jednak to, które ugrupowania zostaną zaproszone przez SDSM do jego współtworzenia. KomentarzZawarcie porozumienia znad Prespy, a następnie jego ratyfikacja, stanowi sukces polityki zagranicznej państwa macedońskiego i osobiście premiera Zorana Zaeva. Dzięki temu porozumieniu Macedonia Północna ostatecznie uzyskała członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim (2020 r.) i przyspieszyła proces akcesyjny do UE, uzyskując zgodę na rozpoczęcie negocjacji (2020 r.).Ratyfikowanie porozumienia znad Prespy wymagało wprowadzenia poprawek do konstytucji macedońskiej. Przede wszystkim oznaczało zmianę nazwy samego państwa na Republikę Macedonii Północnej. Jednocześnie strona macedońska zobowiązała się do poszanowania integralności terytorialnej swoich sąsiadów, co stanowiło kolejny znaczący gest w stronę Grecji.Podpisanie porozumienia z Grecją doprowadziło do pogłębienia polaryzacji w społeczeństwie macedońskim, którego część protestowała przeciwko jego ratyfikacji. Za gest uczyniony w stronę przeciwników umowy należy uznać przyjęcie poprawki do konstytucji mówiącej o poszanowaniu dla macedońskiego dziedzictwa historycznego i kulturowego.Z kolei dodanie do treści preambuły konstytucji odniesienia do porozumienia ochrydzkiego, miało na celu zdobycie poparcia dla ratyfikacji podpisanej umowy z Grecją ze strony społeczności albańskiej żyjącej w Macedonii.Zwycięstwo socjalistów w przedterminowych wyborach parlamentarnych gwarantuje utrzymanie porozumienia zawartego z Grecją i kontynuację proeuropejskiej polityki. Niezależnie od tego z kim ostatecznie SDSM utworzy nowy rząd, dzięki najlepszemu w historii wynikowi ugrupowań albańskich, większość w przyszłym parlamencie będą miały partie zdecydowanie proeuropejskie i opowiadające się za dalszym rozwijaniem dobrosąsiedzkich relacji.[1] Konflikt ten trwał od początku lat 90. XX w. Grecja konsekwentnie domagała się od niepodległego państwa macedońskiego dokonania zmiany jego nazwy (a także flagi). Wobec czego, Macedonia uzyskała członkostwo w Organizacji Narodów Zjednoczonych dopiero w 1993 r. pod tymczasową nazwą – Byłej Jugosłowiańskiej Republiki Macedonii (FRYOM – Former Yugoslav Republic of Macedonia).[2] Zob. Final Agreement for the Settlement of the Differences as described in the United Nations Security Council Resolutions 817 (1993) and 845 (1993), the Termination of the Interim Accord of 1995, and the Establishment of a Strategic Partnership between the Parties, https://vlada.mk/node/15057?ln=en-gb (14.07.2020).[3] Z kolei grecki parlament ratyfikował porozumienie 25 stycznia 2019 r. Następnie, 8 lutego 2019 r., zgodnie z umową, nastąpiła również ratyfikacja przez Grecję protokołu akcesyjnego Macedonii Północnej do NATO.[4]Zob. Decision for the Promulgation of Amendments XXXIII, XXXIV, XXXV and XXXVI to the Constitution of the Republic of Macedonia, 11.01.2019, https://www.sobranie.mk/the-constitution-of-the-republic-of-macedonia.nspx (14.07.2020).[5] Nowa nazwa państwa zaczęła obowiązywać od 12 lutego 2019 r.[6] Porozumienie ochrydzkie zakończyło konflikt zbrojny pomiędzy Macedończykami a Albańczykami toczący się w 2001 r. w Macedonii.[7] Do parlamentu dostała się również Lewica (4,1%), Неофицијални првични резултати од електронски внес, https://rezultati.sec.mk/ (29.07.2020).

Nota

Standardowa sytuacja. Połowa oficjalnie zgłoszonych kandydatów w wyborach parlamentar-nych… nie dopuszczona do udziału w nich

06.08.2020

W dniu 21 lutego 2020 roku, nieco niezauważone w cieniu rozwijającej się w świecie pandemii chińskiego koronawirusa COVID-19, w Iranie odbyły się wybory parlamentarne. Było to wydarzenie istotne, ponieważ w ustroju politycznym Iranu parlament (Islamskie Zgromadzenie Konsultatywne) odgrywa dość ważną rolę. Ustrój polityczny Islamskiej Republiki Iranu ma bowiem charakter hybrydowy, łącząc w sobie elementy autorytarnej szyickiej teokracji oraz demokracji. W systemie tym głównym ośrodkiem władzy jest Najwyższy Przywódca (Rahbar Mo'azzam) pełniący funkcję Najwyższego Muzułmańskiego Prawnika (Wilajat-i Fakih), a także wspierająca go w wypełnianiu zadań Rada Strażników. Rolą parlamentu, wybieranego w częściowo demokratycznych wyborach, jest z jednej strony wspieranie teokratycznych władz państwa w ich rządach, z drugiej zaś tworzenie i utrzymywanie pozorów demokracji i pluralizmu politycznego.Islamskie Zgromadzenie Konsultatywne liczy 290 członków, wybieranych na czteroletnią kadencję. Wybór 285 z nich odbywa się w systemie większościowym, w 196 jedno i wielomandatowych okręgach. Mandat w danym okręgu otrzymuje kandydat lub kandydaci, którzy otrzymają największą liczbę głosów, przy czym musi to być co najmniej 25% oddanych, ważnych głosów. Jeśli w jakimś okręgu nie uda się w ten sposób wyłonić zwycięzców, przeprowadzana jest druga tura wyborów, w której udział biorą dwaj kandydaci z najwyższą liczbą głosów w pierwszej turze (w okręgach jednomandatowych) lub dwukrotnie większa liczba kandydatów z najlepszymi wynikami, niż liczba miejsc do obsadzenia w danym okręgu (w okręgach wielomandatowych). Pozostałe pięć miejsc w Zgromadzeniu Konsultatywnym przeznaczone jest dla przedstawicieli żyjących w Iranie mniejszości religijnych: po jednym dla żydów, zoroastrian, chrześcijan wyznania asyryjskiego i chaldejskiego oraz dwa dla wiernych Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego (po jednym dla Ormian z północy i południa kraju).Same wybory do Islamskiego Zgromadzenia Konsultatywnego nie są w pełni wolne i demokratyczne w naszym, zachodnim, rozumieniu tych terminów. Przesądzają o tym przede wszystkim znaczące ograniczenia biernego prawa wyborczego. Mają one formę swoistej preselekcji kandydatów, dokonywanej przez Radę Strażników, która może nie dopuścić danego kandydata do udziału w wyborach. Zgodnie z konstytucją, powodem niedopuszczenia może być między innymi niezdolność psychiczna, poparcie dla obalonego szacha oraz partii i organizacji politycznych uznanych w Iranie za nielegalne, działalność antyrządowa, konwersja z islamu na inną wiarę lub apostazja, wyroki za zdradę i przestępstwa korupcyjne, uzależnienie od narkotyków lub handel narkotykami, czy choćby bycie posiadaczem znacznych obszarów ziemi. Jednak Rada Strażników stosuje bardzo szeroką, autorytatywną i zupełnie nieprzejrzystą interpretację przepisów, w efekcie czego może zupełnie swobodnie uniemożliwiać start w wyborach wszystkim kandydatom, uznanym za niebezpiecznych lub niewygodnych dla władz Republiki Islamskiej. Z dotychczasowej praktyki wynika, że przed każdymi wyborami odrzucana jest mniej więcej połowa osób deklarujących chęć kandydowania. Ponadto pojawiają się też oskarżenia o to, że Rada Strażników jest ciałem skorumpowanym, a jej pozytywną decyzję można sobie kupić wręczając łapówkę.Specyfika irańskiego ustroju hybrydowego przejawia się zarówno we wspomnianym powyżej sposobie wyłaniania parlamentu, jak również w jego uprawnieniach i funkcjonowaniu. Z jednej strony Islamskie Zgromadzenie Konsultatywne posiada większość standardowych kompetencji przysługujących parlamentom w ustrojach republikańskich. Z drugiej strony jego wewnętrzna suwerenność oraz kompetencje polityczne są w bardzo znaczącym stopniu ograniczone przez niewybieralne ciała, takie jak Najwyższy Prawnik oraz Rada Strażników, reprezentujące w irańskim systemie politycznym element teokratyczny. Do standardowych kompetencji parlamentu należy więc stanowienie prawa, które musi być zgodne z oficjalną religią kraju oraz z konstytucją. O tym czy jest zgodne czy też nie, decyduje Rada Strażników – ma ona więc kompetencje do zawetowania każdego aktu prawnego uchwalonego przez Islamskie Zgromadzenie Konsultatywne. Zgromadzenie głosuje nad ustawami przedstawionymi mu przez rząd oraz nad własnymi, zgłoszonymi przez co najmniej 15 posłów, ma prawo prowadzenia dochodzeń parlamentarnych, ratyfikuje umowy międzynarodowe, wyraża zgodę na ewentualne zmiany granic państwowych. W przypadku wojny lub innych sytuacji wyjątkowych parlament musi wyrazić zgodę na wprowadzenie przez rząd specjalnych środków lub ograniczeń. Zgoda Zgromadzenia jest też konieczna jeśli rząd zamierza wziąć pożyczkę lub jej udzielić, zatrudnić zagranicznych ekspertów, czy też przekazać komuś własność państwa, będąca częścią dziedzictwa narodowego. Islamskie Zgromadzenie Konsultatywne może powoływać komisje parlamentarne oraz nadzoruje prace rządu, do którego może zwracać się z interpelacjami i zapytaniami (zarówno do prezydenta jak i do poszczególnych ministrów). Parlament może też wyrazić wotum nieufności dla prezydenta, większością dwóch trzecich głosów (samą decyzję o odwołaniu prezydenta podejmuje jednak Najwyższy Przywódca).Ocena wyników wyborów parlamentarnych w Iranie nastręcza pewnych problemów. Spowodowane jest to z jednej strony specyfiką irańskiej sceny politycznej, z drugiej zaś brakiem pełnego dostępu do informacji o przynależności politycznej oraz poglądach reprezentowanych przez niektórych członków parlamentu. Specyfika irańskiej sceny politycznej polega na tym, że funkcjonuje tam duża liczba partii politycznych, które jednak nie wykazują się zbytnią różnorodnością programową. W praktyce większość irańskich partii, przynajmniej tych działających legalnie, zalicza się do jednego z dwóch dużych bloków – radykałów oraz reformistów. Jest to w dużej mierze wymuszone przez obowiązujący, większościowy, system wyborczy, który nie sprzyja samodzielnemu startowi w wyborach mniejszych partii. W efekcie przed wyborami partie polityczne o mniej więcej podobnym programie i ideologii łączą się w duże bloki i wystawiają wspólnych kandydatów w poszczególnych okręgach. Tak też stało się w wyborach z 21 lutego 2020 roku, gdzie większość popierających prezydenta Hassana Rowhaniego i jego rząd ugrupowań wystartowało jako umiarkowana i reformatorska Koalicja dla Iranu, zaś większość jego przeciwników o radykalnych i konserwatywnych poglądach stworzyła koalicję Dumny Iran.Lutowe wybory przyniosły zdecydowane zwycięstwo obozu radykalnego. Jego kandydaci zdobyli 221 miejsc w nowym, jedenastym Islamskim Zgromadzeniu Konsultatywnym, znacznie zwiększając swój stan posiadania w porównaniu do dziesiątego Zgromadzenia, w którym mieli tylko 84 przedstawicieli. Obóz reformistów zdobył zaś zaledwie 20 mandatów, co jest znacznie gorszym wynikiem od tego sprzed czterech lat, kiedy to jego przedstawiciele wprowadzili do parlamentu 121 swoich posłów. Kolejnych 38 miejsc przypadło posłom niezależnym oraz przedstawicielom mniejszych ugrupowań zaś 11 mandatów nie udało się obsadzić w pierwszej turze (wybory uzupełniające przeprowadzone zostaną we wrześniu 2020 roku).Zdecydowane zwycięstwo bloku radykałów i klęska reformistów wynikają z kilku przyczyn. Wyjątkowo niska w wyborach do jedenastego Islamskiego Zgromadzenia Konsultatywnego była frekwencja wyborcza, która wyniosła zaledwie 42,6% (w porównaniu do 61,6% cztery lata wcześniej). Tak niskiej frekwencji nie można raczej tłumaczyć strachem Irańczyków przez epidemią COVID-19, gdyż w Iranie pierwsze potwierdzone przypadki choroby odnotowano dopiero 19 lutego, a do 21 lutego, kiedy odbywały się wybory liczba osób oficjalnie zakażonych wynosiła 18. Irańskie władze, ani też media nie wszczynały jeszcze alarmu z powodu epidemii, choć w wypowiedziach przedstawicieli irańskich władz pojawiały się oskarżenia pod adresem państw zachodnich, że te, siejąc panikę związaną z koronawirusem, celowo dążą do zastraszenia Irańczyków, aby ci nie wzięli udziału w wyborach.Ostatecznie trudno powiedzieć na ile to właśnie strach przed zachorowaniem powstrzymał Irańczyków przed udaniem się do lokali wyborczych. Wydaje się jednak, że niską frekwencję należy raczej tłumaczyć faktem, że znaczna część wyborców, i to głównie tych, którzy cztery lata wcześniej głosowali na reformistów, świadomie nie wzięła udziału w wyborach. Powodem mogło to być z jednej strony rozczarowanie związane z ostatnimi latami rządów obozu reformistów, z drugiej zaś przekonanie, że wynik wyborów jest już przesądzony i udział w głosowaniu nie ma znaczenia. Przekonanie to było o tyle uzasadnione, że czystka dokonana przez Radę Strażników wśród kandydatów do jedenastego Zgromadzenia była wyjątkowo głęboka. Do udziału w wyborach nie dopuszczono około 51% spośród ponad 14 tysięcy zgłoszonych kandydatów, co mieści się w granicach normy. Udziału w wyborach zabroniono jednak przede wszystkim kandydatom obozu reformistów, w tym również aż trzem czwartym członków ustępującego parlamentu, zdominowanego właśnie przez reformistów. Z drugiej strony trzeba zwrócić uwagę na duże rozczarowanie Irańczyków ostatnimi latami rządów prezydenta Rowhaniego, uznawanego za lidera obozu reformistycznego. Sytuacja gospodarcza w kraju nie uległa poprawie, nie udało się wyprowadzić Iranu z międzynarodowej izolacji, zmniejszyć korupcji ani też rozwiązać innych palących problemów społecznych. Prezydent Rowhani, lawirując i szukając poparcia dla swoich reform, musiał także zgodzić się na daleko idące ustępstwa wobec Najwyższego Przywódcy oraz Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, w efekcie czego utracił wiarygodność w oczach znacznej części wyborców o umiarkowanych i reformatorskich poglądach. Do zwycięstwa bloku radykałów przyczyniła się także polityka administracji prezydenta Trumpa. Jej agresywne i wrogie działania wobec Iranu, takie jak wycofanie USA z umowy nuklearnej, nałożenie sankcji ekonomicznych czy zabójstwo generała Kasima Sulejmaniego, zdawały się potwierdzać narrację radykałów, że zawieranie układów z państwami zachodnimi nie ma sensu, a pójście na ustępstwa w kwestii programu nuklearnego było błędem.Opanowanie parlamentu przez radykałów raczej nie będzie miało wpływu na zmiany o charakterze ustrojowym w Iranie, gdyż sam ustrój polityczny tego kraju jest specjalnie tak skonstruowany, aby zmiany personalne na szczytach władzy nie mogły wywołać jego transformacji. Ponadto kompetencje parlamentu w irańskim systemie, jak wspomniano, dość mocno ograniczone. Wyniki wyborów z pewnością odbiją się natomiast na krótko i średnioterminowej sytuacji politycznej w kraju. Ostatni rok rządów prezydenta Rowhaniego upłynie niewątpliwie pod znakiem jego zmagań z otwarcie mu nieprzyjaznym parlamentem. Przedsmakiem tego było już przemówienie nowego przewodniczącego Islamskiego Zgromadzenia Konsultatywnego, Mohammada Baghera Ghalibafa, który 27 maja, na inauguracyjnym posiedzeniu parlamentu, bardzo ostro zaatakował prezydenta Rowhaniego i jego, jak to określił, „dysfunkcyjny” rząd. Sam Ghalibaf wyrasta przy tym na lidera obozu radykałów i nie ukrywa swoich politycznych ambicji. Ten były burmistrz Teheranu oraz były dowódca Sił Powietrznych Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej zamierza wykorzystać funkcję przewodniczącego parlamentu jako odskocznię do startu w zaplanowanych na 2021 rok wyborach prezydenckich. Ghalibaf ubiegał się już co prawda bez powodzenia o prezydenturę w latach 2005, 2013 i 2017, tym razem jednak będzie bez wątpienia jednym z głównych, jeśli nie głównym, kandydatem do zwycięstwa.Po ostatnich wyborach parlamentarnych siły umiarkowanych reformatorów w Iranie są niewątpliwie w odwrocie, a radykałowie i konserwatyści nabrali wiatru w żagle. Ponieważ wyniki wyborów w Iranie nie są jednak dobrym odzwierciedleniem nastrojów społecznych, ten zwrot polityczny nie oznacza jednak bynajmniej diametralnej zmiany ideologicznej w społeczeństwie irańskim. Należy się raczej spodziewać, że wydarzenia towarzyszące wyborom do jedenastego Zgromadzenia jeszcze bardziej pogłębiły podziały w irańskim społeczeństwie.

Nota

Polityka Rządu Kanady w kontekście koronawirusa

06.08.2020

W Kanadzie pierwszy potwierdzony przypadek zachorowania na COVID-19, który wywoływany jest przez koronawirusSARS-CoV-2, odnotowano w styczniu br.Jak podało Ministerstwo Zdrowia, była to 50 - letnia osoba, podróżująca z Wuhan do Toronto.Z danych dostępnych na worldometers.info wynika, że na dzień 24 czerwca br., wKandzie zakażonych wirusem było 101, 963 osoby. Z jego powodu odnotowano 8, 454 zgony, wyzdrowiało 64, 704 osoby, a aktywnych przypadków zakażenie wirusem według danych jest 28, 805 osób[1]. W przygotowanym zestawieniu Kanada zajmuje 19 miejsce wśród państw dotkniętych pandemią koronawirusa, ustępując w liczbie zakażeń m.in.: Stanom Zjednoczonym (2,424,493), Brazylii(1,151,479), Rosji(606,881),Ukrainie (306,210), Hiszpanii(293,832), Włochom (238,833), Niemcom (192,778) czy Francji(161,267)[2].Mimo pandemii premier Justin Trudeau nie podjął decyzji o wprowadzeniu stanu wyjątkowego w całej Kanadzie. Dlaczego? wynikało to z rozmów przeprowadzonych z władzami poszczególnych prowincji, ponieważ wprowadzenie takiego stanu oznaczałoby zwiększenie uprawnień rządu, na rzecz zmniejszenia kompetencji właśnie prowincji Kanady. Dlatego władze nie podjęły decyzji o jego wprowadzeniu, ale w każdej z prowincji na mocy obowiązującego w nich prawa, zostały wprowadzone stany nadzwyczajne. Rząd federalny postanowił powziąć szereg działań mających wspomóc osoby dotknięte wirusem, ale także uchronić gospodarkę przed negatywnymi skutkami wynikającymi z COVID-19. Premier J. Trudeau ogłosił, że rząd zwiększył pomoc dla przedsiębiorców z 82 do 107 mld dolarów kanadyjskich (CAD), z których w postaci 75% finansowane mają być pensje dla pracowników oraz w kwocie do 40 tysięcy CAD udzielane pożyczki dla małych firm. Powyższą kwotę rząd, postanowił przeznaczyć także na świadczenie w wysokości 2 tysięcy CAD - na okres 4 miesięcy, dedykowane osobom, które w związku z pandemią straciły pracę, a nie mają prawa do skorzystania z zasiłku. Do początku maja br., taki wniosek złożyło prawie 8 mln Kanadyjczyków co przełożyło się na wypłatę ponad 28 mld CAD. Ponadto emeryci, otrzymali wsparcie w postaci świadczenia od 300 do 500 CAD, a rząd przeznaczył na ten cel 2,5 mld CAD. Premier J. Trudeau zapewnił także pomoc wszystkim prowincjom w walce z wirusem w wysokości miliona CAD.Na podstawie danych kanadyjskiej agencji rządowej Statistics Canada z dnia 19 czerwca br., możemy zauważyć spadki praktycznie w każdym sektorze gospodarki. Sprzedaż żywności w kwietniu spadła o 13%, ponieważ wirus negatywnie wpłynął na pracę zakładów przetwórstwa mięsnego, co było spowodowane pojawiającymi się zakażeniami. W dodatku wtym samym miesiącu odnotowano spadek sprzedaży ropy naftowej o 46% spowodowany małym zapotrzebowaniem na ten surowiec. Co więcej jak podaje Statistics Canada „Sprzedaż hurtowa spadła w kwietniu o niespotykane dotąd 21,6%, ponieważ czterech na pięciu hurtowników poinformowało, że COVID-19 wpłynął na ich działalność. Łączna sprzedaż w kwietniu wyniosła 49,8 mld USD, najniższy poziom od połowy 2013 r.Podczas gdy wszystkie podsektory odnotowały spadki, niższa sprzedaż związana z samochodami stanowiła ponad 40% całkowitego spadku sprzedaży hurtowej. Sprzedaż pojazdów silnikowych, części i akcesoriów spadła o 65%, ponieważ przestoje i słabszy popyt konsumpcyjny poważnie wpłynęły na działalność”[3]. Ważną gałęzią kanadyjskiej gospodarki jest sektor rybołóstwa, który także potrzebuje pomocy, a pracuje w nim ponad 70 tys. osób. Kanada jest istotnym podmiotem na światowym rynku, ponieważ eksportuje produkty do 140 krajów. W związku z tym premier, ogłosił program dla rybołóstwa o wartości 470 mln CAD, a pieniądze mają być przeznaczone na wsparcie finansowe dla rybaków i ich załóg.Powyższe sytuacje spowodowały drastyczny wzrost bezrobocia w Kanadzie, który objął 3 mln osób. Premier J. Trudeau, zadeklarował wsparcie dla osób, które straciły pracę wzwiązku z COVID-19 oraz zapowiedział powołanie rządowego zespołu mającego przygotować swego rodzaju strategię wyjścia kanadyjskiej gospodarki z kryzysu. Nakłada to na rządzących Kanadą, którzy sprawują władzę w państwie federacyjnym o ustroju politycznym będącym monarchią konstytucyjną z parlamentarno-gabinetowym systemem rządów, obowiązek współpracy między rządem federalnym, a parlamentem. Tak było m.in. podczas prac nad wspomnianym powyżej pakietem pomocowym, kiedy to po burzliwej dyskusji parlament zaakceptował plan dla gospodarki. Kwestią sporną był jednak przepis na podstawie, którego rząd otrzymałby czasowe prawo pozwalające na pożyczanie pieniędzy oraz wprowadzanie podatków bez zgody wyrażonej właśnie przez parlament. W toku dyskusji Premier J. Trudeau ostatecznie wycofał się z tego przepisu.Gospodarka kanadyjska tak jak gospodarki innych państw znalazła się w trudnej sytuacji. Stąd w tym kontekście niezwykle ważna jest polityka władz państwowych, ponieważ bez odpowiedniego wsparcia rządowego nie tylko Kanada, nie będzie w stanie poradzić sobie ze skutkami koronawirusa. Utrzymanie miejsc pracy oraz wsparcie dla różnych sektorów gospodarki stały się priorytetami rządów na całym świecie.[1]Strona główna worldometer, Covid-19 CoronawirusPandemic, worldometers.info, https://www.worldometers.info/coronavirus/#countries (dostęp: 24.06.2020 r.)[2]Tamże.[3]Strona główna Statistics Canada, Canadian Economic Dashboard i COVID-19, https://www150.statcan.gc.ca/n1/pub/71-607-x/71-607-x2020009-eng.htm?HPA=1 (dostęp: 24.06.2020)

Nota

Przemiany chryzantemowego tronu

03.08.2020

Japonia to kraj uznawany za najstarszą monarchię świata. Symbol tradycji, ciągłości i legitymizacji władzy, niezmiennie sprawowanej przez rodzinę cesarską. Wciąż żywy system polityczny, w którym wierzenia i mitologia przez setki lat zapewniały trwałość władzy. W jednej z najnowocześniejszych metropolii świata jeden człowiek wciąż owiany jest aurą tajemniczości, która w coraz większym stopniu staje się przedmiotem zainteresowania opinii publicznej. Zmieniająca się rzeczywistość sprawia jednak, iż wizerunek realnego władcy coraz częściej zastępuje obraz osoby publicznej będącej symbolem narodu japońskiego.Japonia to dziś państwo, które boryka się z ogromnym problemem, jakim jest starzejące się społeczeństwo i regres demograficzny. Problem państwa niczym w zwierciadle widać w rodzinie cesarskiej. Zmniejszająca się liczba uprawnionych pretendentów do chryzantemowego tronu skłania do pytania w jakiej formie cesarstwo trwać będzie w XXI wieku. Po abdykacji cesarza Akihito w kwietniu 2019 roku, która stanowiła pierwszy od ponad 200 lat tego typu precedens, urzędnicy rządowi rozpoczęli otwartą dyskusję mającą na celu zażegnanie coraz poważniejszego kryzysu, który mógłby w perspektywie najbliższych lat doprowadzić do wygaśnięcia władzy najstarszej z panujących dynastii współczesnego świata.Dzisiejsza Japonia to także kraj, któremu przychodzi się zmierzyć z własną nierozliczoną przeszłością. Rokrocznie uwaga mediów całego świata skupia się na cesarskiej świątyni Yasukani. W wypełnionej symboliką przypominającą monarchię świątyni spotykają się ci, którzy po dzień dzisiejszy gotowi są oddać życie za swojego Syna Niebios (np. skrajnie prawicowa Dainippon Shinminjuku) z tymi dla których instytucja cesarza to archaizm i ograniczenie procesu demokratyzacji i reform. Każdego roku pod Yasukani dochodzi do strać lewicy i prawicy. Lewica coraz głośniej zarzuca monarchii brak historycznej odpowiedzialności za militaryzm, deprecjację udziału Japonii w II wojnie światowej oraz politykę imperialną. Drugi skraj politycznej barykady zajmują przejawiające jawny militaryzm grupy podobne do skrajnie prawicowej „Doketsusha” uznające za bóstwa 2,5 mln żołnierzy poległych w imię cesarza, który nadal cieszy się niemal boską czcią. Sytuację tą dość trudno przeciwstawić warunkom europejskim. Nie sposób wyobrazić sobie bowiem ażeby podobne sytuacje w majestacie prawa miały miejsce w odniesieniu do ugrupowań z okresu II wojny światowej.Japońska monarchia jest dziś zakładnikiem przeszłości. Jej wizerunek cierpi przez rzekomą rolę, jaką Cesarz Japonii odegrał podczas II wojny światowej. Przeszłość do dnia dzisiejszego kładzie się cieniem i budzi kontrowersje we współczesnej Japonii. Pomimo, że od śmierci cesarza Hirohito stanowiącej kres epoki Showa, której nazwa na przekór historii znaczy „Era Oświeconego Pokoju” minęło już ponad 30 lat. Skrajna prawica stara się zawłaszczyć cesarza jako symbol nacjonalizmu. Trwająca niemal 30 lat epoka Heisei (dosłownie „tworzenie pokoju”) stanowiąca okres panowania cesarza Akihito wyznaczyła kierunek przemian i umiejscowienia instytucji cesarstwa w Japonii. Już odejście Hirohito stało się niejako „wydarzeniem medialnym”. Potężne tabu, jakim była wszelka forma krytyki cesarza za rolę, jaką odegrał w trakcie II wojny światowej powoli zaczęło ustępować coraz większej wolności słowa. Oczywiście było to trudno akceptowalne przez część mocno tradycjonalistycznego społeczeństwa. Najlepszym tego typu przykładem może być próba zabójstwa Hitoshiego. „W grudniu, kiedy cesarz był umierający, burmistrz Nagasaki dał publicznie wyraz swemu przekonaniu, że cesarz ponosi odpowiedzialność za wojnę”. Nie była to nowa ani niezwykła opinia. Ale obrońcy cesarza niezwykle ostro napiętnowali burmistrza Motoshimę Hitoshiego a postrzelenie go w nieudanej próbie zamachu w 1990 roku było echem opresyjnej polityki lat 30.” [1] Po tym wydarzeniu Komitet Obywateli Nagasaki na Rzecz Wolności Słowa [Gendron no Jiyu o Motomeru Nagasaki Shimin no Kai] stanowczo bronił burmistrza. Komitet stworzył petycję, w której wzywał do zdjęcia tabu z politycznych dyskusji na temat cesarza. W ciągu kilku miesięcy podpisało ją prawie czterysta tysięcy ludzi. Współcześnie dyskusja o roli cesarza jest już powszechnie akceptowalnym faktem. Dziś znaczna część obywateli postrzega monarchę jako symbol, a nie realny ośrodek władzy i chociaż co pewien czas odżywają obawy o odnowienie więzi pomiędzy państwem a religią shinto zarówno emerytowany cesarz Akihito oraz jego żona cesarzowa Michiko jak i nowy cesarz Naruhito i cesarzowa Masako cieszą się ogólnospołecznym szacunkiem. Nie oznacza to bynajmniej, że rodzina cesarska nie będzie miała w najbliższej przyszłości żadnych problemów.Największym wyzwaniem jest reforma uchwalonego po przełomie ustrojowym podczas restauracji Meiji archaicznego prawa, które przewidywało, że tron ​​cesarski objąć mogą tylko mężczyźni pochodzący z linii męskiej rodu cesarskiego. Wszelkie próby zmian powyższych zapisów i dopuszczenie do sukcesji tronu kobiet odkładano na poźniej natychmiast po pojawieniu się potomka, uprawnionego do dziedziczenia tronu.Jego Cesarska Mość Cesarz Naruhito, którego objęcie tronu w 2019 roku zapoczątkowało erę Rewia co oznacza „Piękną Harmonię” z całą pewnością będzie miał trudne zadanie przekuć rysy na wizerunku instytucji cesarza w sukces i zyskać przychylność oczekującego transparentności i coraz większej kontroli społeczeństwa. Wydaje się, że obecnemu władcy w społecznej aprobacie znacznie pomóc może własne doświadczenie. W 1993 roku obecny cesarz, a ówczesny książę Naruhito ożenił się z kobietą spoza wąskiego kręgu arystokracji dworskiej. Jego oblubienicą była Owada Masako, córka wysoko postawionego dyplomaty. Bardzo dobrze wykształcona: skończyła studia pierwszego stopnia na Uniwersytecie Harvarda, podjęła studia drugiego stopnia na Uniwersytecie w Oksfordzie i Uniwersytecie Tokijskim po czym przez siedem lat pracowała w służbie dyplomatyczniej Ministerstwa Spraw Zagranicznych. [2] Dziś losy monarchy są przedmiotem wielkiego zainteresowania opinii publicznej. Społeczeństwo nie szuka już w życiu władcy idyllicznych baśni a coraz częściej zadaje pytania o koszty funkcjonowania dworu. Tym bardziej, że są one często dość znaczące wg. szacunków zwyczaj daijosai, czyli pierwsze ofiarowanie nowo zebranego ryżu bóstwom shinto przez nowego cesarza kosztowało ok. 2,7 mld jenów (tj. ok. 24 mln dolarów). [3] Powyższe koszty, które przy okazji celebracji świąt i wydarzeń z okazji rocznic związanych z cesarzem coraz częściej generują koncerty i wydarzenia kulturalne będące w założeniu magnesem dla młodych ludzi, stanowiących nie tyle wiernych poddanych co wierną publikę.Współcześnie coraz wyraźniej jawi się przemiana w postrzeganiu władcy z obiektu czci w sławną osobistość. Społeczeństwo bardziej niż wpływem na realną politykę znacznie częściej interesuje się życiem prywatnym rodziny cesarskiej. Przez pierwsze osiem lat małżeństwa obecna para cesarska pozostawała bezdzietna. W 2001 roku księżna urodziła dziewczynkę – księżniczkę Aiko. Jednym z tematów, które w najbliższej przyszłości będzie musiał podjąć obecny cesarz, jest powracająca kwestia sukcesji tronu. W Japonii kobiety od ponad 300 lat nie mogą dziedziczyć władzy, choć w historii kraju kobiety dziesięciokrotnie zasiadały na tronie cesarskim (osiem kobiet wstąpiło na cesarski tron ​​Japonii; ponieważ dwie sprawowały władzę dwukrotnie pod różnymi nazwami cesarskimi, pojawiają się zatem 10 razy na oficjalnej liście 126 cesarzy): osiem w wiekach VI-VIII i dwie w wieku XVII-XVIII. [4] Historycznie rzecz biorąc, nie było absolutnego wymogu, aby cesarze należeli do linii męskiej. Obecnie japońskie prawo dotyczące sukcesji tronu cesarskiego stanowi wyraźnie, że tylko „potomstwo płci męskiej w linii męskiej należącej do rodu cesarskiego” może zostać cesarzem. W 2004 roku, po czterech dekadach bez męskich narodzin w rodzinie cesarskiej, narastające poczucie kryzysu skłoniło premiera Koizumi Jun’ichirō do powołania grupy badawczej zajmującej się prawem rodu cesarskiego i kwestiami sukcesji. Opracowany w 2005 raport, zalecał umożliwienie kobietom i ich matrylinearnym potomkom objęcia tronu chryzantemy; ale zanim ustawodawcy mogli podjąć działania w tej sprawie, w roku 2006 r. Agencja Dworu Cesarskiego wydała oświadczenie, że księżniczka Kiko (żona księcia Akishino młodszego brata Cesarza Nruhito) jest w ciąży, a następnie we wrześniu tego roku urodził się książę Hisahito. Tym samym prace nad zmianą umożliwiającą sukcesje kobiet zostały odrzucone. Temat powrócił niemal dekadę później kiedy to w 2017 r., uchwalono specjalne prawo umożliwiające abdykację cesarza Akihito. W dokumencie tym zawarto dodatkową rezolucję wzywającą rząd do omówienia sposobów zapewnienia stabilnej przyszłej sukcesji. W chwili obecnej tylko trzech mężczyzn może zostać następcami cesarza Naruhito: jego młodszy brat Fumihito, jego bratanek Hisahito, obecnie 13-letni, i jego starszy wuj Masahito. [5]W obecnym systemie, jeśli Hisahito zostanie cesarzem i nie będzie miał syna, zabraknie następcy tronu. Zgodnie z deklaracją, jednym z kluczowych wyzwań japońskiego rządu jest zaangażowanie się w dyskusje na temat osiągnięcia stabilnej sukcesji cesarskiej. Po raz pierwszy rzecznik rządu, Yoshihide Suga, odniósł się do takiego terminu i wezwał parlament do rozpoczęcia dyskusji w tej sprawie. Następca tronu, młodszy brat cesarza Naruhito, miał ogłosić swój status pierwszego w kolejce do tronu podczas ceremonii „Rikkoshi senmei no gi” (ceremonia ogłoszenia księcia koronnego). Zapowiadane rządowe rozmowy rozmowy, które miały rozpocząć się po uroczystościach inwestytury księcia Fumihito zaplanowanej na 19 kwietnia br. zostały jednak przełożone przez opóźnienie ceremonii spowodowane pandemią COVID-19.Opinie na temat sukcesji cesarskiej są podzielone i chryzantemowy tron wciąż ogniskuje nadzieje i obawy żywione zarówno przez konserwatystów jak i reformatorów. Rewizja prawa o sukcesji tronu wydaje się dziś koniecznym znakiem czasu. Tron, pomimo iż nie wzbudza już strachu ani bezgranicznej czci nadal jest istotnym elementem tożsamości narodu japońskiego. Władza cesarska przetrwała w Japonii ponad 2000 lat i stała się częścią kultury, wierzeń i tożsamości. Dziś przyszłość chryzantemowego tronu dzieli japońskie społeczeństwo. Jedni otwarcie dążą do utworzenia republiki upatrując w istniejącym systemie zagrożenia, inni widzą w cesarzu gwaranta jedności kraju, stojącego na straży spójnej polityki państwa. Pomimo, że instytucja cesarza stanowi archaizm i nie jest już szczególnie ważna w życiu przeciętnego Japończyka, wciąż jednak stanowi symbol państwa wschodzącego słońca. System cesarski przetrwał gdyż cały czas ewoluuje. Pozycję cesarza jako naczelnego kapłana w religii shinto zapewnia mu kluczową rolę. Dopóki shintoizm stanowi religię narodową, cesarz ma istotne zadanie do wykonania. Dzisiejsza monarchia japońska zderza się z problemem, w jaki sposób dostosować się do współczesnych realiów. Władca jest dziś łącznikiem z przeszłością, która stanowi część japońskiej duszy. Era Heisei zapoczątkowała zmiany, od których nie ma odwrotu, a rola Cesarza jako duchowego przywódcy Japonii wydaje się niezagrożona.[1] Andrew Gordon, Nowożytna historia Japonii, wyd. PIW, 2010 r., s. 419[2] Emperor Naruhito’s Ascension, The Japan Times 1 V 2019, https://info.japantimes.co.jp/ads/pdf/20190501-Emperor_Naruhitos_Ascension.pdf - dostęp 20 VII 2020[3] Rafał Tomański, Bóg na emeryturze. Japonia wkracza w nową erę i czeka na G20 - https://businessinsider.com.pl/polityka/japonia-abdykacja-cesarza-g20-reiwa-ekonomia/jrv61d8 - dostęp 20 VII 2020[4] Japan’s Female Emperors - https://www.nippon.com/en/japan-data/h00753/ - dostęp 19 VII 2020[5] Japan eyes succession talks after crown prince's April announcement - https://english.kyodonews.net/news/2020/02/454ab9292e42-japan-eyes-succession-talks-after-crown-princes-april-announcement.html - dostęp 19 ~VII 2020

Nota

Impeachment Prezydenta Donalda Trumpa

01.08.2020

Impeachment ( z ang. „postawienie w stan oskarżenia) to procedura, która wywodzi się z anglosaskiej tradycji parlamentarnej, służąca przede wszystkim realizacji odpowiedzialności konstytucyjnej wyższych urzędników państwowych, w tym Prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki. Procedurę inicjuje Izba Reprezentantów. Niższa izba kongresu USA stawia w stan oskarżenia za przestępstwa wynikające ze sprawowanego urzędu m.in. za wykorzystanie pozycji, nadużywania kompetencji czy popełnienia przestępstwa w związku z zajmowaną funkcją. Komisja sprawiedliwości izby decyduje, które przepisy procedury zastosuje, a także gromadzi materiał dowodowy, który następnie przedstawiany jest na posiedzeniu plenarnym. Izba Reprezentantów może wystąpić z oskarżeniem dopiero po przeprowadzeniu głosowania i uzyskaniu w nim większości głosów. Dopiero wtedy przedstawione zarzuty stanowią formę „aktu oskarżenia” i wniosek trafia do Senatu, którego wyłączną kompetencją jest orzeczenie winy lub uniewinnienie oskarżonego. Wyższa izba parlamentu pełni rolę ławy przysięgłych, natomiast przewodniczący komisji sprawiedliwości izby reprezentantów – prokuratora w procesie. Ponadto warto zauważyć, że w przypadku impeachmentu prezydenta wymogiem formalnym jest to, aby przewodnictwo w Senacie na czas procedury pełnił przewodniczący Sądu Najwyższego USA. Drugim istotnym wymogiem formalnym jest większość dwóch trzecich obecnych na posiedzeniu parlamentarzystów, która jest potrzebna do uznania winy oskarżonego. Do usunięcia głowy państwa potrzeba więc 67 głosów w 100 osobowej izbie. Od decyzji Senatu nie ma odwołania. Wyższa izba amerykańskiego kongresu może jedynie usunąć oskarżonego z urzędu. Natomiast jeżeli w wyniku przeprowadzonego śledztwa, okaże się, że osoba postawiona w stan oskarżenia na podstawie impeachmentu, popełniła przestępstwo ścigane powszechnie, może ona również stanąć przed sądem powszechnym. Prezydent ma prawo do obrony podczas procesu.Do roku 2020 procedurę impeachmentu rozpoczęto wobec dwóch urzędujących prezydentów: w 1868 roku wobec Andrew Johansona oraz w 1998 wobec Billa Clintona. Obaj przywódcy zostali uniewinnieni. Natomiast bliski utraty urzędu zpowodu impeachmentu był prezydent Richard Nixon w 1973 r. Jednak w obawie przed usunięciem go przez Senat w wyniku afery Watergate, został oskarżony o nadużywanie władzy poprzez użycie nielegalnych metod do walki z oponentami politycznymi i utrudnianie pracy wymiaru sprawiedliwości, podał się do dymisji, unikając odpowiedzialności.Nancy Pelosi - Spiker Izby Reprezentantów ogłosiła 24 września 2019 r. rozpoczęcie procedury impeachmentu w stosunku do prezydenta Donalda Trumpa. Natomiast formalne przyjęcie dwóch artykułów impeachmentu nastąpiło w izbie niższej kongresu 18 grudnia 2019 r. Głowa państwa została po pierwsze oskarżona o nadużycie wcelu osiągnięcia własnych korzyści politycznych. Ujawniono, że Trump wraz zprzedstawicielami swojej administracji wywierał presję na prezydencie Ukrainy. Amerykańska pomoc wojskowa w związku z konfliktem w Donbasie miała być wstrzymana do czasu ogłoszenia przez Wołodymyra Zełeńskiego śledztwa przeciwko byłemu wiceprezydentowi, a obecnie kontrkandydatowi w listopadowych wyborach Joe Bidenowi oraz jego synowi – Hunterowi Bidenowi. Drugim zarzutem była obstrukcja prac Kongresu w związku z wyjaśnieniem sprawy. 22 stycznia rozpoczął się senacki proces, który zakończyło głosowanie 5 lutego. Senat, w którym większość ma partia republikańska uniewinnił D. Trumpa od stawianych zarzutów. W pierwszym artykule impeachmentu 48 parlamentarzystów głosowało za, a 52 przeciw, natomiast w drugim 47 za, a 53 przeciw.Warto odnotować, że pierwszy raz w historii Stanów Zjednoczonych Ameryki powody rozpoczęcia procedury impeachmentu nie dotyczą wydarzeń wewnątrzkrajowych, lecz są związane z polityką zagraniczną. Jest to złamanie dotychczasowej zasady „Politics stops at the water’s edge” (tł. „Polityka kończy się na brzegach oceanu”) obowiązującej w amerykańskiej polityce. Tezę tą sformułował Artur Vandberg, przewodniczący senackiej komisji ds. zagranicznych, który uważał, że demokraci i republikanie mogą ścierać się brutalnie na „krajowym podwórku”, ale nie wolno jest przenosić konfliktów wewnętrznych na arenę międzynarodową. Ponadto warto dodać, że sama procedura pozbawienia prezydenta urzędu nie wpłynęła negatywnie na poparcie Donalda Trumpa. W sondażu przeprowadzonym przez Instytutu Gallupa Trump uzyskał najwyższe poparcie, od czasu objęcia urzędu w styczniu 2017 r. Ułaskawienie Trumpa, znacznie zwiększa potencjalne szanse na prezydencką reelekcje w listopadowych wyborach. Dodatkowo warto zauważyć, że mimo wysokiego poparcia, około połowa amerykanów w sondażach, chciała usunięcia Trumpa z urzędu, co wskazuje na pogłębione podziały w społeczeństwie. Ponadto politycy partii demokratycznej stracili „potężny oręż” do przeprowadzania kolejnych ataków na urzędującą głowę państwa.Reasumując, warto wspomnieć, iż procedura impeachmentu jest krytykowana przez cześć konstytucjonalistów, ze względu na swój polityczny charakter. Proces prowadzony jest przez kongresmenów, a nie przez przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości. Podobnie jak we wcześniejszych przypadkach, partia wspierająca prezydenta mająca większość w senacie „ocaliła” głowę państwa. Tylko jeden przedstawiciel republikanów – senator Mitt Romney, uznał, że Trump nadużył władzy izagłosował za impeachmentem.

Nota

Rumunia: Senat odrzucił projekt ustawy o statusie autonomii tzw. Kraju Seklerów

30.07.2020

W dniu 29 kwietnia 2020 r. media rumuńskie podały informację o tym, że Senat Rumunii (izba wyższa parlamentu) po dwugodzinnej debacie poparł 126 głosami za, 9 przeciwko, report o odrzuceniu projektu ustawodawczego o autonomii tzw. Kraju Seklerów (rum. Ținutul Secuiesc, w nawiasach: Székélyföld-Terra Siculorum). Wcześniej jednak rumuńska opinia publiczna dowiedziała się, że Izba Deputowanych (Camera Deputaților) przyjęła ów projekt w trybie „milczącej aprobaty” – bez debaty i głosowania, na skutek proceduralnego przeoczenia – ponieważ 24 kwietnia upłynął termin na jego rozpatrzenie.Należy przypomnieć, że Węgrzy-Seklerzy stanowią ok. 6% obywateli Rumunii, zaś na terenach tzw. Seklerszczyzny – ok. połowę populacji. Ziemie zamieszkane przez Seklerów w latach 1952-1968 stanowiły Węgierski Okręg Autonomiczny (rum. Regiunea Autonomă Maghiară, węg. Magyar Autonóm Tartomány). Ta autonomiczna jednostka terytorialna została powołana na mocy konstytucji Rumuńskiej Republiki Ludowej z 1952 r. W praktyce wiele stanowiących ją zapisów pozostawało wyłącznie na papierze, jednak od czasu jej likwidacji, już w postkomunistycznej Rumunii temat węgierskiej autonomii co jakiś czas powracał do debaty publicznej.Projekt o specjalnym statusie Kraju Seklerów został zarejestrowany w Izbie Deputowanych Rumunii 23 grudnia 2019 r. pod numerem 670, przez posłów Demokratycznego Związku Węgrów Rumunii (rum. Uniunea Democrată Maghiară din România, UDMR, węg. Romániai Magyar Demokrata Szövetség, RMDSZ) – Józsefa György Kulcsár-Terza i Zsolta-Istvána Bíró. Autonomia miałaby według tego projektu obejmować leżące w Siedmiogrodzie (rum. Transilvania lub Ardeal, węg. Erdély) obwody-województwa (rum. județ) Covasna i Harghita zamieszkane w większości przez Węgrów-Seklerów, oraz tzw. krzesło (rum. scaun, węg. szék) historyczne Marmaroszu (rum. Mureș, węg. Maros). Jako języki urzędowe zapowiadane były węgierski i rumuński. Organem kierowniczym, wybranym na cztery lata przez głosowanie powszechne w autonomii, miała być Rada Samorządowa (rum. Consiliul de Autoadministrare). Ta Rada wyznaczałaby Komisję Samorządową (rum. Comisia de Autoadministrare), z którą razem zajmowałyby się sprawami regionalnymi. W stosunkach pomiędzy regionem a rządem Rumunii rolą pośredniczą miałby odegrać prefekt mianowany przez rząd Rumunii. Decyzje przyjmowane w regionie miałyby pozostawać pod kontrolą Trybunału Konstytucyjnego Rumunii.Projekt dokumentu składał się z XIV rozdziałów, w tym 132 paragrafów. W uzasadnieniu złożonym razem z projektem, autorzy zaczęli od przywołania idei, że autonomia terytorialna jest wymagana w świetle zasad dokumentów międzynarodowych (OBWE, Rada Europy etc.), oraz z praktyki szeregu państw Unii Europejskiej np. Tyrol Południowy we Włoszech, Wyspy Alandzkie w Finlandii, regiony Flandria i Walonia w Belgii. Autonomia istniała w historycznym regionie Kraju Seklerów od 1200 r. w formie „krzeseł seklerskich”. Autorzy zapewniali, że ta ustawa, gdyby została przyjęta, nie doprowadzi, wbrew zapowiedziom oponentów, do secesji Kraju Seklerów od Rumunii. Celem ustawy miało być zapewnienie „potrzebnych gwarancji i stworzenie należytych ram dla dobrobytu regionu autonomicznego, ochrony węgierskiej tożsamości Seklerszczyzny, oraz specyficznych interesów tej społeczności”.Po tym jak projekt Józsefa György Kulcsár-Terza i Zsolta-Istvána Bíró został zarejestrowany, zgodnie z procedurą kierownictwo Izby Deputowanych poprosiło o opinię Radę Gospodarczą i Społeczną, Radę Ustawodawczą, rząd Rumunii, oraz trzy komisje parlamentarne, i w lutym 2020 r. o raport od Komisji Administracji Publicznej i Planowania Terytorialnego. Po przekroczeniu terminu trzech miesięcy, 14 kwietnia 2020 r., Izba Deputowanych otrzymała negatywną opinię od rządu. Wówczas to bez żadnej debaty, w procedurze „milczącej aprobaty”, zgodnie z art. 75 (2) Konstytucji Rumunii, projekt ustawy został przyjęty i skierowany do Senatu 23 kwietnia 2020 r. Dnia 27 kwietnia 2020 r. projekt został wysłany do czterech Komisji Senatu w celu opracowania opinii do 5 maja, oraz w przypadku jednej Komisji do 12 maja. Po tym jak 29 kwietnia dwie komisje wydały negatywne opinie, na posiedzeniu Senatu 126 senatorów poparło raport Komisji Administracji Publicznej, który był negatywny wobec projektu autonomii Kraju Seklerów.Po odrzuceniu tego projektu autonomii, prezydent Rumunii, Klaus Iohannis wydał kontrowersyjną deklarację, którą rumuńska opinia publiczna była zaskoczona, jako że przez Iohannis uchodzi w powszechnym odczuciu za polityka zrównoważonego, niekontrowersyjnego i stroniącego od konfliktów. Iohannis oskarżył bowiem publicznie Partię Socjaldemokratyczną (PSD) o to, że spiskuje z UDMR – „PSD, wielki PSD, walczy w tajemniczych biurach Parlamentu, żeby oddać Siedmiogród Węgrom” (mediafax.ro). Na końcu powitał w języku węgierskim marszałka Izby Deputowanych, Marcela Ciolacu (PSD) i zapytał – „jaką obietnicę dał państwu lider z Budapesztu w zamian z tę umowę”? (romania.europalibera.org). Wypowiedź prezydenta Rumunii spotkała się z ostrą krytyką Krajowej Rady ds. Zwalczania Dyskryminacji (rum. Consiliul Național pentru Combaterea Discriminării, CNCD), która zdecydowała się na nałożenie na prezydenta kary finansowej.Interesujące jest to, że dyskusji merytorycznej na temat projektu nie było ani w parlamencie, ani w społeczeństwie, a w kontekście pandemii koronawirusu, temat nie przyciągnął dostatecznej uwagi opinii publicznej. Warto zaznaczyć, że po raz pierwszy projekt ustawy Kraju Seklerów, choć w trybie „domyślnej aprobaty”, został przyjęty przez Izbę Deputowanych. Z drugiej strony, populistyczna reakcja Iohannisa wyraźnie kreuje nowe linie podziałów politycznych, aniżeli służy ich zamazywaniu.

Nota

Czarnogórski konflikt o Cerkiew – autokefalia, czyli problem tożsamości i państwowości

28.07.2020

W ostatnich miesiącach Czarnogórą wstrząsają demonstracje wielu dziesiątek tysięcy protestujących obywateli Czarnogóry, organizowane we wszystkich większych miastach tego małego europejskiego państwa.Bezpośrednim powodem protestów było uchwalenie przez czarnogórską Skupsztynę (parlament) 26 grudnia 2019 roku nowej "Ustawy o wolnościach religijnych", a dokładniej, jej części dotyczącej kwestii własności majątku kościelnego w Czarnogórze. Mamy tu jednak do czynienia z kilkoma poziomami sporu, z których spór o własność jest tylko pierwszym i inicjującym inne.Pierwszym zatem poziomem sporu jest spór prawny, w którym pojawia się pytanie o to, kto jest właścicielem obszernych dóbr i nieruchomości używanych przez Serbską Cerkiew Prawosławną (SCP) w Czarnogórze. Zwolennicy danej ustawy uważają, że wszystko to, co nie zostało udokumentowane jako własność Cerkwi przed 1918 rokiem, automatycznie staje się własnością państwa. Przeciwnicy ustawy zaś twierdzą, że są to dobra i nieruchomości, które były przekazywane Serbskiej Cerkwi Prawosławnej przez władców lub zamożną szlachtę jeszcze od czasów średniowiecza, więc domaganie się obecnie odpisów z ksiąg wieczystych tych majątków jest iluzoryczne.Kolejnym poziomem sporu jest poziom historyczny. Obecnie w Czarnogórze istnieją dwie cerkwie. Z jednej strony jest to Serbska Cerkiew Prawosławna z jej metropolią czarnogórsko-primorską uznająca patriarchę w Belgradzie. Posiada ona status Cerkwi kanonicznej, czyli cieszącej się uznaniem ze strony innych Cerkwi (instytucja zbliżona do uznania międzynarodowego). Z drugiej zaś strony, istnieje Czarnogórska Cerkiew Prawosławna (CCP) założona w 1993 roku. Z punktu widzenia prawa kanonicznego nie jest ona uznawana za autokefaliczną, czyli niezależną. Ma jednak poparcie obecnego państwa czarnogórskiego. Uzasadniając swoje dzisiejsze dążenie do niezależności, CCP powołuje się na faktyczną autokefalię Cerkwi czarnogórskiej ustanowionej za czasów okupacji przez Imperium Osmańskie w XVIII wieku, niemniej utraconej zjednoczeniem z Serbską Cerkwią Prawosławną po powstaniu Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców w 1918 roku. Dzisiaj, obie Cerkwie uważają się za spadkobierców średniowiecznej Czarnogórskiej Cerkwi Prawosławnej i jej dóbr w Czarnogórze. Faktem jest jednak, że CCP ma bardzo ograniczony obszar oddziaływania, słowem, pełni posługę jedynie w kilku kaplicach w Cetyniu i jednej cerkwi w Kotorze. Niemniej jednak domaga się prawa do wszystkich cerkwi i klasztorów na terytorium Czarnogóry, jakie są obecnie własnością SCP. CCP w swoim działaniu otrzymuje pełne poparcie obecnej władzy Czarnogóry z prezydentem Milo Djukanoviciem na czele.Ostatnim, ale nie mniej ważnym sporem, jest spór o tożsamość. Władze czarnogórskie uważają, że Serbska Cerkiew Prawosławna neguje istnienie, odrębnej od serbskiej, tożsamości czarnogórskiej oraz odrębność narodu czarnogórskiego. Tym samym SCP podważa prawo do istnienia niepodległej i niezależnej Czarnogóry. Traktuje to jako kontynuację tzw. wielkoserbskiej polityki wobec Czarnogórców i Czarnogóry prowadzonej przez Serbię przynajmniej od roku 1918. Kwestia ta podnoszona była również podczas referendum niepodległościowego w Czarnogórze 21 maja 2006 roku i według władz czarnogórskich została rozstrzygnięta poprzez ogłoszenie niepodległości w dniu 3 czerwca 2006 roku.Komentarz:Władze Czarnogóry próbują wzmocnić swoją legitymację oraz suwerenność i stabilność państwa, między innymi poprzez utworzenie autokefalicznej Cerkwi Czarnogórskiej, na której państwo mogłoby polegać. Słowem, mamy do czynienia z politycznie umotywowaną próbą ustanowienia autokefalii. Stronami sporu są obecny prezydent Czarnogóry Milo Djukanović, pozostający nieprzerwanie u władzy od 1988 roku były komunistyczny aparatczyk, wraz z koalicją partii skupioną wokół jego Demokratycznej Partii Socjalistów (DPS) jako dominującej siły politycznej [rozpoczęli oni proces tworzenia autokefalicznej CCP ("Ustawa o wolnościach religijnych" została przyjęta z ich inicjatywy)], oraz, z drugiej strony, Serbska Cerkiew Prawosławna walcząca o utrzymanie statusu quo. Mimo, że istnieją próby Djukanovicia i DPS oskarżania Serbii (i pośrednio nawet Rosji) o podżeganie sporu, wydają się one być pozbawione podstaw. Serbia nie jest stroną sporu, a jej umiarkowana, ale i oczekiwana przychylność wobec stanowiska SCP w sporze, nie powinna być uznawana jako zarzut. Po stronie SCP opowiadają się czarnogórskie proserbskie partie opozycyjne skupione wokół Frontu Demokratycznego (FD) Andriji Mandicia.CCP opiera swoją aspirację do autokefalii na, jak mówią, autokefalii Cerkwi Czarnogórskiej istniejącej do 1918 roku, kiedy to Czarnogóra przestała istnieć jako niezależne państwo i stała się częścią Królestwa SHS - później Królestwa Jugosławii. Pamiętać należy jednak o tym, że aby uzyskać status autokefalii, nie wystarczy, aby Cerkiew była niezależna w tym sensie, że nikt nie ingeruje w jej działalność, ale musi także być w stanie samodzielnie konsekrować swoich biskupów. CCP nigdy nie była w stanie tego zrobić i tym samym niejako odbudowywać się od wewnątrz. Uzasadnionym jest zatem główny argument Serbskiej Cerkwi Prawosławnej, że CCP nigdy de facto nie była autokefaliczna.Historycznie rzecz ujmując, ustanowienie autokefalii bardzo często ma wymiar polityczny. Z wielowiekowej tradycji prawosławia można wywnioskować, że ilekroć powstawało państwo narodowe, prędzej czy później kończyło się to ustanowieniem autokefalii. Ostatnio z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku Ukrainy lub Macedonii Północnej. Tamtejsze Cerkwie opowiadają się za autokefalią wbrew woli Cerkwi macierzystych (odpowiednio rosyjskiej i serbskiej). Podstawową kwestią jest podkreślenie, by nie mieć najmniejszych wątpliwości, że mamy do czynienia z naprawdę odrębnymi narodami. W przypadku Ukrainy i Macedonii Północnej wielu uważa, że ​​tak dokładnie jest. Kwestia istnienia odrębnego narodu czarnogórskiego rodzi wiele kontrowersji. Zarówno w Serbii, jak i w Czarnogórze jest wielu, którzy uważają, że tożsamość czarnogórska jest tożsamością regionalną, a nie narodową, a Czarnogórcy są częścią „korpusu etnicznego” narodu serbskiego.Jeżeli państwo Czarnogóry wspiera proces tworzenia tożsamości narodowej i państwowej poprzez udzielanie poparcia dla autokefalii, musi mieć świadomość, że ustanowienie tej tożsamości jest możliwe tylko przy jednoczesnym pogłębianiu już istniejących i niebezpiecznych podziałów w społeczeństwie. Kontynuacja takiej polityki będzie miała swoją cenę. Ewentualne zwycięstwo, wydaje się, byłoby zwycięstwem pyrrusowym. Zamiast wzmocnienia państwa zwiększyłoby tylko napięcia w społeczeństwie. Pamiętajmy, że 28% mieszkańców Czarnogóry określa się mianem etnicznych Serbów, a raptem 44% ogółu mieszkańców tego państwa to Czarnogórcy, którzy, z kolei, w ogromnej większości deklarują swoją przynależność do Serbskiej Cerkwi Prawosławnej, uważając za swój język macierzysty język serbski. (Nie pozostaje bez znaczenia fakt, że około 1/4 reszty obywateli to mniejszości: Albańczycy, Chorwaci, muzułmanie bośniaccy, Turcy i inni).Należy także odnotować ostatnie wydarzenia mające miejsce podczas pandemii Covid-19, podczas których władze Czarnogóry organizowały aresztowania wielkich przeciwników wspomnianej "Ustawy o wolnościach religijnych" - najpierw metropolity SCP Amfilohija, a następnie episkopa (biskupa) Janikija, także z SPC. W sposób oczywisty próbowano politycznie wykorzystać członkostwo Czarnogóry w NATO i po cichu, z naruszeniem krajowych i międzynarodowych norm prawnych, konfiskować własność SCP. Niestety, działania te mogą doprowadzić do ponownego skupienia uwagi na Bałkanach Zachodnich w kontekście nowej destabilizacji regionu i potencjalnego wybuchu nowych konfliktów.

Nota

Hong Kong: „Podwójne standardy” i „lekcja dla wszystkich”.

27.07.2020

Doniesień na temat sytuacji społeczno-ustrojowej w Hongkongu nie ma końca. Jako że w Polsce rzadko przebija się głos władz „perły Orientu”, warto odnotować kilka komentarzy Carrie Lam. Szefowa rządu na ostatnich konferencjach oswaja lokalistów, punktuje USA, zapowiada pomoc w czasach COVID-19 Tło: demokratyzacja vs. mainlandyzacjaMasowe protesty w Hongkongu, których świadkami byliśmy w 2019-2020 roku (według różnych doniesień liczyły między 200 tysięcy a 1,7 miliona osób), nie są jedynymi aktami społecznego sprzeciwu niepodległościowych lokalistów. Pomijając okres kolonialny (lata 60-80. XX w.) i transformacji lat 90. ub. wieku, największe prodemokratyczne wystąpienia ludności miały jeszcze miejsce w 2003 r. (ok. pół miliona protestujących) oraz w czasie „parasolkowej rewolucji” studentów (2014 r.).Trwające od 2019 r. napięcia wywołane są głównie: obawą przed mainlandyzacją, tj. odejściem od zasady ustrojowej „jedno państwo – dwa systemy” i faktycznym wchłonięciem przez ChRL; presją części ludności ku liberalizacji prawa wyborczego (postulat wyborów powszechnych do władz regionu); pracami władz nad prawem ekstradycyjnym (przepis umożliwiający przekazanie podejrzanych chińskiemu wymiarowi sprawiedliwości nie został ostatecznie przyjęty); implementacją Artykułu 23 Ustawy zasadniczej Hongkongu w zakresie bezpieczeństwa państwa (prace trwają)[1]; oraz postawą policji, oskarżaną przez opozycję o nieproporcjonalne używanie siły względem protestujących; czy wreszcie – stanem wolności mediów i stygmatyzacją ruchu społecznego jako nastawionego na „zamieszki”.“There is no need for us to worry”Podczas konferencji 26 maja br. Carrie Lam (współrządząca od 2017 r.) wyjaśniła, że proponowana przez Pekin uchwała w zakresie bezpieczeństwa narodowego, nie będzie ograniczać praw oraz swobód obywateli miasta. Zaapelowała jednocześnie do mieszkańców o cierpliwość i spokojne oczekiwanie na szczegółowe informacje. Nie musimy się martwić – uspokajała szefowa rządu, dodając, że: w ciągu ostatnich 23 lat, ilekroć ludzie martwili się swobodą wypowiedzi w Hongkongu oraz wolnością zgromadzeń, wielokrotnie udowodnialiśmy, że przestrzegamy tych wartości. Lam podkreśla zarazem, że obecnie najważniejsze jest, aby najpierw zobaczyć te nowe ustawodawstwo i postarać się zrozumieć, dlaczego w tej chwili Hongkong potrzebuje tego aktu prawnego[2].„Podwójne standardy” Tydzień później, 2 czerwca, Lam zarzuciła niektórym państwom Zachodu podwójne standardy, porównując ich reakcje na zamieszki w Stanach Zjednoczonych (związane ze śmiercią George’a Floyda) i niekiedy brutalne interwencje tamtejszej policji oraz diametralnie inne podejście do działań HK w zakresie usprawniania polityki bezpieczeństwa państwa „dwóch systemów”, czy zachowania porządku publicznego w związku z lokalnymi protestami. W kontekście krytyki ze strony USA, Wielkiej Brytanii i innych państw zachodnich Lam ripostuje – niedawno widzieliśmy tego rodzaju podwójne standardy przy zamieszkach w Stanach Zjednoczonych (...) Widzimy, jak zareagowały lokalne władze. Ale w zeszłym roku, kiedy mieliśmy podobne zamieszki w Hongkongu, jakie było ich stanowisko? – pyta retorycznie. Dalej, Lam puentuje zachowanie tych państw następująco: traktują bezpieczeństwo narodowe własnego kraju bardzo poważnie, ale gdy chodzi o bezpieczeństwo naszego kraju, sytuację w Hongkongu, patrzą na to przez przyciemnione okulary[3].Lekcja dla wszystkich i wsparcie rządu – ku normalnościKażdy musi wyciągnąć z tego lekcję. Hongkong nie może dalej pozwolić sobie na chaos. Mieszkańcy Hongkongu chcą spokoju i stabilności. W kontekście globalnej recesji gospodarczej wywołanej pandemią, bardziej niż kiedykolwiek (...) musimy przywrócić normalne życie ludziom – wyraźnie zaznaczyła Carrie Lam podczas swojej konferencji prasowej w kolejnym tygodniu (9 czerwca). Lam podkreśliła, że mimo pandemii Hongkong pozostaje jednym z centrów gospodarczych świata; zapowiedziała jednocześnie, że rząd Specjalnego Regionu Autonomicznego wprowadzi rozwiązania stymulujące rynek pracy oraz rozdysponuje specjalne pomocowe środki finansowe dla mieszkańców w wieku powyżej 18 lat. Każda osoba ma otrzymać 10.000 dolarów hongkońskich (1.300 dolarów amerykańskich) już od 8 lipca. Przewodnicząca Rady Wykonawczej ogłosiła też, że pensje wszystkich nominowanych na stanowiska polityczne zostaną zamrożone na rok począwszy od lipca. Niemianowanym członkom rządu także zamrożone zostaną pensje na rok, począwszy od października[4].Carrie is caring?Mimo krytyki z różnych stron, szefowa administracji Hongkongu zdaje się rozumieć powagę sytuacji. Potrafi słuchać, ale też wymaga dialogu, tak aby i rząd, i społeczeństwo nie znalazło się między Scyllą drastycznej interwencji KPCh a Charybdą radykalizacji części lokalistów. Swojej odpowiedzialności dowiodła już w czerwcu 2019 r., gdy w specjalnym oświadczeniu, odnosząc się do kwestii ekstradycyjnych przyznała, że niedociągnięcia w pracy rządu doprowadziły do konfliktu i sporów w społeczeństwie Hongkongu, a także rozczarowały i zaniepokoiły wielu ludzi, oraz że przeprasza obywateli i obiecuje przyjąć ich krytykę w najbardziej szczery i pokorny sposób[5].© Mateusz Krycki[1] Według niepotwierdzonych dotąd doniesień implementacja przepisów Artykuł 23 Ustawy Zasadniczej Specjalnego Regionu Administracyjnego Hong Kongu miałaby ograniczać swobody obywateli i prawa człowieka, w tym wolność słowa (Artykuł 23 w sposób ogólny stanowi o możliwościach ograniczania na terenie HK działalności prowadzącej do buntu, secesji, lub innych wystąpień przeciwko władzy ChRL; dopuszcza też możliwość interwencji ChRL w sytuacji zamieszek zagrażających bezpieczeństwu państwa i jego integralności).[2] Global News, Hong Kong leader says ‘no need for us to worry’ about China’s new security bill, 26.05.2020 (https://globalnews.ca/news/6985734/hong-kong-china-security-bill-carrie-lam/).[3] Deutsche Welle, Hong Kong leader Carrie Lam slams US ‘double standards’ with protests, 2.06.2020 (https://www.dw.com/en/hong-kong-leader-carrie-lam-slams-us-double-standards-with-protests/a-53655150)[4] CGTN, Hong Kong cannot tolerate any more 'chaos': Carrie Lam, 9.06.2020 (https://news.cgtn.com/news/2020-06-09/Hong-Kong-cannot-tolerate-any-more-chaos-Carrie-Lam-Rb2uDwcB1K/index.html)[5] IAR, Hongkong: dwa miliony protestujących przeciwko ekstradycji do Chin kontynentalnych, 16.06.2019 (https://www.polskieradio24.pl/5/1223/Artykul/2325934,Hongkong-dwa-miliony-protestujacych-przeciwko-ekstradycji-do-Chin-kontynentalnych)

Nota

Jak pieniądze i korupcja zmieniają układ sił politycznych w kraju, czyli czym żyje Szwajcaria?

25.07.2020

Mimo trudnej ze względu na Covid-19 sytuacji gospodarczo-politycznej na świecie, szwajcarską opinię publiczną zajmuje przede wszystkim przejrzystość, uczciwość i solidarność społeczna w kontekście wewnętrznych finansów publicznych. Główne doniesienia prasowe koncentrują na roszczeniach emerytalnych dwóch tamtejszych polityków: multimiliardera Christopha Blochera (SVP), oraz milionera Johanna Schneider-Ammanna (FDP), którzy to po latach zwrócili się do rządu federalnego o wypłatę swoich zaległych emerytur. Atmosferę podgrzewają również kolejne informacje o zmówionych przez rząd specjalnych ekspertyzach oceniających słuszność wysuwanych roszczeń, które to generują dodatkowe koszty dla budżetu państwa, co zdecydowanie nie podoba się szwajcarskim obywatelom.Napięcie i niezadowolenie społeczne budzą nadto oskarżenia korupcyjne wobec byłego burmistrza Genewy i radnego kantonu genewskiego Pierre’a Maudeta (FDP), który przed laty czerpał benefity majątkowe, wykorzystując pełnioną przez siebie funkcję w Radzie Narodowej (Nationalrat). Tym samym sprawy personalne czołowych liderów partyjnych zmarginalizowały doniesienia medialne, dotyczące ewentualnych problemów finansowych szwajcarskich firm czy prezydencji Niemiec w UE.KomentarzSzwajcaria to jeden z najbogatszych krajów świata. Wydawać by się więc mogło, iż obecny stan gospodarki państwa powinien znaleźć się w obrębie intensywniejszego zainteresowania mediów, tymczasem tak się nie stało. Uwagę obywateli przyciągają budzące wątpliwości postulaty finansowe byłych członków Rady Narodowej (Nationalrat) oraz ciągnąca się od kilku lat sprawa korupcji finansowej w polityce.Szwajcarska scena polityczna jest obecnie, w wyniku wyborów z 2019, zdominowana przez trzy najsilniejsze partie: Szwajcarską Partię Ludową (Schweizerische Volkspartei, SVP), Socjaldemokrtyczną Partię Szwajcarii (Die Sozialdemokratische Partei der Schweiz, SP) oraz FDP.Liberałów (Die Liberalen). Jednakże to nie one, a partie proekologiczne: Zieloni (Die Grünen) oraz Zielona Partia Liberalna Szwajcarii (Die Grünliberale Partei Schweiz, GLP), zyskują aktualnie przewagę i poparcie społeczne. Jeśli przyjrzeć się bliżej toczącym się sporom na temat świadczeń państwowych, zauważyć można, iż w sposób decydujący wpływają one na rozkład sił politycznych w państwie. Przyczynkiem nieporozumień stała się decyzja Blochera, 79-letniego przedsiębiorcy z Zurichu i członka Bundesratu w latach 2003-2007. Polityk ten, choć pierwotnie zrzekł się swojego prawa do emerytury, zmienił jednak zdanie, wyrażając chęć jej pobrania. Wywołało to powszechny sprzeciw opinii publicznej ze względu na kwotę (2,7 mln franków szwajcarskich) oraz wsteczność roszczenia, tym bardziej, iż Blocher zaliczany jest do grona 10 najbogatszych osób w Szwajcarii. Sam zainteresowany argumentował swoją decyzję nie tyle wysokością kwoty, gdyż „jego roczne podatki są «wyższe niż pobieranie tej emerytury»”, a sprzeciwem co do prowadzonej obecnie polityki czerwono-zielonego parlamentu, któremu nie zamierza, jak to sam określił, „dawać prezentów”. Co ciekawe jest to pierwszy taki przypadek w Szwajcarii, jeśli chodzi o wsteczne świadczenia. Dla podgrzania atmosfery media donoszą o innym byłym radnym, szwajcarskim milionerze Johannie Schneider-Ammannie (m.in. ministrze gospodarki z ramienia FPD w latach 2010-2018 oraz w 2015 wiceprezydencie Szwajcarii), który z kolei zdecydował się przekazać całą swoją emeryturę (220 tys. franków rocznie) na cele charytatywne.Kontrowersje wokół zaległych świadczeń znalazły swoje odbicie na płaszczyźnie polityki kantonalnej, w tym głównie miasta Bazylei. Zielona Partia Liberalna wystąpiła tam bowiem z inicjatywą ograniczenia wypłaty emerytur dla byłych już prezesów sądów oraz członków rządu z dziesięciu do trzech lat. Zgłoszony przez GLP projekt, cieszący się aż 61,9% poparciem, miał w ten sposób zwrócić na nią uwagę i podnieść jej polityczne notowania. Doprowadził też do ogólnoszwajcarskiej debaty nad kosztami świadczeń dla byłych członków Rady Federalnej, które obciążają podatników kwotą 4,8 mln franków rocznie.Obok wywołujących kontrowersje spraw finansowych polityków FDP, pozycja tej partii uległa znacznemu osłabieniu w wyniku ujawnionej już wprawdzie w 2015 afery korupcyjnej byłego członka Rady Narodowej Maudeta, która w kontekście ogólnoszwajcarskiego niezadowolenia społecznego, powróciła teraz jak boomerang. Radnemu przyznano bowiem w 2019 roku dożywotnią emeryturę w wysokości od 89 000 do 125 000 franków rocznie, mimo iż oskarżony on został o przyjęcie sponsorowanej, luksusowej wycieczki do Abu Zabi (do czego się przyznał) i prowadzenie nielegitymizowanych rozmów z najwyższymi urzędnikami państwowymi tego kraju. Wprawdzie centrala partii, obawiając się utraty zaufania publicznego, odcięła się od niego już w 2018, to jednak kantonalny odział FDP dopiero teraz zdecydował się wykluczyć go ze swojego grona. Dodatkową rysą na wizerunku liberałów i Maudeta stało się aresztowanie jego asystenta oraz partyjnego kolegi i analityka strategicznego policji Simona Brandta, zatrzymanego pod zarzutem naruszenia tajemnicy państwowej.Może się zatem okazać, że wbrew pozorom to nie Covid-19, a przynajmniej nie w sposób bezpośredni, będzie w stanie zmienić układ sił politycznych w Szwajcarii podczas kolejnych wyborów w 2023, a nielegalne działania polityków i skrupulatność finansowa Szwajcarów. Nadto, jeśli weźmie się pod uwagę trendy polityczne w tym kraju, zauważyć można, iż od 1975 do 2019, tendencję wzrostową odnotowują tam właśnie organizacje „prozielone”, przy jednoczesnej wzrastającej stagnacji dużych partii, w tym SVP i powolnym zanikaniu małych partii prawicowych. Jeśli ten trend się utrzyma, będzie to kierunek odmienny od obserwowanego obecnie w UE, która nie sprostawszy kryzysowi koronawirusa, doprowadziła do rozbudzenia nastrojów nacjonalistycznych i osłabienia trendu federalizacyjnego.

Nota

Mjanmy polityczno-gospodarcza modernizacja i wychodzenie z ciszy

22.07.2020

Związek Myanmar to nominalnie młoda republika prezydencka z potencjałem geopolitycznym, deklaratywnie demokracja in-statu-nascendi z aspiracjami, a w praktyce? Ostatnia dekada przemian i stosunki z ChRL dają częściową odpowiedź, jednocześnie skłaniają do refleksji nad ikonami i efektami transformacji ustrojowej.PolaryzacjaMjanma, czyli niegdysiejsza Birma, od dekad stanowi w zasadzie wzorcowy przykład państwa postkolonialnego, którego elity polityczne i wojskowe przenikają się, dokonując raz po raz ustrojowego przełomu, bądź – częściej – przewrotu (zachodni komentatorzy skłaniają się tu zazwyczaj do uproszczenia w formule „zamach stanu”). Ich rezultaty w istocie do dnia dzisiejszego utrzymują wewnętrzną polaryzację centrum-peryferie, a ta z kolei dla ponad pięćdziesięciomilionowego, zróżnicowanego etnicznie społeczeństwa (ok. 135 mniejszości), mimo przestrzeni do Szafranowej rewolucji, kolejnych odwilży i kontrolowanych reform z głosem Narodowej Ligi na rzecz Demokracji (NLD) i zachodnimi korporacjami w tle (zwieńczonych choćby konstytucją z 2008 r. lub symbolicznym powrotem Pepsi na półki), oznaczała daninę krwi, wolności, godności, lub przyzwoitości, ewentualnie pamięci. Dość wspomnieć o pacyfikacji protestujących w tzw. Powstaniu 8888 w 1988 r. (z ponad 2 tysiącami zabitych, głównie studentów), o demonstracjach z 2007 r., gdy zabito kilkuset mnichów; areszcie domowym Suu Kyi z jednej strony, a zarazem o jej (noblistki) ewolucji ku realpolitik ustępstw z drugiej; lub – ostatnio – o skazaniu dziennikarzy Reutera, czy wreszcie czystkach etnicznych wobec Rohindżów (między 2017 a 2018 r. do ucieczki do Bangladeszu zmuszono ok. 800 tys. osób).Na ten krajobraz wertykalnej, polityczno-gospodarczej modernizacji w wydaniu południowo-azjatyckim nakłada się jeszcze jedna istotna warstwa okoliczności – a więc poszukiwanie legitymizacji zewnętrznej, a co za tym idzie – geopolityczne ruchy Chin i USA, w niemałym stopniu angażujące strategów z „kraju silnych jeźdźców”.Prozachodni piwotWraz z nową konstytucją, od 2010 r. wojskowi zamienili mundury na garnitury, by „wygodniej” kontrolować reformy, a zarazem układać swoje karty w grze z Zachodem i ChRL. Było to już udziałem nowej generacji, wykształconych i obytych w świecie technokratów, rozumiejących zasady współczesnej cyrkulacji elit, kapitału i informacji. Naypyidaw (stolica Mjanmy od 2005 r.) wysłał wówczas sygnał, że zamierza wyjść spod gospodarczej kurateli Chin.Zawieszono więc ogień z partyzantką, wypuszczono więźniów politycznych, zliberalizowano gospodarkę, otwierając ją na zagraniczny kapitał. Zniesiono sankcje, zaoferowano pożyczki, a także transformacyjne „know-how” (także z zaangażowaniem polskiej dyplomacji). Zachód uwierzył w demokratyzację Mjanmy według swojego standardu, czemu miały świadczyć kolejne wizyty dyplomatyczne (UE, USA). Nadzieję miał też Barack Obama, według którego Mjanma miała odrodzić się na nowo ustrojowo i gospodarczo pod przywództwem Stanów Zjednoczonych - „(...) jeśli Birmie się uda, zyskamy nowego partnera bez jednego wystrzału”[1].Ważnym społecznie, ale i politycznie ruchem, symbolizującym odchodzenie od dyktatury i zależności względem wielkiego sąsiada było też wstrzymanie się od dwóch dużych inwestycji chińskich. W 2011 r. nowy rząd Związku Mjanmar zrezygnował z budowy zapory wodnej i elektrowni Myitsone (wartej ok. 3,6 mld USD), a także w 2013 r., z modernizacji kopalni miedzi w Letpadaung na północy kraju.Działania te, jak i deregulacje pod kątem inwestycji zachodnich nie zraziły Pekinu, który nie zamierzał oddać pola. Nie dając wiary w szczerość intencji oraz wektor zmiany, Chiny czekały na odpowiedni czas. Miał nadejść relatywnie szybko. W 2020 roku doszło do znacznego zdynamizowania stosunków – stało się to wraz z podpisaniem 33 porozumień, kluczowych dla infrastruktury strategicznych przepływów energetycznych, ale także pod kątem układu geopolitycznego w strukturze Inicjatywy Pasa i Szlaku.Konstytucyjne umacnianie struktur post-reżimowych i krucha prezydenturaRok 2015 miał być rokiem zwieńczenia przemian – po Thein Seinie ustanowiono nowego prezydenta. Miał być pierwszym cywilnym od ponad 50 lat i nieuwikłanym przedstawicielem oraz wyrazicielem narodu. Okoliczności ustrojowe wyboru Htin Kyaw, a także kolejne wątpliwe kroki rządu „Sekretarz Stanu” Suu Kyi i rządzącej NLD (dotyczące zwłaszcza kwestii mniejszości muzułmańskiej) sprawiły, że nadzieje zachodnich patronów na nowe otwarcie zaczęły ulatywać.Suu Kyi i NLD podzielili się władzą z wojskowymi. W istocie nie mieli wyboru, gdyż konstytucja z 2008 r. została tak skonstruowana[2], by generalicja nadal mogła sprawować kontrolę nad nominalnie kluczowymi urzędami prezydenta i wice-prezydentów.Głowa państwa wybierana jest bowiem w sposób pośredni poprzez parlament (Pyidaungsu Hluttaw), na połączonym posiedzeniu jego dwóch izb, spośród trzech wiceprezydentów kraju, reprezentujących odpowiednio izbę niższą, izbę wyższą i... wojsko. Zgodnie z konstytucją armia posiada prerogatywy w zakresie sprawowania legislatywy i egzekutywy, a także 25-procentowy udział w mandatach parlamentarnych oraz w trzech resortach w zakresie bezpieczeństwa.Dodatkowo, cenzus pochodzenia kandydata ogranicza bierne prawo wyborcze na najwyższy urząd osób mających rodzinę za granicą. Zapis jest dość osobliwy i – chciałoby się rzec – przeznaczony dla Suu Kyi, której synowie mają brytyjskie paszporty. Kyaw, był więc uznawany jako prezydent zastępczy, a z czasem marionetkowy. Piastował urząd krótko, po 2 latach, w marcu 2018 r., oficjalnie z uwagi na stan zdrowia złożył urząd.Zastąpił go na stanowisku 66-letni Win Myint, który pełni obowiązki prezydenta do kolejnej elekcji w listopadzie tego roku. Myint, podobnie jak jego poprzednik, jest członkiem NLD, a także bliskim współpracownikiem Suu Kyi, z historią opozycyjną (w latach 90. XX w. był więźniem politycznym, aresztowanym za udział w Powstaniu 8888).Krzywizna birmańskiego okrągłego stołuZwiązek Myanmar to nominalnie republika prezydencka, deklaratywnie demokracja in statu nascendi, a w praktyce? Hybrydowy socjalizm, lub dyscyplinująca (i zdyscyplinowana) demokracja – z elementami znanymi z historii polskiej transformacji. Przy czym mjanmarskim elitom wojskowym udało się nie tyle uwłaszczyć, co przywłaszczyć istotne fragmenty ustroju politycznego i gospodarczego, zostawiając sobie – zdaje się – furtkę do interwencji w momencie kryzysowym, lub w razie wyższej konieczności, np. gdy należy zadbać o jedność terytorialną państwa lub jego interes gospodarczy. A tymi mogą zachwiać – interpretując wydarzenia z ostatnich 8 lat – mniejszości etniczne i ich tendencje separatystyczne.„Życie w ciszy”[3] nie jest już doktryną priorytetową i powszechnie wcielaną, ale być nią nie musi. Pozostaje składnikiem paradygmatu kulturowego, zinternalizowanym i zrozumiałym samo przez się (krytycy dodadzą – „jak u Orwella”). Organiczna praca nad instytucjami i społeczną pamięcią w imię bezpieczeństwa i podstawowego dobrobytu oswoiła obywateli na tyle, że nie muszą en masse rozdrapywać ran po postjuntowskich reformach, ciesząc się względnym dobrostanem i buddyjskim spokojem, o ile nie jest się akurat chrześcijaninem lub muzułmaninem. Żyć w ciszy muszą – zdaje się – przede wszystkim ci, którzy w jakikolwiek sposób chcieliby naruszyć status quo rzeczonej demokratyzacji i prostować mjanmarski „Okrągły stół”; bądź ci, którzy chcieliby storpedować udział Mjanmy w chińskiej Inicjatywie Pasa i Szlaku.Ikony drogi do nowoczesnego państwa prawa odbrązowiały, czego dowodzi najnowsza historia Suu Kyi, która zdaje się porzuciła na tej drodze dawne ideały, ucząc się politycznego pragmatyzmu. Mimo apeli niektórych komentatorów[4] o odebranie jej pokojowej nagrody Nobla, warto wstrzymać się z jej ostateczną oceną. Trudno posądzać liderkę birmańskiego odrodzenia ku demokracji o makiawelizm i wyrachowanie, ale kto wie co przyniosą kolejne wybory i kolejna zmiana generacyjna, którym towarzyszyć będzie jednocześnie coraz intensywniejsze napięcie na linii USA – ChRL.© Mateusz Krycki[1] Remarks by the President at the United States Military Academy Commencement Ceremony, The White House, 28.05.2014, https://obamawhitehouse.archives.gov/the-press-office/2014/05/28/remarks-president-united-states-military-academy-commencement-ceremony[2] Zob. Konstytucja z dnia 10 maja 2008 r. Republiki Związku Mjanmy, Biblioteka Sejmowa; rozdział 3, 4 i 9; https://www.burmalibrary.org/docs5/Myanmar_Constitution-2008-en.pdf (1.05.2020)[3] Cyt. za: Ch. Fink, Living Silence in Burma. Surviving Under Military Regime, Chiang Mai 2009.[4] Zob. A. Domosławski, Aung San Suu Kyi, laureatka Pokojowej Nagrody Nobla, powinna tę nagrodę stracić, w: „Polityka”, 6 września 2017, https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1718916,1,aung-san-suu-kyi-laureatka-pokojowej-nagrody-nobla-powinna-te-nagrode-stracic.read (2.05.2020)

`